Reklama

Znów jest wielki

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2018, 10:43 • 8 min czytania 7 komentarzy

Najwięksi zawodnicy mają to do siebie, że za każdym razem, gdy tylko pojawia się wobec nich choćby najmniejszy cień wątpliwości, oni za chwilę udowadniają, iż są w stanie unieść wszelaką krytykę, a potem uciszają ją kolejną serią wybitnych występów. O Cristiano Ronaldo pisaliśmy przecież w styczniu, kiedy jeszcze nie wyszedł z kryzysu: „jest przeszłością Realu Madryt, być może przyszłością, ale na pewno nie teraźniejszością”. Nie pomyliliśmy się. Portugalczyk przepracował swój prawdopodobnie najtrudniejszy okres w karierze, a teraz znów zbiera tego owoce. Znów jest wielki.

Znów jest wielki

Wiosna 2018 należy do Realu. Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak wcześnie Królewscy wypisali się z walki o mistrzostwo Primera División. Nie uciekniemy od tego w jakiejkolwiek ocenie bieżącego sezonu Los Blancos, aczkolwiek nie zrozumcie nas źle, to też żaden przytyk. Z perspektywy czasu bowiem możemy z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż w pewnym sensie plan madrytczyków na ten sezon się wypełnia. Od początku został on obliczony tak, by to na wiosnę przypadł szczyt formy poszczególnych zawodników. Wiadomo – wymknęło się to znacznie spod kontroli, aczkolwiek cel wciąż może zostać zrealizowany. Trzecia z rzędu Liga Mistrzów jest na wyciągnięcie ręki.

Prawdziwy renesans przeżył również nasz bohater, znów stając się pierwszoplanową postacią drużyny, w wielkim stopniu przyczyniając się do jej sukcesu w najważniejszych europejskich rozgrywkach. „Pan Liga Mistrzów” – tak pisaliśmy o Portugalczyku jakiś czas temu, ponieważ stał się on w niej prawdziwym potworem, w pozytywnym znaczeniu tego słowa oczywiście. Hegemonem, królem, albo kimkolwiek sobie zażyczycie.

Przecież nawet Leo Messi nie jest w stanie nawiązać z nim równorzędnej walki, tak niesamowite liczby od dawna wykręca Cristiano w Pucharze Europy. Bo gdy już kończy się w nim zabawa, a zaczyna poważne granie, czyli jakoś od ćwierćfinałów, Ronaldo wręcz deklasuje Argentyńczyka pod względem skuteczności. Licząc od ¼ wzwyż, ich historyczny bilans wynosi 40:16 na korzyść zawodnika Realu. A skoro odstawił on tak brutalnie nawet swojego największego przeciwnika, to przez grzeczność nawet nie będziemy przywoływać statystyk innych śmiertelników.

Nawet rzut oka na tegoroczny sezon na arenie międzynarodowej Królewskich daje doskonały obraz wyjątkowego związku pomiędzy wychowankiem Sportingu, a Champions League. Słusznie pisano jesienią, iż praktycznie w pojedynkę poprowadził zespół do wyjścia z bardzo trudnej grupy, z Tottenhamem, Borussią Dortmund oraz APOELem. Z pięciu goli strzelonych PSG miał udział przy czterech. Z czterech przeciwko Juventusowi – przy każdej, w tym najważniejszej, gdy wykonywał rzut karny, który w 93. minucie rewanżu dał awans Los Blancos do półfinału. A po drodze jeszcze zrobił przecież to:

Reklama

Dopiero w dwumeczu z Bayernem ciężar wzięli na siebie jego koledzy. Bawarczycy zostali pokonani głównie za sprawą Karima Benzemy, Marcelo, Marco Asensio czy Keylora Navasa. W międzyczasie Cristiano zrobił jednak tak wiele dla drużyny, że jakiekolwiek czepianie się go o te dwa występy byłoby niedorzeczne.

