Reklama

Efektywny Hamalainen w trójce najskuteczniejszych obcokrajowców w ekstraklasie

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2018, 10:29 • 10 min czytania 6 komentarzy

Kasper Hamalainen przez długi czas nie potrafił znaleźć w Legii swojego miejsca. Zdobył kilka ważnych bramek, ale nigdy nie czuł przesadnego zaufania ze strony trenerów. Swoimi golami dwukrotnie zapewnił kluczowe zwycięstwa nad poznańskim Lechem z zeszłym sezonie? Co z tego, i tak w decydujących o mistrzostwie spotkaniach wchodził z ławki na ostatnie minuty. Tak naprawdę bowiem ani Czerczesow, ani Hasi, ani nawet Magiera nigdy nie dali mu takiej szansy, jaką dostał od Jozaka. Fin z miejsca kupił sobie chorwackiego szkoleniowca. Stał się największym beneficjentem jego przyjścia do Legii. Zyskał pewność siebie. Zaczął grać regularnie. Co więcej – po piątkowym popisie strzeleckim ze Śląskiem Wrocław umocnił się na podium najskuteczniejszych cudzoziemców w naszej ekstraklasie.

Efektywny Hamalainen w trójce najskuteczniejszych obcokrajowców w ekstraklasie

W piątek był zabójczo skuteczny. Miał dwie konkretne sytuacje i obie spokojnie wykorzystał (najpierw piękna akcja z kilkoma szybkimi zagraniami, potem dogranie ze skrzydła Łukasza Brozia), do tego udało się precyzyjne przymierzyć, gdy piłka znalazła się pod jego nogami po wślizgu Mateusza Lewandowskiego. Hamalainen ma już tyle samo bramek (siedem), co w całym poprzednim sezonie ligowym, a to przecież dopiero początek piłkarskiej wiosny. W tym sezonie wreszcie stał się zawodnikiem decydującym, jedną z najlepszych strzelb legionistów. Już od pewnego czasu Fin jest jednym z tych zawodników Legii, którzy stwarzają najwięcej zagrożenia pod bramką rywala. Wystrzelił przede wszystkim w rundzie rewanżowej. Najpierw zdobył jedyną bramkę w meczu z Górnikiem, dołożył gola i asystę z Koroną, popisał się fajnymi liczbami w starciu z Bruk-Betem (jeden gol, dwie asysty), a wszystko ukoronował wczorajszym hat-trickiem. Pierwszym w swojej dorosłej karierze.

Ma już na koncie 50 trafień w naszej lidze. Lwią część – dokładnie 33 bramki – zdobył dla Kolejorza. Dla Legii trafił „tylko” siedemnastokrotnie, ale potrzebował na to zdecydowanie mniej czasu. Epizod poznański wygląda znacznie lepiej, ale kiedy odniesiemy te gole do czasu gry, perspektywa mocno się zmienia.

W Lechu 33 gole strzelone w ciągu 8216 minut.

W Legii 17 goli strzelonych w ciągu 3271 minut.

Reklama

Fin spędził więc na boisku w barwach Legii znacznie mniej czasu. Powoli trend powinien się jednak wyrównywać. Hamalainen już teraz ma na koncie więcej minut w obecnym sezonie (1549), niż w całym poprzednim (1290). To dla niego pierwszy sezon w Warszawie, za który w uczciwy sposób możemy go rozliczyć z boiskowego dorobku.

Na razie prezentuje się on co najmniej przyzwoicie. Gdy brakuje go na boisku, Legia sobie nie radzi. W rundzie rewanżowej przegrała dwukrotnie i dwukrotnie z małym udziałem Fina. Zdarzyło się to w Kielcach, kiedy lekarze nie potrafili zahamować u niego krwotoku z nosa, więc musiał przedwcześnie opuścić murawę. I było to ze szkodą dla całej ofensywy.  Z kolei z Wisłą Płock jeszcze przed przerwą musiał zejść z powodu kolejnej kontuzji, a warszawiacy przegrali 0:2.

Krok po kroku Fin stawał się więc coraz ważniejszą częścią w układance Legii, tak samo krok po kroku piął się w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców Ekstraklasy. Na podium wskoczył pod koniec listopada. Obecnie wyprzedza Flavio Paixao, a traci już tylko dziewięć trafień do jego brata – Marco. Klasyfikacji przewodzi Miroslav Radovic z 66 trafieniami. Co ciekawe, cztery pierwsze miejsca okupują zawodnicy, którzy cały czas występują w ekstraklasie.

