Reklama

Arka to dziś stabilność i normalność. Lechia – koło fortuny

redakcja

Autor:redakcja

07 kwietnia 2018, 14:13 • 9 min czytania 3 komentarze

– Dla wszystkich związanych z Lechią jest to niesamowicie istotny mecz. Nawet nie dlatego, że to derby. One są oczywiście bardzo ważne, ale klub znajduje się w katastrofalnej sytuacji jeżeli chodzi o miejsce w tabeli. Każdy punkt jest na wagę złota. W klubie są piłkarze z ogromnym doświadczeniem. Reprezentanci swoich krajów, byli reprezentanci, mistrzowie Polski. Wydaje mi się, że tacy zawodnicy muszą wziąć odpowiedzialność za wyniki. Jeżeli zastanawiamy się, czy udźwigną presję… Jasne, presja jest, ale jeżeli oni mają grać za chwilę w swoich reprezentacjach, powinni sobie z nią poradzić. Przynajmniej w polskiej Ekstraklasie, z całym szacunkiem do naszej ligi – mówi Marcin Kaczmarek. Były szkoleniowiec między innymi Wisły Płock, a osobiście wychowanek i kibic Lechii Gdańsk, z którym porozmawialiśmy przed zbliżającymi się Derbami Trójmiasta. O problemach Lechii, normalności w Arce i o tym, czy nie może się już doczekać powrotu na ławkę trenerską. Zapraszamy.

Arka to dziś stabilność i normalność. Lechia – koło fortuny

Rok temu, mniej więcej o tej samej porze, graliśmy z Arką mecz, który decydował o naszym ewentualnym wejściu do grupy mistrzowskiej. Zremisowaliśmy, zdobywając bramkę w doliczonym czasie gry. Jak się później okazało, remis nie dał nam pierwszej ósemki. Był jednak bardzo cenny. Dopisaliśmy jedno oczko, byliśmy wysoko po podziale punktów. Mierzyliśmy się z nią także cztery kolejki później. Również w Gdyni. Rozegraliśmy bardzo dobre spotkanie, wygraliśmy pewnie. To był mecz, który zapewnił nam spokój i komfort w walce o utrzymanie. Przez pryzmat tych spotkań wspominam mecze z Arką pozytywnie, aczkolwiek z pewnym niedosytem. Wiadomo, byliśmy o krok od załapania się do grupy ośmiu najlepszych drużyn w Polsce. Uniknęlibyśmy nerwów związanych z walką o utrzymanie. Zamiast nas zagrała tam Korona. Gdybyśmy nie strzelili gola w Gdyni, nie załapałaby się ona do ósemki. A tak później bardzo korzystnie pokazała się w ostatnich meczach. Tak to w piłce bywa – niuanse decydują o końcowych losach i spojrzeniu na poszczególne drużyny.

Jak ciężko przechytrzyć Leszka Ojrzyńskiego?

To zawsze kwestia momentu, w którym się znajdujemy. Ważne jest również to, jaki prowadzimy zespół. Do tego dochodzi analiza. Nie zawsze się to sprawdza, ale każdy z nas szuka rozwiązań. Zawsze zdawałem sobie sprawę z tego, że Leszek Ojrzyński to szkoleniowiec, który przykłada dużą wagę do stałych fragmentów gry. Do tego zaszczepia w swojej drużynie charakter wojowników. Arka to prezentuje. Trudno mi teraz analitycznie podejść do jednego konkretnego meczu, ale pamiętam, że analizowaliśmy Arkę bardzo intensywnie. Jak zawsze. Udało nam się znaleźć na nich sposób. W meczu grupy spadkowej byliśmy wyraźnie lepsi. Niby wygraliśmy tylko 1:0, ale nie daliśmy gospodarzom dojść do głosu.

Zbliża się ostatnia kolejka, Arkowcy wciąż mają szansę zagrać w pierwszej ósemce. Uczestniczą również w Pucharze Polski i chwała im za to, jednak liga na pewno jest dla nich najważniejsza. Zapracowali sobie również na to, że w tym momencie nie grozi im już raczej kataklizm w postaci spadku.

Reklama

W Arce jest od jakiegoś czasu normalnie. Tylko tyle i aż tyle. Ludzie w klubie mierzą siły na zamiary. Nie szukają kwadratowych jaj. Działają w ramach budżetu i możliwości. Starają się dbać o komfort pracy trenera, okazując mu zaufanie. O to w tym wszystkim powinno chodzić.

Piłkarze wybierając klub, spojrzą przychylniejszym okiem na Arkę, która oferuje dobrą atmosferę i pensje wypłacane na czas, niż na Lechię, w której od dłuższego czasu jest sporo zamieszania?

Pytanie, jakiej wielkości będą te pensje, dopiero później można się zastanowić. (śmiech) Ale fakt – w Gdyni jest w miarę stabilnie. Arka przez pewien czas miała swoje problemy, sporo długów. Ludzie, którzy dzisiaj nią zarządzają, starali się je zniwelować. Dziś nie są nie wiadomo jak bogaci, ale oferują stabilność i normalność. Natomiast w Lechii – koło fortuny.

