Reklama

Nie jestem panią do towarzystwa, trzeba mieć swój honor!

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

29 marca 2018, 16:57 • 10 min czytania 1 komentarz

Maciej Sulęcki to jeden z nielicznych polskich bokserów, który w niedługim czasie może nie tylko dojść do walki o mistrzostwo świata, ale także ją wygrać. Niepokonany w 26 walkach 28-latek z Warszawy właśnie wchodzi w decydującą fazę przygotowań do pojedynku życia. Jeśli za miesiąc na Brooklynie pokona byłego mistrza świata Daniela Jacobsa, otworzy sobie wrota do bokserskiego raju. – Jestem tu po to, żeby te drzwi wyważyć – mówi.

Nie jestem panią do towarzystwa, trzeba mieć swój honor!

Co się czuje na miesiąc przed walką życia?

Już zaczyna się adrenalinka, zaczynam wchodzić na bardzo wysoki pułap, jeśli chodzi o treningi. No i zaczynam sparingi. Mocno się nakręcam się, żarty schodzą na bok, czas na poważną atmosferę.

Już widzę poważną atmosferę z tobą, Arturem Szpilką, Izu Ugonohem i Andrzejem Gmitrukiem na jednej sali…

Fakt, jest wesoło, lubimy się pobawić, poopowiadać kawały, pożartować. Ale wiemy, kiedy jest czas na żarty, a kiedy na ciężką pracę. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, wiemy, czego chcemy i po co to robimy. Boks daje nam radość i to po nas widać.

Reklama

Przed tobą super poważna walka – z byłym mistrzem świata Danielem Jacobsem. Łatwo nie będzie…

Ja nienawidzę łatwych zadań. Poszedłem w najciemniejszą stronę, wybrałem najcięższą możliwą walkę. Jak chcesz być najlepszy, musisz walczyć z najcięższymi. Jacobs to kapitalny fighter, od lat będący na szczycie i walczący na największych galach. Ja powiedziałem sobie, że jak spadać, to z wysokiego konia. Ale ja tego spadku nie zakładam, idę po zwycięstwo. Wchodzę tam tylko po to, żeby wygrać. Jak ktoś mówi: „Maciek, jedź zrobić dobrą walkę”, to się śmieję. Nie jadę robić dobrej walki, tylko wygrać. Dla siebie, dla Polski, dla spełnienia marzeń.

Ta walka to spełnienie marzeń?

Od 17 lat bardzo ciężko trenuję, pokonałem kilku klasowych rywali, pokazałem się na dużych galach. Ale ciągle czekam na wyzwania. Po zwycięstwie nad Hugo Centeno byłem pewien, że przyjdą wielkie walki. Ale nie przyszły, wkradło się we mnie zwątpienie. Zastanawiałem się, czy to wszystko ma sens. W końcu mam pojedynek, o jakim marzyłem.

Walka wieczoru, wielka gala na Brooklynie, transmisja w HBO na całe Stany. Nie sparaliżuje cię to?

Właśnie takie wielkie wydarzenia mnie mobilizują. Na słabych nie potrafię się zmobilizować, na sparingi też. Potrzebuję wyzwań i walka z Jacobsem właśnie czymś takim jest. Po to pracuję. Im dalej w las, tym ciemniej. Ja w tej chwili jestem w środku tego lasu i jest naprawdę ciemno.

Reklama

Jacobs to nierówny bokser. Czego się spodziewasz po nim tym razem?

Szykujemy się na najlepszego Jacobsa. Ale nie spodziewam się, żeby boksował tak dobrze, jak z Giennadijem Gołowkinem. Z nim stoczył walkę życia, drugiej takiej już nie zrobi. Był jednym z nielicznych, którzy nie przegrali z Kazachem w szatni. Boksował ostrożnie i prawie wygrał. Myślę też, że może mnie trochę zlekceważyć.

