Reklama

Były takie okresy, że czułem się niedoceniany

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2018, 15:58 • 21 min czytania 11 komentarzy

Maciej Wilusz ma za sobą świetny sezon w barwach FK Rostów. Nie dość, że od razu przebił się do pierwszego składu rosyjskiego klubu, to obronił się bardzo dobrą dyspozycją, co docenili zarówno rosyjscy dziennikarze, jak i kibice Rostowa, którzy wybrali go trzecim najlepszym zawodnikiem minionego sezonu. W Polsce Wilusz zniknął jednak z radarów, więc aby sprawdzić, co u niego słychać, wybraliśmy się aż na południe Rosji. Czy czuje się niedoceniany? Dlaczego zdecydował się właśnie na Rostów? Czy tuż po transferze naprawdę mieszkał w klubowej szatni? Jak zniósł daleką podróż do Chabarowska? Nad którym elementem gry pracuje po treningach? Dlaczego nie do końca wyszło mu w Lechu Poznań i czy wciąż liczy na powołanie do reprezentacji? Na te (i nie tylko) pytania Maciej Wilusz odpowiedział w rozmowie z Weszło. 

Były takie okresy, że czułem się niedoceniany

Dobryj dień, kak diela?

Priwiet, wsio w pariadkie.

Trienirowka siewodia u was była?

Niet, siewodnia u nas wychadnoj.

Reklama

Kak żywiotsa w Rastowie?

Spasiba, charaszo.

Nikakich prabliem nietu?

Nikakich.

A kamanda kak?

Toże charaszo, no pasliednij mać my praigrali.

Reklama

Może przejdziemy już na język polski, bo musimy przyznać, że zdałeś nasz mały test.

W końcówce zeszłej rundy przyjechał tu dziennikarz z Sankt Petersburga, specjalnie po to, żeby ze mną porozmawiać i na końcu zapytał:

– Maciek, a kiedy w końcu pogadamy po rosyjsku?
– Jak przyjedziesz w następnej rundzie, to spróbujemy.

Na razie się nie zjawił, więc mam jeszcze chwilę, ale już moglibyśmy spróbować.

Postanowiliśmy od tego zacząć, bo zauważyliśmy, że zwracasz na języki dużą uwagę. Często wspominałeś, że w Holandii były kary za olewanie nauki, a także zdarzyło ci się wbijać szpile obcokrajowcom z ekstraklasy, którzy nie uczyli się polskiego.

Szczerze mówiąc, to gdy tu przyjeżdżałem, myślałem, że już po dwóch miesiącach będę gadał po rosyjsku. W Holandii po pół roku swobodnie rozmawiałem w tamtejszym języku, a rosyjski na początku wydawał się prostszy. Byłem w szoku, że jest inaczej. Przynajmniej dla mnie jest on trudny i długo tylko rozumiałem, co się do mnie mówi, a był problem z odpowiadaniem. Uważam jednak, że każdy zawodnik, który gdzieś jedzie i podpisuje kontrakt na więcej niż rok, ma obowiązek nauczyć się języka. Przede wszystkim po to, żeby lepiej się czuć i dogadywać z kolegami. W Lechu kładziono nacisk na to, by piłkarze mieli lekcje, ale w kilku polskich klubach komunikacja leży przez brak znajomości choćby angielskiego.

A w Rostowie starają się was jakoś dyscyplinować? Macie przecież sporo obcokrajowców.

W klubie nas praktycznie nie pilnują. Jest tu jeden piłkarz, który w Rosji gra od kilku sezonów, a zna może pięć słów. Ja sam od początku narzuciłem sobie rygor, zresztą to samo dotyczy mojej żony. Przede wszystkim po to, żeby ona też się lepiej tu czuła, mogła pójść do sklepu, zapytać o produkty i tak dalej. Zawsze fajnie znać kilka zwrotów i się dogadać. W klubie mamy za to przydzielonego tłumacza, który pełni też rolę organizatora różnych rzeczy. Gdy piłkarz czegoś potrzebuje, to uderza do niego. Wielu prosiło go na przykład o kartę do telefonu, ale ja stwierdziłem, że to żadna wielka filozofia i nie będę ściągał go przez taką pierdołę. Wolę sam zbierać takie doświadczenia. Nawet jeśli się spalisz, to następnym razem zrobisz już dobrze.

