Reklama

Ulubieniec kibiców, którego zniszczyły kontuzje

redakcja

Autor:redakcja

01 stycznia 2018, 14:54 • 15 min czytania 9 komentarzy

Historia Tomasa Rosicky’ego idealnie pokazuje, co seria kontuzji potrafi zrobić z wielkim piłkarskim talentem, jakim niewątpliwie dysponował Czech. Zawodnik, który ze względu na delikatną budowę i nienaganne wyszkolenie techniczne został okrzyknięty „małym Mozartem”, częściej niż na wielkich stadionach gościł w gabinetach klubowych lekarzy. Jednak kiedy tylko był zdrowy, zachwycał. Posiadał niebywałą piłkarską elegancję i szybkość. Stylem gry nie przypominał topornego Czecha, a raczej czarującego Brazylijczyka. Sam Arsene Wenger wielokrotnie podkreślał, że kochając futbol, musisz kochać Rosicky’ego. 

Ulubieniec kibiców, którego zniszczyły kontuzje

20 grudnia Czech zorganizował specjalną konferencję prasową, na której poinformował, że zdecydował się zakończyć sportową karierę. Tym samym dołączył do grona świetnym piłkarzy, którzy w 2017 roku zawiesili buty na kołku. Wśród nich są Pirlo, Alonso, Lahm, Gerrard, Totti, ze Roberto, Kaka, Xavi i Lampard. Plejada gwiazd.

*

„Po dłuższych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że moje ciało nie jest już w stanie przygotować się na takie obciążenia. Chciałbym podziękować Sparcie za wychowanie mnie oraz za możliwość zakończenia kariery w miejscu, o którym zawsze marzyłem”.

„Coraz trudniej było mi przygotowywać się do każdego spotkania. Mój umysł zawsze chciał grać, odmawiało raczej ciało. Ostatnio jednak nawet umysł zaczął mieć wątpliwości. Miałem więc pewność, że trzeba kończyć. Ta decyzja jest ostateczna”.

Reklama

„Z moimi kłopotami ze zdrowiem, to i tak długo grałem”.

*

„Miał wszystkie futbolowe atuty, aby grać w tę grę, którą przecież tak bardzo kochamy. Był perfekcyjnym graczem dla Arsenalu. Ceniliśmy go zarówno jako piłkarza, jak i człowieka. Jego postawę, wyjątkową klasę i wszystkie inne cechy… przywilejem była dla mnie możliwość trenowania kogoś takiego”.

– Arsene Wenger.

„Jest jednym z najlepszych czeskich zawodników w historii, a mamy przecież tak wielu świetnym graczy. Za każdym razem, kiedy widzisz jego grę, uświadamiasz sobie, jakim jest wirtuozem”.

– Petr Cech.

Reklama

„W ciągu tygodnia od mojego dołączenia do Arsenalu, obserwowania, jak trenuje i jak bawi się piłką, wiedziałem, że jest jednym z najbardziej niedocenianych graczy na świecie”.

– Mikel Arteta.

„Moim bohaterem zawsze był Tomas Rosicky. On był fenomenalny. Miał oczy dookoła głowy i widział wszystkich swoich partnerów z drużyny. Do tego był tak szybki. Gdyby nie nękały go kontuzje, byłby jednym z najlepszych graczy na świecie. Jestem o tym przekonany”.

– Marco Reus.

„Piłkarz z wielkim sercem i wielką karierą”.

– Mesut Ozil.

*

Koniec kariery „małego Mozarta” to przy okazji koniec pewnej ery czeskiej kadry. Rosicky był jednym z ostatnich wciąż grających zawodników, którzy dowodzili swoją reprezentacją podczas bardzo udanego Euro 2004, gdzie Czesi dopiero w półfinale musieli uznać wyższość Greków, a wcześniej z kwitkiem odprawili między innymi Holandię. W Pradze powszechnie uważa się, że to właśnie ta drużyna prezentowała najlepszy futbol po podziale Czechosłowacji. W tamtej drużynie grali między innymi Cech, Nedved, Baros, Heinz, Poborsky czy Koller. Dziś młodych zawodników, którzy mogliby pójść w ich ślady, za bardzo nie widać. Jest Jiri Pavlenka, jest piekielnie zdolny Patrik Schick, ale to nie to samo, co gwiazdy z dawnego pokolenia.

