Reklama

Starzy znajomi z Ekstraklasy na mistrzostwach świata. Maksymalnie aż sześciu!

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2017, 12:08 • 11 min czytania 10 komentarzy

Nie rozumiemy do końca czemu, ale Mistrzostwa Europy w 2016 roku zapamiętaliśmy jako fajne nie tylko dlatego, że całkiem porządny występ zaliczyli Polacy, ale też z uwagi na sporą liczbę dobrych znajomych we wcale nie takich pobocznych rolach. Gola dla Słowacji strzelił Ondrej Duda. Z Cristiano Ronaldo pojedynkował się Guzmics, asystę dla Węgrów zaliczył Nikolić, można było też śledzić poczynania Gergo Lovrencsicsa i Tamasa Kadara. To była przyjemna odskocznia i oglądanie znajomych twarzy w kompletnie nowych rolach. Wydawało nam się, że wyłączną przyczyną takiego stanu rzeczy jest szerokie otwarcie bram na turniej dla drużyn z europejskiej średniej półki – z Węgrami na czele.

Starzy znajomi z Ekstraklasy na mistrzostwach świata. Maksymalnie aż sześciu!

Okazuje się jednak, że i na Mistrzostwach Świata w Rosji mogą się trafić znajome twarze w liczbie niemalże dorównującej tej sprzed roku. Do Francji pojechało pięciu „naszych” w innych kadrach – 4 Węgrów oraz Słowak. Do tego z ekstraklasową przeszłością – Bekim Balaj i Jan Mucha. Razem siedmiu wspaniałych, których pamiętaliśmy jeszcze z występów w Ekstraklasie.

Gdy zaczynały się klarować sytuacje w grupach eliminacyjnych na mundial – początkowo sądziliśmy, że jedynymi przedstawicielami naszej ligi na turnieju będą ci grający u Adama Nawałki, o ile wcześniej ktoś z zagranicy ich nie sprzątnie. Tymczasem okazuje się, że w optymistycznym wariancie możemy w Rosji spotkać aż sześciu starych znajomych. Dwóch jesteśmy już pewni, dwóch dołożyło zaś ogromną cegiełkę na ostatniej prostej w drodze po awans. O kim mowa?

ALEKSANDAR PRIJOVIĆ

I to jest chyba przypadek najciekawszy. Prijović przed Legią nie grał nigdzie, jego CV było tak ogórkowe, że transfer wydawał się w najlepszym razie ryzykowny. Na murawie też początkowo nie zachwycał, a dokładał jeszcze dość negatywne wrażenie, płynące po pełnych zachwytu nad samym sobą wywiadach. A, przypomnimy nawet dwa fragmenty, bo ani trochę się nie zestarzały.

Reklama

„Strzeliłem dwa gole w pierwszym meczu z rezerwami Arsenalu. Ich trener od razu po gwizdku chciał się ze mną skontaktować, a ludzie z Derby zamknęli mnie w szatni i od razu chcieli dobić targu”.

To jest naprawdę dobra opowieść. Strzelił dwa gole (nie sugerujemy, że zmyśla, ale zwyczajnie jeszcze nie natrafiliśmy na ślad tego meczu w internecie) i z miejsca Arsenal chciał go kupić, to przecież takie typowe. A pracownicy Derby zamknęli go w szatni (!), żeby spokojnie go opędzlować. Skoro jedni bardzo chcieli kupić, a drudzy bardzo chcieli sprzedać (w tym celu nawet uwięzili zawodnika), to zachodzimy w głowę, cóż to się wydarzyło, że do transakcji nie doszło.

*

„W Derby grałem za to z Przemysławem Kaźmierczakiem.”

To naprawdę urocze, kiedy Prijović mówi, że w Derby „grał” z Przemysławem Kaźmierczakiem. Jest bowiem między nimi bardzo wyraźna różnica. Polak rozegrał 27 meczów w barwach Derby (22 w lidze i 5 w Pucharze Ligi), natomiast Prijović… ani jednego (nawet nie siadał na ławce rezerwowych). Dokładnie na tej samej zasadzie Michał Miśkiewicz grał w Milanie z Davidem Beckhamem.

