Reklama

Patryk Tuszyński nie może wyjść z wirażu

redakcja

Autor:redakcja

20 lutego 2018, 19:53 • 3 min czytania 8 komentarzy

Kiedy Patryk Tuszyński przechodził do Zagłębia Lubin, kibice wiązali z nim wielkie nadzieje. Lubinianie sprowadzali w końcu napastnika sprawdzonego w Ekstraklasie, który odbił się od zagranicznej ligi. Nikt nie miał jednak większych obaw. Nie był ani pierwszym, ani ostatnim graczem, który wrócił do Polski z podkulonym ogonem. Wydawało się, że po powrocie do kraju przypomni sobie dawne czasy, gdy w barwach Jagiellonii swoimi bramkami walnie przyczynił się do zajęcia miejsca na podium. Minęło jednak kilka miesięcy, a rzeczywistość ma się do oczekiwań tak, jak najlepsza szkocka whisky do bimbru pędzonego w brudnej wannie. Tuszyński zawodzi na całej linii. Na tę chwilę nie pomaga mu nawet odejście Jakuba Świerczoka.

Patryk Tuszyński nie może wyjść z wirażu

Jasne, do Zagłębia trafił skuteczny Jakub Mares, postrach bramkarzy w lidze słowackiej, no ale właśnie… tylko w lidze słowackiej. Pokazał się w meczu z Legią, gdzie zdobył dwie bramki, ale w sobotnim starciu z Wisłą Płock był już tylko cieniem samego siebie – nie licząc jednego podania do Filipa Starzyńskiego. Co więcej – Mares trafił do Zagłębia na początku lutego i z miejsca wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Jest to mocno niepokojące. Tuszyński mógł tłumaczyć swoją słabą formę jesienią na tysiąc różnych sposobów. Przyszedł do Zagłębia pod koniec sierpnia, więc wiadomo – nie przepracował okresu przygotowawczego (pal licho, że latem jest on króciutki), nie zdążył zgrać się z kolegami z drużyny, odstawał fizycznie. Jednak w pierwszej kolejce w 2018 roku – osiem dni po podpisaniu kontraktu – Mares wyszedł w pierwszym składzie, a Tuszyński nie podniósł się nawet z ławki rezerwowych. Tydzień później, gdy słabo grającym Miedziowym potrzebny był impuls, Mariusz Lewandowski uznał, że może on pomóc tylko przez niecały kwadrans.

Trzynaście minut w ciągu dwóch pierwszych meczów to – delikatnie mówiąc – nie są przyzwoite liczby dla kogoś, kto miał skorzystać na odejściu Jakuba Świerczoka i miał mieć łatwiejszą (jak widać, tylko teoretycznie) drogę do pierwszego składu. Ktoś powie, że nie ma co bić na alarm, bo to dopiero pierwsze mecze po przerwie. Niestety nie jest też tak, że Tuszyński gra słabo tylko teraz. Odkąd przyszedł do Zagłębia, rozegrał raptem 732 minuty na 1620 możliwych. Wejście miał jeszcze jako takie, bo już w swoim drugim meczu zdobył bramkę na wagę remisu. Wydawało się, że wrócił stary, dobry i skuteczny napastnik, jednak dziś już wiemy, że nic z tego.

W tym sezonie trafił do siatki zaledwie dwukrotnie, zaliczył też jedną asystę. Takie liczby pozwalają mu wyprzedzić w klubowej klasyfikacji napastników co najwyżej Martina Nespora. Nie trafiał nawet w sparingach. Strzelił gola Odrze Opole, ale potem zaliczył sześć pustych przelotów. Jego zjazd jest naprawdę mocno zastanawiający. Nie odnalazł się w Turcji, ale nawet tam zdarzało mu się strzelać. Gdyby nad Bosforem odbywały się tylko rozgrywki pucharowe, ludzie w Rize prawdopodobnie nosiliby go na rękach, a pieniądze z premii powoli przestałyby mu się mieścić w szafkach. W pucharze – sumując obie edycje – strzelił dziesięć goli. Niestety później przychodziły rozgrywki ligowe, a tam „Tuszek” nic nie potrafił zrobić. W ciągu dwóch lat wpisał się na listę strzelców zaledwie dwukrotnie. Daje to fatalny bilans jednego gola na 789 minut.

Przy okazji jego powrotu pisaliśmy, że będziemy zdziwieni, jeżeli na Dolnym Śląsku pożałują tego ruchu. Cóż, na ten moment nie zapowiada się, aby sytuacja Tuszyńskiego miała ulec zmianie. To też paradoks, że wystrzelił akurat Świerczok, a nie ten, na którego wszyscy liczyli. Taki urok Ekstraklasy.

Reklama

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Najnowsze

Inne kraje

Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Bartek Wylęgała
4
Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Komentarze

8 komentarzy

Loading...