
Medal? Jaki medal, tu nie było nawet półfinału…
Nie jest dobrze z polskim sportem zimowym i igrzyska w Korei pokazują to dobitnie. Worka z medalami nie pomogła rozwiązać nawet Justyna Kowalczyk. Inna sprawa, że trudno było od niej oczekiwać cudów. Bo to już nie ta sama zawodniczka, co choćby w 2014 roku.
Zanim przejdziemy do rzeczy bardziej przykrych, przypomnijmy sobie igrzyska w Soczi. Dokładnie cztery lata temu Justyna, walcząc z rywalkami i złamaną stopą, zdobyła złoty medal olimpijski. To jedno z tych magicznych wspomnień, o których będziemy kiedyś opowiadać dzieciom i wnukom. Tym bardziej, że na razie nie zanosi się na to, by one mogły oglądać takie osiągnięcia Polaków w biegach. Bo, krótko mówiąc, jest tam fatalnie. A jeden Kamil Bury w ćwierćfinale wiosny nie czyni.
On this day Justyna Kowalczyk competed with a a fractured bone. #Sochi2014 @JuiceKowalczyk @PKOL_pl @FISCrossCountry pic.twitter.com/sxAUiMEpO7
— Olympics (@Olympics) 13 lutego 2018
Nie owijajmy w bawełnę: nie było chyba w tym kraju tak niepoprawnego optymisty, który wierzyłby w możliwość powtórki z historii. Sprint, słabsza forma, więcej lat na karku. No po prostu, nie dało się. A jeśli znacie kogoś, kto tego oczekiwał, to w jego stronę kierujemy kultowy już tweet prezesa Bońka. Sami wiecie który.
Nie zmienia to jednak faktu, że oczekiwaliśmy po Justynie więcej. Nie wymagaliśmy wiele: półfinał, by nas ucieszył, opcjonalny awans do finału uznalibyśmy za szczyt szczęścia. Ale w ćwierćfinale rywalki pokazały Polce plecy, mimo że na podbiegach wydawało się, że będzie odwrotnie. Ostatecznie wszystko skończyło się na piątym miejscu w swoim biegu. Smutny widok.
Justyna Kowalczyk fatalnie wystartowała, co skutkowało włożeniem sporej ilości wysiłku w dalszej części biegu. Jeśli na ostatnim podbiegu byłaby w pierwszej dwójce, to najpewniej nie oddałaby tego miejsca. Tak się jednak nie stało, a pod koniec zabrakło sił, była daleko.
— Paweł Drąg (@PawelDrag) 13 lutego 2018
Gdzieś z tyłu głowy wciąż mamy te lata walki z Marit Bjoergen, Petrą Majdić, Teresą Johaug i całą resztą fantastycznych biegaczek, które Justyna zostawiała za sobą. Wygrane w Pucharze Świata, Tour de Ski, dwa złota olimpijskie. Za te wszystkie chwile, w których skakaliśmy z radości, wciąż mamy do Justyny Kowalczyk ogromny szacunek. Ale jej kariera z każdym kolejnym biegiem nieco blednie.
Zwykle w takich przypadkach cytuje się piosenkę Perfectu. Problem w tym, że tu już na to za późno – „niepokonany” ze sceny zszedł Adam Małysz. Kowalczyk ostatnio pokonana jest często. Zbyt często. Z drugiej strony, jak świadczy to o polskich biegach, skoro wciąż pozostaje najlepszą zawodniczką w kraju?
Narzekamy, ale z Polką jest tak, że lekceważyć nie można jej nigdy. Dlatego, gdy biegaczki wystartują na 30 kilometrów klasykiem, będziemy to oglądać.
I chcielibyśmy, by Justyna zaprzeczyła wtedy wszystkiemu, co napisaliśmy wyżej.
Fot. Newspix.pl
KOMENTARZE (6) DODAJ KOMENTARZ
Dodaj komentarz
Musisz się zalogowany jako aby móc dodać komentarz.
Musisz się zalogowany jako aby móc dodać komentarz.
Treść usunięta
Treść usunięta
Jedne astmatyczki, drugie z połamanymi kośćmi zdobywają medale a fakty są takie że astmatyczki powinny być wypierdol one z biegów a ludzie z połamanymi kościami niedopuszczanie do biegu bo na 100% leciała na środkach przeciwbólowych a to też jakiś doping dla zawodnika.
Wcale biegów miło nie wspominam bo kojarzą mi się z kolarstwem gdzie cwaniaki kombinują jak drugiego zrobić w wuja.
Złoto zdobyła również Charlotte Kalla, która rywalizowała wiele lat z JK i nasza zawodniczka nie raz ją objeżdżała… najwyraźniej można…
Która jest o ponad cztery lata młodsza…
No tak…