Sami rozumiecie, wydawało się, że trafił nam się prawdziwek. Potem jednak Prijo najpierw zaczął nieśmiało uzupełniać Nikolicia, a następnie został jednym z kluczowym zawodników Legii, szczególnie, że klub grał wtedy dość meczów, by odpowiednio promować obu swoich napastników. W Ekstraklasie zagrał 44 mecze, zdobył 13 bramek i dwa mistrzostwa Polski. Ukłuł Napoli, dwa razy trafił w Dortmundzie przed słynną Żółtą Ścianą – na pewno będzie ciepło wspominał Polskę i Warszawę, nawet jeśli odejście z klubu przypominało nieco karczemną awanturę.

Reklama

Dalsze losy były zresztą jeszcze dziwniejsze. Wydawało się, że Prijoviciowi chodzi wyłącznie o duży skok na hajs, który miał wykonać za sprawą transferu do Chin. Opcja jednak się wysypała, a szwajcarski Serb zaczął marzyć o ciepłej Grecji. Zrozumielibyśmy Olympiakos, może nawet Panathinaikos, ale PAOK? Czy to na pewno był dla niego awans sportowy? Niezależnie od tego, jak ocenimy ten ruch – Prijović nie przestał strzelać. W pierwszych siedmiu ligowych meczach dla Greków zdobył pięć goli i dorzucił asystę. W tym sezonie trafił 5 razy w 10 spotkaniach, dwukrotnie pokonując m.in. bramkarza Ostersunds w IV rundzie eliminacji Ligi Europy. PAOK odpadł po kompletnie nieudanym meczu rewanżowym i roztrwonieniu przewagi 3:1 z pierwszego spotkania, ale Prijoviciowi zarzucić wiele nie można.

Jeśli policzymy, że już koniec sezonu 2015/16 miał niezły, w 2016/17 strzelał regularnie w obu klubach a dziś utrzymuje tempo w lidze greckiej – przestają dziwić cyrki wokół jego osoby w kontekście meczów reprezentacji. Dlaczego cyrki? Bo w całej sytuacji Prijović dwukrotnie zmieniał barwy narodowe. Mimo, że urodził się i wychował w Szwajcarii, w młodszych rocznikach reprezentował Serbię. Dopiero jako już dojrzały, 20-letni facet stwierdził, że woli swoją przybraną ojczyznę – i ostatnie dwa roczniki grał już w Szwajcarii U-20 i U-21. Nie do końca wiadomo było, czy przepisy pozwolą mu na powrót do gry dla Serbii, ale FIFA nie miała przeciwwskazań. W czerwcu Prijović zadebiutował w drużynie narodowej Serbii, od razu z asystą w meczu przeciw Walii. Co prawda w każdym, z pięciu rozegranych od tej pory meczów grał w ogonach, ale… to on wprowadził Serbię na mundial. Wślizg, uderzenie po długim słupku, zwycięski gol w końcówce meczu z Gruzją, który przesądził o tym, że to Serbia zajmie pierwsze miejsce w grupie i pojedzie do Rosji bez konieczności gry w barażach.

Czy z Prijo zobaczymy się w Rosji? Niejeden selekcjoner potrafił odstawić bohaterów eliminacji, szczególnie, jeśli byli to po prostu rezerwowi ze szczęściem podczas swojego krótkiego epizodu na murawie. Serbia jest jednak ostatnimi czasy na tyle słaba w linii ofensywnej, że nie bardzo widzimy konkurencję dla Prijovicia w roli zmiennika Mitrovicia / drugiego napastnika w ustawieniu 4-4-2. Klasowych skrzydłowych musi w środku uzupełniać typowy środkowy napastnik – a w tej roli w reprezentacji Serbii w ostatnim czasie sprawdzało się tylko dwóch piłkarzy – wśród nich były legionista. Głowy nie dajemy, ale raczej zobaczymy się w Moskwie.