CHIMKI 02.12.2017 MECZ 19. KOLEJKA PRIEMJER-LIGA SEZON 2017/18: DYNAMO MOSKWA - FK ROSTOW NAD DONEM 2:0 --- RUSSIAN PREMIER LEAGUE FOOTBALL MATCH IN KHIMKI: DYNAMO MOSCOW - FC ROSTOV 2:0 MACIEJ WILUSZ FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Prawidłowo, bo czasami piłkarze są tak we wszystkim wyręczani, że później nie potrafią samodzielnie wysłać listu na poczcie.

Tak, to się zdarza, ale ja staram się trochę inaczej podchodzić do sprawy. Oczywiście zdarzało się też, że potrzebowałem pomocy. Na przykład gdy zakładałem konto w banku, chciałem mieć obok siebie kogoś zaufanego, ale później już potrafiłem sam resztę ogarnąć. Na pewno fajne jest to, że po sąsiedzku mieszka polska rodzina, która jest tu od pięciu lat. Wiemy, że gdyby coś się działo, zawsze ktoś nam pomoże, co daje komfort. Do tego na początku bardzo wiele pomógł mi też Paweł Mogilewiec Szybko się skumaliśmy, wspierał mnie wraz z dziewczyną. Od nich się nauczyłem pierwszych zwrotów i oglądaliśmy razem mieszkania.

To prawda, że przez pierwszy miesiąc w Rostowie mieszkałeś w szatni?

Nie do końca! Szatnię generalnie mamy tylko na głównym stadionie. Z kolei w bazie jest tak, że nie mamy klasycznego miejsca z szafkami, bo każdy piłkarz ma tam swój pokój. W środku jest łóżko, szafka i tak dalej, w zasadzie wszystko czego potrzebujesz. Tam się przebieramy przed treningami..

Czyli na szeroko rozumiane warunki nie narzekasz.

Po starej bazie widać, że ma już trochę lat, ale niczego nam nie brakuje. Mamy na przykład dwa boiska treningowe za sztuczną nawierzchnią. Jedna płyta jest też przeznaczona stricte dla pierwszego zespołu, a wyróżnia się tym, że jest otoczona specjalną kratą. Gdy wchodzisz do środka, czujesz się trochę jak w klatce. Jesteśmy tam tak odgrodzeni, że nikt nie jest w stanie nas podglądać. Uważam, że to fajne, bo masz tam poczucie, że to jest to miejsce, w którym musisz się skupić na tym, by dać z siebie wszystko przez te dwie godziny. Nic nie ma prawa cię rozproszyć.

Skąd w ogóle wziął się ten transfer? Wiemy, że dość mocno chciała cię Wisła Płock, dużo pisało się, że może Steaua Bukareszt cię weźmie, a tu nagle bum – Rosja i niedawny uczestnik Ligi Mistrzów.

Zainteresowanie Wisły Płock było jeszcze wtedy, gdy w Lechu nie grałem zbyt wiele, czyli zimą. W grę mocno wchodziła też zresztą druga Wisła i inny wyjazd zagraniczny, bo był mocny temat ze Szkocji z Heart. Jednak później zacząłem regularnie grać. Mój kontrakt się kończył i prawda jest taka, że gdybym miał zostać w Polsce, to dalej grałbym w Lechu. W zasadzie byliśmy dogadani z prezesem, ale gdy pojawiła się zagraniczna opcja, to szybko zmieniłem decyzję. Zawsze chciałem grać w mocniejszym otoczeniu. Może i wszystko odbyło się po cichu, ale ja też nie jestem typem, który lubi coś rozdmuchiwać, gdy nie jest klepnięte. Skupiałem się na robocie, bo do końca walczyliśmy o mistrza.

wilusz 1

To prawda, że trafiłeś tu, bo do takiego transferu nie był przekonany Jarosław Jach?

Chyba przymierzali go tu trochę wcześniej, ale szczerze mówiąc – nie interesowałem się tym. Wiem, że klub mnie oglądał, monitorował i był bardzo zdeterminowany, bym podpisał z nim kontrakt.

Często powtarzałeś, że jeszcze wyjedziesz do zagranicznej ligi, ale raczej ciągle mówiłeś o Zachodzie.

Przede wszystkim chciałem wyjechać do lepszej ligi. Jak usłyszałem, że jest opcja z Rosji, to liczyło się tylko to, iż są to bardzo mocne rozgrywki. Wyższy poziom piłkarski przyciąga, to podstawa. Wydaje mi się, każdy piłkarz dąży do tego, by grać w jak najlepszym otoczeniu.

Bzdura. Znamy wielu takich, którym odpowiada kopanie u nas. Że tak to ujmiemy – gdy jest blisko do mamy.

