Reklama

Nehru Cup, czyli jak kadra balowała w Indiach

redakcja

Autor:redakcja

17 stycznia 2018, 09:13 • 2 min czytania 5 komentarzy

Ostrzegamy: może powiać banałem. Reprezentacja Argentyny zawsze jest groźna. Wiadomo, każda kadra narodowa ma swojego lidera, czy liderów. My mamy Lewandowskiego, Belgia De Bruyne i Hazarda, Portugalczycy Cristiano Ronaldo. Ekipa w błękitno-białych pasiakach ma akurat to szczęście, że gdy ów przywódca się odnajdzie, to staje się jednym z najlepszych futbolistów na świecie. Maradona, Kempes, Messi. Nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi właśnie to objawienie, dlatego takie mecze zawsze stoją pod znakiem zapytania. 34 lata temu Polacy zremisowali towarzyskie spotkanie z Argentyną.

Nehru Cup, czyli jak kadra balowała w Indiach

Ogólnie spotkania międzypaństwowe w okresie zimowym nie mają większego sensu. Największe ligi wówczas zaliczają prawdziwe maratony kolejek, a więc nikt nie będzie wpuszczał do samolotu żadnego z czołowych zawodników. Pozostaje wybieranie z samych „lokalsów”. Tak jak nie raz było to w przypadku polskiej reprezentacji, która akurat w tym okresie do niedawna miała niespełna trzymiesięczną przerwę w rozgrywkach. Wtedy grajkowie pokroju Dawida Plizgi ruszali na podbój całego piłkarskiego świata (aby było śmieszniej, pamiętamy, że Dawid Plizga w tych meczach wypadał bardzo dobrze). Oczywiście, ma to swoje plusy, ale gdyby równie dobrze w ogóle nie organizowano konfrontacji międzypaństwowych w nieoficjalnych terminach FIFA, to nikomu nic by się nie stało. Pokazówki? Tak, można to w pewnym sensie tak nazwać.

Ale w 1984 było inaczej. Ze względu na PRL i płynące z ówczesnych realiów utrudnienia w wyjazdach zagranicznych, krajowy skład na Nehru Cup był bardzo mocny. Nie było Bońka, nie było Żmudy, ale z Argentyną zagrali Młynarczyk, Pawlak, Wójcicki, Jałocha, Adamiec, Buncol, Ciołek, Jakołcewicz, Dziekanowski, Smolarek, Okoński. Znakomita drużyna.

Po pierwszej części gry kibice zebrani na stadionie w Kalkucie (ponad 80 tysięcy ludzi – niezły wynik) raczej nie mdleli z emocji, co niezbyt dobrze świadczyło o podejściu obu drużyn do tamtego starcia. Worek – mały, bo mały, ale nadal worek z golami – otworzyli Latynosi. Jose Ponce uderzył z rzutu wolnego w taki sposób, że Młynarczykowi pozostało jedynie obserwować tor lotu futbolówki. Piękny strzał, dzięki któremu Argentyńczycy wyszli na jednobramkowe prowadzenie w tym nudnym meczu. Gdyby nie jasność umysłu w końcówce Andrzeja Buncola, to zapewne owe spotkanie zakończyłoby się takim rezultatem. Polacy na finiszu grali – jak mawia klasyk – „na chaos”. Wstrzeliwanie piłki w szesnastkę, jakaś wcinka, jakieś zamieszanie i Buncol, wpisujący się na listę strzelców po krótkiej drzemce argentyńskich defensorów.

Nehru Cup ostatecznie udało się wygrać, w finale ogrywając Chiny 1:0. Nasi poza remisem z Albiceleste wygrali 2:1 z Indiami, zremisowali z Vasasem 1:1, zremisowali z rumuńską młodzieżówką i dwa razy – w grupie i w finale – zbili Chińczyków. Z dzisiejszej perspektywy – doprawdy dziwaczny turniej.

Reklama

tabela

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

5 komentarzy

Loading...