Uporządkowując, tak prezentuje się pierwsza dziesiątka:

10. Artjoms Rudnevs – 33 gole.

Zachwycał nas w barwach Lecha, strzelając Juventusowi czy Bradze. Skuteczność prezentował również w ekstraklasie. 11 trafień w pierwszym sezonie, 22 w drugim i w końcu oferta z Bundesligi, w której spędził pięć lat i choć na skuteczności trochę stracił, to jednak zaliczył ponad sto występów, w klasyfikacji kanadyjskiej zbierając 37 punktów. Na tym zakończył. Jakiś czas temu Koeln ogłosiło, że zawiesił buty na kołku. Jego historia jest niestety dramatyczna. Zawiesił buty na kołku, by zająć się żoną, która ciężko zachorowała. On musiał zająć się zarówno nią, jak i dziećmi. Szacunek. Nie tylko za dorobek piłkarski.

Reklama

9. Semir Stilic – 36 goli

Zawodnik, który lewą nogą potrafił wiązać krawaty. No właśnie, słowo klucz to „potrafił”. Był czas, gdy mieliśmy wrażenie, że lewą stopą poprowadziłby nawet klubowy autokar. Każda piłka na nos, idealnie skrojona pod danego kolegę z drużyny. W czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał chociażby o Vadisie Odjidja-Ofoe, to właśnie Semir Stilić wydawał nam się gościem, dla którego warto włączać telewizor w weekendy.

Wejście w ligę miał naprawdę wyśnione – przychodził do Poznania jako 21-latek, który na razie w swojej kartotece miał jedynie bośniacki Żeljeznicar. Z całym szacunkiem dla bośniackiej myśli szkoleniowej – nie oczekiwaliśmy cudów. Ale już chwilę po przyjściu było widać, że trafiliśmy na mały diamencik. Dwa gole w pierwszych pięciu meczach to niby nie jest jakiś szalony wyczyn, ale jak grał wtedy Lech… 6:0 z Grasshoppers Zurych, 3:0 z Jagiellonią, 5:1 w dwumeczu z Chazarem Lenkoran. To był naprawdę mocny start, a Kolejorz – jak przystało na lokomotywę – nabierał tempa z każdym meczem. W pierwszym ekstraklasowym sezonie Bośniak zdobył dziewięć bramek w lidze. W następnym dwa, sześć, jednego, po czym pograł na Ukrainie i w Turcji. Podczas przygody z Wisłą trafił do siatki aż piętnaście razy (dwa sezony). Zapracował sobie na transfer na Cypr, ale znów odbił się od ściany. Powrót do Krakowa nie był już udany, więc ostatecznie wylądował w Wiśle Płock.

Od pewnego czasu Bośniak zdecydowanie obniżył loty. Dziś ma 30 lat, odbił się od zagranicznych lig i gra „tylko” w ekipie Nafciarzy. Jest podstawowym zawodnikiem, ale gdyby ktoś kilka lat temu powiedział nam, że tak potoczy się jego kariera, bylibyśmy jednak mocno zdziwieni.

6. Takesure Chinyama – 40 goli

84 mecze w ekstraklasie, 40 goli. Robi wrażenie. Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski była dla Zimbabwejczyka pierwszym klubem poza ojczyzną. Trafił tam w lutym 2007 roku. W pierwszym sezonie popisał się czterema trafieniami (dwa dublety). Nie był to przesadnie imponujący bilans, ale gdy już się zaaklimatyzował, był nie do zatrzymania. Legia z miejsca postanowiła dać mu szansę i na pewno tego ruchu nie żałuje. Na wejściu zdobył 15 bramek, potem 19. Później mocno trapiły go kontuzje – strzelił tylko dwa gole w ciągu siedmiu spotkań. Kolejny sezon – 10/11 – zakończył bez bramki. Wrócił do swojego kraju, po jakimś czasie znów przyjechał do Polski. Był między innymi grającym czwartoligowego LZS-u Piotrówka. Niedawno znów wrócił do Zimbabwe.

6. Stanko Svitlica – 40 goli

Pierwszy obcokrajowiec z tytułem króla strzelców ekstraklasy. Przychodził z serbskiej FK Cukaricki. Pierwsze trzy mecze w Polsce – trzy gole. Gość, który debiutował w wielkim Partizanie jako nastolatek, do stolicy trafił już z opinią „nie do końca spełnionego” talentu. Szybko pokazał jednak, że nie trzeba być drugim Mijatoviciem czy żadną inną gwiazdą ze stajni Partizana czy Crvenej Zvezdy, by robić furorę w polskiej lidze. Jego „bio” na 90minut.pl to niemal same łaciate kulki. Pierwszy sezon w Legii? Mistrzostwo i Puchar Ligi, siedem goli w 18 spotkaniach. Drugi? Totalna dominacja. 29 meczów, 24 gole. W następnym rozgrywkach również strzelał jak na zawołanie – troszkę zaciął się na początku, ale gdy się rozstrzelał, potrafił pokonywać bramkarzy w siedmiu meczach z rzędu.

