Reklama

JAK CO PONIEDZIAŁEK… WUJO!

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2017, 19:44 • 7 min czytania 18 komentarzy

Autorem tekstu jest osoba niezwiązana z polską piłką, podobieństwo do wszelkich faktycznie istniejących osób – przypadkowe, a fabuła – fikcyjna. Tekst ma charakter żartobliwy i w żaden sposób nie ma na celu urażenia kogokolwiek.

JAK CO PONIEDZIAŁEK… WUJO!

W końcu coś drgnęło. Po przerwie na mecze reprezentacji Legia zaczęła jakoś ciułać punkty. Na razie ich meczów nie da się oglądać (przynajmniej na trzeźwo) ale wynik się liczy. Oczywiście, nic samo się nie zrobiło. Rozmawiałem z prezesem Darkiem. Tak, wiem, miałem mu nie udzielać żadnych rad, ale serce rodowitego warszawiaka nie pozwoliło mi zostawić chluby stolicy w potrzebie. Powiedziałem do niego:

– Dareczku, ty to cały czas myślisz że klub to korporacja. A wiesz jaka jest różnica pomiędzy tymi dwoma? W korporacjach pracują szczury, a w klubach ludzie. I ci ludzie z klubu spotykają innych ludzi! Ludzi piłki, oczywiście.
– Wujo, o czym ty do mnie, za przeproszeniem, pieprzysz? – wydukał Darek, wypełniając szklankę burbonem. Zdołowany był nie na żarty. – Chłopie, na każdym polu ponosimy klęskę. W dodatku drużyna jest świeżo po rozmowie motywacyjnej, a uwierz mi, spotkali takich kołczów, że nawet Mateusz Grzesiak przy nich wymięka.
– Słuchaj, Misiu, żalisz mi się tylko, a w ogóle mnie nie słuchasz. Bierz przykład z najlepszych. Powiem ci jedno: mam takiego przyjaciela, on prowadzi jeden z największych klubów na świecie. Florentino się nazywa. I ten Florek, który prywatnie pracuje w budowlance, rozumie że w piłce działają ludzie, nie roboty. W Hiszpanii jest taka zasada, że jak sędziowie przyjeżdżają do danego klubu na mecz to dostają niewielki upominek. Wiesz, proporczyk, koszulkę z nazwiskiem danego zawodnika czy inne tego typu pierdoły. Ale nie u Florka. Florek rozdawał im zegarki. I to całej ekipie, razem z delegatem.
– Wujo, czy ty się szaleju najadłeś? Przecież to jest korupcja. Chcesz już do reszty pogrążyć ten klub, i mnie przy okazji?!
– Ale słuchaj do końca. Wiesz jaki patent on robił? Umieszczał na tych zegarkach logo klubu. Dokładnie na deklu. Czyli na tylnej części zegarka, która i tak jest niewidoczna. Emblemat klubowy był, więc formalnie podchodziło to pod tradycyjny upominek. A że akurat te podarki kosztowały po kilkanaście tysięcy euro? Kto bogatemu zabroni! Wtedy taki Sancho Pansa z gwizdkiem nie jest skorumpowany. Ale dobrze wie, że kiedy dojdzie do kontrowersyjnej sytuacji, to lepiej później chwalić się przed znajomymi fajnym Rolexem albo go opchnąć i zabrać żonkę na Bermudy, niż się nie pochwalić i na następnym meczu u Florka znaleźć w upominkach tylko czerwony pisak i kalendarz.
– Dlaczego akurat pisak i kalendarz?
– Żeby zaznaczać sobie wolne weekendy. Bo widzisz, Florentino to jest człowiek do rany przyłóż! On się tak troszczył o tych ludzi, że jak z jakiś powodów nie przyjmowali zegarków to im załatwiał wolne w pracy – powiedziałem z sarkastycznym uśmiechem.

Darek może i jest zapatrzony w korpo, ale to przecież mądry facet. Zrozumiał przekaz. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W meczu z Lechią arbiter nie gwizdnął dwa razy, z czego raz zrobił dobrze, a raz źle. Ważne, że nie skrzywdził, to już coś. Co nieczęsto mi się zdarza, muszę pochwalić trenera Romka. Wszyscy go wyśmiali, że zabronił gwiazdeczkom dryblować na treningach. Powiem jedno: jak nie umiesz jeździć Polonezem, to się nie pchaj do Ferrari, bo sobie tylko krzywdę zrobisz. Romek dostał grupę gwiazdeczek, którzy po kompromitacjach w krajach trzeciego świata myśleli że dalej można ich traktować poważnie, to ich cofnął do nauki podstaw. Zero gwiazdorzenia, nie wiesz co robić – graj do tyłu, stracisz – odbuduj formację. I tak nieromantyczna wizja Romea przyniosła jakiś efekt.

