Reklama

Dziś Bułgaria, jutro Niemcy lub Francja? Świerczok trafił do ligi, z której można się wybić

redakcja

Autor:redakcja

18 stycznia 2018, 17:12 • 4 min czytania 32 komentarzy

Wczoraj poinformowaliśmy o transferze Jakuba Świerczoka do Łudogorca Razgrad, krótko wspomnieliśmy o jego konkurentach i sporych szansach na regularną grę, a dziś przyjrzymy się temu ruchowi z nieco innej strony – w kontekście kolejnego awansu sportowego w przyszłości. Nie ma bowiem wątpliwości, że Świerczok chciałby jeszcze spróbować swoich sił w lidze ze ścisłego topu. Bułgaria wydaje się ku temu dobrą trampoliną. Jeżeli będzie się wyróżniał, prędzej czy później dostanie szansę. Potwierdzają to przykłady, zresztą bynajmniej wcale nie odległe.

Dziś Bułgaria, jutro Niemcy lub Francja? Świerczok trafił do ligi, z której można się wybić

Przejście ze średniaka ligi polskiej do mistrza Bułgarii to ruch w dobrym kierunku i nie powinno być co do tego żadnych wątpliwości. Nieraz trzeba zaryzykować, wyjść ze strefy komfortu, jaką byłoby pozostanie w Lubinie, żeby cały czas pchać karierę we właściwym kierunku. Łudogorec to klub świetnie zorganizowany, z kompleksową bazą treningową i perspektywą gry w pucharach. Świerczok nie dość, że dostanie większą kasę, to jeszcze w lutym będzie miał szansę zagrać na San Siro i spróbować swoich sił w pojedynkach z Bonuccim czy Zapatą. Korzyści wynikających z tego transferu jest zresztą znacznie więcej. Patrząc długofalowo – Bułgaria to nie najgorsze miejsce, by po udowodnieniu swojej wartości wyruszyć na podbój  jeszcze lepszej ligi. Naprawdę, nie widzimy zbyt wielu minusów tej przeprowadzki.

Spójrzmy chociażby na ostatnie letnie okienko transferowe. Jonathan Cafu – dobry przykład, bo to piłkarz o podobnej charakterystyce – latem 2015 przychodził do Bułgarii jako zawodnik mocno anonimowy. Grał w niższych ligach brazylijskich, ale później kompletnie przepadł w Sao Paulo, które już po pół roku oddało go do Europy. Bułgarzy wyłożyli za niego 2,2 mln euro i – jak się okazało – pozyskali tym samym gracza, który już po dwóch latach dobrej i regularnej gry (łącznie 48 meczów, 18 goli, 7 asyst w lidze, trafienia w Lidze Mistrzów z Bazyleą i Arsenalem) zwrócił się im ponad trzykrotnie. W sierpniu za 7,5 mln wyciągnęło go Bordeaux, gdzie bynajmniej nie przepadł – wprawdzie w większości spotkań wchodzi z ławki, ale gra regularnie, praktycznie w każdym meczu. Na koncie ma dwa trafienia i ciekawe perspektywy. Co ważne – ma 26 lat, czyli nie jest też tak, że z Bułgarii wyciąga się tylko młode perełki.

Latem Atalanta sięgnęła z kolei po Jose Luisa Palomino. Przypadek nieco inny, bo to zawodnik z przeszłością w lidze francuskiej, ale trzeba powiedzieć sobie szczerze, że tam – delikatnie mówiąc – szału nie zrobił. Najpierw, w sezonie 2014/15, walnie przyczynił się do spuszczenia FC Metz z Ligue 1, grając głównie w drugiej części sezonu. Drużyna z nim w składzie na 24 próby wygrała zabójczą liczbę czterech spotkań. W drugiej lidze najpierw grał od deski do deski, ale szału nie robił. Znamienne, że Metz zaliczyło świetną końcówkę i rzutem na taśmę wywalczyło awans do elity (sześć wygranych w ośmiu meczach), gdy Palomino stracił miejsce w składzie. I ten sam Palomino poszedł do Łudogorca, odbudował się, i wzmocnił szeregi Atalanty. Zresztą nie użyliśmy słowa „wzmocnił” na wyrost. Ma tam bowiem pewne miejsce w składzie, a ostatnio – gdy wrócił po kontuzji – zatrzymał napastników AS Romy. Gwoli ścisłości – do Włoch odszedł za 4 mln.

Dodajmy jeszcze, że to znów nie jest zawodnik pierwszej młodości – liczy sobie już 28 wiosen.

Reklama

Wymieniliśmy tylko najświeższe przykłady, ale do tego grona można dodać jeszcze chociażby transfery sprzed dwóch lat. Junior Caicara trafił do Łudogorca z Brazylii i wyrobił sobie tak solidną markę, że wzięło go Schalke. Tam co prawda przepadł, ale już w Basaksehirze, aktualnym liderze ligi tureckiej, jest kluczowym defensorem klubu, który nieco bardziej z przodu ma Emmanuela Adebayora, Eljero Elię czy od niedawna także Ardę Turana. Podobną drogę przeszedł Fabio Espinho – po odejściu z Bułgarii nie poradził sobie w Maladze, ale aktualnie regularnie gra w portugalskiej ekstraklasie.

A, no i jak moglibyśmy zapomnieć o naszym dobrym znajomym? Simeon Sławczew wypromował się w Lewskim Sofia, by trafić do Sportingu Lizbona z łatką „bułgarskiego Lamparda”, jako najdroższy wtedy nabytek nowego prezesa (2,5 mln). Miał na koncie podium w klasyfikacji strzelców rodzimej ligi i opaskę kapitana reprezentacji młodzieżowej. Nie poradził sobie na zachodzie, ale to absolutnie żadna przestroga dla Świerczoka. Bardziej kolejny przykład, że wybić się z Bułgarii do znacznie mocniejszego klubu wcale nie jest tak trudno.

Nie możemy też pominąć absurdalnej plotki, jaka swego czasu przewinęła się w kontekście Romana Bezjaka. Otóż napastnika Łudogorca łączono niegdyś z… Manchesterem United. Portal talksport.com zastanawiał się nawet, czy ówczesny 25-latek będzie w stanie rozwiązać problemy Czerwonych Diabłów w ofensywie. Ostatecznie – cóż za niespodzianka – do transferu nie doszło, a Bejzak gra aktualnie w Darmstadt. Jednak sam fakt pojawienia się takiej informacji o czymś świadczy. Rynek bułgarski dla nikogo nie jest rynkiem anonimowym.

Wyróżniając się w Bułgarii, nie ma więc tak naprawdę problemu, żeby załapać się gdzieś wyżej. Problemem jest tylko późniejsze udowodnienia swoich umiejętności. Nie chcemy wybiegać zbyt daleko w przyszłość, niech Świerczok najpierw skupi się  na podboju nowej ligi i wyjeździe na mundial, ale nie ma co ukrywać – każdy dobry mecz będzie go przybliżał do kolejnego skoku na podbój jednej z topowych lig.

Najnowsze

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
2
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Komentarze

32 komentarzy

Loading...