Reklama

Kariera przerwana nożem. Dziś mija 25 lat od ataku na Monicę Seles

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

30 kwietnia 2018, 21:18 • 4 min czytania 5 komentarzy

„Usłyszałam krzyk, bardziej zwierzęcy niż ludzki. Krzyk pełen cierpienia, w którym ledwie rozpoznałam własny głos, nawet gdy odbijał się echem w moich uszach”. Tak Monica Seles wspomina moment ataku, który – choć wtedy jeszcze tego nie wiedziała – miał zabrać jej dwa lata z zawodowej kariery.

Kariera przerwana nożem. Dziś mija 25 lat od ataku na Monicę Seles

W 1993 roku Jugosławianka (później zmieniła obywatelstwo na amerykańskie) miała zaledwie 19 lat i już była na szczycie. Dwa lata wcześniej po raz pierwszy wskoczyła na prowadzenie w światowym rankingu, do tego czasu zdołała ośmiokrotnie triumfować w turniejach wielkoszlemowych. Nie tyle miała być, co już była tenisistką, która rywalizowała ze starszą o cztery lata Steffi Graf. W latach 1991-92 wygrywały wszystkie Wielkie Szlemy. W sezonie 1993 też, tyle że Seles wystąpiła tylko w pierwszym.

30 kwietnia tamtego roku na korcie w Hamburgu Monica grała swoje spotkanie z Prowadziła 6-4 4-3 i, jak zawsze, poszła odpocząć w przerwie między gemami. W tym czasie Gunter Parche, 38-letni bezrobotny z Niemiec, podszedł na sam skraj trybun, w okolicy miejsca, gdzie siedziała Jugosławianka. Po chwili wyciągnął 23-centymetrowy nóż i wbił jej go w plecy. Zdaniem większości świadków zamierzał się po raz drugi, ale został powstrzymany przez publiczność. Dlaczego to zrobił? Bo fanatycznie uwielbiał Steffi Graf i nie mógł pogodzić się z tym, że jej młodsza rywalka jest od niej lepsza.

Jim Courier, amerykański mistrz, na pytania o tę sytuację, sam zadał dziennikarzom pytanie:

Reklama

Została dźgnięta w swojej pracy. Potraficie sobie wyobrazić, że siedzicie w swoim biurze, ktoś otwiera drzwi, staje za tobą i dźga cię w plecy?

Jakkolwiek by to nie zabrzmiało: Seles miała szczęście. Ostrze zdołało wbić się w jej ciało tylko na cztery centymetry i nie uszkodziło choćby rdzenia kręgowego. Lekarz operujący tenisistkę, powiedział jej wprost – kilka centymetrów w bok i skończyłaby sparaliżowana. A tak rekonwalescencja przebiegła stosunkowo szybko. Ta fizyczna, bo prawdziwa rana pozostała w głowie Moniki.

Przez dwa lata Jugosławianka próbowała powrócić do stanu psychicznej równowagi. Męczyła się z napadami niekontrolowanego obżarstwa, koszmarami, atakami płaczu, strachem przed ludźmi, a nade wszystko – przed ponownym wyjściem na kort. Zaczynała powoli, od kilku piłek odbitych obok domu, przez gemy rozgrywane z przyjaciółmi, bo faktyczne treningi.

Jednak jeszcze mocniej niż atak dotknęło ją prawdopodobnie to, jak lekko przeszło obok niego środowisko tenisowe. Gdy Steffi Graf odwiedziła ją w szpitalu, porozmawiały przez chwilę, po czym usłyszała od niej, że ta… idzie rozegrać mecz półfinałowy. W tym samym turnieju, z którego – wbrew swej woli – wypadła Seles. Prośba o zamrożenie rankingu też nic nie dała. Seles wówczas liderowała i na 17 zawodniczek spytanych o zdanie, tylko jedna wstrzymała się od głosu – była to Gabriela Sabatini. Pozostałe były przeciwne.

Ostateczny cios otrzymała, gdy zapadł wyrok w sprawie Parchego. Niemiecki sąd postanowił, że nie zostanie on wsadzony za kratki. Końcowy wyrok w tej sprawie – już po odwołaniu Moniki Seles – brzmiał: dwa lata więzienia w zawieszeniu. Za próbę zakończenia kariery i pozbawienia życia młodej dziewczyny. „Wiecie co? Macie tu poważne problemy z prawem” powiedziała wówczas Martina Navrátilová. Takie orzeczenie sądu spowodowało nawrót strachu o własne życie i ponowną walkę ze swoją psychiką.

Seles jednak wróciła. Trwało to ponad dwa lata, wymagało ogromnej siły woli i charakteru, ale udało się. Na kortach pojawiła się ponownie w sierpniu 1995 roku w Toronto. Z miejsca wygrała turniej. Jeszcze w kolejnym sezonie prezentowała znakomitą formę – wygrała Australian Open. Ale w kolejnych miesiącach i latach dało się już zauważyć, że to nie ta sama tenisistka. Ostatecznie okazało się, że na tym zatrzymał się jej licznik. Ten Steffi Graf dobił do 22 turniejów. Sześć z nich wygrała pod nieobecność swojej wielkiej rywalki. Pięć kolejnych po jej powrocie.

Reklama

Kto wie, jakie miejsce wśród legend tenisa zajmowałyby dzisiaj obie, gdyby nie jeden fanatyczny kibic i trzymany przez niego nóż? Może rację ma Martina Navrátilová, która rywalizowała i z jedną, i z drugą tenisistką:

Wygrałaby znacznie więcej. Rozmawialibyśmy o Monice z największą ilością Wielkich Szlemów zamiast o Margaret Court lub Steffi Graf. Steffi ma 22, ale nie miała nikogo, kto by z nią rywalizował. Ten człowiek odmienił bieg tenisowej historii, nie wątpię w to.

 Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...