Reklama

„W ekstraklasie czuję się jak w juniorach”

redakcja

Autor:redakcja

10 grudnia 2017, 18:30 • 4 min czytania 22 komentarzy

Nieprawdopodobne mecze rozgrywa Zagłębie pod wodzą Mariusza Lewandowskiego, nieprawdopodobnie urósł też przy nim Jakub Świerczok. Gdyby ktoś spojrzał dziś tylko na suchy wynik 3:3, mógłby pomyśleć, że pewnie w lubińskiej obronie było cieniutko (oj było!), ale za to ofensywa sprawiła się bez zarzutu. Tyle że nie ma to za wiele wspólnego z prawdą. Tuszyński był słaby i słusznie został zdjęty w przerwie, Woźniak kompletnie bez wyrazu, Pawłowski znikał długimi momentami, a boczni obrońcy raczej nie podłączali się do akcji ofensywnych. Ale Zagłębie miało Świerczoka, czyli człowieka, który w pojedynkę wydarł Pogoni zwycięstwo i zaliczył drugi hat-trick z rzędu! Człowieka, który aktualnie jest już tylko o trzy bramki od zaliczającego jakiś popieprzony sezon w ekstraklasie Angulo! Wreszcie człowieka, który dziś nie ma już prawa myśleć o żadnych egzotycznych wakacjach na przełomie czerwca i lipca. Bo, w przeciwieństwie do wielu innych napastników, ocierających się o kadrę – gra i strzela.

„W ekstraklasie czuję się jak w juniorach”

– Nie widzę nic w niej, poza tym ona jest źle zrobiona. Jak ktoś ma mi złamać nos, to mi go złamie, w masce albo bez – mówił w przerwie Świerczok reporterowi C+, tuż po tym, jak zdjął chroniącą go maskę i strzelił gola dla Zagłębia. Gola, który pozwolił w ogóle uwierzyć gościom w jakiekolwiek pozytywne zakończenie. Całą drugą połówkę napastnik lubinian ponownie biegał w masce i właściwie strach się bać, jak by to wyglądało, gdyby przez całe spotkanie miał pełne pole widzenia. Strzeliłby sześć? Siedem?

Dzisiejszy mecz Świerczoka to nie tylko gole, bo tak naprawdę maczał palce we wszystkim, co wydarzyło się pod bramką Pogoni. Jeśli ktoś zagrał kapitalne podanie otwierające ze środka pola, to właśnie on. Jeśli ktoś miał przyjąć z Fojutem na plecach, utrzymać się przy piłce, groźnie strzelić czy wywalczyć rzut karny (również ubiegając Fojuta), to także on. Dziś jako formacja lepiej zaprezentowała się ofensywa Pogoni, która jednak miała na przedzie Zwolińskiego. Jasne, facet się starał, zmieniał pozycje, utrzymywał się przy piłce, ale jak przyszło co do czego – zmarnował dwie setki. I wciąż ma na koncie pięć ligowych goli strzelonych na przestrzeni ostatnich dwóch lat, czyli o jednego mniej niż Świerczok w ostatnim tygodniu.

Gdyby to Pogoń miała Świerczoka na szpicy, ten mecz zakończyłby się pogromem. Frączczak i Delew robili dziś z przodu mnóstwo zamieszania i gdyby mieli tej klasy snajpera do współpracy, obrońcy Zagłębia byliby bezradni. Właściwie i tak byli, zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy Pogoń robiła co chciała i wbiła rywalowi trzy sztuki. I za każdym razem błaźnił się jeden z obrońców. Przy golu Delewa Balić nawracał w taki sposób, że chyba zwrotniejszy okazałby się sam Polacek. Przy trafieniu Piotrowskiego (gdzie jednak powinien być gwizdnięty spalony), pilnujący go w polu karnym Matuszczyk wykazał się agresywnością psa Pluto. Z kolei przy cudownym golu Niepsuja piłkę jak na tacy wystawił mu Jach. Aha, zapomnielibyśmy – trzeba dodać, że przy każdej bramce Portowców Polacek się nie ruszył. Nie twierdzimy, że Słowak mógł czy powinien obronić te strzały, ale podskórnie czujemy, że jakby podjął próbę obrony, zwiększyłby swoje szanse na sukces.

Po 3:1 do przerwy wydawało się, że nic nie odbierze Pogoni upragnionego zwycięstwa. Podopieczni Kosty Runjaicia nie grali zresztą jak ostatnia drużyna w tabeli, bo atakowali z polotem i wreszcie byli skuteczni. Ten mecz powinien się zakończyć ich zwycięstwem i to bardzo okazałym. No ale jeśli Zwoliński z kilku metrów trafia w słupek albo nie potrafi przekopać piłki na Polackiem, to zwyczajnie wystawia swoją drużynę na pastwę przewrotnego losu. I Jakuba Świerczoka, który – czując słabość Fojuta i Dvaliego – rozerwał ich dziś na strzępy.

Reklama

Ta Pogoń w końcu zacznie wygrywać, bo traci punkty w nadzwyczaj pechowych okolicznościach (dziś wyrównanie w doliczonym czasie gry). Pytanie tylko, czy szybciej nie skończy im się runda oraz czy ostatecznie nie odjedzie im wtedy pociąg. Z kolei Zagłębie drugi raz z rzędu pokazało charakter i dogoniło wynik. I trzeba pochwalić Lewandowskiego, że udało mu się zaszczepić drużynie to, z czego sam słynął – nieustępliwość i walkę. 4:2 z Bruk-Betem, 3:3 z Pogonią – na środowy mecz z Lechem szykujemy się jak na finał Ligi Mistrzów.

[event_results 387319]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

22 komentarzy

Loading...