Reklama

Jodłowiec w Warszawie nie miał już przyszłości, więc zdecydował się na zmianę klubu

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2018, 16:14 • 4 min czytania 33 komentarzy

Dobiega końca przygoda Tomasza Jodłowca z warszawską Legią. Pomocnik zostanie wypożyczony do Piasta Gliwice. O zawodnika do końca zabiegała też gdyńska Arka. Tym samym Jodłowiec po pięciu latach żegna się z Warszawą, odchodząc jako gracz kojarzony raczej z rozczarowaniem. Bo choć pierwsze lata w Legii miał owocne, tak końcówka – delikatnie mówiąc – nie była już tak efektowna.

Jodłowiec w Warszawie nie miał już przyszłości, więc zdecydował się na zmianę klubu

Jaki to był dla niego okres? Najdelikatniej rzecz ujmując, Jodłowiec doświadczył przez ten czas zarówno wzlotów, jak i upadków. Przez pierwsze cztery sezony stanowił o sile Legionistów. Miał niepodważalną pozycję w drużynie, z którą trzy razy w ciągu czterech lat sięgnął po mistrzostwo Polski. Dobra postawa zaowocowała zaufaniem, jakie okazał mu Adam Nawałka. Nasz selekcjoner powołał go na Euro, gdzie odgrywał naprawdę istotną rolę w drużynie, wchodząc na boisko w każdym meczu. Jednak po powrocie z Francji coś ewidentnie się popsuło. Jego słabszą formę długo tłumaczono zmęczeniem. Za pomocnikiem był trudny ligowy sezon, Euro, potem króciutki urlop, no nie miał facet gdzie zresetować głowy. Czas jednak leciał, Jodłowiec formy nie łapał, argumenty o zmęczeniu zaczynały być już śmieszne. Do tego dochodziły kolejne głosy, że może piłkarz nie byłby tak zmęczony, gdyby rzeczywiście wypoczywał, a nie rozbijał swojej psychiki i portfela w kasynach. W międzyczasie zaczęła mu uciekać kadra, jeszcze dostawał powołania, ale nie grał, po raz ostatni wystąpił w meczu z Portugalią. Od marcowego spotkania z Czarnogórą na kadrze już go nie widziano.

Po powrocie z mistrzostw jego słaba gra była jeszcze przez chwilę tolerowana – tym bardziej że Legia Hasiego jako całość prezentowała się fatalnie – ale w końcu miarka się przebrała. Jodłowiec stracił miejsce w składzie na rzecz Michała Kopczyńskiego. Symbolem „zmiany warty” był rewanżowy mecz z Realem Madryt, już pod wodzą Jacka Magiery. Szkoleniowiec wolał postawić na Kopczyńskiego, który kilka dni wcześniej rozegrał mecz w drużynie rezerw, zamiast oprzeć grę na zawodzącym, jeszcze wtedy, reprezentancie Polski.

Na domiar złego dowiedzieliśmy się o jego powracających problemach z hazardem, o czym wspominaliśmy wcześniej. – Po dłuższej przerwie na boiskach ekstraklasy pokaże się Tomasz Jodłowiec. Zawodnik Legii opuścił dwie ostatnie jesienne kolejki, bo dostał wolne od trenera, by uporządkować swoje sprawy prywatne i odetchnąć po morderczym fizycznie roku. Do treningów „Jodła” wrócił ze zdwojonymi siłami i, jak twierdzą osoby z klubu, „czystą głową”. Tygodnie prawdy dopiero jednak przed nim. Będzie czujnie obserwowany przez szkoleniowca Legii, który podał mu rękę. Drugiej szansy w przypadku powrotu do alkoholu i hazardu z pewnością nie będzie – pisał w lutym Przegląd Sportowy.

I faktycznie – przez chwilę wydawało się, że pomocnik wraca na właściwe tory. Strzelił decydującą bramkę w otwierającym 2017 rok starciu z Arką, a Magiera zdecydował się wystawić go na dwumecz z Ajaxem. Oglądaliśmy jednak te starcia i szczerze? Szczególnie w drugim meczu był najsłabszym zawodnikiem w swoim zespole. Najbardziej rzucała się w oczy jego gra na alibi, chowanie się za przeciwnikami i ciągłe odwracanie się tyłem do piłki. Zero pewności siebie i zwyczajne unikanie gry, byle tylko czegoś nie zepsuć. W 56 minut zaliczył ledwie 24 kontakty z piłką, a zastępujący go Moulin w znacznie krótszym czasie miał tych kontaktów 39, czyli wykręcił przeszło 150 procent normy Jodłowca.

Reklama

Przyczepiliśmy się do tego meczu z Ajaxem, bo po nim bohater naszego tekstu grał już naprawdę bardzo mało. Pod koniec zeszłego sezonu rozegrał pełne dziewięćdziesiąt minut w ważnych spotkaniach z Lechem i Jagiellonią, ale to były tylko wyjątki – z reguły zajmował pozycję siedzącą. Kontynuował to w tym sezonie. Zaledwie dziewięć spotkań w lidze (ostatni raz 19 listopada z Górnikiem), dwa w Pucharze Polski i występ od pierwszej minuty w feralnym meczu z Sheriffem. Te statystyki nie mają prawa się obronić.

Teraz będzie musiał odbudować się w drużynie Waldemara Fornalika. Tam o miejsce w składzie nie powinien się martwić. Szkoda jednak, że właśnie tak potoczyła się jego kariera. Czerczesow oczywiście znacznie przesadzał, mówiąc, że „Jodła” odejdzie z Legii za 15 milionów euro, ale papiery na przejście do solidnego klubu na pewno miał. Tuż po Euro nie pomyślelibyśmy, że zakotwiczy w drużynie ze strefy spadkowej ekstraklasy.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

33 komentarzy

Loading...