Reklama

Arka Gdynia popsuta czy poprawiona? Porównujemy jedenastki

redakcja

Autor:redakcja

17 kwietnia 2018, 19:17 • 7 min czytania 5 komentarzy

Dwie derbowe klęski z rzędu, kibicowskie zadymy pod stadionem, iskrzący konflikt na linii kibice – zarząd, coraz gorętszy fotel trenerski Leszka Ojrzyńskiego. Nie za wesoło ostatnio w Gdyni, ale jeden mecz może odmienić wszystko i ściągnąć Arkę z mielizny, przywrócić jej właściwy kurs. Gdynianie staną dziś przed szansą, żeby po raz drugi z rzędu awansować do finału Pucharu Polski, co byłoby jedną z najbardziej zdumiewających historii polskiej piłki w XXI wieku.

Arka Gdynia popsuta czy poprawiona? Porównujemy jedenastki

Przy tej okazji postanowiliśmy przypomnieć, jak kadrowo wyglądała Arka, która rok temu, w sensacyjnych okolicznościach, zwyciężyła z Lechem Poznań i porównać ją z aktualną wersją żółto-niebieskiej drużyny. W zespole nie było może wielkiej rewolucji, ale Leszek Ojrzyński, trochę niepostrzeżenie, zdążył już całkiem mocno przebudować wyjściowy skład wedle własnego widzimisię.

TRENER
Leszek Ojrzyński
(dziś: bez zmian)

Ojrzyński przejmował Arkę z rąk Grzegorza Nicińskiego w trudnych dla klubu okolicznościach, wchodził do zespołu balansującego na skraju strefy spadkowej. Co prawda Niciński równolegle wprowadził gdynian do finału Pucharu Polski, ale umówmy się – największym sojusznikiem Arki w drodze do ostatecznego zwycięstwa była maszyna losująca, która przygotowała taką, a nie inną drabinkę. Olimpia Zambrów, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Drutex-Bytovia Bytów, Wigry Suwałki – z takimi tuzami mierzyli się żółto-niebiescy, zanim w finałowej dogrywce zaaplikowali dwa potężne ciosy na szczękę Lecha Poznań. Oczywiście zajadle walczące ekipy z niższych lig też trzeba umieć wyeliminować, wiele drużyn z Ekstraklasy to zadania przerasta, ale też chyba nie wypada się tym specjalnie zachwycać. Ojrzyński dostał zatem Arkę od razu na finał (wcześniej prowadząc ją w trzech ligowych meczach, bez zwycięstwa) i dołożył słodziuśką wisienkę na torcie – Arka zagrała przeciwko Lechowi taką piłkę, jakiej można było oczekiwać właśnie od tego zespołu i właśnie od tego trenera – bez kompleksów, z pełnym zaangażowaniem, obowiązkowo z jazdą na tyłku. To faworyci z Poznania zaczęli pierwsi uciekać marzeniami w stronę rzutów karnych i słono za to zapłacili.

Ojrzyński utrzymuje się w klubie do dziś, co jest zaskakująco długim stażem pracy jak na realia naszej ligi, choć coraz więcej wskazuje na to, że jego nadmorska przygoda chyli się ku końcowi. Co zakrawa na absurd – Arka była o krok od awansu do grupy mistrzowskiej, a w Pucharze Polski, na razie, utrzymują poziom z zeszłego sezonu. Na niekorzyść trenera działają rzecz jasna ostatnie porażki w derbach, zresztą debiut Ojrzyńskiego przypadł właśnie na mecz z Lechią, oczywiście również przegrany przez Arkę. Jednak czy w zespole jest odpowiedni potencjał ludzki, żeby ewentualny nowy szkoleniowiec zanotował lepsze rezultaty od obecnego trenera? Trzeba by było chyba cudotwórcy, którym Ojrzyński z pewnością nie jest, niemniej rok jego pracy z zespołem zaowocował wyraźną poprawą stylu gry i – co najważniejsze – pozycji w ligowej tabeli. Porażki z Lechią bolą, muszą boleć, lecz nie zanosi się już na konieczność odgrywania żałosnych spektakli piłkonożnopodobnych, takich jak mecz przyjaźni z Zagłębiem Lubin, zamykający ubiegły sezon w Ekstraklasie. Wtedy Arka utrzymanie dostała w geście przyjaźni, teraz spokojnie je sobie wypracowuje na murawie.

