Reklama

Najlepsze reportaże Weszło 2017 roku

redakcja

Autor:redakcja

26 grudnia 2017, 12:03 • 8 min czytania 2 komentarze

Oglądaliśmy od kulis organizację klubu Bundesligi, analizowaliśmy kulisy dezorganizacji klubu III ligi. Byliśmy w Santosie, byliśmy na B-klasie. Ruszyliśmy w teren z większym animuszem niż zwykle i obiecujemy, że 2018 będzie jeszcze lepszy. Zapraszamy na wybór najlepszych reportaży 2017 roku. 

Najlepsze reportaże Weszło 2017 roku

***

Weszło w Toruniu. Miasto sportu, ale nie piłki. Przynajmniej na razie

Toruń, pierniki, Kopernik, żużel, Radio Maryja, gotyk, futbol. Tak, to ta zabawa, w której niepasujący element należy skreślić. Łatwizna. Grubą krechę trzeba nasmarować na futbolu. Można powiedzieć, że pod względem liczby ludności wspomniane miasto gra w ekstraklasie, bo w całej Polsce jest tylko 15 większych. Jednak do tej piłkarskiej Toruniowi bardzo daleko. To jedno z czterech miast w Polsce – obok Łodzi, Bydgoszczy i Lublina – w którym mieszka ponad 200 tysięcy ludzi, a nie ma klubu piłkarskiego na centralnym poziomie. Co wcale nie oznacza jednak, że nie ma tu takiego potencjału i ludzi, którzy próbują coś z tym zrobić.

toruń

Reklama

***

Operacja Multiliga

W tym roku miał miejsce jeden z najgłośniejszych transferów dziennikarskich ostatnich lat – duet Andrzej Twarowski i Tomasz Smokowski opuścił Canal+ na rzecz własnego projektu, który ruszy w 2018 roku. My mieliśmy okazję podejrzeć kulisy kultowej Multiligi pod ich opieką.

twar

***

Burdele, czachy, tęczowe trybuny. Odwiedzamy St. Pauli, najbardziej wykręcony klub w Europie

Reklama

Burdel Bundesligi. Największe skupisko lewactwa w piłce nożnej. Upadek europejskiej kultury. Skrajny against modern football. Anarchizm. Ćpuństwo. Pedaliada. Tęczowe trybuny. Jeśli wsłuchać się w opinie o St. Pauli, prawdopodobnie najbardziej znanym profesjonalnym klubie, który otwarcie opowiada się za lewicowymi poglądami i stylem życia, mamy przed oczami obraz totalnej patologii, upadku, utraty jakichkolwiek wartości. Swoją ideologią narażają się na nienawiść większości sceny kibicowskiej, ale…        

Ale rzeczywistość nie jest czarno-biała, ma jeszcze kilka odcieni szarości i cokolwiek by myśleć o niemieckim drugoligowcu, bezsprzecznie trzeba uznać, że ten klub to ogromna ciekawostka. Całe życie pod prąd. Całe życie przeciw wszystkim. Całe życie z ideą tolerancji, pokoju, bezinteresownej pomocy dla drugiego człowieka. Całe życie z zakasanymi rękawami, by pomagać słabszym. Całe życie pozostawiając wyniki klubu gdzieś w drugim rzędzie. Całe życie wspierając klub, który nigdy niczego nie wygrał i prawdopodobnie nigdy niczego już nie wygra. No i najważniejsze: całe życie ze sztandarem rock and rolla w rękach i odpiętymi wrotkami na nogach.

repo

***

Numer 10 naszych serc. Jak Wolfsburg zapamiętał Krzysztofa Nowaka

29 kwietnia. Mecz VfL Wolfsburg – Bayern Monachium. Może atmosfera trochę piknikowa, może na trybunach nie widać wielkiego fanatyzmu, ale jednak stadion wypełniony po brzegi, bilety wyprzedane już 1,5 tygodnia przed spotkaniem, całe miasto żyje tylko tym meczem. Obie jedenastki za chwilę mają pojawić się na murawie, gdy spiker wyczytuje skład gospodarzy.

– Z numerem czternastym Kuba… – zagaja publikę, jakby wywoływał boksera na ring.

– Błaszczykowski!!! – następuje gromka odpowiedź.

– Luiz…

– Gustavo!!!

– Mario…

– Gomez!!!

– I dziesiątka naszych serc, Krzysztof…

– Nowak!!!

To nie żaden wyjątek, to nie miły gest przygotowany na specjalną okazję, to nie postawienie trybun w nowej sytuacji, w której nie wiadomo jak się zachować. Podobizna Krzysztofa Nowaka na telebimie i chóralny okrzyk stadionu powtarzają się regularnie na każdym domowym meczu VfL.

Od dwunastu lat.

nowak

***

VAR w Polsce. Dlaczego nie zabije piłki?

