Reklama

Co z legendarnym pradziadkiem – misjonarzem, który zmarł rzekomo mając 132 lata?

redakcja

Autor:redakcja

06 grudnia 2017, 10:45 • 10 min czytania 2 komentarze

Emmanuel Sarki i Wilde-Donald Guerrier, to był dopiero duet prawdziwków w Wiśle Kraków. Przypominamy wam dziś archiwalny wywiad Pawła Muzyki z nimi, sprzed dokładnie trzech lat. Wklejamy wam całą rozmowę – a co! Natomiast jeśli chcecie przeczytać o nich jeszcze więcej – co nieco znajdziecie też TUTAJTUTAJ.

Co z legendarnym pradziadkiem – misjonarzem, który zmarł rzekomo mając 132 lata?

Franciszek Smuda po jednym z niedawnych meczów stwierdził, że kiedyś przez tę dwójkę wywiozą go do domu wariatów. Na co dzień ani jeden, ani drugi nie wypełniają w pełni jego założeń, więc bywa, że Smuda – i jego niezbyt złożony angielski – wychodzą do nich z prostym przekazem: „I’’ll kill you”. Niedawno obaj – i Wilde-Donald Guerrier, i Emmanuel Sarki – po raz pierwszy razem zagrali w ramach Pucharu Karaibów w barwach Haiti. Czy Sarkiemu, jako rodowitemu Nigeryjczykowi, nie przeszkadzają występy w obcych barwach, jak udało się je załatwić i co z legendarnym już pradziadkiem – misjonarzem, który zmarł rzekomo mając 132 lata?

Pierwszy raz w reprezentacji Haiti. Jak było?

Sarki: – Fantastycznie! Gra w kadrze – bardzo specyficzne uczucie. Nigdy wcześniej go nie odczułem. Cała drużyna była pozytywnie nastawiona, trener jest fajnym gościem, więc świetnie!

Donald pomagał?

Reklama

Sarki: – No jasne, zwłaszcza, że mój francuski nie jest najlepszy.

Guerrier: – Wszyscy mnie non stop o niego pytali. Wszyscy tylko Sarki, Sarki, Sarki… Na Facebooku, na dwadzieścia wiadomości  z Haiti, piętnaście to był „Sarki” (śmiech).

Sarki: – Donald musiał mi trochę wyjaśniać – zwłaszcza sprawy taktyczne, bo trener po angielsku za dużo nie mówi, a ja z francuskim też słabo. Tylko pojedyncze słowa, które złapałem w Belgii. Ale przynajmniej nie byłem jedyny – Kim Jaggy, urodzony w Szwajcarii, też zna tylko angielski. 

Przyjechałeś i co? Wiedzieli w ogóle kim ty jesteś?

Sarki: – No jasne. To są profesjonaliści, grają we Francji, w Belgii, we Włoszech. Trener miał dobre rozeznanie, zanim mnie powołał. 

A ty byłeś kiedykolwiek na Haiti?

Reklama

Sarki: – Nie, do dzisiaj nie byłem.

Guerrier: – Puchar Karaibów graliśmy na Jamajce, tam czekały przygotowane wszystkie papiery i paszport, o które wcześniej Manu się starał. Polecieliśmy z Krakowa do Frankfurtu, dalej do Miami i stamtąd do Montego Bay na Jamajce. W sumie czternaście godzin. Może więcej…

Wiśle takie wyjazdy chyba nie są na rękę. 

Sarki: – Nie, dlaczego? Jeśli są w terminach FIFA to nie ma żadnego problemu. Raz nie chcieli bym jechał, bo nie mieli pewności, co z moim paszportem, nie miałem żadnego potwierdzenia, że mogę reprezentować Haiti. 

Do tego dochodzi fakt, że w krótkim czasie zagraliście absurdalnie dużą liczbę meczów…

Sarki: (śmiech)

Guerrier: Pięć meczów w dziesięć dni? Jakoś tak. Ale to był turniej – trzy mecze w grupie z Jamajką, Martyniką, Antiguą i Barbudą, a potem z Kubą o trzecie miejsce. I zaraz znów w Wiśle.

No dobra, karty na stół. Kto to powołanie Sarkiemu wymyślił?

Sarki: Nikt nie musiał wymyślać. Donald tylko trochę mi pomógł. Kiedy poznaliśmy się w Wiśle i usłyszałem, że jest z Haiti, powiedziałem mu: 

– Hej, mój pradziadek stamtąd pochodzi!