PAULINHO

Wymiatał w kadrze nawet, gdy karierę klubową w Europie poświęcił na rzecz zarabiania w Chinach. Trudno więc sobie wyobrazić, by teraz, gdy jest zawodnikiem wielkiej Barcelony, miał zostać w domu. Tak, Paulinho to pewniak na mundial i murowana szansa na wspomnienia z Ekstraklasy przy meczach Brazylii.

O tym, skąd go znamy – pisano już tysiąc razy. I przy transferze do Tottenhamu, i przy niespodziewanym przejściu do Barcelony. Przypomnijmy tylko fragmenty:

Paulinho do Łodzi był jedynie wypożyczony, a ludzie, którzy odpowiadali za jego prowadzenie, nie mieli zbyt wiele do gadania w sprawie odejścia/pozostania. Przypominamy choćby wypowiedzi Marka Chojnackiego, byłego trenera ŁKS-u. – Pisaliście kiedyś, że co to za trener ten Chojnacki… Że gdzie on miał oczy, jak w Łodzi grał Paulinho? A przecież on był tylko do nas wypożyczony i odszedł, bo nie było nas na niego stać. Czy jeśli za kilka lat Mariusz Stępiński będzie gwiazdą Bundesligi, ktoś powie, że nie poznali się na nim w Widzewie? Oczywiście, że nie. Jeżeli w wieku 18 lat ktoś gra w ekstraklasie, to znaczy, że ma potencjał. I ja ten potencjał w nim widziałem. 

Tę wersję zdarzeń potwierdzili choćby Juliusz Kruszankin, wtedy drugi trener, a także Ensar Arifović, zawodnik, który z Brazylijczykiem złapał najlepszy kontakt. Obaj wskazywali na rolę litewskiego menedżera zawodnika, który wcześniej umieścił piłkarza w FC Vilnius. Istotne było również to, że sam piłkarz źle u nas czuł, co oczywiście nie dziwi, skoro był tysiące kilometrów od domu, a pieniędzy wystarczało mu ledwie na przeżycie. Trener: – Nie mówmy, że on został w ŁKS-ie odstrzelony! To był piłkarz tego Litwina. On go zabrał i tyle. Piłkarz: – On w ŁKS-ie był bardzo młody. Przyszedł do drużyny, w której nie było różowo, a do tego miał menedżera z Litwy, na którego często narzekał. Mieszkał w dwupokojowym mieszkaniu z kolegą. Bardzo chciał wrócić do kraju. W końcu poszedł i się tam odrodził. 

W ŁKS-ie zagrał 22 mecze, zdobył 1 bramkę, w Pucharze Polski. Łodzianie lecieli już wówczas na kredytach, więc Paulinho podkreśla w wywiadach, że pensje widywał wówczas dość sporadycznie. Potem zawinął się z całym kramem litewskiego menedżera-sponsora, który miał być jednym z tysiąca zbawicieli zasłużonego klubu.

A teraz? Cóż, Paulinho jest kluczowym ogniwem w ustawieniu Canarinhos. Od 1 września 2016 roku opuścił tylko jeden mecz, gdy pauzował za kartki, poza tym zagrał 9 pełnych, 90-minutowych meczów, trzy razy schodził po 80. minucie, raz został zmieniony na 20 minut przed końcem. Motor napędowy, w 13 tych meczach Brazylia wygrała 10 razy, tylko raz wtopiła, ale bez konsekwencji, bo w towarzyskim starciu z Argentyną. W Barcelonie gra nieregularnie, ale zdążył już strzelić dwa gole. Nawet jeśli nie wspomina Polski najlepiej – to będzie jeden z mocniejszych ekstraklasowych akcentów w Rosji.