Pierwsza zasada marketingu mówi, że należy być pierwszym, a nie lepszym. Za nami debiut systemu Video Assistant Referee w Polsce, w którym jesteśmy pionierami w Europie, bo na stałe do ligi wprowadzimy go jako pierwsi. Oprócz nas postawią na to Włosi, Niemcy i Amerykanie. Co więcej, łamiąc zasadę marketingu, bo nie dość, że pierwsi, to bardzo dobrzy. Przy okazji Superpucharu Polski weszliśmy bardzo głęboko, do samego środka wydarzeń, żeby zobaczyć i przede wszystkim zrozumieć, jak działa VAR. A też, co budzi największe emocje i wątpliwości, dlaczego VAR nie zabije piłki. Spędziliśmy przy tym cały dzień, najpierw na spotkaniu w PZPN, później już na meczu – w wozie, szatni sędziów i przyglądając się pracy przy murawie, blisko monitora dla sędziego, licząc, że z niego skorzysta.

var

***

Weszło w Santosie: koszulka Bonina obiektem westchnień lokalnych dzieciaków

Po zachodniej stronie stadionu stoi grupka pięćdziesięciu osób. Jakieś 0,2 racy na osobę, jedna biało-czarna koszulka na łeb, solidarnie pozdzierane struny głosowe. Śpiewają, choć to bardziej wydzieranie się. Skaczą. Machają rękami, o ile nie trzymają w nich właśnie piwa. Są flagi. Są instrumenty. Jest hałas. Przeraźliwy hałas, który niesie się naprawdę bardzo daleko. Cisza jest tylko wtedy, gdy przywódca grupy chwilę przemawia, ale potem wszyscy wchodzą na tzw. pełnej kurwie. Można napisać „jeszcze głośniej”, można napisać „z niesamowitą mocą”, ale to właśnie określenie jest najlepsze – na pełnej kurwie.

santos

***

Łódź odczarowana. Czy wreszcie powróci na szerokie wody?

Klątwa. Jak inaczej określić zjawisko, przez które w jednym klubie na przestrzeni zaledwie kilku lat wali się dosłownie wszystko, co tylko może się zawalić? Spadek. Brak licencji. Awans przegrany o włos. Trybuna wyłączona z użytku. Herb u komornika. Bankructwo firmy budującej nowy obiekt. Banicja w IV lidze. Budowa smutnej atrapy zamiast stadionu. Tak, bycie kibicem Łódzkiego Klubu Sportowego to hobby dla odważnych, przyjemność bardzo wyrafinowana, tylko dla wytrzymałych głów, serc i żołądków. Tym większe wrażenie robią ostatnie tygodnie, podczas których w Łodzi odwróciły się właściwie wszystkie karty.

łks

***

Opole ponownie żyje piłką. Odzyskana liga, odzyskany klub

Tłumy przed stadionem w Opolu gęstnieją. Pani Aneta cierpliwie otwiera i zamyka kluczem drzwi do budynku klubowego, a każdy wchodzący musi się wylegitymować. Honorowy prezes klubu? Bez przepustki nie wejdzie! Masażysta Odry? Też nie! Przypomina to nieco sytuację sprzed lat, kiedy na jednym z francuskich stadionów nie wpuszczono Michela Platiniego, bo zapomniał akredytacji. Żeby dostać się na obiekt w Opolu trzeba najpierw odebrać specjalną wejściówkę. Problem w tym, że wydająca specjalne wejściówki kasa jest jeszcze nieczynna. Ustnych zezwoleń udzielają więc kręcący się w pobliżu członkowie zarządu, z wiceprezesem na czele. Momentami panuje chaos, ale to całkowicie zrozumiałe. Odra Opole właśnie powróciła do I ligi, a do nowych realiów muszą się dostosować nie tylko piłkarze.

opole

***

Co zdarzyło się w Nowym Mieście?

Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie. Jedna z największych zagadek polskiej piłki ostatnich miesięcy. Wygrywają wyścig o II ligę z Widzewem i ŁKS-em. Świętują awans do białego rana. A potem wypisują się z gry w wyższej lidze, tracą czołowych piłkarzy, trenera, krąży nad nimi widmo A klasy.

Utarli nosa faworytom, a rozsypują się jak domek z kart. O co tu chodzi? Piłkarze napisali do nas chcąc rzucić nieco światła na wydarzenia minionego sezonu. Ich historia nie mówi wszystkiego, bo jak to w życiu bywa: nie ma czerni i bieli, są tylko odcienie szarości. 

drwec

***

Piłkarz to ma klawe życie

Sypianie na paletach. Tydzień na owsiance. Śmierdząca woda do picia po treningach. Nieopłacone ubezpieczenia zdrowotne. Pensje na wiecznym zamrożeniu u wiecznie nieodbierających telefonów działaczy.

