Reklama

„Żeby grać dziś w Legii, wystarczy trafić w stodołę”. Przypominamy ostry język Czereszewskiego

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2017, 10:40 • 4 min czytania 19 komentarzy

Skoro „Kartka z kalendarza” to typowo wspominkowy cykl, to dziś będzie ich wiele, bo przypomnimy inną rubrykę, a mianowicie: „Ale to już było…”, która rolę miał bardzo podobną. A konkretnie odcinek z Sylwestrem Czereszewskim, czyli facetem, który śmiało wali między oczy. O tym, że dziś do grania w Legii wystarczy umiejętność kopnięcia piłką w stodołę, zmarnowanym talencie Mariusza Piekarskiego, złości teściowej po artykule w prasie czy prezesie-marionetce. Zapraszamy!

„Żeby grać dziś w Legii, wystarczy trafić w stodołę”. Przypominamy ostry język Czereszewskiego

Najlepszy piłkarz, z którym pan grał?

Chyba Piotrek Nowak. Może w kadrze nie zaistniał, ale zawsze podobała mi się jego gra. Z tego, co pamiętam, najlepsze momenty miał w TSV Monachium. Przygotowanie fizyczne, szybkość, umiejętność gry kombinacyjnej. A z Legii to wiadomo. Mariusz Piekarski czy Darek Czykier. Wszyscy pod jedną kreską. Nie chcę nikogo jakoś specjalnie wyróżniać, bo skrzywdziłbym resztę. Kiedyś, żeby trafić do Legii, trzeba było rozegrać bardzo dobre dwa czy trzy sezony w swoim klubie. Dziś jest troszkę inaczej. Za moich czasów na transfer do Lecha, Legii czy Wisły trzeba było zapracować w klubie, ocierać się o kadrę. Dziś wystarczy trafić celnie w stodołę czy oborę i już podstawiają kontrakt.

Najlepszy trener, który pana trenował?

Dragomir Okuka. I wcale nie dlatego, że zdobyliśmy mistrza Polski. Ciężka ręka, ciężkie treningi. W takich klubach jak Legia musi być bat i teraz właśnie chyba taki się pojawił. Wtedy nie wszyscy wytrzymali ciśnienie, były kontuzje. Wiadomo, słaba kość pęka, ale zdobyliśmy mistrza. Mecz kończył się w 90 minucie, a my z marszu mogliśmy zagrać jeszcze jeden. Ciężkie treningi się sprawdzają. Z czasem organizm się przyzwyczają. Żeby zaraz nie było, że co trzy dni meczu nie mogą grać i nie dają rady ciągnąć ligi i pucharów. To już w ogóle jest jakaś parodia.

Reklama

Największy niespełniony talent?

Zdecydowanie Mariusz Piekarski. Na pewno sam przyzna, że do wszystkiego podchodził z wielkim luzem. Zbyt szybko zarobił pierwszy milion dolarów i później już mu się tak bardzo nie chciało. Pograł w Brazylii, później wrócił do Legii i zarabiał kasę na waciki. Ta Brazylia go rozleniwiła i moim zdaniem stracił ochotę, ale teraz jest w menedżerce i zarabia jeszcze lepiej. Pamiętam, że grał pierwszy mecz, a gazety pisały, że na Legii pojawił się nowy Kazimierz Deyna. Piekarz miał ten dryg. Niby wszystko robił wolno, ale miał to coś. Każdy napastnik ligi chciał mieć go obok siebie.

Najgorszy prezes?

Pan Pietruszka w Legii Warszawa. Wtedy rządziło Daewoo i może nie jest to do końca sprawiedliwe, ale on był kompletnie skazany na właścicieli klubu. Miałem propozycję z Japonii, skądś jeszcze, ale on nie miał nic do gadania, bo rządzili prezesi Daewoo. Był marionetką. Być może znał się na piłce, ale co się do niego nie szło, to zawsze było mydlenie oczu. W takim klubie jak Legia o takich sprawach nie powinni byli decydować ludzie, którzy produkują samochody.

Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz? 

Boże, nie. Kiedyś był taki temat poruszany. Ktoś dzwonił do mnie rok temu i dał cynk odnośnie jednego znanego mi piłkarza, który mógł być gejem. Wtedy, kiedy z nim grałem, nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale rzeczywiście – mógł nim być. Nie słyszałem jednak, żeby jakiś gej jeździł po pijaku samochodem, kogoś zamordował czy bił żonę. Ludzie kulturalni, dbający o siebie.

Reklama

Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć? 

Artykuł prasowy… Nigdy nie byłem kontrowersyjny, więc trudno cokolwiek przypomnieć… A, kurde! Był taki jeden, za który najbardziej wkurzyła się moja teściowa. Jak brałem ślub, to Super Express napisał, że u mnie na weselu podawali bigos, a żadnego bigosu nie było!

Ulubione zajęcie podczas zgrupowań.

Oglądanie telewizji i czytanie prasy, chociaż nie sportowej. Niektórzy piłkarze siadali i sprawdzali, jakie dostali noty sprzed dwóch czy trzech tygodni. Dołowali się i nie mogli przeżyć, że Wyborcza dała taką ocenę, a Przegląd Sportowy niższą. Strasznie przeżywali. Ja mówię: słuchaj, kurwa, przecież mecz masz za dziesięć minut, który jest chyba trochę ważniejszy od jakichś ocen. Zgrupowania były spokojne i jestem za ich organizowaniem. Człowiek może się trochę wyciszyć.

Ulubiony komentator?

Ostatnio Tomek Hajto. Wiadomo, że często zaciąga śląskim. Ostatnio zauważyłem, że jak Kuba Błaszczykowski robił akcję, to Tomek zamiast „ciągnij” mówił „ciąg”. Często kontaktuję się z Mariuszem Śrutwą, więc rozumiem, że ktoś może tak powiedzieć, ale tutaj wyszło śmiesznie, bo w telewizji komentator krzyczy: ciąg, Kuba, ciąg. Pozytywnie.

A jeśli ktoś wspominek nie ma dość, to cały wywiad do przeczytania TUTAJ.

h5kLByh1-590x410

 

 

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...