*

Rosicky urodził się w Pradze. Pochodził z futbolowej rodziny. Ojciec rozegrał kilka meczów dla reprezentacji Czechosłowacji. Przez całą karierę grał w Sparcie Praga i Bohemians Praga. Ze względu na panujące wówczas zasady, nie mógł wyjechać za granicę. Pewnego razu dostał jednak szansę ubiegania się o azyl, pograł trochę w Szwajcarii, ale szybko wrócił. Powód? Nie był pewny, czy jego rodzina otrzyma zgodę na podróż razem z nim. Jego żona, Eva, była czołową czeską tenisistką. Brat, Jiri, grał między innymi dla Sparty Praga i rezerw Atletico Madryt.

Tomas miał dziewięć lat, gdy w 1989 Czechosłowacja przeszła „aksamitną rewolucję”, która doprowadziła do obalenia systemu demokracji ludowej oraz elit sprawujących władzę, a także transformacji ustrojowej, która niedługo później nastąpiła, pozwalając Czechosłowacji wstąpić na drogę demokracji parlamentarnej. Rosicky powtarzał, że był jednym z ostatnich piłkarzy, którzy mieli okazję spędzić część swojego dzieciństwa w komunistycznej Europie Wschodniej. Oczywiście, delikatnie mówiąc, nie wspomina tamtych czasów z nostalgią. – W tamtym okresie, kiedy chciałem kupić owoce, była naprawdę długa kolejka. Czasami dostawałem jabłko, czasami dostawałem banana, czyli rzeczy, które dziś dla nas wszystkich są na wyciągnięcie ręki. Po rewolucji, na szczęście, jest znacznie lepiej. Nie stało się to z dnia na dzień, ale nagle nasi rodzice mogli częściej dostarczać nam takie łakocie. Moi rodzice zawsze dbali, żebyśmy mieli dużo witamin, a wcześniej nie zawsze było to możliwe, ale i tak bardzo się poświęcali. Cokolwiek dostali, od razu dawali nam. Trudne czasy.

Biorąc przykład z ojca i brata, Tomas szybko trafił do Sparty Praga. Co prawda w wieku sześciu lat kopał w CKD Kompresory Praga, ale po dwóch latach przeszedł do większego klubu w mieście. Grał w drużynach U-17 i U-19, ale szybko przeniesiono go do „jedynki”. W 1998 roku zadebiutował w pierwszym zespole. Rok później, w sezonie 1999/00, zdobywając pięć bramek, pomógł swojej drużynie sięgnąć po mistrzowski tytuł. Dzięki temu triumfowi Sparta wystąpiła w Lidze Mistrzów. Rosicky mógł zmierzyć się z Arsenalem, Szachtarem i Lazio. Zdobył nawet bramkę w jedynym wygranym przez Czechów meczu – w trzeciej kolejce fazy grupowej pokonali oni Ukraińców 3:2, a otwierającym trafieniem popisał się bohater naszego tekstu. Ten sezon był dla niego przełomowy. Błyszczał w lidze, godnie prezentował się na arenie międzynarodowej, więc naturalną koleją rzeczy musiało być zainteresowanie ze strony zachodnich klubów. W styczniu 2001 roku, po uprzednim zdobyciu dwóch mistrzowskich tytułów, najbardziej konkretna okazała się Borussia Dortmund. Sparta co prawda robiła wszystko, by odeprzeć zainteresowanie możnych swoim talizmanem – odrzucała pierwsze oferty – ale perspektywa zasilenia konta o 14,5 miliona euro okazała się wystarczającym argumentem, by puścić swoją perełkę w świat.

Ax0U99U

21-letni Rosicky otworzył nowy rozdział w swojej jak dotąd błyskawicznie rozwijającej się karierze. Dziś taka kwota na nikim nie robi wrażenia, ale żeby w pełni zrozumieć „boom”, jaki pojawił się wtedy na Czecha i to, że Sparta naprawdę długo wzbraniała się przez wypuszczeniem swojego zawodnika, trzeba zdać sobie sprawę, że kwota rzędu 14,5 mln była w tamtym momencie największą opłatą, jaką zapłacono w Bundeslidze za obcokrajowca. Dziś rekordzistą jest Corentin Tolisso (41,5 mln). Wszystkie oczy były zwrócone na niego. Na zawodnika bez doświadczenia poza własnym krajem, na diament – racja – ale zupełnie nieoszlifowany. Z miejsca oczekiwano najwyższego poziomu. W pierwszej rundzie nie wystąpił w ani jednym meczu z powodu problemów zdrowotnych, jednak gdy już zadebiutował, nikt nie miał wątpliwości, że do Dortmundu sprowadzono talent czystej wody.