Od jakiegoś czasu mieszkam w Gdańsku. Śledzę to wszystko. Wydaje mi się, że najwyższy czas zacząć bić na alarm. Lechia znajduje się na przedostatnim miejscu w tabeli. Grozi jej katastrofa, a nikt w Gdańsku nie wyobraża sobie tego, że może spaść. Ciężka praca wielu ludzi doprowadziła ten zespół do Ekstraklasy i dała mu jeszcze lepsze perspektywy i możliwości. Szkoda byłoby to zaprzepaścić. W tej chwili Lechia ma problem. Może nie do końca mentalny, bo z tego, co słyszymy, mówi się o problemie fizycznym. Nowy trener miał już trochę czasu, żeby wprowadzić swoje reguły i pewne bodźce, więc wydaje mi się, że w meczu z Arką powinniśmy zobaczyć chociaż ułamek ręki Stokowca. Dla wszystkich związanych z Lechią jest to niesamowicie istotny mecz. Nawet nie dlatego, że to derby. One są oczywiście bardzo ważne, ale klub znajduje się w katastrofalnej sytuacji jeżeli chodzi o miejsce w tabeli. Każdy punkt jest na wagę złota.

Uważa pan, że Stokowiec na razie przyzwyczajał się do drużyny, i dopiero teraz możemy zacząć od niego wymagać?

Oczywiście. Trenera można ocenić po jego długofalowej pracy. To nie jest piekarnia, że przyjdzie się, zmieni recepturę na ciasto i chleb będzie lepszy albo gorszy. Mieliśmy teraz przerwę reprezentacyjną. Czas, w którym można „zabodźcować”. Dotrzeć do piłkarzy nie tylko pod względem mentalnym, ale też fizycznym i motorycznym. Nie można zmienić wszystkiego, to proces, ale powinno się w odpowiedni sposób rozłożyć akcenty. Jestem przekonany, że sztab nad tym popracował. To też taka praca – za chwilę nikt nie będzie pamiętał, że trener przyszedł do klubu będącego w rozsypce, tylko że przegrał trzy mecze i czeka na kolejny. Takie jest życie, tak to funkcjonuje. Liczy się tu i teraz. Możemy się z tym nie zgadzać – jako trener nigdy się z tym nie zgodzę, uważam, że nasza praca to proces i szkoleniowiec musi dostać czas – ale Piotrek musi się z tym zmierzyć. Lechia potrzebuje punktów. Po prostu. Nikt nie oczekuje od niej, żeby wygrywała trzema-czterema bramkami, ale punkty są priorytetem.

Reklama

Jeszcze niedawno mówiło się, że atutem Lechii jest słabość Termaliki i Sandecji. Tymczasem Bruk-Bet zaczął punktować i wyprzedził gdańszczan. Nawet Sączersi nieco poprawili swoją grę, która już tak nie kłuje w oczy.

Z doświadczenia związanego z grą w grupie spadkowej wiem, że rozgrywa się tam mecze, które często są na styku. Kiedy zespół jest w kryzysie, trudno zmienić to z dnia na dzień. Aczkolwiek – biorąc pod uwagę, jakich piłkarzy ma Lechia – nie jest to żadne wytłumaczenie. Znamy przecież oczekiwania, jakie były postawione przed tymi zawodnikami. Powinni wziąć odpowiedzialność na siebie. Trenerzy się zmieniają, a w klubie są piłkarze z ogromnym doświadczeniem. Reprezentanci swoich krajów, byli reprezentanci, mistrzowie Polski. Wydaje mi się, że tacy zawodnicy muszą wziąć odpowiedzialność za wyniki. Jeżeli zastanawiamy się, czy udźwigną presję… Jasne, presja jest, ale jeżeli oni mają grać za chwilę w swoich reprezentacjach, powinni sobie z nią poradzić. Przynajmniej w polskiej Ekstraklasie, z całym szacunkiem do naszej ligi.

Wydaje się panu, że na razie uciekają od tej odpowiedzialności?

Nie wiem. Na pewno jestem przekonany, że chcą wygrywać. Nie spotkałem piłkarzy, którzy woleliby przegrywać i uciekać od odpowiedzialności. Zresztą, nie widziałem jakichś negatywnych emocji i szukania winy u innych. Wręcz przeciwnie – zaobserwowałem duże poparcie względem trenera Owena. Z drugiej strony – po przyjściu Stokowca pojawiły się wypowiedzi, z których wynikało, że gracze dostają nowy impuls i teraz zaczną coś robić. To było trochę niespójne. Powinno być mniej gadania, a więcej robienia tego, co do nich należy. Przedstawienia swoich racji na boisku. Udowodnienia, że miejsce, w którym są, to zbieg różnych okoliczności. Teraz nie ma taryfy ulgowej, bo grozi to katastrofą. Dla takiego klubu jak Lechia, dla społeczności gdańskiej, to byłaby – powtarzam – katastrofa. Piłkarze muszą zdać sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że dociera do nich, iż żartów już nie ma.

