Reklama

Od mistrza planszówek do angielskiego Benevento. Top „brytyjskich” researchówek 2017

redakcja

Autor:redakcja

27 grudnia 2017, 18:21 • 8 min czytania 1 komentarz

Zakończenie roku to świetny moment na rachunek sumienia. Na spojrzenie wstecz, by ocenić, jaki ten kończący się już rok był. Jedno mogę o nim powiedzieć na pewno – był rokiem, kiedy napisałem zdecydowanie najwięcej dużych, researchowych tekstów o angielskiej piłce – najbliższej memu sercu. W tym kilka, które uważam za naprawdę niezłe. Krzysiek Stanowski napisał kiedyś w comingoutowym artykule (tym, w którym ujawniał, że to on jest autorem Weszło), że były od początku serwisu teksty, które były dobre, ale i takie, których wstydził się już w momencie wciśnięcia klawisza „enter”. No więc tutaj znajdziecie kilka takich, z których byłem zadowolony w momencie najechania kursorem na przycisk „opublikuj” i nie wstydzę się ich do dziś. 

Od mistrza planszówek do angielskiego Benevento. Top „brytyjskich” researchówek 2017

Nie wszystkie pojawiły się w cyklu Angielska Robota – dość świeżym, dopiero kilkuodcinkowym – ale każdy prowadził powoli do jego powstania. I choć większość to lektury nie na dwie, ale raczej na kilkanaście minut, to uważam, że jeśli do nich wrócicie, nie zmarnujecie czasu. Żeby przejść do konkretnego artykułu – kliknijcie w jego tytuł.

Właśnie. Jeszcze jedna rzecz. Jeśli w przyszłym roku w Angielskiej Robocie będziecie chcieli przeczytać o czymś konkretnym, dajcie znać w komentarzach, albo napiszcie do mnie na szymon.podstufka@weszlo.com. Wszelkie sugestie mile widziane.

***

Miłośnik planszówek, który zrobił z The Reds królów Europy. Jaki jest Rafa Benitez? 

Reklama

kop-flags-835x420

– Słowo „sentymenty” nie istnieje w jego słowniku – powiedział o nim Craig Bellamy, gdy załamany po przegranym finale Ligi Mistrzów dowiedział się na dokładkę, że może szukać nowego klubu. – Po wygranym finale FA Cup poprosiłem go, by mnie pochwalił. By po prostu powiedział: „dobra robota, Steven”. Moje niedoczekanie – wspominał go po latach Steven Gerrard. Taki był, jest i będzie. Autorytarny, nieznoszący sprzeciwu, obsesyjny na punkcie doskonalenia siebie i wszystkich wokół. Po prostu – Rafa Benitez.

Kluby, w których pracował były jak plansza do gry, dla której on spisywał reguły. Piłkarze – niczym więcej niż tylko pionkami, które nie miały prawa poruszyć się niezgodnie z ustalonymi zasadami, w żadnym wypadku wbrew temu, jak on sobie tego życzył. Nie widział emocji, bo nie chciał ich widzieć. Nie dostrzegał problemów prywatnych, bo nigdy nie zaprzątał sobie głowy czymś tak nieistotnym. Widział tylko cyferki, strzałki, schematy.

***

Nadzieja Brazylii ma twarz Jesusa 

gabriel-jesus-denmark-brazil-rio-2016-olympics-10082016_11duwry0q2ufo1n4p99g5f8k11-2-835x420

Reklama

– Kiedy zrobiłem sobie pierwszy tatuaż, były nim słowa mojej mamy. Mówiła wtedy, że mam sobie nic więcej nie tatuować, ale ja już miałem w głowie kolejne. Każdy z nich oznacza pewien etap mojego życia. Pokazuje, gdzie się urodziłem, gdzie wychowałem, pozwala mi pamiętać ważne miejsca dla mojej kariery. Nie ukrywam, że planuję następne.

Wypada więc postawić pytanie: co będzie mu dane na nich uwiecznić? Jak wysoko talent i wpajany od najmłodszych lat kult ciężkiej pracy może go doprowadzić? Mamede, pod którego okiem młody Gabriel Jesus rozwijał się od najmłodszych lat, nie ma żadnych wątpliwości:

– Zawsze powtarzałem: Gabriel, wiem, że będziesz profesjonalnym piłkarzem, że dostaniesz powołanie do reprezentacji, że będziesz grać w Europie… Ostatnio powiedziałem mu: wszystko, o czym mówiłem, już się spełniło. Więc teraz muszę ci powiedzieć, co będzie dalej. W ciągu najbliższych dwóch, trzech lat będziesz grać dla Guardioli, rozwijać swój talent, a później…

Ballon d’Or.