Mniej więcej od końcówki stycznia masakrował przecież praktycznie każdego po kolei. „Ruszyła maszyna (…), kto wejdzie pod koła, ten uciec nie zdoła” – dosłownie tak to wyglądało:

Źródło: Whoscored

Nic dziwnego, że w hiszpańskich mediach oraz wśród kibiców w pewnej chwili znów rozgorzała debata na temat walki o Trofeo Pichichi, nagrody dla najlepszego strzelca ligi hiszpańskiej. Marca oraz Onda Cero przypominały chociażby o rzekomym zakładzie, który Ronaldo miał zawrzeć z dwoma niewymienionymi z nazwiska kumplami z szatni, o to, iż zdobędzie tytuł. Każdy sposób motywacji jest dobry. Dziś już wiemy, że Portugalczyk przegrał. A jeśli rewelacje dziennikarzy były prawdziwe, to w ramach kary wpłacił sporą kwotę na rzecz jednej z organizacji pożytku publicznego.

Reklama

Ten medal ma jednak także drugą stronę, która też nie pozostaje bez znaczenia. Ba, w powyższym kontekście odgrywa nawet kluczową rolę. Kto wie, czy żywa legenda Realu nie zwyciężyłaby z kolegami, gdyby nie to, jak dla niego wyglądała końcówka bieżącego sezonu, kiedy bardzo często był oszczędzany. Gdy już bowiem stało się jasne, iż Los Blancos nie mają co liczyć na tytuł mistrzowski, Zinedine Zidane do spółki ze swoim podopiecznym ponownie wcielił w życie specjalny plan, który miał pozwolić mu zachować świeżość aż do tego najważniejszego starcia, finału Champions League. Ponownie, ponieważ rok temu oglądaliśmy podobny scenariusz, choć w proporcjach znacznie mniejszych. Efekt jednak był taki sam – na koniec sezonu CR7 zamiatał rywali pod względem fizycznym.

Nie byłoby jednak tego wszystkiego, gdyby nie autorytet Zizou. Wielokrotnie chwaliliśmy Francuza za to jak potrafi zarządzać ludźmi, szatnią pełną wielkich ego i będziemy kurczowo się tego trzymać. W relacjach z Cristiano nie było inaczej, co potwierdzał znany dziennikarz, Jimmy Burns: – Łączy ich wyjątkowe porozumienie. Zidane przekonał go, by zwolnił tempo codziennej pracy.

– Gdyby coś podobnego zaproponował mu Rafa Benitez, na pewno by nie posłuchał. Zawsze, gdy Hiszpan mówił mu jak coś ma zrobić, Portugalczyk nie brał sobie tego do serca, ponieważ Benitez nigdy nie był wielkim piłkarzem, zaś sam napastnik nigdy nie postrzegał go jako wielkiego szkoleniowca. Krótko mówiąc, brakowało mu autorytetu. A ten posiada właśnie Zizou, były galactico, któremu udało się zdobyć mistrzostwo świata z Francją. To jest subtelna, ale bardzo ważna różnica – stwierdził Burns.

Gdy prześledzicie występy Ronaldo z ostatnich miesięcy, dostrzeżecie dwie prawidłowości. Po pierwsze – bardzo często odpoczywał w meczach ligowych rozgrywanych o torbę gruszek. Po drugie – robił to przeważnie w spotkaniach wyjazdowych. Ten dualizm miał idealny balans. Z jednej strony napastnik nie musiał tarabanić się po całym kraju na kompletnie nieważne starcia, więc odpoczywał podwójnie, nie tylko od gry, lecz także wyczerpujących podróży. Wyjątek stanowiła tylko wycieczka do Villarrealu w ostatniej kolejce. Z drugiej strony na Bernabeu występował regularnie, dzięki czemu równocześnie w ogóle nie stracił rytmu meczowego, co potwierdzał zdobywanymi bramkami.

A to z kolei dowodzi jak wielką zmianę przeszedł również sam Portugalczyk. Kiedyś nie do pomyślenia – zarówno dla nas oraz dla niego – byłoby odpuszczenie tych paru spotkań. Miał chorą ambicję, wręcz obsesję na punkcie gry i ciągłego szlifowania rezultatów własnych oraz drużynowych. Nie czepiamy się, wszak wynikało to z pozytywnego perfekcjonizmu. Ale nawet będąc atletą tak wybitnym, nie oszukasz organizmu. Obecnie Cristiano ma znacznie większą świadomość własnego ciała, lepiej gospodaruje swoimi siłami (także podczas meczów), a dumę potrafi schować w kieszeń. Wie, że bardziej przyda się drużynie, a także samemu zaprezentuje się lepiej, gdy zachowa fizyczną świeżość.

