Reklama

Gdzie ten sezon zaprowadzi Wisłę Płock? Aż strach się bać

redakcja

Autor:redakcja

22 kwietnia 2018, 15:21 • 5 min czytania 14 komentarzy

Wielu wróżyło spore problemy Wiśle Płock pod nieobecność Merebaszwilego, który w meczu z Wisłą Kraków złapał kontuzję i wypadł do końca sezonu. Tymczasem Nafciarze nie zwalniają tempa i pędzą w kierunku… no właśnie, to nie do końca wiadomo, ale z pewnością mierzą bardzo wysoko. Po pokonaniu Górnika Zabrze na jego terenie – czym przy okazji pokazali, kto zasługuje na miano prawdziwej rewelacji ligi – odskoczyli od wczorajszego rywala na trzy punkty (a przy równej liczbie oczek i tak byliby wyżej w tabeli). Z kolei szóstą Koronę odsadzili już już na pięć punktów. I jeżeli 2 maja w Warszawie Legia sięgnie po Puchar Polski, płocczanie będą mogli być niemal pewni gry w przyszłym sezonie w europejskich pucharach.

Gdzie ten sezon zaprowadzi Wisłę Płock? Aż strach się bać

To byłby oczywiście wynik zdecydowanie ponad stan, ale też w Płocku nikt nie zamierza na tym poprzestawać. Wisła nic bowiem nie musi, a tylko może i to z pewnością bardzo komfortowe dla niej położenie. Fakty są takie, że Nafciarze rozwinęli w ostatnim czasie – przez który rozumiemy marzec i kwiecień – największą prędkość spośród wszystkich drużyn ekstraklasy. Jako jedyni nie przegrali w tym okresie meczu oraz zdobyli najwięcej punktów – po 5 zwycięstwach i 2 remisach dołożyli do swojego dorobku aż 17 oczek. Grają więc najrówniej i siłą rzeczy muszą spoglądać przed siebie, na lubiących się potykać rywali. Jeżeli płocczanie utrzymają to tempo, w ostaniach pięciu kolejkach naprawdę mogą się wydarzyć rzeczy przedziwne. A zwłaszcza w kontekście faktu, że do pierwszego w tabeli Lecha dziś tracą pięć punktów i będą się jeszcze z nim mierzyć na stadionie w Płocku…

To co we wczorajszym meczu w Zabrzu mogło imponować, to pełna kontrola gości nad meczem. Kiedy tuż przed przerwą wcisnęli swojego gola, zamknęli dostęp do własnej bramki i wyrzucili kluczyk. Być może Górnik pozbawiony napastników nie był najbardziej wymagającym rywalem, ale też jest to drużyna, której absolutnie nie można lekceważyć, zwłaszcza mając w pamięci, jak skuteczna potrafi być po zagraniach ze stojącej piłki. Tymczasem płocczanie imponowali konsekwencją w tyłach i może poza króciutkim fragmentem gry, w którym z rzutu wolnego uderzał Kurzawa, a chwilę później po rogu strzelał Urynowicz, mieli całkowitą kontrolę nad spotkaniem. Zabrzanie bez napastników, ale wciąż jako zdecydowanie najskuteczniejsza drużyna ekstraklasy, zwyczajnie bili głową w mur.

Co więcej, był to mur zestawiony z Recy, Dźwigały, Urygi i Stefańczyka. Gdybyśmy tak z dwa lata temu zapytali, ilu w tym gronie jest obrońców, można by wskazać jedynie na tego ostatniego, o ile oczywiście ktokolwiek potrafiłby go skojarzyć. Reca to do niedawna przecież skrzydłowy, któremu wróżono świetlaną przyszłość. Uryga – defensywny pomocnik, a Dźwigała… Tu można byłoby mieć wątpliwości, bo facet grał po prostu wszędzie, w tym także jako ofensywny pomocnik czy skrzydłowy. Z takiego zestawu – pełnego ludzi, którzy wręcz potrzebowali drugiej szansy – Brzęczek potrafił stworzyć świetnie funkcjonującą formację, która całkowicie wybiła zabrzanom z głowy myśli o wyrównującym golu. I właściwie aż strach pomyśleć, co się stanie, kiedy ta czwórka się dotrze, a przekwalifikowani zawodnicy okrzepną w grze w defensywie.

Reklama

Rzecz jasna spośród obrońców Wisły Płock w ostatnim czasie na największe wyróżnienie zasługuje Alan Uryga. Przede wszystkim serię Nafciarzy z marca i kwietnia, kiedy nie przegrali siedmiu kolejnych meczów, można łączyć właśnie z wejściem tego piłkarza do pierwszego składu Wisły. Trochę pokopał na lewej obronie (w końcu zaczynał od zastępowania Recy), raz zagrał na prawej stronie (przed tygodniem z Wisłą Kraków), a poza tym świetnie spisywał się na środku obrony. I nie tylko obrony, bo właściwie mamy tu do czynienia z największą piłkarską metamorfozą tego sezonu. Gdyby 1 kwietnia ktoś wymyślił dowcip, że Uryga legitymujący się bilansem 103 meczów i 0 goli w ekstraklasie w ciągu najbliższych trzech tygodni sieknie w tejże ekstraklasie 3 gole, przez grzeczność można byłoby nawet się uśmiechnąć. Tymczasem to nie byłby żaden primaaprilisowy żart, a najprawdziwsza przepowiednia. Za tydzień Wisła Płock zmierzy się z Zagłębiem i jesteśmy przekonani, że na przedmeczowej odprawie Mariusz Lewandowski w kontekście stałych fragmentów gry w największym stopniu uczyli swoich piłkarzy właśnie na Urygę.

Przypadek byłego piłkarza Wisły Kraków nie dziwi jednak o tyle, że w Płocku specjalizują się w stawianiu piłkarzy na nogi. Obecnie metamorfoza Urygi robi największe wrażenie, ale też ogromna większość piłkarzy Brzęczka to ludzie, którym Wisła musiała swego czasu podać rękę. Dźwigała był niechciany w Gdańsku, Urygę i Stilicia oddano bez żalu w Krakowie, a Szymańskiego w Białymstoku. Po zeszłym sezonie otuchy potrzebował Reca, a przed dwoma laty Furman. Podobne słowa można też napisać o Kante, Łasickim i kilku innych. Nawet Michalak został wypożyczony przez Legię na pełny rok lekką ręką, chociaż przebieg sezonu pokazał, że w wielu meczach taki piłkarz bardzo by się warszawianom przydał. Ogółem, tak jak kiedyś narzekano na klimat w Płocku, który miał nie sprzyjać rozwojowi, dziś wydaje się, że jest to optymalne miejsce, by się odbudować. I z pewnością w przyszłości kolejni piłkarze będą podążać drogą Urygi czy Szymańskiego.

Sami jesteśmy ciekawi, gdzie ten sezon zaprowadzi płocczan, chociaż już wiadomo, że będzie bardzo dobrze. To zespół, wobec którego trudno nie mieć ciepłych myśli. Dużo krajowych piłkarzy, dużo zawodników względnie młodych oraz przede wszystkim charakternych. Takich, którzy pięknie się w Wiśle odbudowali, grając na nosie licznym niedowiarkom. Chociaż zagrać na nosie to oni dopiero mogą, bo jeśli tylko utrzymają ostatnie tempo…

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

14 komentarzy

Loading...