Reklama

„To dla mnie zupełnie nowa kariera” – Del Potro udowadnia, że zawsze się da

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

26 marca 2018, 10:29 • 11 min czytania 2 komentarze

Jak rozpocząć tę historię? Tradycyjnie, od momentu, gdy jej bohater wdrapał się na szczyt i zaistniał w świadomości milionów na całym świecie? Jeśli tak, to byłoby to US Open 2009, fantastyczny turniej z równie dobrym finałem. Sensacyjnie rozstrzygniętym, bo uznanego mistrza ze Szwajcarii pokonał niespełna 21-letni Argentyńczyk.

„To dla mnie zupełnie nowa kariera” – Del Potro udowadnia, że zawsze się da

A może należałoby to rozpocząć od Tandil, miasta w Argentynie? W końcu przydomek „wieża z Tandil” nie wziął się znikąd. Zresztą, może faktycznie coś jest w tamtejszym mięsie, jak twierdził sam zainteresowany, bo jadło je ośmiu profesjonalnych tenisistów i tenisistek. A do tego m.in. Mauro Camoranesi, genialny piłkarz. W Tandil wszyscy kochają tenis albo piłkę.

Ale nie, to przecież nie historia o dojściu do pierwszych sukcesów. To historia o powrocie do gry, kiedy wielu postawiło na tobie krzyżyk. O czterech operacjach, miesiącach przerw, meczach, w których rywalizować trzeba było nie tylko z innym tenisistą, ale i z własnym ciałem.

W skrócie: historia o tym, jak Juanowi Martinowi del Potro zaczął kibicować cały tenisowy świat.

Cztery operacje i trzy lata

Reklama

Już o tym wspomnieliśmy, ale powtórzmy. Rok 2009. Juan Martín del Potro przebojem wdrapuje się na szczyty światowego tenisa. Wygrywa w USA, pokonując Rogera Federera. Wymarzony scenariusz, wymarzona chwila. Pierwszy trener Juana, Marcelo Gomez, opowiadał później dziennikarzom:

To, co widzicie dziś, to dokładnie to samo, co widziałem lata temu. Kiedy miał 10 lat, powiedział mi, że kiedyś wygra US Open. Dziesięć lat później po prostu to zrobił. Juan ma umiejętność wracania z naprawdę trudnych okoliczności.

Trzeba przyznać, że Del Potro jest wyjątkowo słownym człowiekiem. Ale ten cytat przytoczony został z innego powodu – jego ostatniego zdania. Gomez mówił to tuż po tym, jak Delpo wygrał w Nowym Jorku. Nikt chyba nie przypuszczał wtedy, że już kilka miesięcy później, Argentyńczyk będzie musiał poddać się operacji. Na starcie sezonu 2010, niedługo po tym, jak został światowym numerem cztery (najwyższy ranking w karierze), zaczął doskwierać mu ból w prawym nadgarstku. Na tyle mocno, że musiał poddać się operacji.

Moje życie zmieniło się po tym, jak wygrałem US Open. Kilka miesięcy później zmieniło się znowu, kiedy doznałem kontuzji ręki. Przeszedłem drogę od „przyszłego numeru 1” do nikogo. Wszystko działo się tak szybko. Zrozumiałem, że jestem nikim bez tenisa.

Del Potro poleciał do Minneapolis, tam operował go doktor Richard Berger. Normalnie pewnie zapomnielibyśmy nazwisko lekarza już po chwili, ale w karierze i życiu Juana, to człowiek, który pojawia się – niestety – wyjątkowo często. W 2010 roku spisał się na medal. Argentyńczyk musiał co prawda odczekać swoje – nie wystąpił już w żadnym turnieju wielkoszlemowym w tamtym roku, ale w 2011 roku, po powrocie, radził sobie na tyle dobrze, że nagroda za „comeback sezonu” była jego. Trudno się zresztą temu dziwić. Przeskok w rankingu ATP z miejsca 485. na 11. robi wrażenie, prawda?

Reklama

Sezony 2011-2013 to chyba najlepszy okres w karierze Argentyńczyka. Co prawda nie zanotował żadnego znaczącego sukcesu, ale grał równo, solidnie, wywalczył medal olimpijski w Londynie (brązowy), zaliczył półfinał Wimbledonu rok później. Opuścił tylko jeden turniej wielkoszlemowy, Roland Garros 2013, i to nie z powodu urazu, a choroby.

A potem – znowu – wszystko się spieprzyło.