Reklama

Trener w finale kontra trener dzisiaj?
Stawiamy na Ojrzyńskiego AD 2018. Dzisiejsza Arka ma już na sobie stempel tego trenera i jest po prostu piłkarsko mocniejsza od zeszłorocznej, którą były szkoleniowiec Korony Kielce przejmował po Nicińskim i ledwie, ledwie utrzymał w lidze.
Arka w finale 0:1 Arka dzisiaj

OBRONA
Pavels Steinbors – Tadeusz Socha, Krzysztof Sobieraj, Michal Marcjanik, Marcin Warcholak
(dziś: Pavel Steinbors – Damian Zbozień, Frederik Helstrup, Michal Marcjanik, Adam Marciniak)

Między słupkami wciąż doświadczony Łotysz – Steinbors w ubiegłorocznym półfinale PP z Wigrami Suwałki dość spektakularnie się skompromitował, lecz od tego czasu jest już tylko lepiej. Dzisiaj można 32-latka uznać wręcz za czołowego golkipera całej Ekstraklasy, co zresztą nie najlepiej świadczy o ogólnym poziomie ligowym bramkarzy. Nawet w derbach z Lechią Steinbors, choć częściej wyciągał piłkę z siatki, zaprezentował się pewniej niż Dusan Kuciak.

Większe zmiany wśród defensorów. W zeszłym sezonie Tadeusz Socha i Damian Zbozień łeb w łeb walczyli o miejsce w wyjściowej jedenastce, ale w obecnych rozgrywkach nie ma już wątpliwości, że faworytem trenera jest Zbozień. Krzysztofa Sobieraj pełni teraz raczej rolę dobrego ducha szatni, a jego wojenkę z braćmi (czy, jak wolałby sam obrońca, siostrami) Paixao można uznać za rozstrzygniętą, rzecz jasna bezwzględnie na korzyść portugalskich napastników Lechii. Sobieraja zastąpił w pierwszym składzie Helstrup i efekty tej zamiany są widoczne jak na dłoni – po 30 meczach sezonu zasadniczego 2016/17, Arka miała aż 50 goli w plecy. Dziś, choć kolejek rozegrano już 31, defensywa okazała się o szesnaście bramek szczelniejsza. To jest przepaść.

Obrona w finale kontra obrona dzisiaj?
Zdecydowanie stawiamy na tegoroczną linię defensywną Arki. Steinbors broni na wysokim poziomie, Helstrup i Marcjanik – nie licząc zupełnej i niewytłumaczalnej degrengolady w derbach – są całkiem solidnym duetem stoperów, natomiast Zbozień i Marciniak (grający na zmianę z Warcholakiem) nie są może postrachem skrzydłowych rywali, ale w ofensywie potrafią dołożyć swoją cegiełkę.
Arka w finale 0:2 Arka dzisiaj

POMOC
Antoni Łukasiewicz, Adam Marciniak – Miroslav Bożok, Mateusz Szwoch, Marcus Vinicius
(dziś: Andriy Bogdanov, Michał Nalepa – Grzegorz Piesio, Mateusz Szwoch, Luka Zarandia)

Reklama

W ubiegłym sezonie Marciniakowi, teraz w rotacji uwzględnianemu głównie na lewej stronie defensywy, częściej zdarzało się grywać w środku pola. Pewnie jakieś atuty tam prezentuje, ale generalnie chyba najskuteczniejszą bronią tego zawodnika jest dobre dośrodkowanie, więc większą wartość dla drużyny przedstawia w bocznych sektorach boiska. Ojrzyński w środku pola szuka teraz innych rozwiązań – sporo tam grywa ściągnięty do klubu zimą Bogdanov, gracz z ofensywną żyłką, niekoniecznie typowy przecinak. To też wymowne dla metamorfozy Arki – jeszcze do niedawna stałym punktem programu był tam manewr z ustawianiem nominalnego obrońcy w roli rygla środkowej strefy boiska, dziś Ojrzyński często decyduje się na bardziej otwarte zestawienie drugiej linii. Arka ma już wystarczająco odwagi, żeby pograć piłką. Choć trzeba szczerze powiedzieć, że za tą odwagą nie zawsze podążają umiejętności i nierzadko wciąż żółto-niebiescy salwują się desperackimi wrzutami z autu, czy graniem słynnej „długiej piłki na uwolnienie”.

