Reklama

Tekst czytelnika: Kiedy Superman jest tylko Clarkiem Kentem

redakcja

Autor:redakcja

18 maja 2018, 13:25 • 3 min czytania 4 komentarze

Siedemnaście lat to szmat czasu. Przez ten okres Polska miała czterech prezydentów, Michał Wiśniewski cztery żony, a Watykan trzech papieży. Juventus miał za to jednego bramkarza.

Tekst czytelnika: Kiedy Superman jest tylko Clarkiem Kentem

Kiedy Gianluigi Buffon stawiał pierwsze kroki w Juventusie, Polska nie była w Unii Europejskiej, nikt na świecie nie słyszał o smartfonie, dostęp do internetu mieli nieliczni i to na modemie, a wyniki meczów sprawdzało się na telegazecie. Kiedy Gigi przywdziewał koszulkę bianconerich po raz pierwszy, Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska dopiero powstawały, o islamskim terroryzmie zwykły zjadacz chleba nawet nie słyszał, a świat liczył jeszcze, że ten nowo wybrany Władimir Putin będzie spoko gościem i demokratą.

Ale Gigi Buffon to nie tylko historia świata, ale też moja historia. Prywatna, emocjonalna. Kiedy w 2001 roku szedłem do gimnazjum, gdzie nawiązywałem pierwsze przyjaźnie, które do dzisiaj pielęgnuję, on zaczynał pisać swoją biało-czarną legendę. Kiedy Buffon bronił karnego Luisa Figo w spotkaniu z Realem Madryt, biegałem po przedpokoju i płakałem ze szczęścia w rękaw dziadka. Gdy zdobywał mistrzostwo świata, wracałem z wakacji i jadąc z Okęcia do Kielc słuchałem relacji z serii rzutów karnych w radiu. Kiedy Juve spadało karnie do drugiej ligi, a Buffon postanowił że zostanie i zamiast zdobywać trofea, będzie grać po wioskach i rozpadających się stadionach, przygotowywałem się do matury.

W czasach kiedy Juventus wracał do włoskiej i europejskiej elity dopiero poznawałem swoją żonę. Kiedy Buffon leczył kontuzję pleców, która miała przedwcześnie zakończyć jego karierę a klub kompromitował się na wszystkich frontach, studiowałem w Lublinie. Gdy Stara Dama zdobyła po długiej przerwie mistrzostwo Włoch byłem już w Krakowie, a gdy Juve zaczęło znów grać dobrze w Lidze Mistrzów zacząłem pracę w Warszawie. Przez te wszystkie lata jedynym wspólnym mianownikiem był Buffon, a gdy Gigi musiał dwoić się i troić by powstrzymać (bez efektu) Barcelonę w berlińskim finale, ja odliczałem godziny do ślubu, ale wzroku od telewizora nie odciągałem.

Widziałem go na żywo cztery razy. W 2006 roku tata zabrał mnie na mecz do Turynu z okazji moich osiemnatych urodzin. W 2012 roku byłem na otwartym treningu Włochów na stadionie Cracovii przed polsko-ukraińskim Euro. W 2014 oglądałem Buffona już z żoną na Stadio Olimpico w Rzymie, siedząc tuż za jego bramką. Rok później kibicowaliśmy mu z trybuny stadionu w Gdańsku w towarzyskim meczu z Lechią.

Reklama

I teraz kiedy skończyłem 30 lat, najwybitniejszy bramkarz jakiego widziałem powiedział: „Basta”. Może jeszcze nie z piłką, ale na pewno z Juventusem, którego barw i honoru bronił przez siedemnaście lat. Więcej niż połowę mojego życia.

Przed chwilą sobie uświadomiłem, że Gigi Buffon był najdłuższą stałą w moim życiu.

Bramkarz ukochanego klubu przez prawie dwie dekady. Człowiek który zawsze był i w 99% przypadków był wyśmienity. To naturalne i nieuchronne, że pozostanie po nim pustka.

To był przywilej go oglądać, a mój dzisiejszy płacz na pewno nie jest powodem do wstydu. Gigi to Superman, ale nawet i on musi od czasu do czasu być tylko Clarkiem Kentem. Dzięki że broniłeś swojego Metropolis!

Piotr Ziemkiewicz

Fot. newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
1
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

4 komentarze

Loading...