Reklama

Typ spod ciemnej gwiazdy czy piłkarski dobrodziej?

redakcja

Autor:redakcja

13 marca 2018, 13:10 • 9 min czytania 4 komentarze

Chociaż w piłce siedzi nie od wczoraj, to dopiero przedwczoraj, za sprawą spaceru po murawie z klamką w dłoni, zrobiło się o nim naprawdę głośno. Ivan Savvidis nagle stał się postacią numer jeden w futbolu, choć wcześniej był ledwie kojarzony z nazwiska. Kim zatem jest wystrzałowy właściciel PAOK-u Saloniku? Z jednej strony to ekscentryczny milioner, który swoje pieniądze ładuje w całkiem przyzwoity klub. Z drugiej, tej bardziej interesującej – szemrany typ obracający się w podejrzanych kręgach i obiekt zainteresowania amerykańskich władz. Człowiek z tak zwanego „postsowieckiego ciemnego okresu”, gdy w szeroko rozumianej sferze biznesowej, działo się dosłownie wszystko. Wreszcie kombinator, hochsztapler i religijny guru w jednej osobie, który wszędzie, gdzie się pojawi, sieje ciężki do ogarnięcia ferment.

Typ spod ciemnej gwiazdy czy piłkarski dobrodziej?

Savvidis pokaźnego majątku dorobił się w dzikich dla Rosji latach dziewięćdziesiątych. Rzutki biznesmen w 1993 roku wykorzystał niejasną sytuację wokół prywatyzacji fabryki papierosów „Doński tytoń”, którą w całości zawinął pod własne skrzydła, stając się jej właścicielem. Wcześniej przepracował tam trzynaście lat i w tym czasie przeszedł drogę od pracownika fizycznego do zastępcy dyrektora. Takiej kariery każdy by pozazdrościł.

Pod rządami Savvidisa „Doński Tytoń” rozwijał się w bardzo szybkim tempie. Właściciel PAOK-u otoczył się prężnie działającymi menadżerami, którzy na swój sposób zrewolucjonizowali branżę. W 2011 roku firma zyskała międzynarodowy rozgłos po tym, jak Savvidis i jego współpracownicy wymyślili, że zaleją rynek serią papierosów dla dzieci. Fajki marki „Kiss”, „Sweet Dreams” i „Play” zbulwersowały opinię publiczną, a „Doński tytoń” oskarżono o psucie oraz deprawowanie młodzieży. Savvids i spółka specjalnie się tym jednak nie przejęli. Nie zraziły ich także kary nakładane przez kolejne urzędy, bo w porównaniu do zysków, były po prostu śmieszne. Hasło, którym reklamowali swój wyrób („Jeśli coś jest zabronione, ale bardzo się chce, to można”) idealnie oddawało przyjętą przez nich strategię.

Reklama

Kiedy Savvidis stał się już tytoniowym magnatem, przyszła pora na podbój kolejnych rynków. W 2004 roku przedsiębiorca założył grupę „Agrokom”, która dziś jest jedną z najprężniej działających na południu Rosji. W jej skład, oczywiście poza „Dońskim tytoniem”, wchodzą firmy zajmujące się produkcją żywności oraz rolnictwem i uprawami. Dodatkowo „Agrokom” jest też właścicielem gazety „Moskiewski Komsomolec nad Donem” oraz lotniska w Rostowie. Kierownik całego interesu ma oczywiście całe baseny wypchane dolarami, choć paradoksalnie próżno go szukać na liście stu najbogatszych Rosjan.

Oczywiście dochodowych interesów nie byłoby bez koneksji w kręgach władzy. A sztamę Savvidis trzyma z nie byle kim, bo z samym Władimirem Putinem. Ta znajomość tłumaczy zresztą, dlaczego milionerem interesują się władze USA. To, że Savvidis wspierał finansowo Putina jest niemal pewne, ale twardych dowodów, pozwalających obłożyć go sankcjami i zablokować dostęp do zagranicznych kont, cały czas brakuje.

Romansować z Putinem Savvidis zaczął w 2002 roku, gdy jako kandydat prezydenckiej „Jednej Rosji” wszedł do państwowej Dumy. Bezpośrednio przed wyborami pierwszy raz, choć na krótko, zainteresował się piłką nożną, obejmując prezesurę w Rostielmasz Rostów (obecny FK Rostów). Savvidis chciał w ten sposób pokazać się z dobrej strony lokalnej społeczności i poprzez szereg ruchów zwiastujących poprawę sytuacji w klubie, zyskać przychylność wyborców. Po zdobyciu mandatu deputowanego jego entuzjazm jednak opadł i wkrótce cichaczem ulotnił się w inne miejsce.