Na początku 2014 roku ponownie zaatakował nadgarstek, tyle tylko, że tym razem lewy. Richard Berger po raz kolejny popędził na ratunek. W marcu Del Potro przeszedł operację, znów czekała go kilkumiesięczna operacja, ale… i tak było nieźle. Berger mówił o urazie:

Biorąc pod uwagę stopień uszkodzenia nadgarstka, zdumiewające jest, że był w stanie grać w tenisa. To wynik jego miłości do sportu. Wysiłek, który w to wkłada, sprawia, że nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę go, uderzającego piłki z pełną mocą.

Juan wrócił do gry w styczniu 2015 roku, zagrał trzy mecze i… poleciał poddać się kolejnemu zabiegowi. Przy okazji wycofując się z Australian Open, gdzie miał zagrać z Jerzym Janowiczem.

Jeszcze kilka godzin temu byłem w Australii, dziś jestem już w klinice. Zgodnie z radą mojego lekarza przeszedłem niewielki zabieg w celu usunięcia źródła bólu w nadgarstku. Jestem jeszcze bardziej zdeterminowany do powrotu na kort i gry w tenisa.

W marcu faktycznie powrócił. Przegrał z Vaskiem Pospisilem w dwóch setach, po czym musiał po raz czwarty w swej karierze położyć się na stół operacyjny. Na razie ostatni. Rehabilitacja po tej operacji trwała do 2016 roku. Innymi słowy: w swojej karierze Del Potro stracił do tej pory trzy (niemal) pełne sezony: 2010, 2014 i 2015. W świecie tenisa to cholernie dużo. W ostatnim z nich, gdy nie mógł grać, myślał nawet o zakończeniu kariery, miewał stany depresyjne.

Moja historia jest wyjątkowa. Dwa razy byłem numerem cztery na świecie, ale wycięły mnie kontuzje. Czułem się, jakbym walczył o miejsce na szczycie, a potem zniknął. Prawie przestałem walczyć. Wiele przeszedłem. Miałem wrażenie, jakbym żył w swoim własnym filmie.

Powrót do gry

W 2016 roku na całym świecie pisano o sukcesie Leicester. Ale uwierzcie, to nie oni zapewnili nam sportową historię roku. Zrobił to Del Potro. Gdy rozpoczynał sezon, zresztą z opóźnieniem, bo nie wystąpił w Australian Open, był 1045. w rankingu. Kończył go na 38. miejscu. Po trzech operacjach lewego nadgarstka i konieczności całkowitego przemeblowania swojej gry.

Czeka mnie bardzo długa droga do czołowych pozycji. Nowa generacja gra dobrze i na znakomitym poziomie w turniejach. Kilka lat temu szło mi dobrze i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do takich wyników. Jestem po prostu szczęśliwy, że znów gram w tenisa.

Pomińmy mniejsze turnieje. Zgadzacie się? Super. W tamtym sezonie mieliśmy bowiem kilka momentów, w których media obwieszczały wszem i wobec, że „Delpo is back!”. Pierwszy z nich, to znakomity mecz w drugiej rundzie Wimbledonu. Juan odprawił wtedy Stana Wawrinkę w czterech setach. Człowieka, który niedługo potem wygrał US Open. Argentyńczyk grał znakomicie. Wawrinka po spotkaniu mówił dziennikarzom:

To znakomicie dla tenisa, widzieć go [Del Potro] z powrotem. To świetny gość, bardzo dobry zawodnik i wielki zwycięzca. Miał wiele pecha z kontuzjami, przez wiele lat. Wszyscy mamy nadzieję, że teraz przestaną go dręczyć.

Delpo odpadł w kolejnej rundzie, ale mecz ze Szwajcarem pokazał, jak duże tkwią w nim możliwości. Niedługo po tym, wszyscy przekonali się, że to nie jednorazowy wystrzał. Nadeszły igrzyska w Rio, a w ich trakcie Del Potro grał jak natchniony. Djoković, Sousa, Daniel, Bautista Agut, Nadal. Tych zawodników miał na rozkładzie. Trzysetowy pojedynek z ostatnim z nich w półfinale turnieju, to zresztą prawdziwe cudo. Fantastyczne spotkanie, uwieńczone wielką radością Argentyńczyka. W finale nie udało się pokonać Murraya, ale kto by zwracał na to uwagę? Przed igrzyskami nikt nie przypuszczał, że Juan znajdzie się w meczu o mistrzostwo. Właściwie jesteśmy przekonani, że on do dziś traktuje to srebro jak złoty medal.