Nadszedł w końcu mecz z Wisłą. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Legia jedzie tam po wpierdol. Smoki napinały się tam pod Wawelem straszliwie. Z Krakowa zrobili sobie twierdzę lepszą niż Austriacy za zaborów. W dodatku ten ich Don Kikot sprowadził jakiegoś hombre prosto z hiszpańskiej plaży. Misio miał renomę miejscowego Magika, robił w Krakowie nawet większe wrażenie niż fakirzy na rynku, którzy udają że siedzą w powietrzu. Przed meczem kibice wywiesili oprawę że „Panie, kiedyś to było!”, a w trakcie spotkania przekonywali resztę Polski, że z tej Mąki chleba nie będzie. W sumie to mi szkoda kibiców Wisły. Zasiadło ich 33 tysiące na trybunach, pewnie myśleli że w końcu przyjechała klasowa drużyna. A tu Legia zagrała nudno i bez fajerwerków, ale – patrz na mecz z Lechią – tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Ale jeszcze takich cudów nie było na tym świecie, żeby centuś gościł krawaciarza i się cieszył z tego, jak ten drugi go ogrywa. Pewnie że chcieli wygrać. Pełen stadion, na którym miejscowym dobrze idzie, słynna krakowska piłeczka, połowa składu nie zna słów w hymnie, Technik-Magik z przodu i w dodatku trener, też Hiszpan. No to logiczne, jaka mogła być taktyka? Oczywiście, kurwa, laga do przodu na Magika, który ma jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu i czterdzieści kilo żywej wagi! Genialnie to Don Kikot rozplanował.

Reklama

A tak przy okazji Magika, to ja nie wiem czym tu się podniecać. Kiwał, dryblował, mijał, tylko nic z tego nie wynikało, bo jak go Pazdek brał do tańca, to się kończyła zabawa. A jak Łysy się obciął, to Magik z dwóch metrów przywalił w Chłopca Malowanego. I dlatego wolę Jareczka Zgodę. Nie grał tak jakby mu dziewczyna siedziała na trybunach, ale jak Fatalny zagrał mu piłę przeciwną do swojego wyglądu, to Jarek ją wpakował do siatki. Dlatego Zgoda wyrwie w życiu więcej panienek niż hiszpański Magik. To jest konkretny chłop, co strzeli bramkę jak ma okazję, a nie pierdoli trzy po trzy i wsadzi tylko wtedy, jak złapie frajerkę. Chyba że Hiszpan zacznie mówić że jest z Erasmusa. Wtedy to on więcej poużywa.

Ale dobrze, bo zacząłem tą anegdotką o moim przyjacielu Florku, i po tym meczu widać było, że może Romek jeszcze nie do końca rozumie Legię, ale za to Miodek zaczyna rozumieć polską piłkę. Miał być karny dla Wisły? To się zebrało szanowne grono, przedyskutowało sprawę, przewodniczący Fatalny wskazał na VAR, i karnego nie było. Chłopiec Malowany był królem w polu karnym? Był. Każdy bramkarz powinien być. I niech jakiś tam Pedro czy inny Gonzo mu nie wyskakuje. A jak wyskakuje, to niech się liczy z tym, że skończy na ziemi. Sędzia pomyślał tak samo. A złoty zegarek cyka, cyku cyk…

Ktoś powie, że dla Legii też był karny a sędzia nie odgwizdał. A był, no i co z tego? W rozstrzyganiu kontrowersji 2:1 do przodu. I nie zrozumcie mnie źle, bo nie piszę tego ze złości, ale przeciwnie: z szacunku do nie pozostawiania tak ważnych spraw jedenastu chłopakom w krótkich gaciach.

Gratuluję Legii zdobycia trzech punktów, ale od razu apeluję: Romku, nie podniecaj się, po prostu wykonałeś zadanie. Kiedy ja byłem trenerem, to pojechaliśmy tych frajerów na wyjeździe szóstakiem. I to w ostatniej kolejce, decydującej o Mistrzostwie Polski. Kowal kręcił całym towarzystwem lepiej niż wodzirej na wiejskim weselu. To były piękne czasy. Muszę przyznać, że Wisła została wtedy rozbita na boisku, ale w samym klubie też nie działo się za dobrze. Tam był jakiś konflikt, pewnie jak zwykle centusie kłócili się o pieniądze, stąd poszło nam z tymi misiami tak łatwo. W każdym razie kibice w drugiej połowie zaczęli krzyczeć „Podziel się z nami, Wisełko, podziel się z nami”. Ale to akurat nie był problem Legii.

A jak już jesteśmy przy Kowalu, to on miał taki sam dylemat jak Mąka. Nie chciał w ogóle ruszać się spoza Bródna (co zresztą zostało mu do dziś), o opuszczeniu Warszawy już nawet nie wspominając. Dopiero chłopaki do niego podchodzili, i mówili „Wojtuś, mamy wrzesień, a u nas ciągle są święta Bożego Narodzenia bo dopiero grudniową wypłatę dostaliśmy!”. I w ten sposób Wojtek pojechał do Hiszpanii. Był królem Warszawy ale schował dumę do kieszeni i poświęcił się dla reszty chłopaków, żeby im nie odcinali wody po mieszkaniach, i innych płynów też. I to jest lekcja dla kibiców Wisły. Nie lżyjcie już tak tej Mąki, bo z pieniędzy za jej sprzedaż wasza piekarnia jeszcze stoi.

WUJO

Reklama

[Zdjęcie główne: Słynny mecz Wisła-Legia 0:6. Zagraliśmy spotkanie wybitne. Zobaczcie na spojrzenia obydwu kapitanów. Misiu z Wisły błagał o litość już przed meczem. Fot. Eugeniusz Warmiński]

Najnowsze

Komentarze

18 komentarzy

Loading...