Reklama

Osiem goli w plecy w trzy dni. Korona błaga o zakończenie rundy

redakcja

Autor:redakcja

12 grudnia 2017, 20:45 • 3 min czytania 22 komentarzy

Jeśli jesteście użytkownikami Twittera, zapewne wiecie, że dzisiejszy mecz pomiędzy Jagiellonią Białystok a Koroną Kielce zapowiadany był jako derby tego portalu. Przed spotkaniem trochę obawialiśmy się nawet, że akcja marketingowa może nieco przyćmić te boiskowe, bo piłkarze po zielonej murawie będą poruszać się z mniejszą gracją niż klubowi pracownicy po internecie. Jednak bardzo szybko okazało się, że nic z tych rzeczy. Ba! Działo się tyle, że grzechem byłoby w tym czasie cokolwiek ćwierkać. 

Osiem goli w plecy w trzy dni. Korona błaga o zakończenie rundy

Aż szkoda, że do takiego spotkania doszło we wtorek o 18 i musiało ono konkurować z meczem Piasta z Legią. Powiedzieć: „niezłe ligowe granie”, to jak rzucić, że Jakub Świerczok ostatnio nie wygląda źle – grube niedopowiedzenie. Jednak żeby nie było zbyt słodko, musimy dokonać ważnego podziału – Jagiellonia zagrała bardzo dobry mecz, a Korona dojechała tylko na pierwszą połówkę. I to nawet nie w komplecie!

Podstawowa sprawa – nie spodziewaliśmy się, że tak dobrze może wyglądać ofensywa Jagi bez Cernycha i Sheridana, a ze Świderskim i Sekulskim. Przeciwko Sandecji to nie hulało zbyt dobrze, a gdy już się coś udawało, to skuteczność była katastrofalna. Tymczasem dzisiaj od początku było widać ogień, Gostomski szybko został dogrzany. Ale nawet to nie pozwoliło mu poradzić sobie ze strzałem Novikovasa. Obrona gości zarówno przy tej bramce, jak i w wielu późniejszych sytuacjach improwizowała. Tylko jednakowe, czarne koszulki odwiodły nas od myślenia, że to latające po polanie Teletubisie.

tumblr_llzclboaoj1qzwnqb

Do tego jeszcze wrócimy, no bo wcześniej Korona trochę się Jadze postawiła. Strzeliła nawet piękną bramkę – Jacek Kiełb wykorzystał fakt, że Kwiecień i środkowi obrońcy Jagiellonii dali mu sporo czasu przed polem karnym i nie dał szans Pawełkowi. Problemem drużyny Lettieriego były jednak fatalne błędy indywidualne. A to Novikovas uciekł Rymaniakowi i dograł do Sekulskiego, który z kolei zgubił Diawa tak, jakby bawił się w berka z 5-letnią siostrą, a to Kovacević dał sobie wyłuskać futbolówkę przy wyprowadzaniu, z czego skorzystał Świderski, pakując ją kilka sekund później do pustaka. Nie dziwimy się, że z gości trochę uszło powietrze.

Reklama

Nie pomogło nawet to, że Lettieri szybko namierzył najsłabsze ogniwa i w przerwie ściągnął Burdenskiego oraz Diawa. Kaczarawa wniósł trochę ożywienia i razem Kiełbem starał się robić wszystko, by Pawełek nie usnął, ale to i tak nic w porównaniu z tym, jak szalała ofensywa Jagi. Doszło nawet do tego, że Kwiecień walnął ruletę w polu karnym gości – nie tylko nie zrobił nikomu krzywdy, ale jeszcze oddał po niej strzał, który został zablokowany. Były piłkarz Korony miał jednak swój wielki moment, gdy piłkę na główkę wrzucił mu Cernych. A wcześniej Sekulski strzelił do pustaka po świetnej akcji Guilherme. W końcówce napastnik Jagi powinien jeszcze skompletować hat-tricka, ale i tak mówimy o koncercie.

Był potrzebny taki mecz Jagiellonii i Ireneuszowi Mamrotowi. Do tej pory chwaliliśmy go bardziej za wyniki niż za styl (może poza dwoma wyjątkami), ale dziś jego drużyna jeszcze raz pokazała, że też chętnie skorzysta z okazji, by pobłyszczeć. A Korona? Gdyby piłkarska jesień trwała tydzień krócej, Lettieri byłby przez całą zimę noszony na rękach. Teraz po straceniu ośmiu goli w trzy dni humory pewnie już tak dopisywać nie będą. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że w końcu zobaczyliśmy tę Koronę, której spodziewaliśmy się, gdy ogłoszono nazwisko nowego szkoleniowca.

[event_results 387888]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
2
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

22 komentarzy

Loading...