Bliska znajomość z Putinem wyglądała za to kwitnąco. To właśnie ówczesny premier Rosji zainicjował w 2008 roku przyznanie Savvidisovi orderu „Za Zasługi dla Ojczyzny” i to on na konferencji w Rostowie udzielił mu publicznej nagany za prowadzenie inwestycji poza granicami kraju. A ściślej rzecz biorąc – w Grecji, gdzie sięgają korzenie biznesmena.

Reklama

Słowa Putina Savvidis wziął sobie do serca i szczodrze wspomógł lokalne władze wysokimi bezzwrotnymi pożyczkami. Interesów w Grecji jednak nie przerwał. Dlaczego? Bo – choć to tylko spekulacje – inwestując na tamtejszym rynku może wyprać pieniądze, które przechodzą przez „Agrokom”. Korzysta na tym on, korzysta też Grecja, która w 2013 roku przyznała Savvidisowi honorowe obywatelstwo za „wkład w rozwój relacji grecko-rosyjskich”. Podejrzane transakcje rozkręciły się wówczas na dobre.

Niecały miesiąc później „Doński tytoń” wygrał długo nierozstrzygnięty przetarg na zakup pond 50% akcji greckiej firmy tytoniowej „SEKAR”. Innych zainteresowanych zresztą nie było, bo na firmie wisiała kara w wysokości czterdziestu milionów euro za przemyt papierosów. Savvidis specjalnie się tym jednak nie przejął i wyłożył za „SEKAR” trzy miliony euro, obiecując jednocześnie zainwestowanie kolejnych dwudziestu pięciu. A kiedy władzę w Grecji przejął Aleksis Tsipras, kolejny wpływowy znajomy biznesmena, karę, która długo odstraszała innych inwestorów, w całości anulowano.

W Grecji Ivan Savvidis inwestuje też w branżę hotelarską, turystyczną, skupuje prawda medialne i nieruchomości. Jest także współwłaścicielem drugiego co do wielkości portu w Salonikach, który kupił do spółki z francusko-niemieckim konsorcjum. Ostatnio głównym przedmiotem jego zainteresowania są jednak media. Savvidis ochoczo wykupuje udziały w greckich gazetach i kanałach telewizyjnych, za które – według ustaleń rosyjskiego Forbesa – z reguły mocno przepłaca.

Ta zastanawiająca rozrzutność najprawdopodobniej ma związek z finansowymi machinacjami, których od lat dopuszcza się Savvidis. Przez jakiś czas pomagał mu w tym Andriej Borodin, byy prezes Banku Moskwy, który jednak kilka lat temu wpadł na swoich przekrętach. Savvidisowi nic jednak nie udowodniono.

Na czym polegał obmyślony przez Borodina proceder? Mechanizm był bardzo prosty. Savvidis przepuszczał przez „Agrokom” niewyobrażalne kwoty, nielegalnie wyprowadzał je poza granice Federacji Rosyjskiej, a następnie wpompowywał w swoje greckie inwestycje. W ten sposób pochodzące z podejrzanych źródeł pieniądze stawały się w pełni legalne, a biznesmen miał de facto czyste ręce.

Zanim jednak Savvidis ropoczął swoją grecką przygodę, pieniądze próbował prać przy użyciu klubu piłkarskiego. Wszystko dlatego, że w Rosji właścicielom zespołów nikt specjalnie nie utrudnia życia. Często traktuje się ich wręcz jak wybawców, którzy uwalniają władze lokalne od konieczności wydawania ogromnych kwot na utrzymanie miejscowej drużyny. Savvidis właśnie w tym widział szansę dla siebie. Chciał przejąć jakiś klub, włożyć w niego trochę pieniędzy, ale jeszcze więcej wyciągnąć, stosując się do porad obrotnego Borodina.

Swój plan zrealizował w 2006 roku, zostając właścicielem SKA Rostów. Zaczęło się całkiem przyjemnie, bo od kilku transferów i szybkiego awansu do drugiej ligi, ale potem coś poszło nie tak. Już dwa lata później Savvidis uznał, że piłka jednak nie jest dla niego i trybie natychmiastowym odszedł z klubu. SKA przestał istnieć właściwie już następnego dnia, a były właściciel, który w międzyczasie przejął kontrolę nad dwoma stadionami w Rostowie, stał się w mieście wrogiem publicznym numer jeden. Do dziś nad Donem mówi się o nim per „grabarz naszej piłki”.

