Reklama

Teatr jednego aktora? Rozpracowujemy Duńczyków

redakcja

Autor:redakcja

08 czerwca 2018, 17:44 • 8 min czytania 13 komentarzy

Sześć długich lat – tyle czasu przyszło Duńczykom czekać na występ w turnieju rangi mistrzowskiej. Zabrakło ich na Euro we Francji, zabrakło na mundialu w Brazylii, lecz dziś wracają na wielką scenę ze sporymi ambicjami, jedną gwiazdą światowego formatu i całą zgrają piłkarzy bardzo dobrych, albo co najmniej solidnych. Sytuacja trochę podobna do naszej. Zresztą – kto, jak nie reprezentacja Polski najlepiej wie, na co stać Christiana Eriksena i spółkę, kiedy pozwoli się im na zbyt wiele. Reprezentacja Adama Nawałki miewała gorsze mecze, ale takich batów jak we wrześniu od Danii, nie zebrała od nikogo innego.

Teatr jednego aktora? Rozpracowujemy Duńczyków

NAJWIĘKSZA ZALETA

Age Hareide, selekcjoner koordynujący eksplozję Duńskiego Dynamitu, ma spore powody do radości, jeżeli spojrzeć na regularność występów jego podopiecznych w minionym sezonie. Weźmy nawet pod uwagę całą szeroką kadrę – na dwudziestu siedmiu zawodników, aż dwudziestu rozegrało ponad 2000 minut w krajowych ligach. Pułap, jakiego nie osiągnęli choćby Piotr Zieliński (1661), Grzegorz Krychowiak (1642), Maciej Rybus (1491), że już nie wspomnimy o Jakubie Błaszczykowskim (520).

Co więcej, aż sześciu reprezentantów Danii z szerokiej kadry ma na liczniku aż ponad 3000 minut. Po drobnych obliczeniach rachunkowych łatwo wywnioskować, że to więcej niż 33 mecze w sezonie.

– Jonas Lossl – 3420 minut – 38 meczów
– Zanka – 3420 minut – 38 meczów
– Lukas Lerager – 3287 minut – 37 meczów
– Christian Eriksen – 3226 minut – 37 meczów
– Mathias Jensen – 3080 minut – 35 meczów

Reklama

Trzymajcie się mocno w fotelach, bo czas na absolutny ewenement. Jonas Knudsen (klubowy kolega Bartosza Białkowskiego) zagrał 42 spotkania. Niespełna 3800 minut. Facet przegapił tylko cztery mecze w Championship, w tym jeden z powodu nadmiaru żółtych kartek. Orał tak, że w dwóch ostatnich meczach sezonu dzierżył już na ramieniu opaskę kapitana. Przez cały sezon nie zdarzyło mu się wyjść na boisko i nie zagrać od deski do deski. Maszyna.

Age Hareide zabiera na mistrzostwa pakę doświadczoną, ograną, porozsiewaną po klubach całej Europy, w których reprezentanci Danii – zgodnie z powyższymi danymi – odgrywają znaczące role. Na turniej pojedzie ostatecznie tylko trzech zawodników z rodzimej ligi – rezerwowy bramkarz, Fredrik Ronnow, który zresztą porozumiał się już w sprawie transferu z Brondby do Eintrachtu Frankfurt, oraz Viktor Fischer i William Kvist z Kopenhagi. Obaj mają już za sobą doświadczenia w zagranicznych klubach. Trudno powiedzieć, żeby Hareide nabawił się dotkliwej migreny od rozmyślań spowodowanych kłopotem bogactwa, ale sytuację miał na pewno komfortową. Dania to nie tylko Eriksen.

NAJWIĘKSZA BOLĄCZKA

Cieniutko to wygląda, jeżeli chodzi o boki obrony. Wspomniany wyżej Knudsen to niesamowity dzik, jako lewy obrońca Ipswich Town zanotował kilka asyst, ale jednak – mówimy tylko o Championship. Podobnie jeżeli chodzi o Henrika Dalsgaarda, który przeciętnie się spisywał na prawej stronie defensywy Brentford. Najmocniej wygląda z tego całego towarzystwa Jens Stryger Larsen, podstawowy obrońca Udinese.

Więcej nominalnych bocznych defensorów selekcjoner do Rosji nie zabiera, zatem – co całkiem możliwe – będzie próbował coś szyć z udziałem środkowych obrońców, być może przesuwając Andreasa Christensena z Chelsea na boczną stronę defensywy. To manewr, który już bywał w Gangu Olsena stosowany. Jednak najpewniej walkę o pierwszy skład na mistrzostwach stoczą dwaj reprezentanci zaplecza Premier League. Jeżeli Knudsen okaże się mocniejszy, to zajmie lewą obronę, a na prawej zagra Larsen. Gdy rywalizację wygra Dalsgaard, to on powędruje na prawą stronę defensywy, natomiast Larsen przeskoczy na lewą.