Głównodowodzącym, jeżeli chodzi o ofensywne zapędy Arki pozostaje Mateusz Szwoch, ale to Luka Zarandia skupia na sobie coraz więcej uwagi. Bohater ubiegłorocznego finału – gdzie idealnie sprawdził się jako joker – zaczyna robić różnicę już będąc stałym elementem galowej jedenastki arkowców. Zarandia jest piekielnie dynamiczny, przebojowy i do tego wszystkiego zaczyna dokładać liczby. O czym najlepiej wie zresztą kielecka Korona, której Gruzin strzelił bramkę w pierwszym starciu półfinałowym. Bożok i Marcus Vinicius takiego dymu jak Zarandia zrobić nie potrafili, ale inna sprawa, że Grzegorza Piesio nosem wciągał jeden i drugi. Piesio to skrzydłowy, który ostatnią asystę w lidze zanotował we wrześniu. Ostatnią i – jak do tej pory – jedyną. Nie ma w ogóle co porównywać tego dorobku z wynikami Marcusa, który w poprzednich rozgrywkach nabił dziesięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej.

Pomoc w finale kontra pomoc dzisiaj?
Na pewno druga linia Arki, pomimo różnych kombinacji ze składem w wykonaniu Ojrzyńskiego, nie była i w najbliższym czasie nie będzie zaliczana do ligowej czołówki. Niech będzie, że tutaj wskażemy na remis, choć chyba z delikatnym wskazaniem na dzisiejszy skład, ten Zarandia naprawdę może się podobać.
Arka w finale 1:3 Arka dzisiaj

ATAK
Przemysław Trytko
(dziś: Rafał Siemaszko)

To Siemaszko był jednym z bohaterów finału z Lechem, więc pewnie niewielu już pamięta, że od pierwszej minuty mecz zaczął Przemysław Trytko, stary znajomy Ojrzyńskiego z Korony. Napastnik o długiej liście zalet, na której próżno szukać instynktu strzeleckiego i skuteczności pod bramką rywala. A to są właśnie cechy, którymi serca gdyńskich kibiców podbił Rafał Siemaszko. Zawodnik przedziwny jak cała nasza Ekstraklasa, ale obdarzony sprytem niemalże na miarę Tomasza Frankowskiego. Trytki już dzisiaj w klubie nie ma, a Siemaszko gra na zmianę, albo w duecie z Maciejem Janowskim, a w odwodzie pozostaje jeszcze Ruben Jurado. Rok temu na zmianę z Trytką i Siemaszką brykał po boisku Dariusz Zjawiński, kolejny z tych specyficznych napastników, którym strzelać do siatki – przynajmniej na poziomie Ekstraklasy – nie kazano.

Atak w finale kontra atak dzisiaj?
Na dźwięk takich nazwisk jak Siemaszko, Jankowski i Jurado, delikatnie rzecz ujmując, staniki nie fruwają, ale nawet takie zestawienie jest lepsze, niż zeszłoroczna propozycja Arki, z Trytką i Zjawińskim, a na dokładkę Abbottem.
Arka w finale 1:4 Arka dzisiaj

Ot, paradoks. Wątpliwości wzbudziła tylko linia pomocy, poza tym Arka, która dzisiaj zagra z nożem na gardle w półfinale Pucharu, na papierze prezentuje się ze wszech miar korzystniej, niż wtedy, gdy sięgała po trofeum. Niestety dla zawodników i trenera – apetyty kibiców i działaczy rosną w miarę jedzenia i to do tego stopnia, że awans do finału nie jest już traktowany jako przyjemna niespodzianka, ale psi obowiązek drużyny. A przecież Arka, choć korzystnie przebudowana, to wciąż nie jest na tyle klasowa jedenastka, żeby w finale Pucharu Polski meldować się dorocznie.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

LIVE: Sobota z Ekstraklasą! Czy Pogoń wskoczy na podium?

redakcja
0
LIVE: Sobota z Ekstraklasą! Czy Pogoń wskoczy na podium?

Komentarze

5 komentarzy

Loading...