Okej, może i macie rację. U mnie to chyba wynika z tego, że jako młody chłopak wyjechałem do Holandii i poczułem inny klimat. Tamtejsze kluby były wtedy stabilne i bogate. W szatni Heerenveen spotkałem takich piłkarzy jak Klaas-Jan Huntelaar czy Afonso Alves, a przecież nie byliśmy klubem ze ścisłej czołówki. Dziś się już sporo pozmieniało, bo ciągle utrzymuję kontakt z ludźmi, a nawet byłem w Holandii w czasie jednej z przerw na kadrę i na własne oczy widziałem, że jest gorzej, niemniej jednak bakcyla połknąłem właśnie w młodości.

Gdy sprawdziłeś na mapie, gdzie leży Rostów, bliskość Donbasu nie miała żadnego znaczenia?

Wiele osób pytało mnie, czy się nie obawiam. Może trochę nie miałem świadomości, co się tam działo, ale kompletnie o tym nie myślałem. Skupiłem się na tym, że mam iść do klubu, który niedawno grał w Lidze Mistrzów, do solidnej drużyny z mocnej ligi rosyjskiej. Można powiedzieć, że te pozytywy przesłoniły resztę.

Tyle tylko, że tej drużyny, która potrafiła ograć Bayern, już nie było. Piłkarze rozpierzchli się po całym kraju. Trochę niewiadoma. Tym bardziej, że mówiło się też, iż tu nie płaci się na czas.

Przy takich transferach zawsze jest kilka znaków zapytania. Macie rację, że z tamtej ekipy zostało chyba trzech czy czterech graczy, ale potencjał piłkarski ciągle jest tu bardzo duży. Jeśli chodzi o finanse, to zaufałem moi menedżerom i wiem, że odwalili dobrą robotę. Miałem oczywiście świadomość, że był tu taki okres, w którym pościągano gwiazdy i postawiono kominy płacowe, po czym zrobił się problem, ale teraz wszystko wygląda inaczej. Zresztą w całej Rosji jest podobnie. To już nie te czasy, w których – jak opowiadał jeden z kolegów – do szatni pewnego klubu wpadał właściciel i w ramach premii wręczał złotego Rolexa z diamentami. Dziś jest skromniej, ale stabilniej.

Wracając trochę do codziennego życia, powiedz, jak ty się tu w ogóle odnajdujesz? Sporo dzisiaj spacerowaliśmy po mieście i różnica jednak jest spora. Czujemy się trochę jak w Polsce 10 lat temu.

Miasto sprawia wrażenie starego, prawda? Akurat ta dzielnica, w której się spotkaliśmy i w której mieszkam, jest jedną z lepszych i w jej przypadku pozory mogą mylić, bo sama architektura nie jest przecież nowoczesna. Mimo wszystko jest tu wiele fajnych miejsc. Byliście nad rzeką?

Nie mieliśmy okazji.

Po jednej stronie jest stadion, a po drugiej bardzo ładna promenada, fajne knajpki, w których można usiąść i podziwiać widoki. Im więcej czasu się tu spędza, tym bardziej można się do tego miejsca przekonać.

Czuć, że mistrzostwa się zbliżają? To czwarte miasto, które odwiedzamy i mamy mieszane odczucia.

Na początku przyjechałem tu bez żony, więc miałem sporo czasu na obserwacje i przede wszystkim w oczy rzucały się remonty dróg. Miasto było kompletnie rozkopane i dziś zaczyna to wyglądać. Z kolei gdy teraz wróciłem tu po świętach, mam wrażenie, że sami ludzie są bardziej przygotowani na przyjazd gości. Dziś gdy wchodzę do restauracji, zawsze znajdzie się ktoś, kto mówi po angielsku lub przynajmniej przyniesie menu w tym języku. Uwierzcie, że wcześniej trudno było spotkać takiego kelnera. A jeśli chodzi o sam stadion, to dopiero zaczynamy tam grać. Wcześniej byliśmy go tylko odwiedzić. Ciągle trwały jakieś prace wykończeniowe, ale tak generalnie położenie robi wrażenie. Mówi się też, że powstają hotele i wszystko będzie zapięte na ostatni guzik, choć nie będę ściemniał, iż jakoś uważnie to śledzę. Moja codzienna trasa to z reguły dom-baza-dom.

Aż tak?

