Reklama

Milinković-Savić uczy Włochów grać w tysiąca

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2017, 13:07 • 3 min czytania 22 komentarzy

Lubimy sprawdzać, jak radzą sobie zagraniczni piłkarze po wyjeździe z ekstraklasy, bo dopiero wtedy możemy ustalić, czy mieliśmy u siebie ogóra, mega ogóra, czy też naprawdę dobrego piłkarza, przy czym ten ostatni scenariusz jest jak śnieg w maju. Trafia się rzadko. W każdym razie: tym razem wpadło nam w ręce nagranie z Vanją Milinkoviciem-Saviciem i po pierwsze, byliśmy zaskoczeni, że gra, po drugie, byliśmy zaskoczeni, w jakiej roli widzimy go na boisku.

Milinković-Savić uczy Włochów grać w tysiąca

Otóż bramkarz Lechii z poprzedniego sezonu w 92. minucie nadaje coś do sędziego – co akurat dziwne nie jest – ale zaraz potem, w innym ujęciu kamery, dostrzegamy go… pod bramką rywala, którym było wtedy Carpi. Nie, Torino nie musiało gonić wyniku w Pucharze Włoch, nie, Vanja nie robił użytku ze swoich ponad dwóch metrów i nie czekał w polu karnym na dośrodkowanie z rożnego. On wykonywał rzut wolny. Poważnie. A co jeszcze lepsze: strzał wyszedł mu całkiem niezły, bo wiele nie brakowało, by piłka wpadła do siatki, ale odbiła się jednak od poprzeczki. Serio, nie zmyślamy, spójrzcie:

Przypominamy sobie Serba z polskich boisk i rzeczywiście, jeśli o grę nogami, to był w tym elemencie całkiem niezły. Tak zaczynało się wiele akcji gdańszczan: bramkarz podrzucał sobie piłkę, kopał ją ile sił – a tych miał wiele – na połowę przeciwnika i futbolówka, ładną, płaską parabolą, często docierała do gościa w biało-zielonej koszulce. Nieco gorzej to wyglądało, gdy przyszło kopać mu piłkę z ziemi, ale po podpisaniu kontraktu z Torino, Vanja na polecenie nowego pracodawcy, ćwiczył ten element po treningach, jeszcze w Gdańsku. Jak widać, opłaciło się.

Reklama

Natomiast wiadomo też, że od bramkarza w pierwszej kolejności wymaga się używania rąk, a już z tym było u Vanji różnie. Potrafił interweniować świetnie, jak w meczu z Lechem w sezonie 16/17 wygranym przez Lechię 2:1 u siebie, ale potrafił też partaczyć niesamowicie. I tu przykładów jest więcej, żeby wspomnieć tylko przegrany mecz z Legią 0:3 w Warszawie, gdzie w drugiej połowie nie wyłapał prostej piłki i Guilherme zapakował na pustą, albo mecz z Górnikiem w Lublinie, kiedy właściwie sam sobie wrzucił strzał do bramki. Mieliśmy wrażenie, że chłop jest za duży i momentami krew nie może obsłużyć wszystkich części jego ciała, zapominając czasem o głowie, czego dowodem mogły być kartki dostawane jako rezerwowy.

We Włoszech udaje mu się tej sztuki unikać, ale rzeczywiście, wciąż siedzi na ławie. Mecz z Carpi był jego debiutem w barwach Torino, do tej pory Vanja nie zagrał nawet minuty, natomiast najwyraźniej jest bramkarzem numer dwa, za Sirigu. W Italii, gdzie na ławce zmieści się aż 12 piłkarzy, siedzi dwóch bramkarzy – u Byków jest to Vanja i Salvador Ichazo. Skoro jednak ten pierwszy dostał szansę w pucharze, można wnioskować, że to Serb nosi bluzę z numerem dwa. Jak na 20-latka to całkiem przyzwoity wynik, ale życzymy mu, by do strzałów w poprzeczkę dokładał częściej udane interwencje.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Weszło

Komentarze

22 komentarzy

Loading...