– Jesteś pewny?

– No tak, jasne. 

– A dlaczego ty nie grasz w reprezentacji Nigerii?

– Nie jestem wystarczająco dobry.

– Ty nie jesteś wystarczająco dobry? 

– Na to wygląda. 

– Dlaczego więc nie zagrasz dla kraju swoich przodków?

Za sprawą tajemniczego pradziadka…

Guerrier: – Byłem zaskoczony, kiedy mi o nim powiedział. Podał nawet nazwę miejscowości, w której mieszkał, ale to jakieś trzy, cztery godziny jazdy od moich rodzinnych stron. 

Sarki: – Nie wymyśliłem sobie tego przed chwilą. Wiedziałem o nim od zawsze, dowiedziałem się jeszcze będąc dzieckiem. Podobno wyemigrował do Nigerii jako misjonarz. Osiedlił się tam, żył do końca, ale z tego co wiem – do dziś nikt więcej z moich przodków na Haiti nie został. 

To jakiś nienormalny kierunek migracji.

Sarki: – Dlaczego? Mamy np. masę ludzi z Brazylii, od lat żyjących w Nigerii. Z Haiti jest tak samo. 

Guerrier: – Możesz sprawdzić w internecie, wszędzie o tym piszą… 

I ten pradziadek, jak rozumiem, już umarł.

Sarki: – Dawno temu. W wieku ponad 130 lat. 

(śmiech)

Sarki: Hej, co jest z wami, ludzie w tej Polsce? Tutaj, jasne, ludzie umierają mając lat 70 czy 80, ale pojedźcie gdzieś, gdzie jest zupełnie inny styl życia, gdzie ludzie żyją dłużej, bardziej zdrowo. 

Guerrier: Na Haiti w okolicy, w której mieszkałem, jedna z kobiet ma ponad sto lat, siwe włosy, ale tyle siły, że ciągle robi co chce. 

Sarki: – Wszystko zależy od tego, jak żyjesz. Jasne, jak przez czterdzieści lat będziesz codziennie pił wódkę, zgadnij co się z tobą stanie. Ale spróbuj inaczej – jedząc świeże, zdrowe jedzenie itd.

No dobra, idźmy dalej, bo jak będziemy się spierać, nigdzie z tym nie dojdziemy.

Guerrier: – Nikt w Polsce Sarkiemu nie wierzy, a ludzie przemieszczają się teraz po całym świecie. Ostatnio polecieliśmy na Jamajkę i spotkaliśmy Polaków w hotelu, w którym mieszkaliśmy. 

Sarki: – „Wisła Kraków!”. Wow, co wy tu ludzie robicie? – pytam ich. Byłem zaskoczony. W dzisiejszych czasach jesteśmy jak woda, przemieszczamy się po całym świecie. Może tak być, że sam nie wiesz gdzie są twoje korzenie. 

Może też na Haiti.

Sarki: (śmiech)

Dobra, zostawmy to. Co oni tam o tobie wiedzieli, jako piłkarzu?

Sarki: – Cieszyli się. Byłem dla nich „last son”, który wrócił, żeby grać dla kraju,z  którego pochodzą jego przodkowie. Na żywo nigdy mnie w grze nie widzieli, ale z tego co wiem, trener wiele razy oglądał wideo z meczami Wisły.

Donald, jak to się wszystko technicznie odbyło? Musiałeś pomóc.

Guerrier: – Musiałem dać znać trenerowi, że jest taka możliwość. Akurat jak byłem na wakacjach, zadzwoniłem do niego. Pokazałem mu Sarkiego na Youtube. Zobaczył, że ma dobre umiejętności i dalej już poszło. Po obejrzeniu kilku meczów Wisły powiedział, że pogada z ludźmi z federacji. 

Sarki: – Wszystko trwało jakieś trzy, cztery miesiące, bo musiałem sprowadzić różne dokumenty z Nigerii. Na przykład akt urodzenia moich rodziców, inne papiery, zdjęcia. Musiałem im to wszystko dostarczyć. Najdłużej czekałem na potwierdzenie obywatelstwa już po stronie Haiti. 

W porządku, pogadajmy o piłce. Jak wam wyszedł ten turniej?