Tak czy siak – te nazwiska nie wyglądają zbyt imponująco, biorąc pod uwagę, jakimi armatami Duńczycy dysponują z przodu. Boki defensywy to nie będzie spektakularny wystrzał Duńskiego Dynamitu, raczej skromne zimne ognie.

Reklama

SKŁAD

KLUCZOWY ZAWODNIK

Wybór musi paść na czołowego playmakera świata i absolutną supergwiazdę Premier League – Christiana Eriksena. We wrześniu w Kopenhadze straszliwie dał się reprezentacji Polski we znaki, ale – kontynuując wybuchową metaforę – prawdziwe fajerwerki odpalił dopiero na finiszu eliminacji. Duńczycy w drugim starciu barażowym kompletnie zdemolowali Irlandię, a Eriksen zwieńczył eliminacje do mistrzostw hattrickiem, w sumie gromadząc jedenaście trafień w kwalifikacjach. Jedenaście goli, pomocnik! To tyle samo, co Romelu Lukaku, mniej jedynie od Lewandowskiego i Cristiano Ronaldo. Kosmos. Dość powiedzieć, że kolejnym pomocnikiem na liście najlepszych strzelców był David Silva. Z pięcioma golami.

Nie ma wątpliwości – Eriksen wyrósł na lidera kadry. To zawodnik tak wielkiego kalibru, że ma chyba szansę dorównać osiągnięciom Jona Dahla Tomassona, który na mistrzostwach w Korei i Japonii, grając za plecami Ebbe Sanda, wygrał Duńczykom fazę grupową, ostatecznie kończąc turniej z czterema golami w czterech meczach.

Eriksen kapitalnie prezentował się również w barwach Tottenhamu. Jasne, że znów nie udało mu się odkurzyć klubowej gabloty, tęskniącej za trofeami, ale bilans Duńczyka ujmy mu nie przynosi. W lidze – dziesięć goli i jedenaście asyst. Double-double, klasowy wynik. Do tego zwycięski – choć nieco już zapomniany – występ na Wembley przeciwko Realowi Madryt, spuentowany przez Erkisena bramką.

Eriksen jest dla Skandynawów tym, kim dla nas Robert Lewandowski. Bez niego, oczywiście, wciąż można się na mundial wybrać, ale już nie z nadziejami na wielkie sukcesy. Choć, z drugiej strony, swój największy piłkarski triumf Duńczycy odnieśli bez Michaela Laudrupa. Ale w tym szaleństwie nie ma metody. Gwiazdor Tottenhamu na mistrzostwa pojedzie i postawa drużyny będzie w dużej mierze zależna od jego formy. Jeśli ta będzie wysoka, to mocnego kandydata do strzelenia najładniejszej bramki turnieju już mamy. Lloris, Gallese i Ryan muszą mieć się na baczności, bo Eriksen potrafi zdejmować pajęczynę uderzeniami z naprawdę absurdalnych pozycji.

TURNIEJOWY SCENARIUSZ

Grupa C jest kolejną, w której wyłonienie dwóch faworytów do awansu wydaje się względnie proste. Australia i Peru – fajne historie, dobrze te drużyny zobaczyć na mundialu, lecz potencjał europejskich ekip jest miażdżący. Szczerze mówiąc, gdyby Didier Deschamps zabrał na mundial kadrę Francji C, to i tak wielce prawdopodobne że Trójkolorowi przejechaliby się po przeciwnikach tempem bolidu Alaina Prosta.

Stawiając na Danię w spotkaniu z Peru w LV BET możemy ustrzelić kurs 2,45. 

Niemniej, za ich plecami widzimy właśnie Danię. Duński Dynamit już swego czasu wysadził – dobra, już kończymy ciągnąć wybuchowe żarciki – ekipę Trójkolorowych z turnieju. Wspomniane mistrzostwa z 2002 roku – Rommedahl i Tomasson, dwójka do zera. Francja jedzie do domu, Dania gra dalej. To byłby pewnie najbardziej beznadziejny występ obrońców tytułu w historii, gdyby nie fristajl Eldo podczas Bitwy Płockiej.

Zakładając jednak, że Duńczycy wyjdą z grupy na drugim miejscu, czeka ich mecz… No właśnie, trudno zgadnąć z kim, bo rywalizacja w grupie D zapowiada się na wyjątkowo zaciętą i zwycięstwo Argentyny wcale nie jest takie oczywiste. Załóżmy jednak, że Leo Messi zrobi robotę i to z Albicelestes przyjdzie się Duńczykom zmierzyć w 1/8 finału mundialu. Cóż – trudno, żebyśmy uznali Danię za faworyta w starciu z drużyną Jorge Sampaolego, ale na pewno ekipa z Europy nie pozostanie w takim meczu bez argumentów.

Zwycięstwo Dani w starciu z Australią może przynieść nam sporo szczęścia. LV BET płaci aż 1,74 za wygraną Duńczyków. 

