Reklama

Ranking Weszło – napastnicy 2017

redakcja

Autor:redakcja

01 stycznia 2018, 11:46 • 4 min czytania 46 komentarzy

Robert Lewandowski był najlepszym polskim napastnikiem 2017 roku. O miejscu numer jeden naszego eksportowego snajpera można by dyskutować jedynie w przypadku, gdyby do rywalizacji z nim stanęli Messi, Ronaldo, Cavani czy Kane, ale – jak wiemy – oni naszymi rodakami nie są. Dłużej na temat zwycięstwa Lewego rozwodzić się nie zamierzamy, bo było tak oczywiste, jak noc po dniu. O wiele ciekawsze rzeczy działy się jednak za plecami Roberta. Dość napisać, że – w odniesieniu do 2016 roku – w najlepszej dziesiątce napastników utrzymało się jedynie czterech graczy. I to licząc z Lewandowskim włącznie.

Ranking Weszło – napastnicy 2017

Zaczynamy od małego wstrząsu, czyli od braku w zestawieniu Arkadiusza Milika. Być może napastnik Napoli nawet bez więzadła przerasta niektórych konkurentów z dziesiątki, ale – niestety – ciężko tę tezę zweryfikować. Arek w całym 2017 roku – we wszystkich rozgrywkach oraz z uwzględnieniem klubu i reprezentacji – zaliczył zaledwie 610 minut na boisku. A to mniej niż siedem pełnych spotkań, a także znacznie mniej, niż w minionych 12 miesiącach zaliczył chociażby Zlatan Ibrahimović. Przed rokiem daliśmy Milikowi klasę A, przy czym cały czas wierzymy, że on te klasę nadal reprezentuje. Ciężko jednak wyrokować, że w 2017 roku był od kogokolwiek lepszy. Nie, w 2017 roku został zniszczony przez dwie bardzo ciężkie kontuzje.

Pod nieobecność Milika na drugie miejsce w rankingu wspiął się Jakub Świerczok. Tak jak Lewandowski strzelił na przestrzeni roku 53 gole, tak Świerczok grając znacznie mniej (ale też oczywiście na znacznie niższym poziomie) 30 razy trafił do bramki rywala. A to wynik, który w każdych okolicznościach robi wrażenie, a zwłaszcza, kiedy podeprze się go pięcioma asystami. Napastnik Zagłębia, a wcześniej GKS-u Tychy, zwieńczył kapitalny rok debiutem w reprezentacji, a jego szanse na wyjazd na mundial zrobiły się całkiem realne. Tym bardziej, że loty znacząco obniżył Teodorczyk…

Teodorczyk, z którym mieliśmy spory problem. Z jednej strony jesteśmy w pełni świadomi jego zjazdu oraz faktu, że jesienią trafił do najgorszej jedenastki ligi belgijskiej. Z drugiej, on sam stał się ofiarą swoich nieprawdopodobnych liczb, jakie wykręcał jeszcze zeszłej jesieni. Gdyby jednak wziąć do kupy wszystkie jego skalpy z tego roku, to trochę jednak się tego uzbiera. Mistrzostwo Belgii i korona króla strzelców, do których przyczynił się sześcioma wiosennymi trafieniami. Asysty w ćwierćfinale Ligi Europy z Manchesterem United oraz w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium. Wreszcie sześć spotkań w tejże Lidze Mistrzów, w jednej z najtrudniejszych grup w całej stawce (chociaż były to głównie porażki). Jasne, trochę trzeba tu rzeźbić, a spadek jest mocno zauważalny, co jednak nie zmienia faktu, że Teo wciąż łapie się na podium wśród polskich napastników. Łapie się, ale jego siłą jest przede wszystkim słabość konkurentów.

Tuż za jego plecami plasuje się Dawid Kownacki, czyli zawodnik, który tej jesieni zaliczył zaledwie 234 minuty w barwach Sampdorii. Z jednej strony jest to wynik żenujący, z drugiej były lechita – za co należą mu się wielkie brawa – uczynił z tego swoją siłę. Potrafił bowiem strzelić w tym czasie pięć goli, a dwa kolejne wypracować. A to oznacza, że jego gra przyczynia się do gola Sampdorii średnio raz na 47 minut. Inna sprawa, że wolelibyśmy, aby ta skuteczność znacznie się zmniejszyła za sprawą znacznej zwyżki boiskowych minut. Natomiast wiosną Kownaś wypadł jak cały Lech – w lidze strzelił pięć goli, ale wszystkie na samym początku, bo swoje strzelanie zakończył już 10 marca. Nieco poprawił swoje liczby w młodzieżówce, ale w dorosłej piłce jednak zabrakło mu, by wyprzedzić cieniującego Teodorczyka. Może w przyszłym roku…

Reklama

Innym reprezentantem Nawałki mającym za sobą zjazd jest Kamil Wilczek, który zaciął się w wcale nie jakiejś mocarnej lidze duńskiej. Dlatego też w naszym zestawieniu spadł za króla strzelców ekstraklasy, który strzelanie kontynuuje także w Śląsku, czyli Marcina Robaka. Na miejscu siódmym mamy przeżywającego niesamowity czas Rafała Siemaszkę, który – poza niezłą regularnością – strzelał gole dające utrzymanie, zwycięstwo w Pucharze Polski czy pucharową wygraną z Midtjylland. I to pozwoliło wyprzedzić Krzysztofa Piątka, którego rozwój nieco zahamował i który wyciągnął sobie statystyki strzelając głównie z jedenastego metra.

Ranking zamyka dwóch chłopaków, po których można sobie wiele obiecywać także w nadchodzącym roku – Jarosław Niezgoda i Łukasz Wolsztyński. Obaj szybko zaadaptowali się na poziomie ekstraklasy i wypracowali swoim drużynom sporo punktów. Tym samym wypchnęli też z dziesiątki m.in. notujących przeciętny rok stranierich – Sobiecha i Stępińskiego. Cały ranking prezentuje się następująco:

Najnowsze

Komentarze

46 komentarzy

Loading...