Reklama

Ich „tylko”, dla innych „aż”

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2018, 10:48 • 4 min czytania 21 komentarzy

Półfinał Ligi Mistrzów. Dla wielu cel nie do osiągnięcia. Marzenie, które w przypadku drużyn z drugiego szeregu – jak ostatnio Roma czy Monaco – spełnienia doczekać się może tylko w przypadku fenomenalnego sezonu, okraszonego nie szczyptą, a kilkoma łyżkami stołowymi szczęścia. Dla Bayernu i Realu? Codzienność. Nie etap docelowy, a dopiero przedostatni szczebel do pokonania przed całkowitym spełnieniem.

Ich „tylko”, dla innych „aż”

Doprawdy trudno przed takim starciem w półfinale nie uderzać w najwyższe tony. Pokoleniu, które zakochało się w piłce po niesamowitym finale Bayern kontra Manchester United, które wychowało się na woleju Zidane’a i magicznym meczu Casillasa przeciwko Leverkusen, nie trzeba tłumaczyć, jak doniosły to dwumecz. Jak ważny dla losów klubowej piłki w Europie. Z żadnym innym rywalem Bawarczycy nie odpadali z Ligi Mistrzów tak często jak z Realem, nie ma też przeciwnika, który częściej wyrzucałby Królewskich za burtę więcej razy niż czynił to Bayern.

Nic w tym dziwnego, skoro do tej pory – od kiedy Liga Mistrzów przestała być Pucharem Europy – doczekaliśmy się ośmiu przypadków, w których Real mierzył się z Bayernem o awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. A także jednego, gdy los skrzyżował ich ścieżki w drugiej fazie grupowej. Choć – co ciekawe – nigdy tym dwóm zespołom nie było dane spotkać się w wielkim finale i zagrać jeden, jedyny mecz o trofeum. Tak, jakby futbolowi bogowie nie życzyli sobie ograniczania starcia gigantów do 90 minut i decydowali, że prawdziwą ucztą będzie w tym przypadku dopiero dwumecz.

Trudno im się dziwić i dziś. Choć przecież dysproporcja między Bayernem a Realem wydaje się być największa od niepamiętnych czasów. Coś, na co w słynnym, głośnym wywiadzie zwrócił uwagę Robert Lewandowski. Bayern, choć jego renoma to wciąż absolutny światowy top, nie rósł razem z rosnącym rynkiem transferowym, przez co trudno mu dziś stawać przed Realem czy Manchesterem United w kolejce po podpisy najlepszych (a więc i najdroższych) piłkarzy świata.

Mimo to mówimy o Bayernie, który po odejściu Carlo Ancelottiego gra jak natchniony z Juppem Heynckesem u sterów. Starym wygą, który wie, jak smakują finały europejskich pucharów. Mało tego – który w trzech ostatnich kampaniach Ligi Mistrzów, w których brał udział, za każdym razem dochodził do finału. Najpierw z Realem Madryt w 1998 roku, później z Bayernem w latach 2012-2013.

Reklama

72-latek tchnął w Bawarczyków nowego ducha. Wiarę, że mogą co trzy dni wygrywać pewnie, wysoko, imponująco. Od kiedy przejął Bayern, ten zwyciężył w 31 z 35 meczów. Ograł PSG 3:1. Dortmund 2:1 i 6:0. W 19 spotkaniach strzelał trzy lub więcej bramek. Wielką, mundialową formę pod wodzą Niemca osiągnął wreszcie James Rodriguez, najlepszy w karierze początek roku zanotował Robert Lewandowski.

Ostatnia przeszkoda do pokonania przed upragnionym, trzecim z rzędu finałem, nie będzie więc dla Realu lekką, łatwą i przyjemną. Zdecydowanie bardziej prawdopodobna jest droga krzyżowa niż wiosenny spacerek po parku. Droga, na której najtrudniejsze fragmenty zdecydowanie ma jednak patent Cristiano Ronaldo. Portugalczyk po bardzo, ale to bardzo przeciętnym wejściu w sezon, na najważniejsze mecze znów jest najlepszą wersją samego siebie. Znów kąsa, znów zachwyca. W 2018 roku zdobył już 26 bramek, trafiając średnio co 57 minut. A fazy pucharowej poprzedniej Champions League w jego wykonaniu chyba nie trzeba przypominać?

1/8 finału – na spokojnie, 2 asysty w dwumeczu z Napoli
1/4 finału – działa odpalone, 5 bramek w dwumeczu z Bayernem
1/2 finału – kule armatnie znów fruwają, hat-trick w pierwszym meczu z Atletico
Finał – dwa zabójcze strzały z Juventusem

Oprócz historycznych zaszłości, oprócz rachunków, jakie do wyrównania z Ronaldo mają obrońcy Bayernu, dodatkowym smaczkiem jest też sytuacja Roberta Lewandowskiego. Który o Realu marzy i śni i który szczególnie się z tym nie kryje. Nie po to zatrudniał Piniego Zahaviego, dobrego funfla Florentino Pereza, by pozostać w Bayernie do końca kariery. No bo kiedy, jeśli nie teraz, przekonać Pereza do wyłożenia kilku dodatkowych (może decydujących?) plików banknotów na negocjacyjny stół? Kiedy, jeśli nie teraz, zawalczyć o wyższe cyferki na ewentualnym kontrakcie w Madrycie?

Igrzyska czas zacząć. Oby były nie mniej emocjonujące niż te wczorajsze.

fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Komentarze

21 komentarzy

Loading...