Reklama

Co się stało z bundes-klasą? Niemcy na aucie Ligi Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2017, 14:03 • 5 min czytania 15 komentarzy

Każdy przypadek należałoby omawiać osobno, ale pewne dane dość jasno wskazują trend. Ten jest zaś następujący – Niemcy, którzy w ostatnich sezonach regularnie dostarczali 3-4 zespoły do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, praktycznie co roku wprowadzając również dwa swoje zespoły do ćwierćfinałów, tym razem zostali w tych rozgrywkach rozjechani. Kompromitujące dwa punkty Borussii Dortmund to doskonałe podsumowanie, ale przecież grubo poniżej oczekiwań zagrali też piłkarze RB Lipsk, o Hoffenheim, które nie przeszło nawet kwalifikacji, nie wspominając.

Co się stało z bundes-klasą? Niemcy na aucie Ligi Mistrzów

Żaden niemiecki zespół nie wygrał swojej grupy. Tylko jeden niemiecki zespół – gigant z Bawarii – zdołał przejść do kolejnej fazy. Ostatni raz tak fatalnie Bundesliga wypadła w elicie w sezonie 2008/09, gdy Schalke odpadło już w eliminacjach, natomiast Werder zajął trzecie miejsce w swojej grupie. Wiemy, że niemiecki finał Borussia – Bayern miał miejsce dość dawno, pięć sezonów temu, ale od tego czasu Niemcy wcale nie wydali komendy: odwrót. Wręcz przeciwnie – regularnie punktowali, spychając nawet w rankingu UEFA Anglię z wypracowywanego latami drugiego miejsca. Ostatnie pięć sezonów, najbliższa przeszłość:

2012/13 – niemiecki finał, trzy drużyny w fazie pucharowej
2013/14 – dwóch ćwierćfinalistów, cztery drużyny w fazie pucharowej
2014/15 – jeden ćwierćfinalista, cztery drużyny w fazie pucharowej
2015/16 – dwóch ćwierćfinalistów, dwie drużyny w fazie pucharowej
2016/17 – dwóch ćwierćfinalistów, trzy drużyny w fazie pucharowej

Co najważniejsze – wynikało to wprost z siły całej Bundesligi. O ile bowiem w tym towarzystwie Bayern Monachium był rok w rok, o tyle reszta ulegała dość drastycznym roszadom. Raz lepszy sezon notowała Borussia Dortmund, raz ich rywal, Schalke Gelsenkirchen. Chwile europejskiej chwały miewał Bayer Leverkusen, ale nie było też problemów, by w Lidze Mistrzów godnie Niemców reprezentowała ekipa Wolfsburga (odpadli dopiero w ćwierćfinale, po 2:3 w dwumeczu z Realem). W tym roku? Praktycznie komplet pucharowiczów zaliczył mniej lub bardziej bolesne wpadki.

Borussia Dortmund – czyli przykład najbardziej charakterystyczny. Dwa punkty. Dwa remisy z APOEL-em, awans wyłącznie dzięki mniejszym porażkom z Realem Madryt i Tottenhamem, niż te cypryjskiego zespołu. Tak, to była trudna grupa, tak, BVB trafiło na Spurs w potężnym gazie, na Real, który nawet pod formą potrafi czynić rzeczy wielkie. Ale dortmundczycy nie potrafili nawet rozprawić się z klubem, który piłkarsko stoi cztery szczebelki niżej. Przyczyny? Można pisać elaboraty – pospieszna zmiana trenera na człowieka, który nie wydaje się przygotowany do tej roli, ciągły drenaż składu poprzez liczne transfery wychodzące, do tego oczywiście kontuzje. Nie do wykluczenia jest element szczęścia – w listopadowym meczu z APOEL-em Borussia miała 71% posiadania piłki i oddała 30 strzałów. APOEL miał jedno celne uderzenie, a mecz skończył się wynikiem 1:1. Efekt jest jednak taki, że Borussia jest pierwszym w historii Ligi Mistrzów zespołem, który z dwoma punktami na koncie zdołał zająć trzecie miejsce.

