Reklama

Twierdza Poznań stoi jak stała

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2018, 20:53 • 3 min czytania 80 komentarzy

Od seryjnych mistrzostw Polski Kolejorza dzieli tylko jedno: reforma, po której wszystkie mecze będą rozgrywane w stolicy Wielkopolski. Dziś o gościnności rodem z powiedzenia „gość w dom, cukier do szafy” przekonała się Pogoń Szczecin.

Twierdza Poznań stoi jak stała

Nikt nie jest w stanie odmówić Portowcom ambicji. Biegali, jakby pomyślny wynik miał dać na jutro Pogoni porządny stadion. Wola walki – obecna w nadmiarze. Ofiarność? Mamy przed oczami Jarosława Fojuta, który wkładał głowę tam, gdzie Gyurcso nawet nie spojrzał. Ale wygląda na to, że Lech Poznań u siebie mógłby przegrać tylko z Lechem Poznań u siebie.

Nie znaczy to, że Kolejorz przeprowadzał huraganowe ataki, po których Załuska co chwilę musiał popisywać się pajęczymi zmysłami. Owszem, bramkarz Portowców miał co robić, szczególnie, że czasem na konia wrzucali go kumple, jak choćby Rapa, który wypuścił Gytkjaera godnym Pirlo podaniem (swoją drogą, wślizg Fojuta próbujący zatrzymać Duńczyka imponował rozmachem). Ale Lech powoli, metodycznie, czekając na swoje okazje, spychał rywala do wilczego dołu. Może nie była to porywająca gra – chyba, że ktoś potrafi docenić umiejętnie założony wysoki pressing – którą należałoby nagrać na VHS i pokazywać młodym adeptom od Copacabany po akademię Ajaksu Amsterdam. Może ten i ów będzie rozczarowany grą Majewskiego, z którego robienie playmakera drużyny rangi Kolejorza jest działaniem na szkodę obu stron. Może swoje o tym meczu powie, że najlepszy na boisku był harujący jak wół Trałka, ale ostatecznie nikt nie zaprzeczy, że wygrał lepszy. Trzy punkty trafiły w godne ręce.

Lech miał problemy tylko przez około kwadrans. W sześćdziesiątej minucie, przy stanie 1:0, Burić obronił to, czego nie powinien obronić żaden bramkarz. Strzał głową z metra, patelnia, ale Zwoliński trafia w Bośniaka. Niby spartaczona milionprocentowa sytuacja, ale tak naprawdę… trudno mieć do Zwolaka pretensje. Przecież to była nierealna interwencja, a trudno mówić o wielkiej finezji, gdy masz ułamek na strzał i zero miejsca, bo bramkarz tuż przed tobą. Co miał zrobić, przyjmować? Kombinować? Nie było na to czasu. Zwoliński zrobił co do niego należało, ale wyszło jak wyszło.

Gospodarze za bardzo się wtedy wycofali, przez kilka kolejnym minut wyglądali, jak cięższy o dwadzieścia kilo od partnera bokser, ale który dostał zaskakujący podbródkowy i go poczuł. Pogoni znowu nie można odmówić chęci wykorzystania słabości rywala, ale Lech szybko spiął szyki, Trałka zarządził wielkie uszczelnianie dziur defensywy i koniec. Zamknęli drogę do bramki. W końcówce podręcznikowy korner, 2:0 i można było wracać do bazy.

Reklama

W Szczecinie nie mają co rozpaczać. Ich zespół nie przestraszył się, podjął rękawicę na najtrudniejszym terenie ligi. Na tym etapie budowy tego zespołu, można to zapisać jako plus. A Lech? Wiemy, że w Ekstraklasie nie dostaje się punktów za darmo, ale zrobił tylko i aż swoje. Tuszowanie wyjazdowych błędów u siebie kibicom nie wystarczy – do walki o najwyższe cele potrzeba odczarować wyjazdy.

[event_results 415928]

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

80 komentarzy

Loading...