Tajemnicą poliszynela jest, że nieoczekiwane wyjście Savvidisa z SKA miało ścisły związek z jego zainteresowaniem greckim PAOK-iem. Milioner już w 2007 roku puszczał oczko w stronę ówczesnych właścicieli, ale o sprzedaży nie było wówczas mowy. Savvidis miał jednak wspierać klub utrzymywanymi w tajemnicy dotacjami, choć te i tak nie pomogły uniknąć poważnego kryzysu. Na tej sytuacji skorzystał oczywiście rosyjski przedsiębiorca, który w 2012 roku odkupił PAOK, jak przekonywał, z myślą o budowie piłkarskiego imperium.

Swoje panowanie Savvidis zaczął od spłaty sięgającego dziewięciu milionów euro zadłużenia i dokapitalizowania klubu taką samą kwotą. W późniejszych latach też zresztą nie skąpił grosza. Według najnowszych szacunków, w PAOK wpompował łącznie ponad osiemdziesiąt milionów. Dzięki jego pieniądzom klub nie tylko wstał znad grobu, ale też odzyskał utracone wcześniej miejsce w hierarchii. Pod rządami Savvidisa PAOK trzykrotnie kończył ligę na drugim miejscu, w zeszłym sezonie sięgnął też po puchar kraju.

Nic więc dziwnego, że dla kibiców Rosjanin, niezależnie od tego, co się o nim mówi, jest postacią nie do ruszenia. Dodając do tego kilka baniek, które co roku przeznacza na działalność charytatywną w całym kraju, można zrozumieć, dlaczego Grecy stawiają go na równi z antycznymi bogami. I dlaczego wszystkie jego grzechy są od razu zapominane.

Czy przy użyciu PAOK-u Savvidis również kręci swoje podejrzane interesy? Tutaj sprawa nie jest do końca jasna. Teoretycznie nie musi tego robić, bo prowadzi tak wiele różnych biznesów, że ujście dla licznych machinacji znajdzie bez problemu. On sam przekonuje zresztą, że jego finansowe poświęcenie wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, rosyjska piłka bardzo mocno go rozczarowała. Po drugie, wspieranie PAOK-u uważa po prostu za swój obowiązek. – Żaden inny klub nigdy mnie nie zainteresuje. PAOK to klub uchodźców z Konstantynopola, a wszystko, co jest związane z Konstantynopolem, to moje życie. PAOK-owi kibicują pontyjscy Grecy. Ja też jestem pontyjskim Grekiem, to mój klub. Kiedy tu przyjechałem, wszyscy prosili o pomoc. Nie mogłem odmówić – mówił tuż po przejęciu klubu.

Kwestie religijne zawsze miały dla urodzonego na terenie obecnej Gruzji milionera ważne znaczenie. Choć w epoce radzieckiej „nowy człowiek” musiał funkcjonować w oderwaniu od sfery duchowej, a wszystkie praktyki religijne były spychane pod ladę, to Savvidis nigdy nie zapomniał o swoich greckich korzeniach. Od 2004 roku jest prezesem Rosyjskiego Związku Greckich Wspólnot Wyznaniowych, a na płaszczyźnie religijnej ma całkiem sporo zasług. Za najważniejszą uważa wynegocjowane z rządem tureckim porozumienie, na mocy którego prawosławni wierni mogą znów pielgrzymować do monasteru Sumela w Trabzonie.

Ciemnych kart w biografii Savvidisa jest jednak znacznie więcej. Pranie brudnych pieniędzy, przekręty finansowe, tajemnicze związki z ludźmi z najwyższych kręgów władzy i niejasne powiązania ze swoim kuzynem, Iraklijem, podejrzanym o zlecenie podwójnego zabójstwa. Oczywiście wyroków próżno szukać, ale tu pojawia się pytanie, czy na pewno ufać rosyjskim i greckim służbom, dla których ściganie przyjaciela głów dwóch państw może być zadaniem nieco zbyt ambitnym.

To wszystko tworzy mroczną mozaikę, która przysłania wszystko to, za co Savvidisa można cenić. Za każdym dobrym gestem kryją się domysły o brudnych czynach o kryminalnym zabarwieniu. Coś, na co pozwolić może sobie tylko człowiek pozbawiony skrupułów i moralności. A skoro taki właśnie jest Savvidis, to chyba rozumiemy, dlaczego w greckiej piłce coraz więcej osób tańczy w rytm granej przez niego muzyki.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...