Reklama

Kiedyś chcieli „Rado”, dzisiaj mają Falcao i Glika

redakcja

Autor:redakcja

12 stycznia 2018, 09:39 • 2 min czytania 2 komentarze

Dmitry Rybołowlew przejął drugoligowe AS Monaco, by w przyszłości zdetronizować Paris Saint-Germain. Ogromny kapitał, jakim dysponuje Rosjanin, sprawił, że w Księstwie szybko pojawiły się gwiazdy – między innymi Radamel Falcao, James Rodriguez i Joan Moutinho. Jednak mało kto pamięta, że członkiem tej ekipy mógł zostać Miroslav Radović. W 2012 klub ze stolicy odrzucił oficjalną ofertę za Serba.

Kiedyś chcieli „Rado”, dzisiaj mają Falcao i Glika

– Otrzymaliśmy atrakcyjną finansowo ofertę z AS Monaco, ale nie chcemy osłabiać siły ofensywnej naszej drużyny. W związku z tym nie wyraziliśmy zgody na transfer – powiedział dla portalu legia.com ówczesny dyrektor sportowy Legii, Leszek Miklas.

Monaco oferowało za niego dwa miliony euro. Gdyby rzuciło na stół większą kwotę, przypuszczamy, że na pięknych słowach o chęci zachowania siły ofensywnej drużyny by się skończyło. Ostatecznie „Miro” został w Warszawie, a klub zmienił dopiero po trzech latach. W 2015 roku postawił sprawę jasno – oświadczył, że definitywnie zdecydował się na odejście. Pojawiło się zapytanie z Chin, negocjacje przebiegły gładko, a po jakimś czasie Radović stał się zawodnikiem Hebei China Fortune. Legia otrzymała za swojego piłkarza tyle samo, ile swego czasu mogła dostać od Monaco.

Kto wie, jak potoczyłyby się losy Serba, gdyby trafił do krainy kasyn i wyścigów samochodowych w Monte Carlo. Nawet gdyby nie przebił się do wypchanej gwiazdami jedenastki, pewnie i tak nie należałby do przegranych – przynajmniej spędziłby kilkanaście miesięcy w cudownym miejscu. Finansów nie porównujemy, bo podejrzewamy, że w Chinach też za frytki nie grał.

Z perspektywy czasu „Rado” może żałować, że nie udało mu odejść w 2012 roku do Monaco, tylko dopiero w 2015 do Chin. Powinien chyba wycisnąć ze swojej kariery nieco więcej, jednak nigdy nie udało mu się postawić wyraźnego kroku do przodu. Po transferze do Państwa Środka kariera pomocnika mocno przyhamowała. W Lublanie i Partizanie Belgrad był cieniem samego siebie. Po powrocie do Legii niespodziewanie odżył. W sezonie 16/17 pokazał się w Lidze Mistrzów i walnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Polski. Tym bardziej szkoda, że z powodu kontuzji stracił całą jesień. Lata lecą, ale miejmy nadzieję, że jeszcze zobaczymy na naszych boiskach starego dobrego Radovicia.

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu
Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
0
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Komentarze

2 komentarze

Loading...