Reklama

Jagiellonia: tak, chcemy walczyć o mistrza. Lechia: tak, chcemy spaść!

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2018, 23:07 • 3 min czytania 82 komentarzy

Ekstraklasa często wymyka się logice – jeśli ktoś wygrywa, to zaraz musi z pompą przegrać, a jeśli ktoś ciągle wyłapuje w trąbę, bardzo możliwe, że w najbliższym czasie wszystkich zaskoczy pozytywnie. Tak też mogli podchodzić kibice Lechii do wyjazdowego spotkania z Jagiellonią: niby faworyt był znany, role rozdzielone, ale w tych rozgrywkach przesądzać nie można niczego. Niestety dla nich, tym razem absurd ligowej młócki się do gości nie uśmiechnął – gospodarze wygrali z biało-zielonymi i to zdecydowanie.

Jagiellonia: tak, chcemy walczyć o mistrza. Lechia: tak, chcemy spaść!

Tak, Lechia wyszła w tym spotkaniu na prowadzenie jako pierwsza, ale traktujemy to jako irracjonalność, którą musi zawrzeć w sobie każdy mecz ekstraklasy. To przecież Jaga przeważała, stwarzała sobie sytuacje (choćby obroniony strzał Guilherme z ostrego kąta przez Kuciaka), a Lechia skupiła się na obronie i nic nie wskazywało na to, że gdańszczanie tutaj choćby pierdną. No, ale wyszła im jedna akcja – Flavio wypuścił Krasicia, ten przypomniał sobie, że w piłkę coś tam kiedyś umiał i dorzucił malinkę do Marco, który pewnie pokonał Pawełka. Fani biało-zielonych mogli myśleć: cholera, a nuż się uda i wyjdziemy na prostą.

Nie, to był tylko wypadek przy pracy w dobrze działającej białostockiej machinie.

Wyrównanie przyszło już chwilkę później, kiedy do siatki trafił Wlazło – piłka dwa razy odbijała się od obramowania bramki, ale w końcu były zawodnik Wisły Płock wpakował ją do siatki. Analizowanie tego gola przez VAR zaserwowało nam jeszcze wątpliwości, czy gol powinien zostać uznany, ale powtórki pokazały, że jak najbardziej tak. Chwilę później znów użyto technologii, przy ręce Stolarskiego, jednak tym razem nie mamy przekonania, że zagadka na pewno została rozwiązana. Obrońca chyba wiedział, co robi, gdy używał ręki, ale z drugiej strony widok też zasłaniało mu dwóch zawodników. Ciężka sprawa, jednak ostatecznie niemająca żadnego wpływu na przebieg meczu.

Jagiellonia bowiem cisnęła dalej i wrzucała Lechii kolejne bramki do koszyczka. Przy golu na 2:1 zawiesił się Gerson, który myślami był najwyraźniej na skoczni narciarskiej w Korei i dał się ograć Bezjakowi jak dziecko. 3:1? Uderzenie Pospisila z woleja i pokonany Kuciak, Słowakowi na pewno roboty nie ułatwił tutaj Stolarski, stojący na widoku jak panna na wydaniu. Lechia wyglądała dramatycznie, koszmarnie, jakby chciała, żeby skończył się nie tylko ten mecz, ale i sezon. Niestety, pogramy jeszcze przez parę miesięcy, a w Białymstoku po golu Pospisila mecz również trwał. Kropkę nad i postawił Świderski, wykorzystując idealne zagranie od Burligi.

Reklama

Mówiło się o klątwie, bo Jaga rzeczywiście nie potrafiła Lechii ograć długo i często z nią przegrywała. Dziś z tym koniec, ponieważ jeśli ktoś ma kompleks gdańszczan, powinien się zgłosić natychmiast – ci przegrają z każdym, reprezentacją kiosków polskich i wiosną Muminków. A Jaga? Znów wygrywa i znów mówi głośno: tak, my gramy o mistrza.

[event_results 417143]

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Piotr Rzepecki
0
Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Komentarze

82 komentarzy

Loading...