Reklama

Drużyna wybitnie pucharowa

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2018, 14:30 • 6 min czytania 9 komentarzy

Pamiętacie jeszcze te czasy, kiedy dla Realu Madryt wygrana w Lidze Mistrzów była praktycznie nie do osiągnięcia? Okres „klątwy 1/8 finału”, w którym to Królewscy odpadali przez sześć lat z rzędu? My też już tylko ledwo ledwo, raczej z kronikarskiego obowiązku niż prawdziwej wartości tego, co działo się z nimi 10-15 lat temu. Ależ ten czas leci!

Drużyna wybitnie pucharowa

W ostatnich latach natomiast Los Blancos zrobili wszystko, by złe wspomnienia zatrzeć i nawet samemu o nich zapomnieć. Co prawda ten obecny zespół nie ma z tamtym praktycznie nic wspólnego pod względem personalnym, aczkolwiek nawet nad nim długo wisiał duch La Decimy – dziesiątego Pucharu Mistrzów. Kiedy jednak został już zdobyty, wtedy z barków madrytczyków jakby spadło niezwykle ciężkie brzemię. Odblokowali się za Ancelottiego, a później dołożyli jeszcze dwa triumfy w najważniejszych europejskich rozgrywkach, tym razem już pod wodzą Zinedine’a Zidane’a, dawnego asystenta włoskiego szkoleniowca. Szansa na wstawienie do gabloty klubowej 13. trofeum również wydaje się być duża, nawet jeśli na drodze Francuza i jego podopiecznych właśnie stanął Bayern.

Różnica pomiędzy tymi zespołami jest taka, iż monachijczycy dopiero marzą o przywróceniu sobie dawnej wielkości. Madrytczycy wielcy już są.

Bo czy nie odnosicie wrażenia, że Los Merengues to ekipa zbudowana idealnie pod sukcesy pucharowe? Niby nie da się zaplanować wygrania w Lidze Mistrzów, ale jeśli już mielibyśmy kogokolwiek podejrzewać o ułożenie tak szaleńczej koncepcji, to tylko ich. Grupę zawodników o wielkich ego, ale jeszcze większych ambicjach, by śrubować rekord liczby zwycięstw Realu w tychże rozgrywkach, uczynić go na wieczność niedoścignionym wzorem wśród wielu innych znakomitych klubów Starego Kontynentu.

Reklama

Gdy bowiem mówimy lub piszemy o „wielkim Realu”, z rzadka przychodzi nam ono na myśl w kontekście tego, jak radzi on sobie na krajowym podwórku. Tam supremację podtrzymuje Barcelona, choć wszystkich cules musi ściskać w żołądku fakt, że na arenie międzynarodowej to Los Blancos – o ironio – przejęli królewskie insygnia i dominują niepodzielnie. Zawodnicy Zidane’a to bardziej konkwistadorzy europejskich aren, niż ligowi długodystansowcy, których 38-kolejkowy wyścig zdaje się wręcz czasem nudzić.

Zastanówmy się nad tym pod innym kątem. Weźmy pod uwagę różne znakomite mecze w wykonaniu madrytczyków z ostatnich lat. Które sobie przypomnieliście? My przede wszystkim wspomnielibyśmy o finale Ligi Mistrzów sprzed roku, czyli spotkaniu z Juventusem, gdzie w drugiej połowie podopieczni Massimiliano Allegrego zostali boleśnie wypunktowani i w ogóle nie potrafili przejąć kontroli nad spotkaniem. Dokładnie to samo moglibyśmy napisać o spotkaniu z bieżącego sezonu pomiędzy tymi ekipami, o pierwszym meczu ćwierćfinałowym, gdy Stara Dama w żaden sposób nie umiała zareagować na to, jakie warunku przedstawili jej rywale. Następnie – półfinał na Bernabeu sprzed roku, czyli derbi madrileño, w których Atletico praktycznie nie istniało. Real zgniótł wówczas Rojiblancos, a hattricka zapakował nie kto inny jak Cristiano, rozstrzygając losy w tej parze już po 90 ze 180 minut. Jeszcze wcześniej głośną czkawką odbiło się na Bayernie pójście z Los Blancos na wymianę ciosów, przez co poległ w rozmiarze 3:6.

Kolejny sezon w tył, czyli rozgrywki 2015/16 i znów podobna historia, tym razem w 1/4 finału z Wolfsburgiem. Jasne, Wilki to nie był przeciwnik z najwyższej półki, ale trudno nie docenić remontady, jaką wówczas przeprowadzili zawodnicy Zizou, wygrywając u siebie 3:0, choć wcześniej przegrali na 0:2 na wyjeździe. Finał z Atletico wygrany w karnych również moglibyśmy zaliczyć do naszego zestawienia, ponieważ sztuką jest przetrwać 120 minut wyniszczającej fizycznie i psychicznie walki z odwiecznym rywalem, a potem pokonać go w pojedynku psychologicznym w rzutach karnych. Albo – jak jeszcze za czasów Ancelottiego – najpierw pozamiatać Bayern 5:0 w półfinale, a potem już w kluczowym starciu odwrócić losy spotkania w 93. minucie, strzelając na 1:1, a potem dokładając kolejne trzy sztuki w dodatkowych 30 minutach.