Wiadomo, że jak jest wolna chwila, to chętnie wyskoczymy z żonką na spacer czy do restauracji, ale nie powiem, że ciągle zwiedzamy. Chcieliśmy ostatnio polecieć do Moskwy, ale pogoda była średnia. Gdy trafiły się cztery wolne dni, wsiedliśmy w nocny pociąg do Soczi. To miasto mogę wszystkim polecić, świetne miejsce. Na początku gdy tu jechałem, rzeczywiście było tak, iż kompletnie nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, ale przepaści nie ma. Jeśli miałem jakiś problem, to chyba te bezpańskie psy.

Spotkaliśmy jednego po drodze i wyglądał tak, że chyba niewiele mu zostało.

Rzeczywiście można się na nie natknąć, ale coraz rzadziej. Problem polegał jednak na tym, że moja żona jest tak wrażliwa, że każdego z nich chciałby uratować. Zawsze prosiła, żebyśmy coś zrobili. Serce się czasami krajało, ale musiała trochę zmienić myślenie, bo wiadomo, że niewiele mogliśmy zrobić.

wolusz2

A co z różnicami w mentalności?

Ludzie są tu bardzo otwarci i życzliwi. Z tego co słyszałem, to cały ten region tym się charakteryzuje. Gdy na początku wchodziłem do taksówki, to mówiłem, że nie rozmawiam po rosyjsku, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo taksówkarze i tak dalej nawijali swoje. I czuć tu dużą chęć nie tylko do rozmowy, ale też do pomocy. Jeśli zaczepisz kogoś na ulicy, to będzie bardzo przejęty, byś był zadowolony z jego wsparcia. To pozytywnie zaskoczenie, bo sami wiecie, jaki jest u nas stereotyp Rosjan.

Że są skorumpowani. Że dużo piją.

Jeśli chodzi o to pierwsze, to nie miałem żadnej styczności. A alkoholowe eskapady może i znam, ale… z opowieści! Wiem, że to wcześniej był bardzo szeroko dyskutowany temat, a nawet problem, ale odkąd tu jestem, jeszcze nigdy nie widziałem wstawionego zawodnika.

A taki wyjazd do Chabarowska czuć później w nogach?

Czuć i to zdecydowanie! Tym bardziej, że długo tam lecisz, jesteś rano, śpisz cztery godziny, ale musisz wcześnie wstać, wyjść na rozgrzewkę i grać. Ciężko się przestawić. W zasadzie nie da się być świeżym w trakcie takiego meczu. Wiem, że niektóre drużyny wylatują na to spotkanie kilka dni wcześniej, ale nam nakreślono taki plan, że ruszamy niecały dzień przed meczem.

Wszyscy zawodnicy ligi rosyjskiej zwracają uwagę na to, że ta podróż jest tragiczna, ale jednak najgorzej mają piłkarze SKA. Policzyliśmy, że Łukasz Sekulski do końca sezonu przebędzie odległość odpowiadającą dwukrotnemu przebyciu równika.

Ciężka sprawa. Na szczęście to tylko jeden mecz w sezonie. Rosja jest ogromna i tu bez samolotu ani rusz. My jedynie do Krasnodaru jechaliśmy autokarem.

Który piłkarz Rostowa robi na tobie największe wrażenie?

Hm…

Trener Karpin!

Był wielką postacią w czasach piłkarskiej kariery i w zasadzie dalej jest. Gdziekolwiek polecimy, to jest najbardziej obleganą osobą, wszyscy chcą sobie robić z nim zdjęcia czy zamienić dwa słowa. Dobrze, że podpowiadacie, bo piłkarza nie jestem w stanie wyróżnić. Często powtarza się banały o kolektywie, ale tu naprawdę nie ma wielkich gwiazd. Jest fajna, wyrównana ekipa. Ulubieńcami publiczności są Kałaczew i Gatcan, bo to doświadczeni gracze, którzy są tu od lat.

Ale zdaje się, że Maciej Wilusz też nie może narzekać. Na początku sezonu nawet trafiłeś na sektorówkę.

Jeśli tak, to bardzo się cieszę. Zdarza się, że ktoś rozpozna mnie na ulicy i poprosi o zdjęcie czy autograf. Albo w taksówce nie chcą ode mnie pieniędzy za przejazd. Choć bardzo popularna jest tu też piłka ręczna kobiet. Panie ostatnio daleko zaszły w Lidze Mistrzyń.

Doceniły cię też rosyjskie media, bo jeśli chodzi o noty czy recenzje, to do ścisłej czołówki stoperów niewiele ci brakowało.

Nie sprawdzam tego, ale skoro tak mówicie, to bardzo mi miło.