Obaw było dużo, ale okazały się bezpodstawne. Tomas wywarł wyraźny wpływ na drużynę, z którą od razu sięgnął po mistrzostwo. Mało zabrakło, a udałoby się skończyć sezon 2001/02 dubletem – Borussia została jednak odprawiona przez Feyenoord Rotterdam w finale Pucharu UEFA. – Przez pewien czas chodziłem ze złamanym sercem. Zdawałem sobie sprawę, że to dopiero mój pierwszy pełnoprawny sezon w Bundeslidze, w którym i tak osiągnęliśmy dużo – mistrzostwo to w końcu coś pięknego. Siedział jednak we mnie ten finał… przegraliśmy minimalnie, 3:2, trofeum było na wyciągnięcie ręki..

Pierwszy pełny rozegrany sezon przyniósł wzloty i upadki, ale utwierdził go w przekonaniu, że dokonał słusznego wyboru. Mówi się, że jedno to podjąć decyzję, że chcesz coś zrobić, drugie zrobić to z głową. Tomas Rosicky zrobił to z głową. Wykonał ogromny skok w swojej karierze, szybko się zaadoptował i dał sobie radę z presją. W dwóch pierwszych latach gry w Niemczech został dwa razy wybrany najlepszym piłkarzem Czech. Właśnie wtedy powszechny stał się jego pseudonim „mały Mozart”. Potwierdził to zarówno w Borussii, jak i później w Arsenalu. Jego no-look passy to była maestria w czystej postaci.

QPctU56

W ciągu kilkunastu miesięcy stał się graczem, o którym marzy prawie każda drużyna.

Zdobyte w 2002 roku mistrzostwo Niemiec okazało się jednak jego ostatnim trofeum, po jakie sięgnął w Dortmundzie. Sezon 2005/06 to apogeum problemów finansowych BVB, przez które klub był zmuszony do wyprzedaży. Rosicky’ego zaczęto łączyć z Realem, Atletico, Tottenhamem, Chelsea i Arsenalem. Najbardziej konkretni okazali się Kanonierzy, którzy w lipcu 2006 roku zaproponowali pomocnikowi długoletnią umowę. Tomas szukał nowego wyzwania w swojej karierze i w końcu je znalazł.

Trafił do klubu, którym zachwycał się od dziecka. Od zawsze przyznawał, że marzył o grze w Arsenalu. Nie były to jednak zgrane formułki, recytowane przez piłkarzy zaraz po przyjściu do klubu. Nie, Tomas jako nastolatek przeczytał „Futbolową gorączkę” Nicka Hornby’ego, po której postanowił, że pewnego dnia musi reprezentować Kanonierów. Gdy do tego doszło, uzależnił się od wszystkiego, co czerwone i białe.

*

„W Arsenalu zawsze dostawałem to, co chciałem. Nawet w trudnych czasach. To jest wielki klub z wielkimi ambicjami – warto za niego walczyć. Dlatego byłem w nim tak długo. Czy byłem szczęśliwy, że tak długo nic nie wygrywaliśmy? Jasne, że nie. Nikt by nie był. Chciałem tylko czekać i walczyć o trofea, w końcu to klub warty walki”.