W kontraście – trudno sobie przypomnieć równie wiele ligowych zwycięstw Realu w meczach o wielką stawkę, to jest w El Clasico czy w derbach Madrytu. Właściwie wyróżnilibyśmy tylko jedno spotkanie, to z poprzedniego sezonu, gdy Ronaldo strzelił trzy gole na Vicente Calderon. „A pozamiatanie Barcelony pod dywan w Superpucharze Hiszpanii z początku tego sezonu?” – zapytacie. Jasne, to się zgadza, ale jednocześnie potwierdza tezę, iż Los Blancos znacznie lepiej radzą sobie, gdy wynik potrzeba wykręcić tu i teraz, a nie na za parę miesięcy.

Jasne, przez wszystkie wspominane przez nas lata przytrafiło się jeszcze kilka innych spektakularnych zwycięstw, ale pozwólcie, że nawet wygranej 10:2 z Rayo Vallecano nie będziemy uznawali za jakiś wybitny wynik. Z całym szacunkiem – po prostu istnieje zbyt duża przepaść jakościowa pomiędzy Realem Madryt a zespołami – że tak je nazwiemy roboczo – z kilku niższych sfer. Oczywiście to całkiem fajne dla kibica oglądać jak Granada przyjmuje manitę, Betis, Espanyol i Depor po sześciopaku, a Celta nawet 7 sztuk, natomiast po latach nikt nie będzie pamiętał o tego typu pojedynkach właśnie ze względu na jakość tychże rywali oraz niską stawkę spotkań.

Ten sezon w wykonaniu Królewskich również nie jest inny, choć wydawałoby się, iż znacznie bardziej tragiczny, biorąc pod uwagę to jak kiepsko poradzili sobie w Primera Division. Ale nawet pomimo tego, patrząc z perspektywy czasu, widać jak na dłoni, że Zidane zaprogramował swoich podopiecznych tak, by to na wiosnę byli w najwyższej dyspozycji. Czyli, krótko mówiąc, znów głównym celem stało się osiągnięcie sukcesu w Champions League. Kompromitacja ligowa? Cóż, wypadek przy pracy, choć wkalkulowane ryzyko było oczywiście znacznie mniejsze niż późniejsza rzeczywista zapaść Los Merengues w krajowych rozgrywkach.

Reklama

Wiemy, iż określenia takie jak „drużyna pucharowa” często zakrawają o banał, ale właśnie taki wyłania nam się obraz Realu Madryt na przestrzeni dekad. Bo mało kto może mu się równać pod względem osiągnięć w Lidze Mistrzów. Mówimy wszak o klubie, który:

– co jasne, wygrał ją 12 razy, najwięcej w historii. Drugi w tym zestawieniu pozostaje Milan, choć on raczej nie dostawi do gabloty 8. uszatego pucharu zbyt prędko
– występował w finale 15-krotnie, najwięcej w historii
– ma najlepszy bilans bramkowy oraz punktowy w historii
– 22 razy występował w Pucharze Mistrzów, co daje mu drugie miejsce tuż za Barceloną (23)
– do półfinału dochodził aż 29 razy, najwięcej w historii
– przez 15 lat nieprzerwanie występował w kolejnych edycjach Pucharu w jego starym formacie, w sezonach 1955/56 – 1969/70. To również najlepszy wynik
– w aktualnej formie natomiast kontynuuje podobną passę przez 21 lat
– w sezonach 2010/11 – 2017/18 osiem razy z rzędu dotarł przynajmniej do półfinału, co jest najlepszym wynikiem w historii
– skutecznie obronił trofeum 5 razy, najwięcej w historii
– dwukrotnie przeszedł przez fazę grupową bez porażki (2011/12 i 2014/15), co jest najlepszym wynikiem w historii
– w latach 2011-2014 strzelał gole w 34 meczach z rzędu, czego nie dokonał ani nikt wcześniej, ani nikt później
– ma w swoim składzie najlepszego strzelca w historii tych rozgrywek, czyli Cristiano Ronaldo, który w Lidze Mistrzów zdobył już 120 bramek, a także pobił wiele innych rekordów, o których przeczytacie tutaj: (klik)

A zatem kto jak nie Real Madryt miałby odnieść kolejny spektakularny sukces w obecnym sezonie? Ba, Królewscy są wręcz do tego zobligowani przez historię. To zespół wybitnie nastawiony na triumfy międzynarodowe. Będący w stanie przełknąć gorzką pigułkę przegranej w Primera División, ale nigdy zadowalający się czymś mniej jak zdobyciem kolejnego Pucharu Europy.

Bezapelacyjnie: najlepszy klub w historii Champions League.

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Hiszpania

Hiszpania

Dudek: Real zawdzięcza półfinał Łuninowi. Dobrze zastępuje Courtoisa

Szymon Piórek
1
Dudek: Real zawdzięcza półfinał Łuninowi. Dobrze zastępuje Courtoisa

Komentarze

9 komentarzy

Loading...