Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

21 grudnia 2017, 16:51 • 6 min czytania 21 komentarzy

Według „Selekcjonerów” Andrzej Jucewicza nie podbiliśmy mundialu w 1978 w dużej mierze dlatego, że wypadł Stanisław Terlecki. Miał być Gadochą tych mistrzostw, ale lepszym technicznie. Terlecki wspiął się na Himalaje pecha – doznał kontuzji w ostatniej ligowej kolejce.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Jakiś czas temu o byłym reprezentancie Polski, wielkim talencie, idolu ŁKS-u, graczu kultowego New York Cosmos, czytało się, że mieszka bez prądu i bieżącej wody. Mam nadzieję, że to melodia przeszłości, ale i tak trudno o dobitniejszy przykład jednej z najbardziej podstawowych zasad:

Liczy się to, co zrobiłeś dzisiaj.

Owszem, trzeba znać swoją przeszłość, można z niej wiele czerpać. Ale kto w niej żyje, przyszłości nie ma.

Wybaczcie, jeśli chcieliście poczytać o 0:4 Górnika Zabrze, transferze Guilherme do Benevento, względnie stawce najbliższego El Clasico czy finiszu rozgrywek w Hondurasie. Idą jednak święta, pewnie nie tylko mi udzielił się refleksyjny ton. Aby myśl rozwinąć, konieczne będzie zacytowanie minireportażu E. Hemingwaya.

Reklama

***

„Wojenne medale na sprzedaż”. The Toronto Star Weekly, 8 grudnia 1923. 

Jaka jest cena rynkowa męstwa? W sklepie z medalami i monetami na ulicy Adelajdy ekspedient powiedział:

– Nie,n ie kupujemy ich. Nie ma popytu.
– Czy wiele osób przychodzi sprzedawać medale?
– O, tak. Przychodzą co dzień. Ale my nie kupujemy medali z tej wojny.
– A co tu przynoszą?
– Głównie medale zwycięstwa, gwiazdy z 1914 roku, sporo medali za zasługi bojowe, krzyży wojennych. Radzimy im iść do lombardu, gdzie mogą dostać swój medal z powrotem, jeżeli coś za niego uzyskają.

Wobec tego reporter wasz udał się na Queen Street i ruszył w zachodnim kierunku mijając błyszczące wystawy z tanimi pierścionkami, sklepy z różnymi rupieciem, liche fryzjernie, sklepiki z używaną odzieżą oraz ulicznych handlarzy w poszukiwaniu rynku na męstwo.

W lombardzie powtórzyła się ta sama historia.

Reklama

– Nie, tego nie kupujemy – powiedział młody człowiek o lśniących włosach zza kontuaru zawalonego niewykupionymi zastawami – Nie ma na to żadnego popytu. O, tak. Przynoszą tu najróżniejsze. Parę dni temu miałem tu człowieka z orderem za wzorową służbę. Odsyłam ich wszystkich do sklepów ze starzyzną na York Street. Tam kupują każdą rzecz.
– Co pan by mi dał za krzyż wojenny?
– Bardzo żałuję, szefie. Nie możemy tego upłynnić.

Reporter udał się na Queen Street i wszedł do pierwszego sklepu ze starzyzną, jaki napotkał. Na wystawie był napis „Kupujemy i sprzedajemy wszystko”.

Przy otwieraniu drzwi zabrzęczał dzwonek. Z zaplecza sklepu wyszła jakaś kobieta. Dokoła kontuaru piętrzyły się połamane dzwonki od drzwi, budziki, zardzewiałe narzędzia stolarskie, stare żelazne klucze, lalki, kości do gry, pęknięta gitara i inne rzeczy.

– Czego pan chce? – Zapytała kobieta.
– Ma pani jakieś medale do sprzedania? – zapytał reporter.
– Nie. Tego nie trzymamy. Co pan chcesz zrobić? Sprzedać mi coś?
– Jasne – odrzekł reporter. Ile pani da mi za M.C. (Military Cross – przyp. red.)?
– A co to takiego? – spytała podejrzliwie kobieta wtykając ręce pod fartuch.
– Odznaczenie – odrzekł reporter – srebrny krzyż.
– Prawdziwe srebro?
– Chyba tak.
– To pan nie wiesz? Nie masz pan tego przy sobie?
– Nie.
– No to pan przynieś. Jeżeli to prawdziwe srebro, może zrobię panu ładną ofertę – kobieta się uśmiechnęła – panie, ale to nie jest taki medal wojenny, co?
– Tak jakby – powiedział reporter.
– To się pan nie fatyguj. Te rzeczy są do niczego.

Następnie reporter odwiedził kolejno pięć dalszych sklepów ze starzyzną. Żaden nie prowadził medali. Nie było popytu.

W jednym ze sklepów napis z wewnątrz głosił „Kupujemy i sprzedajemy wszystkie rzeczy wartościowe. Płacimy najwyższe ceny”.

– Co pan chce sprzedać? – warknął brodaty mężczyzna za kontuarem.
– Czy pan by kupił wojenne medale? – Zapytał reporter.
– Słuchaj pan, może te medale były i dobre w czasie wojny. Nie mówię, że nie, rozumiesz pan? Ale u mnie biznes jest biznes. Dlaczego miałbym kupować coś, czego nie mogę sprzedać?