*

Przejście do Arsenalu było spełnieniem marzeń, lecz zarazem pod znakiem zapytania stanęła możliwość rozwijania przez Rosicky’ego swojej wielkiej pasji. Tomas jest bowiem wielkim fanem hokeja na lodzie. Nałogowo gra w to ze swoim przyjacielem – Janem Kollerem. Podczas zimowych przerw w Niemczech odkurzał łyżwy, kij i krążek, i udawał się na lodowisko w Czechach. Para zmierzyła się nawet w towarzyskim meczu. – Jan dostał swoją drużynę, ja dostałem swoją i zagraliśmy mecz. Było bardzo dobrze! Walczyliśmy, ale nie graliśmy na sto procent, tylko dla zabawy”. W Anglii, ze względu na wypchany terminarz, musiał przez pewien czas zapomnieć o takiej rozrywce. Arsene Wenger był przerażony, gdy dowiedział się o tym, co wyprawiał Rosicky. Przyznał, że bałby się puścić zawodnika na lodowisko, tym bardziej, jeżeli ten jest tak podatny na kontuzje. W pewnym momencie musiał się jednak wyłamać, bo Rosicky od czasu do czasu grał w hokeja w Anglii. Należy zaznaczyć – uprawiając ten sport, ani razu nie doznał kontuzji. – Dla mnie futbol zawsze jest na pierwszym miejscu, ale kiedy mam czas, lubię pograć w hokeja. Jestem w tym niezły. Hokej na lodzie jest bardzo popularny w moim kraju. Zainteresowanie rozkłada się mniej więcej 50 na 50.

O zainteresowaniu ze strony Arsenalu dowiedział się od… Jensa Lehmanna, z którym grał w Dortmundzie. – Arsenal oglądał dużo meczów z moim udziałem. Nie było tak, że obejrzeli mnie raz i powiedzieli „okej, bierzemy cię”. Pamiętam jedną z pierwszych obserwacji, bo poinformował mnie o niej Lehmann. Powiedział „musisz grać dobrze, bo przyjeżdża skaut Arsenalu i będzie cię obserwował. Nie zawiedź mnie!”

„Miałem możliwość pojechać do Włoch, ale to nie był mój styl. Nie lubię takiej piłki. Potem była oferta z Atletico, gdzie tworzyła się naprawdę ciekawa drużyna, ale kiedy przyszła propozycja z Arsenalu, długo się nie zastanawiałem – w końcu kochałem ten klub od dziecka. Atletico znałem, bo w rezerwach swego czasu grał mój brat Jiri, ale nie przebił się przez problemy z kolanem. Często tam jeździłem, ale to nie było dla mnie. Z perspektywy czasu wiem, że podjąłem jedyną słuszną decyzję”.

Decydując się na numer 7 na koszulce, Czech był postrzegany jako następca Roberta Piresa, który niedawno opuścił klub. Początki wyglądały dobrze. Tomas wniósł do Arsenalu swój spektakularny styl. Zadebiutował w wygranym 3:0 meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Dinamem Zagrzeb, a niedługo później zdobył swoją pierwszą bramkę – ofiarą HSV Hamburg. W swoim pierwszym sezonie pomógł wprowadzić klub do finału Pucharu Ligi (porażka z Chelsea, Rosicky nie wystąpił), a ogólnie rozegrał 38 meczów, licząc klub i reprezentację, w których zdobył siedem goli i zaliczył cztery asysty. W następnym sezonie miał okazję zmierzyć się ze swoim macierzystym klubem – Spartą Praga – który pokarał już w 7. minucie. Trafienia oczywiście nie celebrował. Rozegrał w tym sezonie łącznie 19 spotkań, siedmiokrotnie trafiając do siatki, ale wtedy zaczęły się pojawiać jego największe demony – kontuzje, które, chyba nie ma co się bać tego określenia, zniszczyły mu świetnie rozwijającą się karierę. Zaczęło się z grubej rury – od takiej, po której wrócił do gry dopiero po 434 dniach przerwy.

Najpierw był uraz mięśnia uda w maju 2006 roku, tuż przed transferem do Arsenalu. Anglicy pozyskali błyskotliwego pomocnika i liczyli, że postawią piłkarza na nogi, ale od tego czasu doszło ponad pięćdziesiąt innych urazów, a dokładnie trzydzieści osiem podczas samego pobytu w Anglii. Ta w sezonie 2008/09 okazała się najboleśniejsza, ale potem były kolejne, między innymi: 2009/10 mięśni uda (42 dni przerwy), 2011/12 ścięgna Achillesa (159 dni przerwy), 2012/13 łydki (16 dni przerwy), 2013/14 kolana (20 dni przerwy), 2015/16 kolana (225 dni przerwy).