Nie boisz się o postawę sędziów? Gala w Nowym Jorku, rywal z Nowego Jorku…

Może tak być. Ale ja wychodzę po to, żeby wygrać. Każdy przyszły mistrz zastępował poprzedniego mistrza. Taki jest mój cel, sędziowie mnie nie interesują.

Jacobs do wagi z Gołowkinem wyszedł większy niż wcześniej, nabrał sporo wagi pomiędzy ważeniem a walką.

Rzeczywiście, będzie większy i silniejszy niż większość moich rywali. Ale ja jestem tak naprawdę bokserem wagi półciężkiej. To bardziej on się zdziwi, widząc moje gabaryty. Mam wrażenie, że Jacobs i jego promotorzy patrzyli na moją ostatnią walkę z Jackiem Culcayem, w kategorii junior średniej. To był słaby pojedynek w moim wykonaniu. Gdyby patrzyli na wcześniejsze, raczej by się na mnie nie zdecydowali. Teraz wracam do swojej kategorii wagowej, jestem silny i mocny, w tej wadze czuję się najlepiej.

Wcześniej boksowałeś w junior średniej.

Zeszedłem niżej, bo tam była większa szansa na duże walki. Nie lubię patrzeć wstecz. Fajnie się tam czułem, ale przyszła propozycja wagi z Jacobsem.

Na ile ważna w tym pojedynku będzie ambicja sportowa, a na ile pieniądze?

Jedno się wiąże z drugim. Jacobs generuje wielkie pieniądze, zarabia w milionach dolarów. Ja jeszcze nie. Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, ale ja dostanę kilka stówek w złotówkach, więc nie jest źle. Nie chciałem czekać dłużej i boksować z ogórkami w Polsce. Pomyślałem: jak kraść, to miliony, kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Nawet nie negocjowałem stawki. Powiedziałem ile chcę, od razu przyklepali. Czyli za mało powiedziałem (śmiech).

Jeśli wygrasz z Jacobsem, następne wypłaty będą dużo większe.

Dokładnie. Stoję przed wrotami do bokserskiego raju, trzeba je po prostu wyważyć i iść po swoje.

Na razie, zanim się przebijesz do bokserskiego raju, miałeś okazję zadebiutować jako ekspert od skoków narciarskich!

Rzeczywiście. TVP podpisała umowę z grupą KnockOut Promotions i zaczęła promować bokserów. Ja zostałem zaproszony do studia w czasie skoków. Ale dobrze trafili, bo Małysz był dla mnie świętością i kiedyś oglądałem wszystko. Teraz dalej śledzę, choć już nie mam tyle czasu.

O hokeju, czy tenisie stołowym też byś pogadał?

Nie, o tenisie stołowym nie. W hokeju lubię tylko, jak się trzaskają, ale to już bardziej boks.

TVP ma pokazać twoją walkę z Jacobsem na głównej antenie, nie tylko w TVP Sport.

Mam nadzieję, że tak będzie. Walka na Jedynce – fajnie by było!

Na razie przed nami pojedynek Anthony Joshua – Joseph Parker, w TVP Sport.

No, nóżka już chodzi! Ekscytująca walka, jakiej dawno w wadze ciężkiej nie było. Czekam z wypiekami na twarzy. Zapowiada się bombowo. Dosłownie. Dwaj mistrzowie świata, dwaj królowie nokautu. Bilety na stadion w Cardiff wyprzedały się w kilka minut. Abstrakcja. Anglicy są pewni siebie, ale Parkera bym nie skreślał, choć nikt go nie docenia.

Na pewno nie jest tak wypromowany, jak Joshua.

To coś niesamowitego. Na całym świecie jest Joshuomania. Ale takie ciśnienie może go trochę przytłoczyć. To jakiś kosmos, bo ta walka będzie pokazywana na całym świecie, poza pięcioma krajami. Joshua robi wrażenie, jest twardy, silny, kopie jak koń i potrafi przetrwać kryzys. Parker też jest bardzo silny, dobry boksersko. Izu Ugonoh zapewnia, że ma niesamowity charakter. Zapowiada się fantastycznie.

