Reklama

Wiatr wiał różnie, ale tornado nie było

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2017, 21:13 • 3 min czytania 31 komentarzy

Optymista powiedziałby, że oba zespoły świetnie zagrały w obronie. Pesymista – że ani Lech, ani Zagłębie nie potrafiły poważnie zagrozić bramce rywali. Lądując gdzieś pośrodku powiemy, że na drzemce się nie złapaliśmy, ale lepsze mecze zdarza nam się oglądać dość często.

Wiatr wiał różnie, ale tornado nie było

Kiedyś niemiecki trener Sepp Herberger pięknie wytłumaczył kształt piłki: „Jest okrągła, aby mogła zmieniać kierunek, aby była nieprzewidywalna, nieobliczalna, jak życie”. A wiadomo, że czasem piłka poleci w sposób niespodziewany po prostu dlatego, że w danym kierunku zawieje wiatr. Dziś wiał tylko w stronę jednej bramki. Ale nie chodzi nam o bramkę Polacka czy Putnocky’ego, lecz o przedmiot, prostokątne aluminium, akurat to ustawione pod młynem kibiców Zagłębia. Mecz toczył się tylko pod ich sektorem, bo oglądaliśmy dwie różne połowy. Pierwsza dla Lecha, druga dla Zagłębia, chociaż bez żadnego przełożenia na wynik. Ale momenty były…

Dobrze w środku pola prezentował się Filip Jagiełło. Choć ustawiony nieco niżej niż ma w zwyczaju grać, zaprezentował się dobrze na tle Lecha. Utrzymywał się przy piłce, podejmował dobre decyzje, regulował tempo gry. Można go określić jako cofniętego rozgrywającego. Bo Pawłowski, choć na papierze był „dychą”, to pełnił raczej rolę wolnego elektronu. A pomocnik kadry U-21 świetnie wykorzystał szansę otrzymaną od Mariusza Lewandowskiego i ponownie, po dobrej zmianie w Szczecinie, był jednym z najlepszych zawodników na boisku. A choć nie chcemy specjalnie go pompować, to skoro dzisiejszy mecz nie wykreował żadnego bohatera, w sumie można uznać go za cichego MVP.

Odpowiedź na pytanie kto był lepszy w tym meczu jest równie prosta, co na przedmeczowe wątpliwości, kto właściwie jest faworytem. Obie odpowiedzi brzmią: a cholera wie. Lech dobrze zaczął, operował piłką w okolicach pola karnego Zagłębia, ale klarownej okazji stworzyć sobie nie potrafił. Gospodarze pod tym względem zaprezentowali się podobnie. Zamiast stuprocentowych sytuacji, z obu stron widzieliśmy próby wbicia piłki do bramki, z przeróżnych pozycji, a to po celowych uderzeniach, a to po centrostrzałach.

Najwięcej smaku kibicom „miedziowych” narobił sędzia, ale po wideoweryfikacji okazało się, że w kwestii bramek dzisiaj głodówka. Pawłowski zabrał się z piłką, minął Dilavera i jeśli mielibyśmy zobrazować tę akcję zawodnika Miedziowych, to przedstawilibyśmy ją jak ścieżkę kariery: Jarota, Warta, Widzew i wreszcie Malaga, czyli z każdym krokiem coraz lepiej… Gdy jednak stoper Lecha oparł na nim rękę, ten zaliczył równie spektakularny zjazd na murawę, jak w karierze po powrocie z La Liga. Sędzia najpierw wskazał na „jedenastkę”, a po długiej rozmowie z sędzią VAR na słuchawce zdecydował się obejrzeć powtórkę. I karnego odwołał, co najgorzej przyjął chyba Kuba Świerczok od dobrych kilku minut trzymający piłkę pod pachą.

Reklama

Wiatr wiał więc dziś różnie, ale tornado dziś nie było. Spokojny mecz, dobry materiał do analizy dla trenerów i w sumie więcej do powiedzenia nie mamy. Niech lepiej w weekend przemówią piłkarze, z pewnością każdemu będzie zależeć, żeby dobrze zakończyć rok.

[event_results 388197]

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...