Piłkarz to podobno najfajniejszy zawód świata. Może i tak, ale na pewno nie w III lidze polskiej, na pewno nie w JKS Jarosław.

klaw

***

Zadziora z Przyjaźni. Co uczyniło Kamila Glika wyjątkowym?

Nie ma wątpliwości, że najtrudniejsze w futbolu jest strzelanie bramek i za to ceni się najbardziej. To napastnicy, wirtuozi, zostają idolami, bohaterami, to ich maluje się na murach, to im stawia się pomniki. Niezwykle rzadko natomiast gloryfikuje się herosów, których wiodącymi supermocami są wślizg, główka i wyjazd. A takiego właśnie bohatera ma Jastrzębie-Zdrój.

 Bo Jastrzębie-Zdrój ma Kamila Glika.
glik
***

Piła chce grać w piłę

Wczoraj Wronki i Grodzisk przyjmowały u siebie europejskie marki, dziś Bytów ma ćwierćfinał Pucharu Polski, Nieciecza ekstraklasę, jutro przez bramy elity chcą przejść Chojnice. Przykłady zresztą można mnożyć, niejednokrotnie nie trzeba było szukać w polskim mieście korków, wysokich biurowców i rozbudowanej komunikacji publicznej, by dostrzec futbol na przyzwoitym poziomie. A jak ma się do tego Piła? Niestety ma się nijak, bo ponad 70-tysięczne miasto nie posiada żadnej drużyny seniorskiej i jest największą tego typu pustynią w kraju. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy chcą, by na tej pustyni jednak coś zakwitło.

piła

***

Ostatni bastion w Paryżu, który nie poddał się Neymarowi

Chcą być jak artystyczny film Françoisa Ozona, podczas gdy ich nieporównywalnie bogatszym sąsiadom bliżej do superprodukcji Luca Bessona. Przyciągają kibiców, którzy zamiast zajadać popcorn i zachwycać się sztuczkami Neymara, wolą palić skręty i dopingować trzecioligowców.

 Zielone, ruszają.

Jebać PSG! – krzyczy 50-latek o korzeniach algierskich lub marokańskich. Leży w kawiarnianym krześle, pali papierosa i obserwuje ludzi, przechodzących przez Rue Ordener. Mija go 20-latek o korzeniach marokańskich lub algierskich w granatowo-bordowej koszulce z „10” na plecach.

paryż

***

O nieskażonej pasji do LKS-u Goczałkowice-Zdrój

Goczałkowice-Zdrój. Na boisko miejscowego LKS-u przyjeżdża nie byle kto, bo sam GKS Radziechowy-Wieprz. Powodów do śmiechu brak, to lider drugiej grupy czwartej ligi śląskiej. Mimo rywala z najwyższej ligowej półki, największym przeciwnikiem dla beniaminka są dziś warunki atmosferyczne. Pomysł taktyczny obu drużyn szybko przeradza się w strategię „kopnij w kałużę, zobaczymy co się stanie”. Choć cały mecz leje jak z cebra, tylko drużyna przyjezdna może czuć się, jakby odbywała właśnie zimny prysznic. Trybuny ożywiają się po każdej z czterech bramek LKS-u. Jest bęben, syrena, jest raca, która ląduje nieopodal murawy, jest szydera objawiająca się choćby przyśpiewką „Radziechowy-Wieprz! Chrum! Chrum!”. Stojący przy linii bocznej trener gospodarzy za chwilę zedrze gardło. Przestaje wyrzucać z siebie wskazówki tylko wtedy, gdy akurat pokazuje piłkarzom kulami, gdzie powinni się ustawić. Żadna tam Liga Mistrzów, dominują raczej proste instrukcje. „Nie rozgrywaj z tyłu!”. „Wyjazd!”. „Pierwsza na aut!”. „Długa na Joja!”.

gocz

***

Dzień z piłkarzem Bundesligi

Każdy piłkarz wyjeżdżający na zachód wypowiada się, jakby trafił do jakiegoś innego świata. Czy naprawdę dzieli nas taka przepaść? Chcieliśmy przekonać się o tym na własnej skórze i odwiedziliśmy w tym celu Rafała Gikiewicza, z którym spędziliśmy typowy dzień w pracy w SC Freiburg. Zajrzeliśmy wszędzie: sprawdzaliśmy zawartość klubowej lodówki, temperaturę wody w jacuzzi, równość murawy stadionu i jakość boisk treningowych. Dowiedzieliśmy się, w jakich warunkach się tam trenuje, na co szkoleniowcy kładą nacisk, co do dyspozycji mają piłkarze i jak pachną ich skarpetki w szatni, gdzie oczywiście też weszliśmy. W jakich warunkach przyszło rozwijać się Rafałowi Gikiewiczowi i Bartkowi Kapustce? Zapraszamy na spacer po SC Freiburg. W rolę przewodnika wcielił się Giki.

repo

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
3
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Komentarze

2 komentarze

Loading...