Reklama

RB Lipsk – pompka była niesamowita. Młodzi piłkarze, którzy przez moment byli w stanie postraszyć sam wielki Bayern Monachium. Ligowy wyścig z ubiegłego sezonu potwierdził, że RB Lipsk to projekt, przyćmiewający swoim rozmachem większość sportowych inicjatyw w tym wieku. Brawurowe awanse z niższych lig niemieckich, potężne nakłady na transfery młodych piłkarzy, ogromne wydatki na infrastrukturę – wszystko po to, by wprowadzić do Ligi Mistrzów nie tylko markę Red Bulla, ale piłkarzy wykreowanych od początku w ich klubie. Można było się spodziewać, że debiutanci zapłacą „frycowe”, ale… grupę mieli dość łatwą. Może nawet z potencjałem na „grupę życia”. Szybko okazało się jednak, że pokonanie FC Porto to zbyt mało, by marzyć o kolejnej fazie, szczególnie, że niespodziewanie wystrzelił Besiktas. Prawdopodobnie to właśnie wyjazdowe 0:2 w Stambule było decydującą porażką dla Niemców – potem przecież potrafili jeszcze oklepać Monaco 4:1 na ich terenie. Ale nawet wczoraj, w meczu, w którym w teorii mogli jeszcze się pokusić o pogoń za Porto, przegrali na własnym terenie 1:2. Bramkę na 1:0 już w dziesiątej minucie po faulu 25-letniego Orbana strzelił 32-letni Negredo. Starzy dali lekcję młodszym, choć akurat w przypadku RB Lipsk trudno nie odnieść wrażenia, że to raczej początek pełnej sukcesów drogi, niż wtopa pokroju Borussii.

TSG Hoffenheim – no tak. Pewnie, gdyby na miejscu tego klubu było Schalke, całość byłaby trochę bardziej lekkostrawna dla piłkarskich tradycjonalistów, przyzwyczajonych do sukcesów niemieckich klubów. Ale w fazie eliminacyjnej odpadło właśnie Hoffenheim, przegrywając aż 3:6 w dwumeczu z Liverpoolem. Schalke, Werderu czy Wolfsburga w ogóle w tym sezonie nie było w Europie, a kolejni pucharowicze – Koeln, Hertha i Freiburg – najłagodniej rzecz ujmując, też nie wzbudzali strachu rywali samą marką, renomą i tradycjami w pucharach. Hoffenheim zresztą do odpadnięcia z eliminacji dołożyło kiepskie występy w Lidze Europy – obecnie zajmuje w tabeli ostatnie miejsce za Bragą, Łudogorcem i Basaksehirem. Bez szans na awans.

A skoro już przy Lidze Europy jesteśmy, to osobne zdanie należy się również pozostałym pucharowiczom. Freiburg zaliczył bowiem klasyczny eurowpierdol, wywracając się już na pierwszej przeszkodzie, Słoweńcach z NK Domżale (ci odpadli rundę później z Marsylią). Koeln i Hertha szczęśliwie miały zapewnione miejsce w fazie grupowej, bo nie dajemy głowy, że przebrnęłyby przez eliminacje. Gracze z Kolonii dziś grają o wszystko na belgradzkiej Marakanie, z Crveną Zvezdą Belgrad. W najgorszym dla nich układzie (remis w Belgradzie, zwycięstwo BATE) lądują na ostatnim miejscu w grupie. By myśleć o awansie, muszą wygrać, remis premiuje Zvezdę bądź BATE. Jeszcze gorzej ma się Hertha – ta po porażkach z Ostersunds, Zoryą i Bilbao nie ma już szans na awans i zamyka tabelę grupy J.

Czy można to powiązać z faktem, że Bundesliga jako jedyna wciąż broni się przed katarskimi i arabskimi funduszami? Że wciąż obowiązuje – choć jest już omijana przez Red Bulla – zasada 50+1? Że rynek transferowy zmienił się w taki sposób, że nawet Bayern zaczyna przegrywać wyścigi o część piłkarzy? Jedno jest pewne – ten sezon nie przyniesie im zbyt wielu punktów w rankingach i – znając Niemców – przyczyny takiego stanu rzeczy staną się przedmiotem ogólnonarodowej dyskusji. Trudno będzie wszystko zgonić na Bosza, trenera najmocniej rozczarowującej Borussii Dortmund.

Już przed sezonem, gdy PSG dopinało transfer Neymara, Premier League dzieliło kasę z rekordowego kontraktu telewizyjnego a Hiszpania świętowała czwarty z rzędu triumf klubu z tego państwa w Lidze Mistrzów, Niemcy przebąkiwały o potrzebie zmian, przystosowujących całą ligę do nowego etapu ogólnoeuropejskiego „wyścigu zbrojeń”. Wyniki w tegorocznych pucharach mogą tylko przyspieszyć te zmiany.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
1
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Niemcy

Niemcy

Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach

Szymon Piórek
1
Nagelsmann pozostanie selekcjonerem kadry Niemiec? Rozmowy po świętach
Niemcy

Hoeness: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Szymon Piórek
1
Hoeness: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Komentarze

15 komentarzy

Loading...