***

Nowy brytyjski klejnot koronny. Dele Alli – diament z jedną poważną skazą 

nss-sports-coveralli-835x420

Wykończenie w piątce? Ma. Strzał z pierwszej piłki? Ma. Uderzenie z dystansu? W tym sezonie co prawda takiego, które znalazłoby drogę do siatki, jeszcze nie zaprezentował. Ale i co do tego trudno mieć wątpliwości, prawda?

Do tego dochodzi intensywność w pressingu, zaangażowanie w odbiorze, których wymaga od niego od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty architekt jego sukcesu, Mauricio Pochettino. Argentyńczykowi także trzeba oddać pokłon za to, jak swój diament oszlifował, jak nie spalił młodego chłopaka wchodzącego do zespołu z Premier League, równocześnie dając mu maksymalnie jak najwięcej szans na ogrywanie się na najwyższym poziomie.

Wydawać by się więc mogło, że dotychczasowa kariera Alliego to historia oblana nieznośnie słodkim lukrem. Że na na tym diamencie zwyczajnie nie ma skazy. Cóż, w leadzie nieprzypadkowo użyliśmy słowa niemal. Jedna, dość spora, wciąż jest. I to w dodatku taka, nad którą Pochettino harował – jak miało się niedawno okazać, nie do końca owocnie – od wielu miesięcy. Tłukąc swojemu gwiazdorowi do głowy, jak jego zachowanie może się momentami okazać destrukcyjne dla wysiłku drużyny.

***

„Twój ojciec myje słonie, a twoja matka to dziwka”. Co gryzie Emmanuela Adebayora 

513iwj-e1491077465350-835x420

Najlepszy sposób na okazanie miłości rodzinie? Obsypywanie jej pieniędzmi, gdy tylko zagra na emocjach i postanowi wyłudzić kilka(dziesiąt/set) kolejnych tysięcy funtów. Najlepszy sposób na podziękowanie byłemu klubowi za spędzony w nim czas? Wbicie mu gola w pierwszym spotkaniu po zmianie barw i przebiegnięcie całego boiska, byle tylko celebrować swoją niepohamowaną radość przed kibicami poprzedniego pracodawcy. Najlepsze ćwiczenie na siłowni? Podnoszenie na zmiany kawy i muffinki w kierunku ust. Najlepsza wymówka, by nie podpisać kontraktu? Znak od Boga, a raczej jego brak.

Dokładnie takie decyzje przez całe swoje dotychczasowe życie uważał za najlepsze Emmanuel Adebayor. Dokładnie takie wybory doprowadziły go do miejsca, w którym zarabiał 225 tysięcy funtów tygodniowo. Dokładnie taki styl bycia doprowadził go do stanu, w którym – jak sam później wyznał – próbował popełnić samobójstwo.

***

Snajper za siedem funtów tygodniowo. Legendarny po dwakroć Jimmy Greaves 

jimmy-greaves-e1493416549629-835x420

– Kompletnie straciłem lata 70. One przeleciały gdzieś obok mnie. Byłem pijany od 1972 do 1977 roku. Obudziłem się pewnego ranka i zorientowałem, że żyję w świecie kompletnie innym, niż ten, który pamiętałem. Żyłem w nim, ale w nim nie funkcjonowałem. Żałuję, że nie pociągnąłem mojej kariery nieco dłużej.

Mimo nieodłącznie towarzyszącego „Greavsiemu” szerokiego uśmiechu, który można zobaczyć na wielu fotografiach z czasów, gdy grał jeszcze w piłkę, nie wszystko w jego życiu toczyło się bowiem tak gładko, jak na boisku. Los potrafił nałożyć na jego barki ogromny ciężar, którego Jimmy nie był w stanie unieść.

Jak wtedy, gdy jego czteromiesięczny syn zmarł na zapalenie płuc.

– Śmierć Jimmy’ego kompletnie nas zdewastowała. Niemalże odeszliśmy wtedy od zmysłów. Jeżeli w moim życiu był dzień, który chciałbym cofnąć, to właśnie ten, kiedy mały Jimmy stracił życie.