STANISŁAW CZERCZESOW

Kolejny pewniak – tym razem trener reprezentacji Rosji, gospodarza całej imprezy. Były szkoleniowiec Legii otrzymał proste zadanie – ogarnąć rozwydrzone ogromnymi pieniędzmi i uwielbieniem fanów gwiazdeczki i zagonić je do rzetelnej pracy przed najważniejszym turniejem w ostatnich latach. Zadanie budowy drużyny na turniej w 2018 roku otrzymał tak naprawdę już 6 lat wcześniej Fabio Capello. Po drodze okazało się jednak, że Fabio wcale nie jest gwarantem sukcesów, jest za to gościem, który zarabia więcej niż najdoskonalsi zachodni trenerzy w swoich klubach. Przeliczono stosunek ceny do jakości i w 2015 roku nowym „człowiekiem na lata” został Leonid Słucki. „Człowiek na lata” wytrzymał do pierwszego lata, podczas którego Rosja kompletnie skompromitowała się na turnieju Euro 2016.

Co gorsza – problemy się nawarstwiały. Kolejni trenerzy mierzyli się z tymi samymi wyzwaniami:

– brak piłkarzy w mocnych, zagranicznych ligach – bo przecież nikt im nie zapłaci tyle, co Zenit, CSKA czy Spartak
– notoryczne problemy wychowawcze, by wspomnieć suto zakrapiany melanż Kokorina i Mamajewa tuż po porażce drużyny narodowej
– brak utalentowanej młodzieży, fizyczny rozkład weteranów, psujące atmosferę gorączkowe poszukiwanie farbowanych lisów

Staszek musiał i chyba nadal musi lepić w najlepszym wypadku z piasku, by nie napisać o Rosjanach ostrzej. Nie ma ani z kogo wybierać, ani też jak budować zespołu. Czerczesow buja się więc od zgrupowania do zgrupowania, na razie legitymując się bilansem 5-4-5. Dodatkowo drużyną wstrząsają mu kolejne skandale – pod lupę wzięto m.in. 34 piłkarzy z przeszłością reprezentacyjną, którzy mieli być zamieszani w gigantyczną aferę dopingową, wyjaśnianą w Rosji od kilku lat. Nieudany był też występ w Pucharze Konfederacji, gdzie Rosja poradziła sobie jedynie z Nową Zelandią, następnie przegrywając z Portugalią i Meksykiem.

Trwa więc mieszanie w tej kompletnie niesłodkiej herbacie. Wlatują jedni (Mario Fernandes), wylatują inni (Mamajew). Łącznie Staszek skorzystał już z 42 piłkarzy, a powołanych było kilkudziesięciu. Najpierw głęboko oczyścił kadry po nieudanym Euro, potem stopniowo przekonywał się, że totalna rewolucja nie ma sensu, ostateczny kształt kadry nie jest znany do dziś – bo tak naprawdę trudno wskazać, kto tam ma robić grę i w jaki sposób.

Nie zazdrościmy Czerczesowowi wyzwania. Ale fajnie, że znów się spotkamy.

ROMELL QUIOTO

O, to też jest kawał dobrej historii. Romell w Polsce grał w Wiśle Kraków i choć miał spory potencjał, co przyznawali chyba wszyscy obserwujący przebłyski jego dobrej gry, generalnie rozczarował. My zapamiętamy go głównie z historii Tomka Ćwiąkały, który pełnił rolę przewodnika po Krakowie i w dużej mierze prawnego opiekuna honduraskiego piłkarza. Przez barierę językową to Tomek rozwiązywał jego kłopoty z policją drogową, to Tomek sprawdzał, czy przyszła już pensja i to Tomek pomagał w kupnie zegarków. Sam zresztą opisał część swoich historii W TYM MIEJSCU.

Quioto zagrał w Polsce 11 meczów, nie zdobył ani jednej bramki i wrócił do siebie. Minęło 5 lat (z trzema mistrzostwami na koncie) i przeszedł do MLS, do drużyny Houston Dynamo. Co ważniejsze jednak – dokonał czegoś absolutnie nieprawdopodobnego ze swoją reprezentacją. Przed ostatnią kolejką eliminacji, wydawało się, że los Hondurasu jest przesądzony. Było naprawdę miło, wyszaleli się w poprzednich meczach, naprawdę fajnie, że dotarli aż do ostatniej rundy, ale czas na mecze większych miśków. Oczywistym wydawało się, że USA rozklepie Trynidad i Tobago. Oczywistym wydawało się, że nawet grający bez stawki Meksyk zgoli Honduras. Quioto i kumple potrzebowali nie jednego a dwóch cudów – w jednym czasie, w dwóch meczach o faworycie wyraźnym jak w meczach ligi szkockiej.