To zapytamy inaczej – czujesz się niedoceniany w Polsce?

Były takie okresy.

Kiedy?

Na przykład gdy występowałem w Lechu, ale popełniłem jeden czy drugi błąd i docierały do mnie pewne rzeczy. Czasami ta krytyka była za mocna lub po prostu nieuzasadniona. Był też taki czas, że czułem się dobrze, ale siedziałem na ławce, więc musiałem szukać innego rozwiązania.

CHIMKI 02.12.2017 MECZ 19. KOLEJKA PRIEMJER-LIGA SEZON 2017/18: DINAMO MOSKWA - FK ROSTOW NAD DONEM 2:0 --- RUSSIAN PREMIER LEAGUE FOOTBALL MATCH IN KHIMKI: DYNAMO MOSCOW - FC ROSTOV 2:0 MACIEJ WILUSZ JEWGIENIJ LUCENKO FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

A jak jest dzisiaj? Grasz w lidze, która jest znacznie silniejsza od naszej, grasz w solidnej drużynie, a mamy wrażenie, że łatwiej dostać szansę w kadrze, jeśli występujesz w ekstraklasie, bo wszyscy mają cię pod nosem.

Jeśli rzeczywiście tak jest, to jest to dziwne. Jeśli chodzi wam o kadrę, to nie powiem nic kontrowersyjnego. Ciągle robię swoje. Najważniejsza jest regularna gra, bo wtedy można kogoś obserwować. Ten warunek spełniłem i będę to robił dalej. Może w pewnym momencie ktoś uzna, że jestem przydatny. Na dziś widocznie nie jestem.

Były jakieś sygnały od trenera czy sztabu, że jesteś brany pod uwagę?

Nie. Chociaż… Chwilę rozmawiałem z delegacją związku, która przyjechała do Moskwy na losowanie. Akurat graliśmy jedną z tamtejszych drużyn. Ale to było dosłownie kilka minut, bo autokar na mnie czekał i coś kompletnie niezobowiązującego.

Jeszcze w 2014 roku Nawałka mówił, że jesteś jego numerem trzy, jeśli chodzi o stoperów. Zagrałeś też obok Glika w meczu sparingowym z Litwą, który był ostatnim sprawdzianem przed startem eliminacji, w których narodziła się ta drużyna. Byłeś blisko, żeby wskoczyć do tego pociągu, dlatego dziś może trochę dziwić to, że jesteś ignorowany.

Wtedy zmieniłem klub. Poszedłem do Lecha i początki miałem ciężkie. Wypadłem trochę z obiegu, a tylko regularna gra może przynosić powołania. Myślę, że dlatego tak się to pozmieniało.

A gdy oglądałeś ostatnie mecze kadry, to myślałeś sobie, że mógłbyś się przydać, bo w klubie grasz w podobnym systemie z trójką obrońców?

Reprezentacja dopiero ten system testowała i wydaje mi się, że na mundialu zagramy jednak czwórką, a to będzie alternatywa. To całkiem inne granie, trzeba się go nauczyć, ale coraz więcej drużyn próbuje. Fajnie, że ja też mogłem się rozwinąć. Jeśli kiedyś będę potrzebny kadrze, na pewno to mi się przyda.

Ale masz już 29 lat. Nie czułeś, nigdy że zbliża się ostatni moment, żeby zaistnieć?

Nie myślałem o tym. Wydaje mi się, że każdy, kto jest w dobrej dyspozycji, może dostać powołanie – nieważne, czy ktoś ma 34 lata, czy mniej. Kadra to kadra – mają grać najlepsi w danym momencie, więc rola wieku nie powinna być tak istotna.

Czujesz, że w swojej karierze straciłeś dużo czasu? Na poważnie zacząłeś grać dopiero w wieku 23 lat.

Nie ma co ukrywać – moja droga była bardzo kręta. Jestem przekonany, że gdyby nie kontuzje, to już w wieku 18 lat grałbym w lidze holenderskiej. Czułem się mega mocny. W zasadzie myślałem, że zaraz wskoczę do składu Heerenveen, a dwa lata później będę grał już w Anglii. Pamiętam z rozgrywek młodzieżowych na przykład Jana Vertonghena i nie miałem w stosunku do niego żadnych kompleksów. Nawet było tak, że starliśmy się w jednym z meczów. Krył mnie przy stałych fragmentach i nie potrafił się sportowo zachować, a ja nie umiałem utrzymać nerwów na wodzy. Dostał klasycznego low kicka! (śmiech) Ostatecznie wszystko ułożyło się inaczej, to on zrobił dużą karierę a nie ja, ale jestem bardzo zadowolony z tego, że sam wyszedłem ze wszystkich zakrętów. Po Holandii i tych przykrych kontuzjach wróciłem do Wrocławia, pracowałem we własnym zakresie i…

…w pewnym momencie chciałeś zakończyć karierę.