Guerrier: – Zajęliśmy trzecie miejsce. Ciężko mówić o rozczarowaniu, chociaż moim największym marzeniem i celem są kwalifikacje do Copa America. Nie mamy już wielkiej szansy, musimy czekać na Honduras i Martynikę. Jeśli Martynice udałoby się wygrać, nasze szanse by wzrosły. Innym dużym turniejem w tej części świata, na którym musimy dobrze wypaść, jest Gold Cup. 

Sarki: – Donald w Pucharze Karaibów strzelił dwa gole, ja wykonywałem nawet karnego, więc moja pozycja w drużynie jest dosyć mocna. Nie mam problemu z zaadaptowaniem do stylu gry – przyjechałem do Europy jako czternastolatek, miałem wiele czasu, żeby zebrać doświadczenie. Donald w kadrze jest jeszcze lepszy. Dla niego przestawienie się na tamten styl jest jak włączenie i wyłączenie światła. 

Byłeś kiedykolwiek w tej części świata?

Sarki: Nigdy. Ale Jamajka jest… Amazing! Mówię ci, człowieku. Wspaniała! Pogoda, jedzenie. 

Guerrier: (śmiech)

Czemu on się śmieje?

Sarki: – Na początku wszyscy się ze mnie śmiali, bo jak przylecieliśmy, było tak gorąco, że myślałem, że umrę. Po prostu nie mogłem chodzić ani oddychać. 

Jesteś z Nigerii!

Sarki: – Nie pomogło. Może przez to, że rzadko tam bywam. Na Jamajce – przeraźliwie gorąco. 

Guerrier: – Jak na Haiti…

To kiedy tam wreszcie lecicie?

Guerrier: – Myślimy o zimowych wakacjach.

Sarki: Może poszukam swoich przodków? Jakieś informacje gdzieś pewnie zostały…

Ty już kiedyś mówiłeś, że z Nigerią nie czujesz się mocno związany.

Sarki: – Nie czuję. Nie kibicuję reprezentacji, nie oglądam jej meczów. Nawet gdyby grali w Pucharze Narodów Afryki, nie zainteresowałbym się tym szczególnie. Po tym jak wyjechałem w wieku 14 lat, nie wracam do tego, co było. Mam za sobą straszne dzieciństwo. Straciłem mamę, tatę, i dwójkę rodzeństwa w wypadku samochodowym, kiedy miałem dziewięć lat. Nie miałem tam niczego, ani znikąd pomocy. Nie ma do czego wracać. Już prawie tam nie przyjeżdżam…

Pogadajmy o Wiśle. Zapowiada się, że w niedzielę z Lechem obaj zagracie od pierwszej minuty, co w tym sezonie się praktycznie nie zdarza.

Guerrier: – My jeszcze tego nie wiemy.

Sarki: – Cieszylibyśmy się, gdybyśmy mogli z Donaldem grać razem na lewym i prawym skrzydle. Kiedy widzę jak on biega, motywuje mnie do tego, żeby robić na boisku szalone rzeczy. 

Trener dość jasno zasugerował, że zagracie. Chociaż, gdyby spojrzeć szerzej, wasza pozycja w drużynie w ostatnich miesiącach osłabła.

Sarki: Nie uważam tak. Wiem na co mnie stać, znam swoje silne strony. Widzę, że na mojej pozycji są duże i częste rotacje, ale jeśli trener mi powie: „Donald, zacznij w pierwszym składzie”, tak zrobię. On jest szefem, on decyduje. Mamy osiemnastu zawodników, nie każdego da się zadowolić. W przedostatnim meczu grałem 45 minut, miałem trzy okazje i strzeliłem gola. To że zaczynam na ławce, czasem nie ma tak wielkiego znaczenia. I tak gram w prawie każdym meczu. 

Latem parę razy przyznałeś, że masz lekki bałagan w głowie, myślałeś o odejściu…

Sarki: – Nie koncentrowałem się w stu procentach na piłce, ale w końcu trzeba było ten bałagan uporządkować. Dziś wychodzę z założenia, że jeśli transfer będzie, to będzie. To wszystko. Latem najbardziej realną opcją było Ingolstadt, z drugiej ligi niemieckiej, ale teraz nie ma sensu o tym wspominać. Świetnie czuję się w Wiśle. Liga belgijska, w której wcześniej grałem, była bardziej zaawansowana pod każdym względem, ale polska też ciągle rośnie. Legia gra w Lidze Europejskiej, wygrywa, ludzie coraz lepiej te rozgrywki kojarzą. Trzeba patrzeć pozytywnie. 

