Reklama

Gyurcso daje radę w Chorwacji. Pogoń może zacierać ręce?

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

26 kwietnia 2018, 13:19 • 4 min czytania 26 komentarzy

Adam Gyurcso raczej nie ma przyszłości w Pogoni Szczecin. Teraz szefów „Portowców” interesuje już tylko to, by na wypożyczonym do Hajduka Split Węgrze trochę zarobić. Na ten moment istnieje realna szansa, że ten plan uda się zrealizować.

Gyurcso daje radę w Chorwacji. Pogoń może zacierać ręce?

Gdy Gyurcso trafiał do Szczecina zimą 2016 roku, wszystko zdawało się wskazywać, iż to transferowy hit. Piłkarza łączono też z Legią Warszawa i Lechem Poznań, a liczby robiły wrażenie. Przez ostatnie półtora roku w samej tylko lidze miał on 23 gole i 11 asyst w Videotonie. Klub zorganizował specjalną konferencję prasową, na pierwszy sparing z udziałem Węgra trzeba było drukować bilety, a gdy w debiucie ekstraklasowym zdobył zwycięską bramkę z Koroną Kielce, wydawało się, że to strzał w dziesiątkę. Nie każdy chciał widzieć, że w tym meczu poza golem nowy Portowiec w zasadzie nie miał udanego zagrania.

Kolejne miesiące to duże rozczarowanie. Wiosną sezonu 2015/16 piłkarz konkrety ofensywne miał jeszcze tylko z Cracovią. Nie udało mu się pojechać na Euro 2016, mimo że powołano go na ostatnie sparingi przed turniejem i dostał godzinę z Wybrzeżem Kości Słoniowej.

Ubiegły sezon na papierze zakończył z fajnymi liczbami: 5 goli, 11 asyst. Problem w tym, iż cztery bramki zdobył w jednym spotkaniu (z Wisłą Kraków), a w asystach był bardzo nieregularny. Potrafił zaliczać je kilka razy z rzędu, by potem przez długi czas być bezużytecznym. Na dodatek coraz bardziej rzucało się w oczy, że Gyurcso często brakuje inteligencji w grze, irytował podejmowaniem złych decyzji w decydujących momentach. Asystował więc głównie po stałych fragmentach. Ten sezon to już totalny dołek formy: dwa gole z rzutów karnych i dwie asysty (rzut rożny i samobój Szwocha). Pomocnik Pogoni w pewnym momencie przestał nawet udawać, że mu zależy. Katastrofalnie spisywał się z Arką Gdynia i Sandecją Nowy Sącz, a przeciwko Górnikowi Zabrze – gdy akurat biegał trochę więcej – zmarnował karnego i sytuację sam na sam.

Kosta Runjaić, po odejściu Macieja Skorży, szybko rozszyfrował gagatka. Gyurcso rozczarował go występem z Wisłą Kraków, więc w następnych trzech meczach uzbierał jedynie dwa epizody. Na dwie ostatnie kolejki dostał już „wolne”, nowy szkoleniowiec jasno dał mu do zrozumienia, że nie zamierza z nim współpracować. Cały misterny plan poszedł… został zweryfikowany. Węgier miał spędzić w Pogoni rok czy półtora i wyjechać do lepszej ligi. Nigdy jednak – poza tymi czterema golami z Wisłą Kraków – nie grał na poziomie pokazującym, że przerasta Ekstraklasę. Ba, tak naprawdę tylko sporadycznie wznosił się ponad przeciętność w Szczecinie.

Reklama

Zbierając to wszystko do kupy, zaskoczeniem był już sam fakt, że zimą na jego wypożyczenie zdecydował się Hajduk Split – najlepszy chorwacki klub po Dinamie Zagrzeb i HNK Rijeka. Wygląda jednak na to, że żadna ze stron nie będzie tego żałować.

Gyurcso świetnie odnalazł się w nowym otoczeniu. W debiucie wszedł jeszcze z ławki, ale potem wskoczył do wyjściowego składu. W siedmiu meczach strzelił pięć goli i trzy wypracował, a Hajduk w tym czasie zdobył 17 punktów na 21 możliwych. Wszystkie trafienia były z akcji, podobnie jak asysty (dwa razy to wywalczone rzuty karne). Zupełne przeciwieństwo tego, co oglądaliśmy w Pogoni. Tu na przykład mecz z 18 kwietnia z Cibalią (gole na 1:0 i 4:0).

Węgier w międzyczasie wrócił do Polski na sparing z Górnikiem Zabrze (2:3) i strzelił pięknego gola z rzutu wolnego. Kibice obydwu klubów są ze sobą zaprzyjaźnieni, wreszcie udało się znaleźć wolny termin.

Skąd taka eksplozja formy? Piłkarz na pewno odżył mentalnie, samo odejście sporo mu dało. Trafił do mocnej drużyny w lidze, która jednak ogólnie na pewno jest słabsza od polskiej (nie chodzi o ranking UEFA napędzany przez dwa kluby), poprzeczka została zawieszona niżej. Ponadto nie jest tak mocno przywiązany do taktyki, nieraz gra wręcz jako drugi napastnik i może skupić się na tym, co lubi najbardziej. Swoją drogą, to pokazuje, dlaczego nie nadaje się do grania na najwyższym poziomie. Tam tylko geniusze mogą liczyć na taktyczne fory, a Gyurcso mimo wszystko się do nich nie zalicza.

Reklama

Sielankowy nastrój został mocno zmącony w miniony weekend. Hajduk w meczu na szczycie przegrał 1:2 z Dinamem Zagrzeb. Gdyby wygrał, traciłby do prowadzącego Dinama zaledwie dwa punkty, a tak faworyt na pięć kolejek przed końcem ma już osiem punktów przewagi.

Mimo wszystko dziwi, że jedna porażka oznacza takie trzęsienie ziemi. Po spotkaniu do dymisji podał się prezydent Hajduka, a rodak Gyurcso, napastnik Marko Futacs, idąc przez miasto z innymi zawodnikami, został kopnięty w głowę przez jednego z kibiców. Na pamiątkę został mu siniak pod okiem. Futacs i koledzy bronili będącego z nimi Ahmeda Saida Saida, którego kilku fanatyków zaczęło obrażać. Nastoje są więc bardzo napięte, mimo iż Hajduk pozostał wiceliderem (punkt przewagi nad Rijeką). Szansą na rehabilitację będzie finał Pucharu Chorwacji (23 maja), w którym po drugiej stronie znów stanie Dinamo.

Tak czy siak Gyurcso, jeśli nagle się nie zablokuje, może być wygranym tych miesięcy. Nawet gdyby nie został wykupiony przez Hajduka – choć sam przyznaje, że chętnie zostałby w Splicie – to zapewne skusi się na niego ktoś inny. Jego kontrakt z Pogonią będzie obowiązywał jeszcze przez rok, więc może znajdzie się chętny na wyłożenie kilkuset tysięcy euro za skrzydłowego w formie.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...