Jeśli przez dwa lata nie możesz uprawiać swojego zawodu, to w pewnym momencie przychodzą do głowy takie myśli. Jednak cały czas pamiętałem też o tym, że za dużo pracy włożyłem, żeby grać w piłkę, aby ot tak to zostawić. Miałem momenty słabości, ale ta decyzja o zakończeniu wciąż była daleko.

Ale wybór słabego Kluczborka to było zaczynanie wszystkiego od zera.

No tak. Zawsze tłumaczę to w ten sposób – dwa lata nie grałem w piłkę i potrzebowałem powrotu krok po kroku. Musiałem odnaleźć umiejętności, które posiadałem i uważam, że było to świetne rozwiązanie. Poza tym pokazałem tym ruchem, że jestem pewny swoich umiejętności. Nie każdy wróciłby z poukładanej Holandii w takie miejsce. A ja wiedziałem na co mnie stać, gdy jestem w pełni dyspozycji, dlatego transfer wyżej był kwestią czasu.

Ty w ogóle wbrew pozorom jesteś bardzo pewny siebie. A to mówiłeś o grze w Premier League, a to w czasach Korony rzuciłeś, że w rytmie meczowym jesteś w czołówce polskich stoperów. Podobne deklaracje pojawiają się na każdym kroku.

Ogólnie uchodzę za skromnego, ale gdy ktoś już zadaje mi takie pytania, to odpowiadam z pełną świadomością tego, na co mnie stać. I robię swoje. Nie wywyższam się, bo szanuję pracę innych piłkarzy, ale też nie jestem fałszywie skromny.

A wiesz czym jest „syndrom Macieja Wilusza”?

Nie mam pojęcia.

Łukasz Mika, były skaut Lecha, wyjaśnił nam w wywiadzie, że chodzi o sytuację, w której piłkarz gra dobrze, ale tylko do momentu popełnienia pierwszego bramkowego błędu. Później kolejne wpadki przychodzą lawinowo.

On to wymyślił? (chwila zastanowienia) Nie wiem, co odpowiedzieć. To chyba jakaś jego subiektywna interpretacja pewnych sytuacji, ale ja nigdy nie miałem takiego problemu.

To co się wtedy z tobą działo?

Po prostu miałem słabszy okres. Jeśli chodzi o głowę czy podejście, to nigdy nie miałem problemów. Pamiętam moją konferencję prasową po powrocie z Korony. Też zarzucano mi na niej, że niby przerasta mniej presja Lecha. Odpowiedziałem wtedy, że gdyby tak było, to zostałbym do końca w Kielcach, a wróciłem wcześniej, niż miałem. Takie okresy, gdy nie idzie, się zdarzają. Pewnie popełniłem jakiś błąd w przygotowaniu indywidualnym, ale nie jestem w stanie go wskazać. W Poznaniu czułem się dobrze.

Zrobiono z ciebie kozła ofiarnego?

Tak, ale wiem też, że na końcu wielu ludzi liczyło, że jednak zostanę. Zyskałem przy bliższym poznaniu. Myślę, że ostatecznie dobrze mnie tam wspominają.

A co sobie myśli piłkarz, który wychodzi na 11. mecz, gdy z poprzednich 10 nie wygrał żadnego, co w tak silnym klubie jest irracjonalną serią?

Zawsze można się czegoś takiego doszukiwać, ale to tylko statystyczna ciekawostka.

Na swój sposób twoja seria była imponująca.

Dla niektórych na pewno.

Wiadomo, że brak tych zwycięstw nie był głównie twoją winą, choć zdarzało ci się też zawalić.

Popełniłem kilka błędów, które kosztowały nas bramki, choć czasami przypisywano mi też przypadkowe sytuacje. Nierzadko trzeba mieć po prostu szczęście, bo jednak w naszej lidze odgrywa ono dużą rolę. W niektórych meczach nawet kluczową. Mam jednak satysfakcję, że tak jak z pomocą doktora Bartłomiej Kacprzak z OMS Sport, który pomaga mi od wielu lat i na którego zawsze mogłem, potrafiłem się dźwignąć po ciężkich kontuzjach, tak sam potrafiłem wyjść z tego trudnego okresu, gdy byłem tym najgorszym nawet wtedy, kiedy nie grałem.