Reporter poszedł dalej ulicą York.

– Co dzień przychodzą sprzedawać te medale. Pan jesteś pierwszy od lat, który chce je kupić – powiedział jakiś handlarz rupieci.

Wreszcie w brudnym sklepiku, poszukiwać znalazł medale na sprzedać. Prowadząca sklep kobieta wydobyła je z szuflady kawowej.

Była tam Gwiazda z 1914-15, medal za służbę i medal zwycięstwa. Wszystkie trzy świeże, błyszczące, w pudełkach, w których je przyniesiono. Na wszystkich było wypisane to samo nazwisko i numer. Należały niegdyś do kanoniera z kanadyjskiej baterii.

Reporter obejrzał je.

– Po ile są?
– Sprzedam tylko cały komplet.
– Ile pani chce za cały komplet?
– Trzy dolary.

Reporter dalej oglądał medale. Był one wyrazem zaszczytu i uznania, którymi król obdarzył pewnego Kanadyjczyka. Nazwisko widniało na krawędzi każdego medalu.

– Nie martw się pan tymi napisami – nalegała kobieta – można je łatwo zeskrobać. A te medalu się panu nadadzą.
– Nie jestem pewien, czy to jest to, czego szukam.
– Nie popełni pan pomyłki, jak pan je kupi – nalegała kobieta obracając je w palcach – nie można znaleźć lepszych niż te medale.
– Nie, chyba to nie to, czego chcę.
– To niech mi pan coś zaproponuje.
– Nie.
– Niech pan coś zaproponuje. Tyle, ile się panu widzi.
– Nie dzisiaj.
– Niech pan zaproponuje cokolwiek. To dobre medale, panie. Popatrz pan na nie. Da mi pan dolara za cały komplet?

Wyszedłszy ze sklepu reporter spojrzał na wystawę. Najwyraźniej można było sprzedać zepsuty budzik. Nie można było sprzedać krzyża bojowego. Można było zbyć używaną harmonijkę. Ale nie było popytu na medal za zasługi bojowe. Można było sprzedać swoje stare wojskowe owijacze. Ale nie było sposobu znaleźć kupca na Gwiazdę 1914.

Tak więc rynkowa cena męstwa pozostała nie określona.

***

Pierwsze dwie myśli, które nasuwają się same, będą powierzchowne. Po pierwsze: ten skubaniec Hemingway był piekielnie dobry. Łatwo jest zrobić mocny reportaż, gdy jedzie się na drugi koniec świata, gdy stajesz w obliczu nowych doświadczeń, gdy jesteś widzem zdarzeń, które w danym momencie interesują cały świat. Hemingway przeszedł się po zaułkach swojego miasta. Odwiedził parę sklepików. Zajęło mu to pewnie jedno popołudnie. A powstał tekst wagi ciężkiej.

Drugą myśl znamy z tysiąca filmów wojennych – ilu weteranom towarzyszyło po wszystkim poczucie bycia niedocenionym? Człowiek oddał zdrowie, bliskich, niejednokrotnie zrujnował sobie psychikę, a trafił na śmietnik historii. O tym też jest ten reportaż.

Ale można go rozumieć znacznie szerzej. Upieram się, że jest materiałem uniwersalnym.

Piłka nożna? Proszę bardzo, nic łatwiejszego. Czym innym jest mecz, niż konfliktem, małą wojną, tylko zorganizowaną w sztucznych, sterylnych warunkach. Póki, piłkarzu, walczysz na tym froncie, jesteś potrzebny, jesteś ważny, bywa, że jesteś noszony na rękach. Niezdolny do boju tracisz na wartości szybciej niż zimbabweański dolar. Łatwo jest uwierzyć, że będzie inaczej, gdy grasz dobrze i wszyscy poklepują cię po plecach, a w klubie chcieliby ci nieba uchylić. Ale zawsze przyjdzie moment, kiedy będziesz musiał zadbać o siebie zupełnie sam. Uświadomienie sobie tego jest ważniejsze, niż jakikolwiek gol. Pouczających przykładów, szczególnie w polskiej piłce, daleko szukać nie trzeba. Rzucisz kamieniem w tłum byłych piłkarzy, a prawdopodobnie trafisz takiego, który po skończeniu kariery zaczął kopać się z życiem. Wielu po wszystkim może tylko opowiedzieć barwne historie, ale dawnej chwały, strzelonych dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat temu bramek, nie ma jak oddać w zastaw.

Ale przecież każdy ma swój front i toczy swoje wojny. Flankuje w pracy, manewruje z myślą o bliskich, może bić się o zdrowie lub tysiąc innych spraw, u każdego w unikalnym zestawie. Medale otrzymane na tych wojnach, jedyne co mogą zrobić, to uśpić czujność. Gdy miną lata, nie tylko nie zapłacą rachunków za prąd, ale nie do odzyskania może być wiele istotniejszych, choć mniej przyziemnych spraw.

Czy to się komuś podoba czy nie, w życiu zawsze jest ostrzał, zawsze, każdego dnia, jest o co walczyć.

Wesołych świąt.

Leszek Milewski

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

21 komentarzy

Loading...