Niech o jego pechu, połączonym z wielką podatnością na kontuzję, świadczy sezon 2015/16. Na samym początku rozgrywek doznał okropnej kontuzji, po której pauzował około 225 dni. Wrócił 21 stycznia, a dosłownie kilka dni później… doznał kolejnego paskudnego urazu, po którym nie wrócił już do Arsenalu. – Widziałem już na rozgrzewce, kiedy przyspieszył, że nie biegnie normalnie. Jestem w szoku, Tomas jest w szoku, cały klub jest w szoku. Dobrą wiadomością jest, że nie musi mieć operacji – powiedział wtedy Arsene Wenger.

Trzy minuty. Tyle czasu spędził na boisku po rekonwalescencji, gdy nagle obciążenia nie wytrzymało udo.

Trzy minuty.

Rosicky miał być wielką gwiazdą klubu, tymczasem w ciągu dziesięciu lat rozegrał zawrotną liczbę 170 meczów w Premier League. Już wtedy, po tej feralnej kontuzji, rozważał zakończenie kariery, lecz zdecydował się jeszcze nie wieszać butów na kołku. Wrócił do Sparty Praga i… cóż…

DhzzVjb

Co jeszcze zabrały mu kontuzje? No chociażby Euro 2008. Mówił wtedy, że to najgorszy okres w jego karierze, ale później okazało się, że może być równie źle, o ile nie gorzej. Tak naprawdę ani razu przez dłuższy czas nie mógł nacieszyć się piłką. W 2016 roku angielskie media stworzyły listę zawodników najbardziej podatnych na kontuzje w Premier League w XXI wieku. W pierwszej jedenastce znalazło się trzech zawodników Arsenalu – Theo Walcott (w sumie leczył się przez 1030 dni), Abou Diaby (2156 dni) i właśnie Tomas Rosicky (1188 dni do momentu wspomnianej kontuzji odniesionej w lutym).

*

„Wystarczyło zapytać się co u niego i już łapał kontuzję i wypadał z treningu na dwa miesiące”.

– Emmanuel Adebayor.

*

„Kiedy nie grasz przez osiemnaście miesięcy, to zawsze jest trudny okres. Jestem osobą, która pamięta, jak została potraktowana w sytuacji, kiedy coś poszło nie tak. To jest coś, co odgrywa w kontuzji dużą rolę – właśnie żeby otrzymywać wsparcie. Ja to wsparcie miałem, więc po powrocie na boisko chciałem je spłacić”.

*

Skąd wzięły się te wszystkie urazy? Wyjaśnia czeski doktor Pavel Kolar:

„Problem polega na koordynacji mięśni, których używa Tomas. Mięśnie na tylnej stronie jego uda są ogromnie napięte, to kwestia jego dzieciństwa. Moim zdaniem odgrywa to dużą rolę w jego obrażeniach, niektóre mięśnie pracują bardziej i są bardziej rozwinięte, podczas gdy inne nie”.

Trzeba wiedzieć o tym, że w dzieciństwie Tomas był gruby i nie wróżono mu wielkiej futbolowej kariery.

*

W 2010 roku, gdy wyleczył pierwszą poważną kontuzję, klubo obdarzył go ogromnym zaufaniem, podpisując z nim kolejny kontrakt. – Odkąd przybyłem do klubu, czuję się jak w domu. Wierzę, że niedługo zrobimy coś wyjątkowego. Tomas stał się jednym z tych graczy, na których fani mogli polegać, gdy gra nie szła po ich myśli. Niestety były to tylko epizody, przeplatane długotrwałymi kontuzjami. Kiedy jednak był zdrowy, imponował dojrzałością i umiejętnościami przywódczymi. Potrafił też zachwycić. Przypomnijmy jego trafienie z Tottenhamem.

Fani cenili go niesamowicie. Oto co na blogu pisał o nim jeden z angielskich kibiców: „Wielu graczy, jak van Persie, Nasri, Fabregas opuścili klub sfrustrowani brakiem trofeów. Ale Rosicky, który dołączył do Arsenalu w 2006, został. Został z nami, nie zważając na to, czy mieliśmy akurat tłuste, czy chude lata. Był lojalny i wierny, dlatego jest moim ulubionym numerem 7 w Arsenalu”.

Nigdy nie wygrał mistrzostwa z Kanonierami. Dwa razy sięgnął po Puchar Ligi (2007 i 2011), wygrał także FA Cup w 2014. Arsenal sięgnął po to trofeum także rok później, ale już bez udziału Czecha w finale.

