Reklama

Nigdy bym się nie poddał, ponieważ kocham życie

redakcja

Autor:redakcja

12 listopada 2017, 20:49 • 6 min czytania 1 komentarz

W połowie kwietnia 2016 roku ówczesny klub Krystiana Rudnickiego – MKS Kluczbork – przekazał informację, wedle której młody bramkarz zmuszony był przerwać swoją karierę. Dopiero po kilku tygodniach Krystian dowiedział się, że walczy z groźną anemią aplastyczą. Aby wyzdrowieć potrzebny był przeszczep szpiku… Po 11 miesiącach od przeszczepu 23-latek nie tylko wrócił do zdrowia, ale i futbolu. Aktualnie jest zawodnikiem drugiej drużyny Pogoni Szczecin. 

Nigdy bym się nie poddał, ponieważ kocham życie

W kwietniu zeszłego roku zawalił ci się świat.

Na wstępie muszę przyznać, że przez pewien czas ignorowałem objawy choroby. Po treningach czułem większe zmęczenie, a w dzień byłem senny, jednak olewałem to wszystko. Dopiero po jednym z meczów, gdy na pachwinach pojawiły mi się kolejne krwiaki, zdecydowałem się pójść do lekarza. Dostałem wtedy skierowanie na badania, na których wyszło, że mam zbyt małą ilość białych płytek krwi. Od tego momentu wszystko znacznie przyspieszyło. Natychmiastowo musiałem jechać do szpitala, a tam przechodziłem przez kolejne badania. Przez półtorej miesiąca żyłem w niepewności, ponieważ lekarze nie potrafi postawić diagnozy. Na wstępie podejrzewano białaczkę, ale na szczęście, to nie była ta choroba. Ostatecznie okazało się, że cierpię na anemię aplastyczną.

Zwykła anemia to przede wszystkim zbyt mała ilość czerwonych krwinek, a tutaj?

Szpik kostny produkuje niewystarczającą ilość czerwonych i białych krwinek, a także płytek krwi.

Reklama

Wiadomo skąd ta choroba u ciebie?

Lekarze mówią, że u mnie jest to choroba nabyta. Choć tak naprawdę nie wiadomo z jakich przyczyn powstaje. Być może to wina wirusów. Naprawdę trudno powiedzieć coś więcej w tej kwestii.

Anemia aplastyczna jest rzadką chorobą?

Bardzo rzadką i mało znaną. Nie wiadomo skąd się bierze i trudno ją leczyć. Najczęściej kończy się przeszczepem szpiku.

Byłeś nastawiony pozytywnie do walki z chorobą?

Nigdy bym się nie poddał, ponieważ kocham życie. Gdy czekałem na diagnozę i tak naprawdę nie wiedziałem z czym walczę, to i tak miałem pewność, że nie odpuszczę. Choćby dlatego, żeby na koniec mieć pewność, iż zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Czasami jest tak, że człowiek umiera bez walki. Straszne jest to, gdy odchodzi się z poczuciem oddania ostatniego meczu walkowerem. Jeżeli byłoby ze mną źle, to na pewno miałbym poczucie, że walczyłem do końca i zrobiłem wszystko, aby wyzdrowieć.

Reklama

Przeszczep szpiku okazał się wybawianiem?

Na początku byłem leczony białkiem króliczym. Dopiero później pani doktor powiedziała mi, że zmieniamy szpital i jadę do Wrocławia, gdzie prawdopodobnie będzie trzeba zrobić przeszczep szpiku. Szczerze powiem, że załamałem się tym trochę, bo słyszysz słowo ,,przeszczep” i od razu robi się poważnie i niebezpiecznie. Tym bardziej, że cały czas liczyłem na to, iż poleżę trochę w opolskim szpitalu  i jakoś wyzdrowieję.

Przeszczep nie tylko brzmi poważnie, ale taki również jest. 

Tak, bo mogą pojawić się komplikacje w trakcie przeszczepu. Na dodatek pani doktor powiedziała mi, że do zdrowia będę wracał ponad rok. Wszystko to powodowało, że czułem strach. Skończyło się jednak dobrze, bo minęło 11 miesięcy, a ja już trenuję na boisku.

Długo musiałeś czekać na przeszczep?