Znakomita postawa zaowocowała transferem do Bundesligi. Do Hannoveru 96. Jednak ani w Niemczech, ani później, po powrocie do Polski gdy zgarnęła go Wisła Kraków, nie wrócił do dawnej formy. Pokopał jeszcze trochę w Serbii i na tym koniec. Nigdy już nie osiągnął poziomu z sezonu 02/03.

6. Nemanja Nikolić – 40 goli

Nie mamy wątpliwości, że gdyby nie wybrał kierunku amerykańskiego, dziś walczyłby o pierwszą lokatę. Unikalny spryt. Instynkt. Umiejętność wywarcia presji na nieszczególnie gramotnych obrońcach, których w lidze nie brakuje. Magic touch. Dwa dotknięcia piłki, trzy bramki. Sam styl pożegnania – sześć goli w trzech ostatnich meczach – mówi wszystko.

Opinie były różne. Przychodził za darmo, wraz z zakończeniem kontraktu, co musiało budzić wątpliwości. Legia jednak ich nie miała. Reprezentant Węgier miał przyjąć na siebie ciężar zdobywania goli i to mu się udało. Poprowadził klub do triumfu w lidze na stulecie istnienia. W pierwszych trzech kolejkach Ekstraklasy wrzucił trzy gole, kolejne dwa dorzucił w Lidze Europy. Sierpień skończył z dziewięcioma golami na koncie. Niektóre kluby jeszcze negocjowały transfery, gdy Nemanja mógł powoli przymierzać koronę króla strzelców. Skończyło się wynikiem właściwie nieprawdopodobnym. 28 bramek w 37 ligowych meczach. Tak wyjątkowego snajpera liga nie miała od dawna, czego świadectwem może być prześledzenie listy najlepszych strzelców w ostatnich latach. Do tego wyniku nie zbliżyli się nawet Rudnevs czy Frankowski, a ostatnim, który przebił Nikolicia był… Marek Koniarek w sezonie 1995/96.

W kolejnym sezonie trafił jeszcze 12 razy i powędrował do Chicago Fire. Początkowo strzelał jak najęty. Po kilku miesiącach był liderem klasyfikacji strzelców MLS. Co rusz trafiał do jedenastek kolejki. Później trochę się zaciął, ale pod koniec sezonu – w listopadzie – popisał się między innymi hat-trickiem z Philadelphią Union. Radzi sobie.

4. Edi Andradina – 45 goli

Sprowadzenie Ediego do drużyny to jedna z niewielu rzeczy, za jakie kibice Pogoni mogą być wdzięczni Antoniemu Ptakowi, który zdecydował się zbudować brazylijską Pogoń. Ostatecznie drużyna zapłaciła za to kilkuletnim pobytem w niższych ligach. Udało się jednak oddzielić ziarno od plew i wyciągnąć choć jeden diamencik, czyli właśnie Ediego Andradinę. Miał wpaść do Polski na chwilę, a przez pewien czas przewodził klasyfikacji najskuteczniejszych obcokrajowców (wyprzedził go dopiero Radović).

Przy okazji przypomnijmy o wywiadzie, jaki udzielił nam dwa i pół roku temu. Szmat czasu, ale rozmowa w żaden sposób się nie zdezaktualizowała.

4. Flavio Paixao – 45 goli

Flavio trafił do Wrocławia kilka miesięcy po swoim bracie, lecz w przeciwieństwie do niego nie wybrał się później na żadną zagraniczną eskapadę. W pierwszym sezonie (przyszedł w marcu 2014) trafił tylko raz. Kolejne rozgrywki były już jednak jego popisem – 18 goli w 37 spotkaniach robiło wrażenie. Później dograł jeszcze rundę w klubie, strzelił pięć goli, a wiosną 2016 przeniósł się do gdańskiej Lechii. Otwarcie miał niezłe – w jednym z pierwszych meczów popisał się hat-trickiem z Jagiellonią, potem zdobył jeszcze trzy bramki. W zeszłym sezonie zanotował 10 trafień, obecnie wygląda to trochę gorzej. Trzeba przyznać, że jak na czwartą zagraniczną strzelbę, nie prezentuje się zbyt okazale. Trafił tylko pięć razy, ale dobrym prognostykiem były dwa ostatnie miesiące 2017 roku. Na początku listopada zapewnił wygraną z Arką, potem strzelił jeszcze trzykrotnie. Trochę podreperował swój wcześniej mocno rozczarowujący bilans, kiedy zawodził, zresztą jak cała drużyna.