  To coś bardzo, bardzo dużego w mojej karierze. Tak samo jak US Open, może nawet bardziej. Nie oczekiwałem, że dotrę do finału, ale udało się. Mam medal i to jest dla mnie wspaniała sprawa.

A najlepsze miało dopiero nadejść. Kiedy wszyscy tenisiści udawali się już na urlopy, reprezentacje Argentyny i Chorwacji szykowały się do finału Pucharu Davisa. Tam Del Potro zagrał kolejną popisową partię. Przegrywał już 0-2 z Marinem Ciliciem, a Chorwatów dzielił dokładnie set od zostania zwycięzcami całych rozgrywek. Skończyło się 3-2 dla Argentyńczyka, po fantastycznym comebacku. Wola walki i umiejętności to połączenie zabójcze. Zwłaszcza w wykonaniu Juana Martina del Potro.

To był emocjonalnie wykańczający mecz i jedno z największych zwycięstw w mojej karierze. Dziękuję wszystkim, którzy odwiedli mnie od emerytury. Byłem bardzo bliski tego, by nigdy nie zagrać ponownie, a teraz jestem tutaj.

Formalności dopełnił Federico Delbonis. Argentyna oszalała. A Del Potro zgarnął nagrodę za najlepszy powrót roku. Znowu. Mamy ogromną nadzieję, że to ostatnia taka w jego karierze. 

Zmiany

Wspomnieliśmy mimochodem o tym, że Argentyńczyk musiał przemodelować całą swoją grę. W wielkim skrócie: jego lewy nadgarstek po wszystkich operacjach był w takim stanie, że trudno było liczyć na powrót do pełnej mocy backhandu. Dostępne wyjścia, jakie miał przed sobą Delpo, wyglądały tak:

– przejście na jednoręczny backhand, co wymagałoby nauki tego zagrania niemal od zera

– gra tylko slajsami, co z kolei powodowałoby, że niemal nie mógłby kończyć wymian ze strony backhandowej i stawał się stosunkowo łatwym celem dla rywali

– próba zmiany sposobu trzymania rakiety, połączona z wyważeniem wszelkich dostępnych zagrań – sprawienie, by gra z backhandu była bardziej precyzyjna i wymagała mniej siły

Co dla pana, panie Juan? Bramka numer trzy? Tak podejrzewaliśmy. Trudno opisać wszelkie zmiany, jakie da się dostrzec w backhandzie Delpo, ale łatwo to zobaczyć. Odpalcie sobie półfinał US Open z Nadalem, zeszłoroczna impreza. Potem zobaczcie na to, jak grał z backhandu w trakcie spotkania przeciwko Federerowi w finale Indian Wells. Minęło kilka miesięcy, a wyglądało to, jakby na kort wyszedł zupełnie inny tenisista.

Nieprzypadkowo zresztą wspominamy przegrany mecz z Rafą. Nadal perfekcyjnie wykorzystał wtedy słabość Argentyńczyka na backhandzie, a sam Delpo mówił po meczu, że musi wiele zmienić, by móc rywalizować z najlepszymi. Jeśli Federer liczył na to, że będzie mógł obijać backhand Juana (dla Szwajcara byłaby to miła odmiana, bo większość tenisistów to przeciwko niemu stosuje podobną strategię), to srogo się przeliczył. Argentyńczyk odpowiadał bez zawahania. Paradoksalnie, kontuzja w pewnym sensie mu pomogła – znacznie poszerzył i ulepszył repertuar swoich zagrań. Nie mógł już liczyć na piekielnie mocny backhand, musiał podejść do sprawy inaczej.

Lubię sposób, w jaki teraz gram. Jest fajniejszy do oglądania. Poprawiłem też inne rzeczy w mojej grze, np. woleje i slajsy. Myślę, że jestem teraz bardziej kompletnym graczem, ale wiem, co robić, by jeszcze to poprawić. Choć oczywistym jest, że preferowałbym znów mieć swój stary oburęczny backhand. Ale tak to wygląda dziś i muszę się z tym po prostu pogodzić.

W 2016 Roger Federer został zapytany o Del Potro. Jego odpowiedź brzmiała tak:

Wszystko, co robi Del Potro, jest imponujące. Począwszy od sposobu, w jaki odbija piłki, po ten, w jaki zaadaptował się do gry po wszystkich operacjach. Trudnym było widzieć go, przechodzącego przez wszystkie te zabiegi, wiedząc, że on chce znów grać i rywalizować, kiedy nie może. Kiedy gra, jego ranking, nic nie znaczy. Zawsze jest wart więcej niż mówi jego pozycja.

