Reklama

Katowicki mur rozbity. Stal wraca do Mielca z kompletem punktów

redakcja

Autor:redakcja

14 kwietnia 2018, 20:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Mecze na szczycie w ekstraklasie czasami często nie oznaczają wielkich emocji, a co dopiero w I lidze. Tym razem było jednak inaczej, bo Stal rozprawiła się z GieKSą na jej stadionie, a co najważniejsze dokonała tego w niezłym stylu. 

Katowicki mur rozbity. Stal wraca do Mielca z kompletem punktów

Każdy – kto choć raz eksperymentował w kuchni – zna uczucie, gdy generalnie ugotował niezłe danie, ale czegoś mu jednak brakowało. Niby bardzo smaczne, lecz jedna przyprawa sprawiałaby, że byłoby jeszcze lepsze. Trochę irytująca sprawa, bo mogłoby być idealnie, a jest tylko dobrze. Piszemy o tym dlatego, bo dzisiejszy mecz GKS-u ze Stalą przypominał nam właśnie taką sytuację. Tempo meczu naprawdę wysokie, dobra organizacja gry, a także kilka niezłych akcji… Cóż, byłoby idealnie, gdybyśmy tak długo nie musieli czekać na bramkę z gry.

Katowiczanie od początku ruszyli na Stal i mało brakowało, a już w pierwszych minutach zdobyliby bramkę. Co prawda byłoby w tym sporo szczęścia, bo po wrzutce Błąda piłka odbiła się od zawodnika Stali, i zmierzała w stronę bramki gości. Czujność zachował jednak Majecki, który popisał się niezłą interwencją. Chwilę później piłka była już w bramce GieKSy, ale sędzia gola nie uznał, bo dopatrzył się spalonego. Można było jednak odnieść wrażenie, że ta akcja Stali pomogła, bo z minuty na minutę rozkręcała się coraz bardziej. Po jednym z dośrodkowań groźnie strzelał Arak, ale futbolówka wylądowała tylko w bocznej siatce. Jeszcze lepiej uderzali Janota i Gancarczyk, bo w światło bramki. Ten pierwszy nawet dwa razy, ale górą z obu sytuacji wyszedł Abramowicz. Szczególnie interwencja – gdy głową strzelał Janota – była wyższych lotów.

Bramkarz gospodarzy rozgrywał dzisiaj naprawdę niezłe spotkanie, ale przy strzale Araka wiele zrobić już nie mógł. Jeśli kogoś winić, to Mateusza Kamińskiego, który odpuścił krycie. Oczywiście przy pierwszym trafieniu dla gości też nie zawinił bramkarz z Katowic, bo Dobrotka strzelił z rzutu karnego. No dobra, ale skoroarbiter gwizdnął jedenastkę, to ktoś musiał dać ciała. Otóż nie do końca, bo Banaszewski trafił w rękę Poczobuta. Oczywiście zagranie ręką było, ale chyba sędzia mógł nie wskazywać w tej sytuacji na wapno.

GieKSa próbowała odpowiedzieć, ale brakowało jej dzisiaj jakości w ofensywie. Piłkarze Paszulewicza całkiem nieźle klepali, dochodzili pod bramkę rywala, ale tam odbijali się od muru. Każda wrzutka, każdy strzał, każda próba podania prostopadłego w pole karne… Kończyła się wybiciem futbolówki przez obrońców Stali. Właściwie w drugiej połowie tylko strzał Mączyńskiego sprawił problemy Majeckiemu, a to trochę za mało, by choćby zremisować ze świetnie dysponowaną Stalą w rundzie wiosennej.

Reklama

Wnioski po dzisiejszym meczu? Trener Smółka odrobił zadanie domowe. Katowiczanie próbowali, kombinowali, ale niewiele mogli, bo Stal była perfekcyjnie ustawiona w defensywie. Zaryzykowalibyśmy nawet i postawili sporą sumę pieniędzy na to, że gdyby mecz trwał jeszcze godzinę, to GieKSa i tak nie strzeliłaby bramki.

GKS Katowice – Stal Mielec 0:2 (0:0)

0:1 Dobrotka 56′

0:2 Arak 90′

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...