3. Kasper Hamalainen – 50 goli

O Finie wszystko zostało napisane wyżej. Podsumowując – na swój okazały dorobek (50 goli) zapracował grą w Lechu (33 trafienia) i Legii (17).

2. Marco Paixao – 59 goli

Portugalczyk zdobywał bramki dla Śląska Wrocław i Lechii Gdańsk. Do Wrocławia trafił w sezonie 13/14 i od razu przywitał się z kibicami 21 trafieniami w ciągu 37 spotkań. Wszedł do tej ligi z buta i trzeba przyznać, że w żadnym sezonie nie zawodził. Rok później stracił prawie pół roku z powodu kontuzji, ale gdy wrócił, udało mu się zdobyć sześć bramek. Następnie był projekt „Paixao w Sparcie Praga”, który zakończył się fiaskiem, choć miało być tak pięknie. Przynajmniej tak się zapowiadało. Jeden z najlepszych napastników ekstraklasy ostatnich lat w końcu opuścił Polskę, ale nie wyjechał do tak silnej ligi, byśmy mogli z góry założyć, że od razu utonie. Niestety Sparta Praga szybko pokazała mu drzwi.

Na szczęście dla naszej ligi złapał angaż w Lechii. W pierwszym półroczu skończyło się co prawda tylko na trzech meczach (kolejna kontuzja), ale gdy wrócił na boisko, wraz z nim wróciła znana z polskich boisk skuteczność. W sezonie 16/17 trafił do siatki 18 razy, obecnie ma na koncie już 14 trafień. By osiągnąć ten dorobek, potrzebował zaledwie 22 spotkań. Choć ofensywa Lechii pozbawiona jest gazu, on jako jeden z nielicznych stara się ją napędzać. Problem pojawił się w ostatnim spotkaniu, ale większą winę przypisalibyśmy tutaj jego partnerom. Marco przecież nie pogna z kontrą, nie strzeli z dystansu – raczej dostawi gdzieś nogę i walnie z piątki. Portugalczyk wszystkie swoje bramki zdobył po strzałach z szesnastki. Nie mamy jednak wątpliwości, że w Polsce jeszcze swoje strzeli.

1. Miroslav Radovic – 66 goli

Wskoczył na tę pozycję w kwietniu 2014 roku, wyprzedzając Ediego Andradinę. Cały swój dorobek zawdzięcza oczywiście grze w Legii, choć jego pierwsze sezony nie obfitowały w popisy strzeleckie. Był ważnym punktem drużyny, ale przed wyjazdem do Chin raczej ciułał bramki, aniżeli okazywał się regularnym egzekutorem. Wystrzelił tak naprawdę tylko w dwóch sezonach. Rozgrywki 10/11 zakończył z dziesięcioma golami na koncie, trzy sezony później zdobył o cztery bramki więcej. Po powrocie z Chin był ważną postacią drużyny, zaliczył przygodę w Lidze Mistrzów, ale aktualnie możemy mówić o ogromnym pechu Serba. Bilans Radovicia zapewne prezentowałby się bardziej okazale, gdyby nie kontuzja, która zabrała mu całą jesień. Na wiosnę wystąpił już w dwóch meczach,  raz trafił z rzutu karnego. Jeżeli nawiąże do czasów, gdy był w pełni zdrów i potrafił postraszyć nawet Real Madryt, to strzeli w tej lidze jeszcze niejednego gola.

06/07 – 27 meczów, 6 goli,

07/08 – 27 meczów, 3 gole,

08.09 – 28 meczów, 3 gole,

09/10 – 26 meczów, 2 gole,

10/11 – 28 meczów, 10 goli,

11/12 – 18 meczów, 6 goli,

12/13 – 27 meczów, 5 goli,

13/14 – 27 meczów, 14 goli,

14/15 – 10 meczów, 5 goli.

(pobyt w Chinach, Słowenii i Serbii),

16/17 – 29 meczów, 11 goli,

17/18 – 2 mecze, 1 gol.

NS

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka ręczna

Oficjalnie: Polska współorganizatorem mistrzostw świata 2031 w piłce ręcznej kobiet

redakcja
0
Oficjalnie: Polska współorganizatorem mistrzostw świata 2031 w piłce ręcznej kobiet

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
1
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
Ekstraklasa

Przepis o młodzieżowcu. PZPN odbija piłeczkę: klubom brakuje inicjatywy

Szymon Janczyk
21
Przepis o młodzieżowcu. PZPN odbija piłeczkę: klubom brakuje inicjatywy

Komentarze

6 komentarzy

Loading...