A jednak. Nadzieję Hondurasowi dał Trynidad i Tobago, już w pierwszej połowie strzelając dwa gole i zdecydowanie komplikując sytuację USA. W tym momencie Stany Zjednoczone musiały liczyć na Kostarykę, grającą z Panamą, albo Meksyk, który prowadził 2:1 z Hondurasem. Po przerwie jednak okazało się, że ani Kostarykanie, ani Meksykanie nie uratują mundialu dla najbogatszego państwa w regionie. Najpierw piłka po strzale Hernandeza w poprzeczce odbiła się od pleców Ochoi i wpadła do bramki. Po godzinie gry zaś piłkę z głębi pola za kołnierze obrońców przyjął Quioto. Stylowo poczekał, aż defensorzy zdążą wrócić, jeszcze przełożył piłkę na prawą nogę i dopiero pokonał rewelację mundialu 2014. Ochoa po raz trzeci wyjmował piłkę z siatki, a Quioto dołączył do Prijovicia w gronie byłych ekstraklasowców, którzy swoimi golami dali reprezentacjom awans do kolejnej fazy.

Niestety dla Hondurasu – noc cudów trwała. Im wystarczyły dwa, ale Panamie potrzebny był trzeci. Kopciuszek w końcówce wcisnął gola Kostaryce, wypychając USA poza turniej, ale Honduras skazując na baraż z Australią. Trzymamy kciuki, by Romell znów błysnął i by ostatecznie była okazja do odnowienia kontaktów przy meczu Polska – Honduras na rosyjskiej ziemi. Bo chyba nikt by się za takie losowanie nie obraził.

ABDOU RAZACK TRAORE I PREJUCE NAKOULMA

I na koniec duet z Burkina Faso, który wciąż jest w grze o mistrzostwa. Niestety dla nich – szanse są już raczej iluzoryczne. W grupie, w której gra były lechista i były piłkarz Górnika Zabrze, sytuacja wygląda tak:

1. Senegal 8 punktów
2. Burkina Faso 6
3. Republika Zielonego Przylądka 6
4. RPA 4

Senegalowi zostały dwa mecze z RPA, grupę zamknie spotkanie 2 z 3 drużyną. Scenariusz, w którym Burkina Faso jedzie do Rosji jest jeden – RPA wygrywa z Senegalem, potem remisuje z Senegalem, a Burkina Faso wysoko ogrywa Republikę Zielonego Przylądka. Właściwie nie brzmi to jakoś kompletnie niedorzecznie, ale mimo wszystko – typujemy raczej, że Senegal puknie RPA przynajmniej raz i tak się skończy walka o awans.

***

Co ciekawe – rozglądamy się, kto jeszcze mógłby pojechać spośród starych znajomych i najwięcej typów to właśnie tereny za oceanem – bo przecież i Luis Henriquez z Panamy, i Junior Diaz z Kostaryki, wcześniej w Hondurasie regularnie grał Carlo Costly. Nie widzimy za bardzo Europejczyków, co chyba najwięcej mówi o kondycji Ekstraklasy. Jeśli ściągamy reprezentacyjne europejskie nazwiska – to z państw, które mogą jedynie pomarzyć o mundialu, jak Węgry, Łotwa czy Finlandia. Jeśli ściągamy piłkarzy z mocnych narodów – to takich bez szans na występy w kadrze, jak Vadis Odjidja-Ofoe czy nasza rzesza Hiszpanów. Ale nie ma co narzekać – fajnie, że prawdopodobnie będą chociaż Prijović, Staszek i Paulinho, może jeszcze ten Quioto.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...