Jakim wynikiem zakończyłby się mecz Rostowa z Lechem?

Bardzo trudne pytanie. W każdej lidze gra się trochę inaczej i zwraca się uwagę na inne rzeczy, dlatego tak niełatwo odpowiedzieć. Naprawdę trzeba by zrobić duże zestawienie obejmujące wiele rzeczy, by to obiektywnie porównać. Jeśli chodzi o same sprawy organizacyjne i tym podobne, to po przeprowadzce do Rostowa nie zauważyłem większej różnicy, bo Lech to pod wieloma względami poziom europejski. Jeśli chodzi już o sam poziom gry, to jest trochę inaczej – pod względem samych umiejętności piłkarskich, w Lechu byli dobrzy gracze, ale prawdziwy przeskok jest wtedy, gdy mówimy o tempie gry i obciążeniach, które nie każdy by wytrzymał.

Dostaliśmy poważną analizę, choć wydawało nam się, że odpowiedź jest oczywista!

Szczerze mówiąc, czasami mam wrażenie, że jest odwrotnie – wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie realia tu panują, ale na podstawie samego opakowania oceniają, że tu jest gorzej niż u nas. I rzeczywiście w Rosji cała otoczka nie powala, ale trzeba mieć świadomość, że nasza liga czasami jest sztucznie pompowana przez Canal+.

Jesteś dyplomatą, ale powiedzmy wprost – czasami to zawijanie gówna w ładny papierek.

Dziennikarze po prostu świetnie wykonują swoją pracę, bo robią show, które robi wrażenie na zewnętrznych obserwatorach. Tutaj wygląda to inaczej, ale ma to niewiele wspólnego z samym poziomem. To nie tak, że gardzę ekstraklasą czy coś. Idziemy do przodu, ale wyżej cenię inne ligi. Zresztą już wam tłumaczyłem, dlaczego chciałem wyjechać.

Twoja metamorfoza, do której w pewnym momencie doszło, to zasługa Nenada Bjelicy?

Porównując wszystkich trenerów, których miałem w życiu, wliczając w to Holandię i Rosję, to jeden z najlepszych. Ścisły top zarówno jako fachowiec, jak i człowiek. I uważałem tak nawet na początku, gdy u niego nie grałem i miałem odejść. Był taki moment, że trener podszedł do mnie po zajęciach i powiedział: „wiem, że kończy ci się kontrakt i jesteś niezadowolony, ale mimo wszystko chcę, żebyś został”. Dodał, że bardzo mnie ceni i pomoże mi się podnieść. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie, bo to było w tych chwilach, gdy byłem najmocniej krytykowany. Z czasem zrobił tak, jak obiecał.

A jak wypadają na tym tle trenerzy w Rosji? Najpierw był Kuczuk, teraz Karpin. Dwa różne typy, przynajmniej tak są przedstawiani w mediach, ale spore nazwiska.

U trenera Kuczuka na początku uderzyły mnie obciążenia treningowe.

To Białorusin i można też powiedzieć, że ta sama szkoła co Czerczesow.

Było ciężko. Podobne obciążania miałem tylko u jednego trenera w Holandii. Ciekawe było to, że w nogach czuliśmy każdy przebiegnięty kilometr, a rękach każdy przerzucony kilogram, a mimo wszystko w dniu meczowym była świeżość. Trener Karpin wypada trochę inaczej. W swoim sztabie ma ludzi z Hiszpanii, między innymi trenera od przygotowania, który prezentuje całkiem inne podejście. Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Tak naprawdę te różnice nie były aż tak znaczące, by kogoś wyróżniać. U Kuczuka były duże obciążenia, bardzo dużą wagę przywiązywał też do wnikliwej analizy i w wielu sprawach wzorował się na Włochach. Ogólnie to naprawdę dobry trener. Często przytaczał nam statystyki i mówił, jak to wygląda w Italii. Był analitykiem w takim stopniu, że gdy kiedyś zobaczył, jak zostaję po treningu, by poćwiczyć wolne, podszedł do mnie i zaczął opowiadać o konstrukcji piłki, co przekłada się na to, kiedy ona opada. Spotykam różnych trenerów z wielką wiedzą, ale to było na swój sposób niesamowite.

Po co trenujesz wolne?!

