Reklama

Vadis nie powtórzył wyczynu z meczu z Realem. Pewna wygrana Barcy

redakcja

Autor:redakcja

18 października 2017, 23:56 • 4 min czytania 14 komentarzy

Najpierw Jakub Rzeźniczak przeciwko Atletico, teraz Vadis Odjidja-Ofoe ma Camp Nou… Nieźle powodzi się byłym piłkarzom Legii, choć ten drugi może pochwalić się jedynie występem przeciwko hiszpańskiemu klubowi, a nie choćby sukcesem w postaci urwania punktów. Barcelona bez problemu ograła Olympiakos, inaczej przecież być nie mogło.

Vadis nie powtórzył wyczynu z meczu z Realem. Pewna wygrana Barcy

Na początku czas na oczywistości: Barcelona całkowicie zdominowała rywala, utrzymywała się przy piłce, prowadziła grę i konstruowała kolejne akcje, nie dając gościom dojść do słowa. Po kwadransie efekt przyniósł uparcie powtarzany od początku meczu schemat akcji. Klepka w środku, przerzut na prawe skrzydło, wbiegnięcie Deulofeu z piłką w pole karne i płaskie zagranie do środka. Większość wrzutek wybijali obrońcy, aż w końcu Nikolaou pomylił kierunki i zaliczył swojaka. Wydawało się, że to początek końca Olympiakosu, ale Grecy radzili sobie w defensywie nadspodziewanie dobrze. Dwukrotnie uratował ich Silvio Proto – raz broniąc strzał Luisa Suareza w sytuacji sam na sam, a drugi, gdy z bliskiej odległości intuicyjnie interweniował po uderzeniu Messiego. Gdy robiło się gorąco, defensywa Olympiakosu potrafiła uformować szyki na wzór greckich wojowników i generalnie broniła się dzielnie. Raz jednak nie dała sobie rady i piłka wpadła do bramki, gdy po akcji Deulofeu Gerard Pique strzelił gola ręką. Cieszył się, jak gdyby nigdy nic, lecz sędzia bramki słusznie nie uznał. Obrońca nie zamierzał jednak się z tym godzić: kiwał palcem chcąc oczyścić się z oskarżeń, aż w końcu sędzia wyprosił go z murawy czerwoną kartką.

Czy grający w przewadze Olympiakos mógł wyrównać? Raz, minutę przed przerwą, stworzył sobie do tego warunki, ale… No, zaplanujcie sobie kiedyś zrobienie pysznego obiadu. Zaproście gości, poświęćcie czas na zakup wszystkich składników – ba! – poproście mamę, najlepiej od razu z ciotką, żeby pomogły wam przy gotowaniu. A na końcu sprawcie zawód wszystkim, którym przy białym obrusie już ślinka cieknie, orientując się, że odcięli prąd i nie działa piekarnik. Otóż w ostatniej minucie pierwszej połowy Grecy konstruowali akcję od własnego pola karnego, przedostali się najpierw na połowę Barcy, potem pod jej „szesnastkę”, wyczekali, aż będzie ich odpowiednio dużo i… stanęli w miejscu. Piłkarzy Olympiakosu na połowie Dumy Katalonii było aż ośmiu, ale stali jakby byli sparaliżowali i jedynie wymieniali podania, takie, które absolutnie nie zagrażały Barcelonie. Nikt nie odważył się na wejście w pole karne, na wrzutkę, rajd, drybling. Taka wegetacja na połowie rywala, w końcu sędzia zaprosił piłkarzy na przerwę.

Druga połowa spotkania wyglądała identycznie, mimo że Olympiakos próbował zebrać w sobie na tyle odwagi, żeby zaatakować, to piłkarze Barcelony nie pozwalali im na chwilę oddechu przy bronieniu własnego pola karnego, a co dopiero na coś poważnego z przodu. Koncentracja obrońców, czyli wszystkich zawodników gości, była na wysokim poziomie, ale nic nie mogli oni zrobić, gdy nastąpił błysk geniuszu Leo Messiego.

Blaugrana miała rzut wolny sprzed pola karnego, Argentyńczyk ustawił piłkę i uderzył tuż nad głową stojącego w murze Odjidji-Ofoe. Winę za puszczoną bramkę można zrzucić na Silvio Proto, bo nie zerwał się do piłki odpowiednio szybko, ale należy docenić też strzał Messiego, bo był on znakomity. Argentyńczyk zdobył tym samym setną bramkę w europejskich pucharach. Potem strzelił jeszcze Digne, do którego trafiła piłka po podaniu Leo Messiego. Podaniu kierowanym co prawda do Iniesty, ale Hiszpan nie doskoczył do piłki i ta wylądowała pod nogami lewego obrońcy, a on płaskim strzałem podwyższył wynik na 3:0. Barca mogła zacząć się bawić i grać coraz bardziej efektownie, bo zadanie zostało już wykonane. Choć pod koniec szczęście uśmiechnęło się do Greków, a zwłaszcza do Dimitriosa Nikolaou, który strzelił gola na 3:1 po rzucie rożnym. Tym samym obrońca zrehabilitował się za samobója i zyskał z pewnością jedno z najlepszych wspomnień ze swojej kariery.

Reklama

Pewnie ciekawi was, jak na tle Barcelony wypadł Vadis Odjidja-Ofoe. Podstawową informacją jest to, że trener wystawił go jako napastnika. Albo inaczej – zawodnika ustawionego najwyżej, bo ataku w Olympiakosie właściwie nie było. Może to i zaskakujący, ale bardzo rozsądny pomysł. Grecy byli tak wycofani, że gdy piłka już trafiała do wysuniętego Odjidji-Ofoe, to trochę czasu musiało zająć, żeby dobiegli do niego koledzy. A jak wiadomo – Odjidja potrafi zagrać na czas i utrzymać się przy futbolówce. Pozycję zmienił dopiero po niemal godzinie gry, po pojawieniu się na boisku Djurdjevicia, czyli typowej „dziewiątki”. Żartobliwie można powiedzieć, że pomeczowe statystyki posiadania piłki przedstawiają się następująco:

Barcelona – 70%
Olympiakos – 15%
Vadis Odjidja-Ofoe – 15%

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Liga Mistrzów

Komentarze

14 komentarzy

Loading...