Dwa lata później Argentyńczyk jest jedynym zawodnikiem w tourze, który od startu sezonu 2017 (po powrocie Federera) pokonał go dwa razy. W ćwierćfinale US Open w zeszłym roku i w finale Indian Wells w tym. Dwa lata później Argentyńczyk osiąga swój największy sukces od czasów wygranej w USA w 2009 roku. Dwa lata później znów jest w TOP 10 rankingu ATP.

Wróciłem do czołowej dziesiątki po raz pierwszy od dawna i staram się patrzyć na to wszystko, jak na większą całość. Wiele trzeba było, by wrócić na tę pozycję, to nie był po prostu jeden krok, ale wiele małych po drodze. (…) Nawet w najjaśniejszym scenariuszu nie przypuszczałem, że znajdę się tu, gdzie dziś jestem.

Del Potro się zmienił. Jest innym tenisistą. Nie przejmuje się tak bardzo rankingami, chce po prostu grać, być obecnym w tourze. Sukcesy przychodzą, bo daje z siebie, co ma najlepszego. Zatrudnił nowego trenera, Sebastiana Prieto i razem z nim chce się stale rozwijać i poprawiać. Niedawno mówił oficjalnej stronie ATP:

Mój sposób grania się zmienił, zmienił się sposób. Inaczej patrzę na poszczególne punkty, szukam innych sposobów ich wygrania, szans. Pracujemy razem od niespełna 10 turniejów, ale mój ranking już się podniósł.

Przy innej okazji wspominał o tym, jak dba o zabezpieczenie się przed urazami:

Od kilku lat podróżuję z fizjoterapeutą i dbam o swoje zdrowie, zwłaszcza nadgarstki. Po każdym treningu oraz meczu mam zalecone działania prewencyjne i odpoczynek. Przeszedłem przez wiele sali operacyjnych. Moja kariera jest nietypowa, inna od pozostałych zawodników. Ale tak długo, jak ciało się trzyma i chce grać, będę to robić z wielką radością.

Gdzie mógłby być?

Nie sposób myśleć o karierze Del Potro bez zadawania sobie tego pytania. Gdzie byłby, gdyby nie te kontuzje?  Wygrana w turnieju wielkiego szlema, w wieku niespełna 21 lat. Kilka miesięcy później numer cztery na świecie. Wygrana w Indian Wells po trzech operacjach lewego nadgarstka. Można przypuszczać, że zdrowy Argentyńczyk stale trzymałby się w pierwszej dziesiątce rankingu. Że do wygranego US Open dołożyłby kolejny wielkie szlemy. Może Federer miałby dziś nie 20, a 15 triumfów w tych najważniejszych turniejach? Może Djoković nigdy nie przekroczyłby 10? Może Murray nie byłby członkiem „wielkiej czwórki”, bo jego miejsce zająłby Del Potro?

To wszystko scenariusze, które mogły się spełnić, nie mamy co do tego wątpliwości. Ale życie napisało inny i Del Potro musiał się z nim zmierzyć. Zrobił to i dziś, z radością piszemy: wygrał. To nie US Open 2009, nie Davis Cup 2016, nie Indian Wells 2018. To powrót po tych wszystkich operacjach, przerwach, zwątpieniu, na poziom, jaki prezentuje. To jego największy sukces.

Myślę, że to dobra historia dla dzieci, do nauki o wysiłku w życiu. Każdy z nas musi włożyć jakiś wysiłek, żeby dostać, czego się chce. Ja chciałem grać w tenisa. Zapłaciłem za to wysoką cenę, ale zrobiłem to i jestem szczęśliwy, że udało mi się rozwiązać ten problem.

*

– Czy byłbym w stanie nawiązać do osiągnięć Federera i Nadala? Tak, na pewno. Nie tylko w to wierzę, ale pokazywałem to na korcie. Rafa nigdy nie przegrał w półfinale wielkiego szlema w taki sposób, w jaki ja go pokonałem. Roger nie przegrał wielu finałów przeciwko graczom innym niż Nadal czy Djoković. Myślę, że na korcie byłbym zdolny z nimi walczyć, ale moja kariera wyglądała inaczej. Po 10 latach czuję się szczęśliwy z tego, co mam.

*

– Nie myślę już więcej o złych momentach w moim tenisowym życiu. Było ich wystarczająco wiele przy moich problemach z nadgarstkiem. Teraz jestem tylko szczęśliwy, że mogę tu być.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...