Reklama

Budziński przypomniał o swoim istnieniu – zarówno nam, jak i swojemu trenerowi

redakcja

Autor:redakcja

14 stycznia 2018, 19:48 • 3 min czytania 6 komentarzy

Nigdy w swojej już nie tak krótkiej historii nie wspominaliśmy o lidze australijskiej z taką regularnością, ale chyba sami przyznacie, że Adrian Mierzejewski grał ostatnio tak, że było o czym gadać. Dopiero dziś rano dobiegła końca jego świetna seria meczów, w których wypracowywał bramki – łącznie dziesięć w nieco ponad miesiąc. Ale – o dziwo – liczba „polskich goli” w A-League i tak się zgadza. Rano bramkarza Central Coast Mariners pokonał bowiem Marcin Budziński, o którym przy wyczynach „Mierzeja” właściwie można było zapomnieć.

Budziński przypomniał o swoim istnieniu – zarówno nam, jak i swojemu trenerowi

W ostatnich tygodniach, jeśli już ktoś pochylał się nad tematem, to raczej po to, by spekulować, kiedy „Budzik” wróci do Europy. Udany w jego w przypadku w zasadzie był tylko sam początek przygody z Melbourne City. Już w drugim występie Polak udowodnił Australijczykom, że kompilacje jego pięknych bramek, które wcześniej z pewnością oglądali, są w stu procentach prawdziwe. Po tak ładnym i ważnym trafieniu (to były derby Melbourne, które wygrali piłkarze City) wszyscy w klubie mogli sobie pomyśleć, że przy wyborze „gwiazdy” świetnie trafili.

Przypomnijmy bowiem, że Budziński to w Melbourne City marquee player, a więc gwiazda zespołu, której pensja nie liczy się do limitu płacowego. Taki status to jednak nie tylko przywileje w postaci dobrej kasy i medialnego szumu, ale przede wszystkim obowiązki. I z czasem ten status Polaka w drużynie nijak nie licował z jego rzeczywistą pozycją w zespole. Pół biedy, gdy co prawda nie wyglądał najlepiej, ale przynajmniej grał regularnie. Jednak w tym ostatnim miesiącu, gdy na gwiazdę ligi wyrastał Mierzejewski, Budziński głównie siedział…

– 0 minut z Central Coast,
– 5 minut z Sydney FC,
– 0 minut z Melbourne Victory,
– 0 minut z Western Sydney,
– 0 minut z Wellington Phoenix,
– 2 minut z Perth Glory,
– 19 minut z Central Coast.

Reklama

Atmosfera zdążyła dość mocno zgęstnieć. Z jednej strony w grudniu definitywnie zrezygnowano tam z usług legendarnego Tima Cahilla, z drugiej – trener Warren Joyce postanowił dać poważną szansę Danielowi Arzaniemu, 19-latkowi, którego przygoda z seniorskim futbolem w zasadzie ograniczała się do kilku ogonów w poprzednim sezonie. Wraz z nowym rokiem do klubu zawitał też Dario Vidosić, ofensywny pomocnik z przeszłością w Niemczech (prawie 60 meczów na poziomie 1. i 2. Bundesligi). Na początku stycznia w „Australian Associated Press” pojawił się nawet tekst, według którego Budziński jest na wylocie z klubu, bo nie tylko jest obciążeniem dla budżetu (jako drugi najlepiej zarabiający zawodnik), ale też blokuje miejsce dla innych obcokrajowców. Dziennikarze na przykładzie innych piłkarzy przypominali, że w Melbourne potrafią bardzo szybko pozbywać się gości, którzy nie odpalili. Co prawda sam Joyce brał „Budzika” w obronę i powtarzał, że piłkarz potrzebuje trochę więcej czasu na aklimatyzację, ale przecież nietrudno odbić piłeczkę i powiedzieć, że po prostu chciał być dyplomatą.

Dlatego tak istotne wydaje się dzisiejsze trafienie. Pierwsza poważniejsza szansa od dłuższego czasu i od razu wykorzystana. Dzięki tej bramce trzecie w tabeli Melbourne City zremisowało, choć przez ponad godzinę grało w dziesiątkę. Może jeszcze nie wszystko stracone i nie trzeba będzie za chwilę wracać z podkulonym ogonem? Z jednej strony trzymamy kciuki, bo Budziński to gość, któremu nie da się nie dopingować. Z drugiej… Trochę tęsknimy za jego wywiadami, filmami, butami na noworocznym treningu Cracovii czy po prostu, golami z dystansu. Dobrze, że dziś dostarczył towar chociaż z tej ostatniej, bramkowej półki.

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Komentarze

6 komentarzy

Loading...