Źródło: Finance Football

To prowadzi nas do znacznej zmiany stylu gry Ronaldo. Nie zauważamy jej aż tak wyraźnie, ponieważ proces ten trwał przez lata, ewolucja następowała bardzo naturalnie. Ale gdy pomyślimy o wychowanku Sportingu sprzed paru lat, a potem przeanalizujemy kilka jego bardziej aktualnych występów, w oczy rzuci się nam jak z zabójczo dynamicznego skrzydłowego stał się panem i władcą cudzego pola karnego. Niegdyś klasyczna akcja naszego bohatera zaczynała się od przyjęcia podania na lewym skrzydle, minięciu przeciwnika za pomocą dryblingu z błyskawicznym odejściem, pojedynkiem biegowym, zejściem do środka i strzałem. Dziś oczywiście też zdarza mu się podejmować podobne próby, ale dużo rzadziej. Tę robotę wykonują już inni. W chwili, gdy po skrzydle śmiga Asensio, pokazuje się tam Isco, a nawet Karim Benzema, Portugalczyk czeka w szesnastce, by pognębić bramkarza drużyny przeciwnej. I udaje mu się to imponująco często.

Możemy to zmierzyć liczbami. W poprzednich sezonach Cristiano regularnie trafiał do siatki zza pola karnego, 3 razy w ostatnich rozgrywkach ligowych, po 5 lub 6 w jeszcze wcześniejszych. A teraz? 100% z bramek w Primera División zdobył uderzając z szesnastki. Snajperski instynkt podkreślił dodatkowo inną statystyką – mianowicie mniej więcej 2/3 z nich padło po strzałach z pierwszej piłki. Do ideału brakuje mu jeszcze sporo – nawiązujemy tu oczywiście do wyczynu Hugo Sancheza, który w sezonie 1989/90 pokonywał bramkarza aż 38 razy, przy czym za każdym razem dokonywał tego za pierwszym i jedynym dotknięciem. Wariactwo. Powtórki z historii raczej nie uświadczymy, ale jednocześnie musimy to sobie powiedzieć otwarcie: dzisiejszy Ronaldo to już zdecydowanie bardziej dziewiątka niż skrzydłowy.

Źródło: Finance Football

Ta zmiana pozwoli zachować mu długowieczność. Jego matka deklaruje, że będzie on w stanie grać na najwyższym poziomie jeszcze przez 3-4 lata i w sumie, w dobie wszystkich wyżej opisanych kwestii, nie za bardzo mamy argumenty, aby jej tezie zaprzeczać. Zwłaszcza, iż sam piłkarz bazuje dziś na zupełnie innych cechach niż dawniej. W tej hierarchii od dynamizmu bardziej liczy się intuicja zawodnika, umiejętność czytania gry, przewidywania jej, ustawiania się. Fizycznie Portugalczyk skupia się na sile niż szybkości, bo wie, że tę może jeszcze długo utrzymać na wysokim poziomie, a dynamizm wytraci, niezależnie od tego jak bardzo by się starał.

Widzieliśmy to już zresztą na własne oczy kilka razy, choć najdobitniej w derbach Madrytu, kiedy w pojedynku biegowym Cristiano przegrał z Juanfranem. To rzecz warta podkreślenia, ponieważ prawy obrońca Rojiblancos sam już ma 33 lata, nawet za młodu nie przypominał Flasha z serii komiksów DC, a ogólnie szybkość nigdy nie była jego wielkim atutem. Może więc nie był jakiś wielki moment przełomowy w karierze napastnika, lecz na pewno potwierdził on słuszność i konieczność zachodzących w zawodniku zmian.

Zmierzch Ronaldo nadciąga bezsprzecznie, ale kto powiedział, że nie może on być piękny oraz efektowny? On robi wszystko, aby starzeć się pięknie. Prawie tak, jakby futbol był jego ambrozją. Bo jak inaczej wytłumaczyć wyniki badań, według których ma on tylko 7% tkanki tłuszczowej (średnia u sportowców to 10-11%), 50% masy mięśniowej (średnio 46%), przy okazji przewrotki dosięgnął piłkę na wysokości 2,4 metra, a jego wiek biologiczny wyliczono ponoć na 23 lata? To nie jest normalne, ale przecież Cristiano nigdy nie pragnął być normalny, tylko najlepszy. Kto wie, może dziś wieczorem znów nim zostanie?

Mariusz Bielski

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...