Reklama

Dlaczego znów zwijają nasze gwiazdy? Jedną z przyczyn mogą być nierówności…

redakcja

Autor:redakcja

23 stycznia 2018, 15:44 • 8 min czytania 78 komentarzy

Za każdym razem, gdy gwiazdy naszej ligi wybierają kluby spoza sześciu-siedmiu najbogatszych lig, rozpoczyna się wielka dyskusja o głębokości dupy, w której tkwimy jako Ekstraklasa. Zazwyczaj wnioski są niewesołe – jesteśmy słabi, będziemy jeszcze słabsi, wyprzedza nas Grecja, wyprzedza Szwajcaria, wyprzedzają Chorwacja i nawet Bułgaria. Jeśli jednak przypatrzymy się odrobinę uważniej – okaże się, że istotnie, w każdej z tych lig są kluby równie bogate jak nasza czołówka, jednak ich siła wynika również ze słabości konkurencji.

Dlaczego znów zwijają nasze gwiazdy? Jedną z przyczyn mogą być nierówności…

Tak, punktem wyjścia jest transfer Jakuba Świerczoka, przemielony przez nas na wszystkie sposoby, ale tym razem chcemy wyjść z kontekstem poza tę jedną transakcję. Zerknijmy bowiem na cały nasz region – czyli ligi pomiędzy bogatymi oligarchiami Rosji i Ukrainy a najsilniejszymi ligami zlokalizowanymi na zachodzie Europy.

Z grubsza znajduje się tu jakieś trzynaście lig (wyłączyliśmy tę bardziej niepokorną część Bałkanów z racji ciągłych zmian politycznych w tamtym regionie): szwajcarska, austriacka, słowacka, czeska, polska, węgierska, białoruska, rumuńska, bułgarska, mołdawska, chorwacka, słoweńska, cypryjska. Można do tego dorzucić jeszcze aspirujące do tego grona, choć geograficznie odległe ligi Azerbejdżanu i Kazachstanu. Co łączy lwią część z nich?

Austria: w ostatnich 11 sezonach 8 mistrzostw zdobył RB Salzburg, obecnie walczy o piąty triumf z rzędu. W ubiegłym sezonie wygrał ligę z 18 punktami przewagi nad wiceliderem.

Białoruś: ostatnie 12 sezonów wygrało BATE Borysów. Dopiero w ubiegłym sezonie walka trwała do ostatniej kolejki, wcześniej BATE miało kilkanaście punktów przewagi nad wiceliderem.

Bułgaria: 
6 ostatnich mistrzostw zdobył Łudogorec Razgrad, w ostatnich dwóch latach miał 14 i 16 punktów przewagi nad wiceliderem na finiszu.

Chorwacja: 
w ostatnich 12 sezonach 11 mistrzostw zdobyło Dinamo Zagrzeb, dopiero w ubiegłym sezonie przegrało wyścig z Rijeką. Obecnie jednak stołeczny klub znów ma 12 punktów przewagi nad drugim w tabeli Hajdukiem – po 20. kolejce ma bilans 15-5-0.

Cypr: 
5 ostatnich mistrzostw zdobył APOEL Nikozja, różnice punktowe w tabeli nie są wprawdzie duże, ale zwraca uwagę ich bilans w finałowej części sezonu, trochę podobnej do naszego Pucharu Maja, w którym da się nadrobić stratę z części zasadniczej. APOEL w ostatnich trzech sezonach przegrał zaledwie 3 z 30 meczów na tym etapie rozgrywek.

Reklama

Mołdawia: w ostatnich 17 sezonach 15 mistrzostw zdobył Sheriff Tyraspol. Klub z Naddniestrza jest sponsorowany przez powiązaną z służbami (założoną przez byłych agentów KGB) firmę Sheriff, posiadającą sieć własnych marketów, stacji benzynowych, agencji reklamowych, piekarni, firm budowlanych i medialnych oraz wydawnictw.

Słowenia: 6 mistrzostw w 7 lat wpadło do gabloty NK Maribor. W ostatnim sezonie 13 punktów przewagi nad wiceliderem.

Szwajcaria: 8 ostatnich sezonów wygrało FC Basel, ostatnio z 17 punktami przewagi nad wiceliderem.