A propos walk na stadionie, u nas też się szykuje gala na PGE Narodowym. Wystąpi dwóch twoich kumpli z gymu – Szpilka i Ugonoh. Będzie ogień?

Na to wygląda. Izu jest w świetnej formie, będzie walczył z Fredem Kassim i sobie poradzi. Szpilka jest na diecie, zasuwa, razem biegaliśmy po kilkanaście kilometrów po lesie. Jest w gazie. Jeszcze mamy dwa miesiące, jestem o nich spokojny.

W tych biegach zdaje się uczestniczyły także psy Szpilki…

Tak, ścigaliśmy się z nimi. Ale Pumba głównie za dzikami ganiał. Ostatnio psy władowały się też do ringu, chciały się sprawdzić ze „Striczem”, ale szybko uciekły!

Właśnie, „Striczu”, co to za ksywka?

15 lat temu chłopaki uczyli mnie grać w pokera. Pokazali, powiedzieli: tu masz strita, tu fulla, tu karetę. Rozdali małolatowi karty, zaczęliśmy grać, wymieniłem, patrzę – mam strita. Rzucam karty, skaczę i krzyczę: mam stricza! I tak już zostało…

Tak, jak w tym pokerze, w życiu też jesteś mocno niecierpliwy. Na przykład na Twitterze toczyłeś wojenkę z promotorem Andrzejem Wasilewskim, nie przebierając w słowach…

Taki już jestem, w gorącej wodzie kąpany. Ja chciałem dużych walk. Po zwycięstwie z Proksą już oczekiwałem tylko większych. Andrzej Wasilewski tylko powtarzał: „Maciek, spokojnie”. Przestoje w walkach budziły we mnie frustrację. Te wojenki medialne to była dziecinada. Przecież jesteśmy dorośli, mamy wspólny cel. To nie było potrzebne.

W styczniu mówiłeś, że chcesz iść do KSW…

Ej, dziennikarze łykają wszystko jak pelikany! Ja mam 28 lat, dużo boksu przed sobą. Bardzo ciężko pracowałem na swoją pozycję. Nie po to, żeby teraz pójść do KSW, bo ktoś mi da parę groszy. Trzeba się szanować, pieniądze to nie wszystko. Nie jestem panią do towarzystwa. Od kasy ważniejszy jest honor i swoje wartości.

Wracając do Proksy, którego znokautowałeś, w styczniu powiedział, że na 10 walk z tobą, wygrałby 10. To przymiarka do rewanżu?

Chlapnął ozorem, nie przemyślał tego. Rewanż? Nie będzie żadnego rewanżu. Może kiedyś, gdy będziemy już starymi dziadkami. Pewnie mu cegła na głowę spadła… Zabolała go ta porażka.

Jesteś chłopakiem z Warszawy i z dumą to podkreślasz. Na łapie masz tatuaż z Małym Powstańcem. Dlaczego to jest ważne dla ciebie?

Walczyliśmy o swoją wolność. Ludzie, którzy nie mieli broni, byli amatorami, wyszli walczyć z uzbrojoną armią. Z kijami na czołgi. To wielki pokaz odwagi i determinacji. To pokazuje, że jeśli czegoś bardzo chcesz, bardzo pragniesz, to nie ma dla nas granic.

To dla ciebie przykład przed walką z Jacobsem?

Z Jacobsem jesteśmy bardziej wyrównani. Ale chodzi o to, żeby wyjść i walczyć o swoje. My dziś nie jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem tego, co się działo w czasie powstania. Gdyby dziś wybuchła wojna, większość ludzi by się schowała pod ziemią i ze strachu nie wyściubiła nosa. Albo walczysz o swoje, albo kładziesz uszy po sobie i żyjesz jak niewolnik.

Uszy po sobie to raczej nie twoja bajka…

Ja walczę i idę po swoje marzenia. Bo nie żałuje się czegoś, co się zrobiło, a tylko tego, czego się nie spróbuje.