W Lechii dużo rzeczy wydaje się nieprzemyślanych. Przykład – Kuświk nie pojechał na obóz zimowy, a potem zaczął grać.

Dochodzimy teraz do problemu całościowego, związanego z zarządzaniem Lechią. Nie chciałbym wypowiadać się na ten temat. Mam określone przemyślenia, natomiast na pewno wygląda to troszeczkę chaotycznie. Zawodnik, który ma być sprzedany, po jakimś czasie zostaje jedynym napastnikiem w klubie. Może to zbieg okoliczności? Nie wiem, nie chcę wnikać w szczegóły.

Jako kibic Lechii, człowiek, który spędził tutaj wiele lat i dołożył też pewną cegiełkę do tego, że Lechia jest teraz w Ekstraklasie, naprawdę bardzo mocno przejmuję się jej wszystkimi problemami. Patrzę na to wszystko z dużym niepokojem, ale mam nadzieję, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Szczęśliwie oczywiście w cudzysłowie, bo utrzymanie to minimum, którego się wymaga. Być może w następnym sezonie pewne rzeczy wrócą do większej normalności i przewidywalności, będzie też więcej konsekwencji w działaniu. Dzisiaj nie wygląda to zbyt specjalnie.

Przewagą Lechii może być to, że Arka rozegrała mecz pucharowy w środku tygodnia?

Nie wydaje mi się, żeby mecz rozegrany przez Arkę w środku tygodnia da Lechii jakąś przewagę, biorąc pod uwagę skład, jaki desygnował do gry Leszek Ojrzyński. Dokonał pięć roszad w stosunku do spotkania z Legią. Piłkarze są przygotowani do wyjścia na derby. Pewnie trener wróci do składu z ostatniego meczu ligowego. Arka może nie jest na wielkiej fali wznoszącej, ale jednak prezentuje się dobrze. Na pewno tanio skóry nie sprzeda, Mecz będzie ciekawy, z dreszczykiem emocji. Wybieram się na to spotkanie. Trzymam kciuki za Lechię. Nie będę obiektywny, ale jestem kibicem i wychowankiem tego klubu i wierzę, że ten mecz wygra.

Mówiąc pół żartem pół serio, przewagą Lechii może być to, że cały czas wygrywa derby. Odkąd pamiętam, Arka nie może sobie z nią poradzić. Najświeższą historia, sprzed kilku miesięcy. Lechia dostała piątkę od Korony, kilka dni później pojechała do Gdyni i wygrała. Jeszcze po golu w doliczonym czasie gry!

4

Arka potrafi spiąć się na ważne mecze, ale z Lechią od dłuższego czasu jej nie idzie.

Tak to czasami bywa. To takie paradoksy piłki. To tak, jakby zapytać, ile bramek Buffonowi strzelił Messi, a ile Ronaldo. Cristiano strzelił mu dziewięć goli na dziesięć ostatnich oddanych przez niego celnych strzałów, a przecież nikt nie kwestionuje tego, że Buffon jest świetnym bramkarzem. To takie piłkarskie smaczki. Też miałem moment, w którym przegrywałem z Arką bardzo, bardzo dużo. Jako piłkarz strzelałem jej bramki w derbach, co zawsze było dla mnie wielką satysfakcją. Później jako trener Wisły Płock miałem na przykład moment, w którym przegrałem z Arką, a potem jeszcze przez trzy-cztery następne spotkania nie mogłem jej pokonać. Przełamałem się dopiero w meczu w ramach grupy spadkowej, o którym wcześniej rozmawialiśmy.

Serie są też po to, żeby je przełamywać. Mam nadzieję, że jeżeli chodzi o derby, nic się nie zmieni.

Latem pojawił się temat pana przejścia do Lechii, o czym pisały media, czy nie było żadnych konkretów?

To jest tak, że jestem człowiekiem związanym z Lechią i Gdańskiem, i zawsze będą pojawiały się pewne spekulacje. Historia wygląda tak, że dzisiaj nie ma tematu. Jeżeli kiedykolwiek będzie – na pewno go rozważę. Teraz trenerem jest Piotr Stokowiec i życzę mu utrzymania w Ekstraklasie.

Nie dostaje pan teraz żadnych ofert czy czeka na jakąś naprawdę konkretną?

Było kilka ofert. Jeżeli pojawi się propozycja, którą będzie warto rozważyć – na ten moment mówię głównie o Ekstraklasie – zawsze się nad nią pochylę. Dałem sobie też trochę czasu. Potrzebowałem odpoczynku. Pracowałem jedenaście lat, non stop, może z minimalną przerwą. Przydał mi się, ale trochę tęsknię za piłką. Na pewno jak będzie coś sensownego i ciekawego – rozważę to.

Rozmawiał Norbert Skórzewski

Twitter Norberta

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

3 komentarze

Loading...