Do tego jeszcze wspomniane Azerbejdżan i Kazachstan, gdzie od lat dominują Karabach Agdam oraz Astana. Zostaje tak naprawdę pięć wyrównanych lig – czeska, słowacka, węgierska, polska i rumuńska, która wyrównała się wraz z coraz większymi problemami dotychczasowego potentata, Steauy Bukareszt (obecnie FCSB). Co to właściwie oznacza? Pomijając trywialne i banalne sprawy jak możliwość trzymania odświętnego garnituru na mecze europejskich pucharów – bo ligę da się wygrać tak naprawdę nawet rezerwowymi – to też przepaść finansowa i marketingowa. Właściwie każdy z powyższych klubów ma możliwość w dowolny sposób przebierać w krajowych talentach. Żaden austriacki piłkarz reprezentujący barwy młodzieżowej drużyny Sturmu Graz nie będzie się wahał nad ofertą z RB Salzburg – także z uwagi na możliwość szybkiego „awansu” do RB Lipsk. Żaden Szwajcar z Young Boys Berno czy Lugano nie będzie patrzył na miłość do barw, gdy na stół wjedzie oferta z FC Basel.

To jeden aspekt – czysto finansowy, pogłębiający się z każdym kolejnym sezonem. Premie za występy w europejskich pucharach to jedno, ale zupełną przepaść widać też choćby we frekwencjach. Na Olympiakos chodzi średnio 19 tysięcy osób. Na 11 klubów od 6 do ostatniego miejsca w tabeli frekwencji – łącznie średnio 18,5 tysiąca. Na Maribor chodzi średnio 3200 osób (sic!). Osiem innych klubów ligi nie ma na trybunach nawet tysiąca osób. Można mnożyć te różnice, wymieniając wysokość kontraktów reklamowych czy wartość sprzedawanych piłkarzy. Infrastruktura? Podczas gdy dół ligi mołdawskiej gra na takich obiektach…

Znalezione obrazy dla zapytania Dinamo-Auto stadium

Reklama

Fot. Dinamo-Auto.com, jeśli nie zauważyliście gustownego znaku wodnego.

…Sheriff od lat korzysta z takiego centrum treningowego.

Podobny obraz

To wycinki rzeczywistości, ale mówią sporo o konstrukcji wymienionych lig. Dominacja jest tak wielka, że w lidze chorwackiej porządnie radzi sobie Lokomotiva Zagrzeb, filia Dinama. Dominacja jest tak duża, że FC Liefering, coś pomiędzy drużyną rezerw RB Salzburg a najstarszym zespołem juniorskim z Salzburga, gra w czubie zaplecza austriackiej Ekstraklasy. Liga po lidze, państwo po państwie okazuje się, że potentat wygrywa kolejne puchary, bo właściwie nie ma za bardzo z kim przegrać. Rywale ledwo wiążą koniec z końcem, podczas gdy bogacz wykonuje gotówkowe transfery z najmocniejszych lig. Olympiakos finansowo, marketingowo, piłkarsko i organizacyjnie pożera resztę Grecji, Salzburg podobnie czyni z Austrią, Basel ze Szwajcarią, Łudogorec z Bułgarią i tak dalej.

Zapytacie – okej, to jest obecny stan, znamy skutki. Ale dlaczego FC Basel tak odjechało reszcie Szwajcarii, dlaczego Łudogorec wysadza Bułgarię, dlaczego w Grecji niepodzielnie rządzi Olympiakos?

Generalnie wyróżnilibyśmy trzy sposoby na sukces, które znajdują potwierdzenie w 8 wymienionych ligach.

Pierwszy to obrzydliwie bogata firma stojąca za klubem, w który pompuje pieniądze nieosiągalne dla reszty rywali w danym państwie. Sheriff, potentat w kilku branżach, właściwie monopolista w Naddniestrzu plus doskonale umocowany politycznie byt ze skrzyżowania światów służb, biznesu i polityki stworzył od podstaw klub Sheriff. Red Bull, globalna marka energetyków pitych hektolitrami pod każdą szerokością geograficzną, stworzył od podstaw klub Red Bull. BATE, czyli fabryka samochodów i traktorów z jej szefem, przyjacielem Aleksandra Łukaszenki, Anatolijem Kapskim na czele, stworzyła od podstaw klub BATE.

Drugi sposób to obrzydliwie bogaty człowiek stojący za klubem, w który pompuje pieniądze nieosiągalne dla reszty rywali w danym państwie. Małżeństwo Oeri, najbogatsza para w Szwajcarii, to dobroczyńcy FC Basel. Kiril Domusziew, człowiek z majątkiem szacowanym na 500 milionów dolarów, to bankomat dla Łudogorca Razgrad.