A propos próbowania: Saul „Canelo” Alvarez przed rewanżem z Gołowkinem wpadł na dopingu i tłumaczy, że zabronione środki znalazły się w meksykańskiej wołowinie…

Powinien zostać zawieszony, bo wpadł nie raz, tylko dwa razy. Traktujmy się poważnie, jesteśmy pięściarzami. To nie są biegi, lekkoatletyka, czy piłka nożna. Wychodzi dwóch facetów i trzaska się po gębach, może się komuś stać krzywda. Gdyby na przykład w takiej walce Gołowkinowi spadła głowa, to Canelo powinien dostać dożywocie. Dla mnie to morderstwo.

Ty jesteś kontrolowany?

Jestem w całorocznym programie Clean Boxing. Codziennie rano może zapukać kontroler, żeby pobrać próbkę.

Jak poważny jest problem dopingu w boksie?

Ciężko ocenić. Kiedyś powiedziałem, że 90 procent bierze. Tak nie jest. Na pewno doping był, jest i będzie. Trzeba z tym bardzo ostro walczyć, zanim komuś stanie się krzywda.

A ty się nie boisz, że stanie ci się krzywda? Masz malutką córkę, masz dla kogo żyć…

Gdy zacznę o tym myśleć, skończę z boksem. Nie można o tym myśleć w ringu. To blokada psychiczna, która sprawia, że nie podejmuje się ryzyka.

Nawet jeśli skończysz z boksem, nazwisko Sulęcki nie wypadnie z gry.

Dokładnie, mam dwóch 14-letnich braci, którzy już złapali bakcyla. Kuba jest jak młody Łomaczenko, zdobył mistrzostwo Polski, Paweł jest brązowym medalistą. Na razie leją przeciętnych rywali, czekam na coraz poważniejsze walki. Mają ogromny talent.

Ty ich pchałeś do boksu?

Tak jakoś samo wyszło. Grali w piłkę, aż nagle powiedzieli, że chcą boksować. Ja nikomu nie mówię, co ma robić w życiu. Kiedy moja córka kiedyś do mnie przyjdzie i powie, że chce boksować, też jej nie zabronię.

Lubisz boks kobiet?

Nie, to nie jest miejsce dla płci pięknej, ale jak będzie tego chciała, to ją będę wspierał z całego serca. Tak samo, jak wspieram braci.

A ty w piłkę nie chciałeś grać?

Chciałem, ale deptałem kolegów. Lubię pokopać piłkę, ale talentu do tego nie mam. Jestem za dużym indywidualistą, nie potrafię odnaleźć się w sporcie zespołowym.

Niecierpliwy indywidualista? Która cecha twojego charakteru jest najważniejsza?

Jestem nieustępliwy. Jak sobie coś postanowię, może się walić ziemia, a ja do tego dojdę. Nie ma bata!

Jak ważny w realizacji tych twoich celów jest trener Andrzej Gmitruk?

Bardzo ważny. To on nauczył mnie boksu zawodowego. Jest moimi oczami w ringu, mam do niego bezgraniczne zaufanie. To dla mnie wielki autorytet. Powiedziałem to samo Szpilce: zaufaj Andrzejowi, a wygrasz.

sulecki

Eksperci mówią, że jeśli któryś z polskich bokserów ma zdobyć mistrzostwo świata w najbliższym czasie, to Sulęcki. Dobrze mówią?

Kiedy czytam złe opinie na swój temat, spływa to po mnie. Te miłe opinie są bardzo fajne. Ale też się do nich nie przywiązuję. I jedne, i drugie, trochę mydlą oczy. Idę pomiędzy nimi, prosto do celu. Polski boks jest w kryzysie i potrzebuje mistrza świata, który pociągnie całą dyscyplinę.

Jednym słowem: jak będzie z Jacobsem?

– KO!

ROZMAWIALI JAN CIOSEK I KACPER BARTOSIAK

Program „Ciosek na wątrobę” od kwietnia w czwartki o 21:00 na antenie Weszło FM/

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...