Gdyby natomiast Argentynie powinęła się nóżka w grupowych starciach, to podopieczni Hareide naprawdę są w stanie ogolić zarówno Nigerię, jak i Islandię czy Chorwację. W Kopenhadze mają więc prawo marzyć nawet o ćwierćfinale, choć realnym scenariuszem jest dla nich po prostu wyjście z grupy. Aczkolwiek, potencjał do odegrania roli czarnego konia jak najbardziej jest.

KOMU BĘDZIEMY KIBICOWAĆ

Kasperowi Schmeichelowi. Już nawet nie chodzi o to, że nachalnie doszukujemy się w jego życiorysie polskich akcentów, choć fakt, że jego dziadek – Antoni, choć częściej nazywany Tolkiem – urodził się w Wąbrzeźnie, pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Legii Chełmża, ukończył szkołę muzyczną w Toruniu, a miłość swojego życia – piękną Dunkę Inger – poznał w Sopocie.

My natomiast będziemy dopingować Kaspera, bo mniej znany syn bardziej znanego ojca mozolnie zapisuje swoją własną, naprawdę fajną historię piłkarską i byłby to uroczy akcent w jego karierze, gdyby także na poziomie reprezentacyjnym zapisał się złotymi zgłoskami w kronikach duńskiego futbolu. Sławy ojca już nie zdąży doścignąć – Peter Schmeichel to mistrz Europy, wielokrotny mistrz Anglii, prawdopodobnie najlepszy golkiper w dziejach Premier League i chyba również najznakomitszy bramkarz lat 90-tych. Ale Kasper także ma swoje sukcesy – mistrzostwo zdobyte w barwach Leicester City to osiągnięcie na miarę dziejów.

Syn Tolka to legenda Teatru Marzeń, wnuk zostanie ikoną na King Power Stadium. Jest różnica, ale Kasperowi na mistrzostwach świata w Rosji życzymy takich interwencji, żeby wszyscy na moment zapomnieli o Peterze. Bramkarz Leicester jest do nich na pewno zdolny.

OPINIA EKSPERTA

Rozmawiamy z królem strzelców mistrzostw świata z 1974 roku.

-Panie rydaktorze… Ekhm. Dla mnie, ja powiem tak. Spodziewałem się, że taka to będzie kadra, co ją Age powołał na mistrzostwa Hareide. Ryzyka nie podjął, mię osobiście nie zaskoczył. Powiem uczciwie, panie rydaktorze, powiem panu w ten sposób. Jest takie powiedzenie, że kapitan ma zawsze rację, a jak nie ma racji, to patrz punkt drugi, kapitan zawsze ma rację. Hehe. Albo wróć tam, do pierwszego punktu. Paragrafu, powiem uczciwie. Trzeba powiedzieć, jest ten Eryksen. Taki chłopak do rozegrania, dobrze to robi, bo i bramki szczelał w Manchesterze. Ale jeszcze to polega na tym, że jak nam Kazia Deynę pokryly w siedemdziesiątym ósmym, to brał grę na siebie Kasperczak, a tutaj kto weźmie, powiem panu, panie rydaktorze… Nie widzę.

-Minimum, jakie zakładam, to wyjście jest z grupy. Toście powinni osiągnąć. Łatwo nie będzie, to mówię, to jest raz. Chyba wiemy wszyscy, że później jest już Argentyna i Jugosławia, to już są, wie pan, schody. Pan pamięta, panie rydaktorze, które miejsce miała Argentyna ostatnio, jak był turniej tam u nich, w Brazylii? To ja panu powiem – drugie. To jest, wie pan, powiem panu tak. Żartów nie ma, nie? Hehe. Jeden mecz pucharowy, powiem uczciwie. Nie ma remisu – dogrywka, rzuty karne, drugi się pakuje, jedzie do domu. Druga sytuacja jest taka, wie pan, panie rydaktorze. Trzeba zobaczyć, co chłopcy pokażą w tych szparingach, się dobrze temu przyglądnąć. Do Eryksena musicie kogoś dobrać, powiem panu uczciwie. On nie może tam sam biegać, bo sam to se może biegać ten co kołki kopie, a potem na nie wpada. Może taktykę zmienić, powiem panu? Osobiście, co ja o sobie zawsze mówię jako król szczelców, to tak – macie jednego króla, więc go szanujcie! 

SZALENIE ISTOTNY FAKT

Morten Olsen to serdeczny przyjaciel Włodzimierza Lubańskiego.

FILMOWY ODPOWIEDNIK

Na dole wkleiliśmy poradnik w formie wideo, na czym polega rola tzw. dyrygenta. Innymi słowy – analiza zadania Christiana Eriksena na mundialu.

SONDA WESZŁO

[yop_poll id=”128″]

NAJSILNIEJSZA JEDENASTKA GRUPY

Najnowsze

Igrzyska

Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Kacper Marciniak
2
Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Komentarze

13 komentarzy

Loading...