Trzeci sposób to człowiek nie tylko bogaty, ale i umocowany. O tym, w jaki sposób Zdravko Mamić doprowadził do wieloletniej dominacji Dinama pisaliśmy tysiąc razy, choćby TUTAJ. Sporo mówi fakt, że przerwanie pasma sukcesów jego klub zbiegło się z aresztowaniem kontrowersyjnego biznesmena. Trochę podobnie można postrzegać Grecję, gdzie odpowiednikiem Mamicia, człowieka trzymającego w kieszeni nie tylko najlepszy i najbogatszy klub, ale też państwowy związek piłkarski, jest Evangelos Marinakis – pisaliśmy o nim w TYM MIEJSCUDo niedawna w tej grupie był jeszcze Gigi Becali i jego Steaua Bukareszt, ale już nie jest – między innymi dlatego, że Gigi przez pewien czas musiał kierować klubem z aresztu, w międzyczasie walcząc z rumuńską armią o możliwość używanie herbu, historii oraz nazwy Steauy.

Nie musimy chyba dodawać, jak istotny dla azerskiego samopoczucia jest symbolizujący tęsknotę za utraconym na rzecz Armenii Karabachem klub oraz jak wielkim oczkiem w głowie kazachskich władz jest stołeczna Astana.

Właściwie ze schematu wyłączają się jedynie Maribor i APOEL, w których nie było potrzeba obrzydliwie bogatych inwestorów z uwagi na słabość krajowej piłki w pierwszych latach ich dominacji. Wystarczyły zrzutki kilku bogatych (spółka APOEL FC LTD).

*

Nasza liga z dość niewielką przewagą Legii, bardziej przypomina czeskie czy słowackie rozgrywki, co właściwie można postrzegać jako zdrowy objaw. Frekwencje, zainteresowanie sponsorów czy tradycje poszczególnych klubów są na tyle bogate, że trudno o zamianę Ekstraklasy w wyścig jednego konia – różnica między pierwszym a dziesiątym klubem ligi jest tak naprawdę porównywalna do różnicy między pierwszym i drugim zespołem w wielu innych państwach. Zainteresowanie futbolem jest rozłożone o wiele bardziej równomiernie niż w innych ligach regionu, podobnie jest z bazami treningowymi czy stadionami, powstającymi od Bałtyku po Tatry. Zakupy u nas robi się nie tylko w Poznaniu i Warszawie – ścieżkę do dużych i bogatych klubów mogą sobie wydeptać też piłkarze Zagłębia, Jagiellonii albo Wisły Kraków. W przeciwieństwie do wielu innych państw, nie ma u nas jednej stacji pośredniej między prymitywnym krajowym futbolem a resztą świata – tak jak wygląda to choćby w Chorwacji, gdzie właściwie każdy większy talent przejeżdża przez Zagrzeb. Co najważniejsze – nie ma też fizycznej możliwości, by wytworzyły się tak niezdrowe układy jak stosunki HNS z Dinamem czy greckiego związku z Olympiakosem.

Oczywiście, pewnie nikt by nie pogardził inwestorem pokroju Domusziewa czy małżeństwa Oerich, szczególnie, jeśli wykazaliby się równie trafnymi decyzjami co do budowy sztabu jak w Razgradzie i Bazylei. Kapski z BATE jest wielki nie tylko za sprawą wielkiego portfela, ale też wychowania takiego fenomenu jak Wiktor Gonczarenko, trener, który przejął klub w wieku 31 lat po czym zdobył 4 mistrzostwa i dwukrotnie awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. RB to nie tylko gigantyczne finansowe możliwości, ale też świetna wizja oparta na masowym wychowaniu piłkarskich robocików.

Ale gdy zaczyna się lament nad siłą Ekstraklasy jako takiej, bo talent przechodzi z polskiej do bułgarskiej ligi, zapala nam się lampka. Czy na pewno chcemy ligi, w której za plecami mistrza jest pościg rodem z Benny Hilla? Czy na pewno to tak tragicznie, że Zagłębie nie potrzebuje pośrednika w postaci Lecha czy Legii w negocjacjach z bogatymi klubami? Czy na pewno ekscytowalibyśmy się ligą, w której kurs na mistrzostwo Polski dla faworyta rozgrywek oscylowałby gdzieś w granicach 1,20?

Tak, miło byłoby znów zobaczyć polski klub w pucharach, w tym roku wszyscy poodpadali tak wcześnie, że już nawet nie pamiętamy, kto właściwie w nich grał. Miło byłoby zobaczyć, że mistrz ma pod sobą takie imperium świadomych pracowników jak RB czy Basel. Napierajmy, by czerpać pozytywne wzorce, rozbudowywać struktury, powiększać akademie i budżety. Ale nie narzekajmy na siłę ligi przez pryzmat porównywania się z organizmami z zupełnie innego świata, a takimi są na ten moment zabawki milionerów z Bułgarii na przykład. Róbmy swoje. Bez paniki i darcia szat.

JO

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
3
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Komentarze

78 komentarzy

Loading...