Na początku trzeba było szukać dawcy. W pierwszej kolejności sprawdza się najbliższą rodzinę. Okazało się, że siostra może być dawcą. Jedno szczęście, bo rodzice są jedynakami i nie mam za bardzo dalszej rodziny. Jednak przeszczep nie był od razu, ponieważ siostra nie jest pełnoletnia. Istnieje taki przepis, że dawcą może być tylko osoba pełnoletnia albo ktoś z rodziny poniżej 18 roku życia, jeśli nie ma innego ratunku dla pacjenta. Sprawa trafiła do sądu, a gdy był już wyrok, to trzeba było jeszcze czekać na uprawomocnienie. Wszystkie formalności trwały ponad pięć miesięcy. Najgorsze było czekanie i transfuzje krwi w tym czasie.

Ile czasu spędziłeś w szpitalu?

W sumie 11 miesięcy. Chociaż jeden raz wyszedłem na półtora miesiąca, ale cały czas jeździłem do szpitala na transfuzje krwi. Na dodatek musiałem bardzo uważać, gdyż moja odporność była w opłakanym stanie, a właściwie to wcale jej nie było. Wystarczyło, że oparłem się o ścianę, a już miałem krwiaka na ciele.

Mówisz o tym co było przed przeszczepem, ale już po nim również trzeba uważać?

Zdecydowanie! Zanim odbuduje się odporność do pewnego zadowalającego pułapu, to musi minąć minimum pół roku. Najważniejsze jest sto pierwszych dni, aby nie złapać żadnej infekcji. Dlatego przez pierwsze trzy miesiące, to właściwie nie wychodziłem z domu. Wszystko musiał być często sprzątane, a dochodziła do tego także specjalna dieta i dużo leków.

Byłeś zaskoczony, gdy środowisko piłkarskie ruszyło z pomocą?

Byłem niesamowicie zaskoczony. Wszystko zaczęło się od mojego brata, który pracuje w zakładzie karnym. Pewnego dnia poruszył tam temat mojej choroby, ponieważ wkurzało go to, że często musiałem bardzo długo czekać na krew. Udało mu się zorganizować zbiórkę krwi na terenie zakładu. Polegało to na tym, że wisiało ogłoszenie, w którym były zawarte informacje, w jaki sposób można mi pomóc. Ktoś zrobił zdjęcie tej karteczki i wrzucił do internetu. Momentalnie informacja o mojej chorobie rozniosła się po całym kraju, a wiele osób chciało oddać dla mnie krew. Kluby również organizowały akcje, na których zbierano krew. Piłkarze oddawali koszulki, które były licytowane. Fajna sprawa, że nawet kibice innych klubów oddawali dla mnie krew. Serio, to było bardzo motywujące.

Myślałeś, że wrócisz do futbolu? W końcu już paru wielkich piłkarzy przezwyciężało poważne choroby.

Oczywiście masz rację. W sporcie było już mnóstwo powrotów po ciężkiej chorobie. Historia Abidala, który wrócił po przeszczepie wątroby, a następnie podniósł puchar Ligi Mistrzów. Jednak każda choroba jest inna i nie ma sensu opierać się na innych przypadkach. Człowiek w takich momentach przede wszystkim chce wrócić do zdrowia, a dopiero później myśli o sporcie.

Tobie udało się wrócić.

Tak i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Na początku trenowałem indywidualnie z fizjoterapeutą Pogoni Szczecin, Dariuszem Dalke. Trwało to chyba pół roku i nie był to trening na boisku. Po chorobie nie miałem praktycznie siły, schudłem 10 kilogramów, dlatego musiałem odbudować mięśnie. Poza tym na boisko i tak nie mógłbym wychodzić na początkowym etapie rekonwalescencji po przeszczepie, ponieważ nadal musiałem bardzo uważać na wirusy i bakterie.

Gdy minęło osiem miesięcy od przeszczepu, dostałem zielone światło od lekarza i mogłem wyjść na boisko. Zacząłem od treningów bramkarskich z Wojciechem Tomasiewiczem, który jest trenerem bramkarzy w Pogoni. Początkowo było trudno, bo przez leczenie zniszczyły mi się stawy i odczuwałem ból w kolanach. Jednak to już za mną, bo z ciężką pracą wszystko minęło.

Stawiasz sobie jakieś cele?

Do przerwy zimowej mam znaleźć się w szerokiej kadrze na jedno ze spotkań, a po okresie zimowym chciałbym już zagrać. Dalej nie planuję, bo choroba nauczyła mnie, że to nie ma sensu. Trzeba cieszyć się z tego co jest tu i teraz, a nie co dopiero nastąpi. Teraz potrafię cieszyć się z wyjścia na kawę ze znajomymi. Naprawdę człowiek zaczyna doceniać mniejsze rzeczy.

Rozmawiał Bartosz Burzyński

Fot. Prywatna galeria Krystiana Rudnickiego

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...