***

Angielska Robota: Nie płacili za mistrzostwo. Płacili za marzenia. Niemożliwa wędrówka Rovers 

oe00xqZ-2-835x420

Manchester United, wielki Manchester United, który nikogo innego nie dopuścił jeszcze wtedy do tronu w Premier League, jechał zmierzyć się w Londynie z West Hamem, który miał już stuprocentowo pewne utrzymanie. Czyli – po pewne trzy punkty. Co to oznaczało dla Blackburn? Gorsza o siedem goli różnica bramek sprawiała, że mimo dwóch punktów przewagi, mistrzostwo miało dać tylko zwycięstwo z Liverpoolem na Anfield, gdzie ten przegrał tylko 3 z 20 wcześniejszych meczów. A przecież The Reds musieli walczyć, by nie wypaść z pierwszej piątki i nie dać sobie wydrzeć europejskich pucharów.

Obawy potwierdziły się w drugiej połowie tamtego spotkania. Mimo gola Shearera z 20. minuty, Liverpool nie tylko potrafił wyrwać Blackburn prowadzenie, ale wygrał po niesamowitym trafieniu Jamiego Redknappa z rzutu wolnego w samiutkiej końcówce. Rovers nie pozostało nic innego, jak tylko nasłuchiwać wieści z Londynu.

A tam zdarzył się cud.

***

Angielska robota: Baranki na rzeź. Anglicy też mieli swoje Benevento 

qKItU7W-835x420

Nie pomogły nawet wzmocnienia, których dokonywał sam, w styczniowym okienku transferowym. To wtedy z klubu zawinął się między innymi jego kapitan, a trafił do niego choćby Roy Carroll czy Robbie Savage. Ten drugi przyznał się później, że żeby poprawić swoje samopoczucie i notowania wśród fanów, założył kilka kont na forach kibicowskich i sam chwalił swoje występy. Walijczyk zdecydowanie nie chciał być wśród tych, których obarczano za niekorzystne wyniki największą odpowiedzialnością. Nie uniknął jednak konsekwencji, które spotkały niemal wszystkich graczy Baranów – on także nigdy później nie wrócił już do Premier League. Choć przecież wliczając feralne rozgrywki 2007/08, spędził na jej boiskach jedenaście lat. Całą seniorską karierę.

Dlaczego więc ta historia skończyła się tak źle? Powodów było wiele. Od menedżerów, którzy nie potrafili być liderami i którzy swoimi wypowiedziami nie wzmacniali z pewnością i tak kruchego morale zespołu. Przez drużynę, której brakowało lidera z prawdziwego zdarzenia i której kapitan zamiast budować wiarę wśród kolegów najpierw głośno wyraził swoje obawy o klub, by w połowie sezonu go opuścić. Aż po ludzi rządzących klubem, którzy w swoim trzyletnim planie przedstawionym Billy’emu Daviesowi nie zakładali, że awans uda się wywalczyć wcześniej, niż właśnie w trzecim roku jego obowiązywania.

***

Z czystym sercem mogę też wam polecić tekst Leszka Milewskiego o Milwall. Jeden z moich ulubionych w kończącym się roku. Zresztą – researchówka i Leszek to najlepiej dobrana para w polskim dziennikarstwie sportowym, wiecie o tym najlepiej.

Nikt nas nie lubi, mamy to gdzieś

4348-835x420

O kibolach Millwall najlepiej powie fakt, że dali światu własną partyzancką broń. Słynna na cały świat „Millwall brick”, wymyślona przez kiboli z The Den w latach sześćdziesiątych. Sprytna odpowiedź na coraz częstsze kontrole policyjne, po których mundurowi konfiskowali wszelkie przedmioty, których można było użyć jako broń. Ale przecież kto by podejrzewał cholerną gazetę?

W „A Skinhead Bible” znajdujemy opis: „Cegła Millwall powstawała z kilku stron gazety zwiniętych ciasno na całą długość. Taką tubę odpowiednio naginano. Dodatkowym trikiem było wzmocnienie jej drobniakami. Żaden policjant nie zatrzyma cię za posiadanie Daily Mirror pod pachą i kilkoma pensami w kieszeni”. Czasami namaczano gazetę, by była twardsza. Czasem związywano sznurówką. Zdarzały się cegły Millwall wzmacniane gwoździami.

Trafiły nawet do popkultury. W 1995 zespół Bad Moon Rising nagrał płytę Millwall Brick. Taką też broń skręcił Matt Damon grając Jasona Bourne’a w The Bourne Supremacy.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Piłka nożna

Dramatyczna sytuacja Arki. Łobodziński: Być może zagramy nawet bez pięciu zawodników

Szymon Piórek
0
Dramatyczna sytuacja Arki. Łobodziński: Być może zagramy nawet bez pięciu zawodników

Anglia

Anglia

Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów

Bartosz Lodko
1
Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

1 komentarz

Loading...