Jakbyś się bardziej interesował, to byś wiedział, że w Holandii to ja byłem głównym wykonawcą stałych fragmentów, jeśli chodzi o lewą nogę! A konkurencja – jak to w Holandii – była spora. W Polsce nikt mi nie chciał tego powierzyć, na przykład w Lechu odpowiedzialni byli za to głównie Darko Jevtić i Maciej Gajos, ale po wyjeździe chciałem sobie odświeżyć tę umiejętność.

Ciekawe podejście. Takiemu Danielowi Łukasikowi w młodości nie chciało się szukać bramkarza, a ty mimo wieku i pozycji dalej nad tym pracujesz.

Tak jak mówię, wróciłem do tego dopiero w Rosji. Zawsze zostawałem po treningach, ale robiłem inne rzeczy, a teraz chciałem sobie przypomnieć, jak fajne jest strzelanie z wolnych. I szczerze mówiąc, myślę, iż jeszcze stać mnie na to, żeby wskoczyć na taki poziom, że noga będzie odpowiednio ułożona i trener zwróci na mnie uwagę.

CHIMKI 02.12.2017 MECZ 19. KOLEJKA PRIEMJER-LIGA SEZON 2017/18: DYNAMO MOSKWA - FK ROSTOW NAD DONEM 2:0 --- RUSSIAN PREMIER LEAGUE FOOTBALL MATCH IN KHIMKI: DYNAMO MOSCOW - FC ROSTOV 2:0 MACIEJ WILUSZ FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak tu wygląda podejście do młodych zawodników? Słyszeliśmy, że to twój konik.

Kiedyś w Holandii byłem świadkiem takiej sytuacji – Gerald Sibon, który w zasadzie był ikoną w Eredivisie, podszedł do takiego chłopaczka, który wchodził do drużyny i tak pogadali:

– Co ty tu jeszcze robisz?! Zabieraj się do swojej roboty! Zbieraj piłki!
– Spadaj, sam sobie zbieraj.

Nic wielkiego, ale dało mi to do myślenia. W Holandii ci młodzi, którzy wchodzą do pierwszego zespołu, z reguły mają duże mniemanie o sobie i nie dają sobie w kaszę dmuchać. W Polsce wygląda to inaczej. Lubię pomagać młodym piłkarzom, którzy chcą się rozwijać i mają w sobie pokorę. U nas starsi z reguły podchodzą inaczej, bo widzą w młodym potencjalne zagrożenie, ale ja – chyba przez tę Holandię – nigdy tego nie rozumiałem.

Podobno w Bełchatowie zajmowałeś się choćby Damianem Szymańskim. Miałeś nosa, bo dziś robi karierę.

Powiem wam, jak to wyglądało. Gdy miałem tę cholerną kontuzję, leczyłem się w specjalnym ośrodku holenderskiej federacji, który był położony 200 kilometrów od Heerenveen. Kumple byli daleko, nudziłem się, ale w weekendy podjeżdżał do mnie klubowy skaut i zabierał mnie na mecze. Sporo się nauczyłem o obserwacji piłkarza, bo zdradził mi większość tajników. Mam trochę szerszą perspektywę. A jeśli chodzi o „Szychę”, to trzeba wspomnieć, że to trener Kiereś mocno w niego uwierzył i na niego postawił. Z wieloma chłopakami pracowałem indywidualnie. Na przykład w Lechu z Pawłem Tomczykiem. Zostawaliśmy po treningach i szlifowaliśmy technikę czy kontrolę piłki. To pracowity i pokorny chłopak. Czasami piłkarze, którzy przebijają się do pierwszej drużyny, myślą, że wystarczą im treningi z lepszymi. On wiedział, że to za mało.

Na zakończenie powiedz, czego możemy ci życzyć?

Szczęścia i zdrowia.

Bo dobry kontrakt w rublach juz masz.

O tym nie będziemy gadać. Zawsze wolałem omijać ten temat, bo czasami piłkarzy ocenia się nie przez pryzmat umiejętności a przez grubość portfela.

To dorzucimy powołanie do kadry.

Nie pogardzę.

W klubie dziwią się, że ono nie przychodzi?

Tak, pytają Wcześniej trener też mocno się tym interesował. Nie wiem, co mam im mówić. Mogę tylko robić swoje.

ROZMAWIALI MATEUSZ ROKUSZEWSKI I KAROL BOCHENEK

Fot. główna oraz zdjęcia Macieja Wilusza w barwach Rostowa – 400mm.pl

Pozostałe – Mateusz Rokuszewski

Najnowsze

Weszło

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
2
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

11 komentarzy

Loading...