Wpis kibica to kolejny dowód na to, że był bardzo lubiany przez fanów, trenera i kolegów z drużyny za swoje podejście do każdego meczu, do samego Arsenalu, a także, za entuzjazm na i poza boiskiem. – Myślę, że po każdym graczu widać, czy oddaje na boisku serce, czy nie. Nie jestem kimś, kto podchodzi do gry, mówiąc: „o nie, kolejny mecz…” Zawsze daje z siebie wszystko.

W pewnym momencie stał się najstarszym graczem w Arsenalu. Potrafił z tego powodu żartować. W 2014 roku, podczas udzielania wywiadu w budynku klubowym Arsenalu, dostrzegł przechodzącego obok Freddiego Ljungberga. Od razu podskoczył, by go powitać: „Freddie, jestem tutaj jedyną osobą, która cię pamięta!”.

Pozytywnych chwil doświadczył w sezonach 2010/11 i 2011/12, które były jasnym światłem w przepełnionej gęstymi chmurami karierze. Rosicky dyrygował wtedy linią pomocy, dowodził drużyną i, co najważniejsze, grał regularnie – rozegrał aż 72 spotkania. Niestety później odniósł kontuzję na Euro 2012, przez którą nie wystąpił przeciwko naszej reprezentacji. Do gry wrócił dopiero w grudniu.

Wcześniej podczas jednej z dłuższych przerw spowodowanej kontuzją, udoskonalał swoje umiejętności jako gitarzysta i dołączył do popularnego czeskiego zespołu rockowego Tri sestry (trzy siostry). Swój talent zademonstrował w 2010 roku.

bbW94Ds

*

Zagrał 83 razy w europejskich pucharach (łącznie z kwalifikacjami). Jedynym graczem z Czech, który ma więcej występów, jest Petr Cech (111).

Jest zarówno najmłodszym (19 lat w 2000), jak i najstarszym (35 lat w 2016) graczem, który reprezentował Czechy na mistrzostwach Europy.

Zagrał cztery razy na Euro i raz, w 2006, na MŚ. W 2006 przejął też opaskę kapitańską od Pavela Nedveda. Łącznie w reprezentacji rozegrał 105 spotkań, strzelił 23 bramki.

Z Chorwacją na Euro 2016 rozegrał swój ostatni mecz w kadrze. Jest trzecim czeskim graczem pod względem liczby występów, po Cechu (124) i Karelu Poborskim (118). – Cieszę się, że udało mi się zagrać ponad sto meczów dla mojego kraju. Trudno mi znaleźć moment, który najbardziej mi się podobał. Mam jednak jeden żal: uważam, że powinniśmy wygrać Euro 2004 w Portugalii.

*

„Moja kariera była piękna, oprócz moich problemów zdrowotnych. Przeżyłem kilka wspaniałych chwil, które dostarcza futbol, ale także kilka okrutnych. Nigdy nie grałem dla pieniędzy i sławy. Zawsze byłem chłopakiem, który po prostu kocha piłkę. Przyniosło mi to spełnienie i dużo radości”.

„Co mógłbym poradzić młodym graczom? Futbol jest wart poświęceń. Może jawić się jako prosta gra, ale nie jest dla wszystkich. Musisz się dużo poświęcać i wkładać w to wiele wysiłku. Nie każdy jest w stanie to zrobić, ale ty powinieneś w to wejść. Futbol jest piękną grą, która otwiera wiele drzwi – spotykasz wielu fantastycznych ludzi, zwiedzasz świat. To jest warte tego. Zrób to!”

„Były dwa sezony – 2008/09 i 2015/16 – w czasie których nie rozegrałem ani jednego ligowego meczu, ale teraz jestem zupełnie zdrowy. Nie kończę z grą, bo coś mi dolega. Po prostu uznałem, że dalej już się nie da. W karierze miałem wiele momentów dobrych i złych. Ale już zawsze będzie mnie uwierało, że z powodu kontuzji nigdy nie dowiem się, jak dobry mogłem być”.

*

„Bardzo lubię piłkę nożną i istnieje spora szansa, że po zakończeniu kariery zostanę przy futbolu. W Sparcie. Zawsze czułem, że zarówno w życiu, jak i w piłce czegoś się nauczyłem i mam teraz coś do zaoferowania”.

Norbert Skórzewski

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
0
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

9 komentarzy

Loading...