Donald, ty też zacząłeś się rozglądać na boki…

Guerrier: – Mój agent powiedział mi o propozycji z FC Zurich, ale z tego co wiem, oni myśleli, że jestem wolnym piłkarzem, że można mnie wziąć za darmo. Nieważne. Mam jeszcze długi kontrakt. Trener zawsze mówi: skup się. Skup się na tym, na czym powinieneś. 

A ty na czym się skupiasz? Ostatnio, słyszę, projektujesz ubrania. Opowiedz, bo to ciekawe.

– Stworzyłem własną kolekcję – „D77G”. Kurtki, koszulki, różne części stroju. Trudno powiedzieć, co z tego wyjdzie, bo temat się dopiero rozwija. Chociaż na Haiti wiele osób już o to pyta. 

Czyli to projekt dla ludzi z…

Guerrier: – Głównie z Haiti, ale jeśli w Polsce ktoś będzie zainteresowany, to również. 

Sarki: – Nawet inni piłkarze już pytali o te kolekcję. Na przykład o kurtki na zimę. 

To był twój pomysł, Donald?

Guerrier: – Mojej mamy. Ona na Haiti stała się już „mamą D77G” – Donalda „77” Guerriera. 

Sarki: – Donald jest tam niczym „popstar”. Byłem pierwszy raz na zgrupowaniu i było to widać od razu. Ma mega szacunek, jest jednym z najbardziej wartościowych piłkarzy w reprezentacji, gra w zagranicznym klubie. W szatni każdy traktuje go z dużym respektem. 

Guerrier: – Ostatnio na lotnisku we Frankfurcie wzięli nas za braci. Wstyd, nie? (śmiech). Nie widzę żadnego podobieństwa. Sarki jest silny. Ja wyższy i chudy. Niemożliwe. 

Co nie zmienia faktu, że Smuda twierdzi, że kiedyś wyląduje przez was w domu wariatów.

Sarki: – Trener jest zawsze trenerem, może mówić co chce. Ma swoje metody, ale próbuje z każdego z nas wyciągnąć to, co w nas najlepsze. Myśli sobie: „Sarki jest silny, jest szybki, ale mnie nie słucha…”, więc próbuje coś z tym zrobić. Naciska na nas, żebyśmy dali z siebie wszystko. Lubię kiedy to robi, kiedy tak mówi. Stwarza presję po to, żebyśmy poszli do przodu. 

Lubi was, szanuje?

Sarki: – Jeśli Smuda cię nie szanuje, nie będzie z tobą rozmawiał, ani poświęcał ci czasu. 

A wam poświęca… 

Sarki: – To sprawa między mną a nim. Powtarzam tylko: jeśli Smudzie na kimś nie zależy, nie będzie poświęcał mu czasu, rozmawiał z nim, ani mu radził. 

Guerrier: – Manu, jeśli nie będziesz mnie słuchał… I will kill you!

(śmiech)

Sarki: – No jasne, że czasem tak mówi, ale w ten sposób też nas motywuje. Podobno jesteśmy dla niego nieprzewidywalni. Być może. Pewnie widzi coś, czego ja sam grając nie widzę.

Jaka jest wasza przyszłość w Wiśle?

Sarki: – Mam jeszcze półtora roku kontraktu, Donald jeszcze trzy i pół roku. Świetnie się czujemy w Krakowie. Robimy swoje, wyrzucamy z głowy problemy z pieniędzmi. Jak ktoś mi mówi, że Wisła ma finansowe problemy, odpowiadam: „tak? Nie słyszałem o tym. Koncentruję się tylko na piłce”.

Nie muszę ani jeść, ani zarabiać pieniędzy. Koncentruję się na piłce”. 

Sarki: – Oczywiście, że muszę jeść i muszę zarabiać pieniądze. Ale jestem już doświadczonym piłkarzem, mam za co żyć i wiem, co jest moją rolą. Mam trenować, grać mecze. Jeśli klub ma problemy, to on się musi tym zająć. Jeśli ja zacznę się zajmować, nikomu to nie wyjdzie na dobre. 

Czyli nie będziecie uciekać z Wisły przy pierwszej lepszej okazji?

Guerrier: – Uciekać nie. Ale nigdy nie wiadomo, co się wydarzy i kiedy.

Sarki: – Sky is my limit, brother. Sky is my limit. Zawsze tak mówię.

Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...