Reklama

Praska stypa

redakcja

Autor:redakcja

10 października 2017, 09:09 • 3 min czytania 19 komentarzy

Dwóm jego poprzednikom nie dane było nawet spróbować. On – Leo Beenhakker – dostał szansę, by mimo przegranego z kretesem wielkiego turnieju, spróbować pójść za ciosem i po Euro 2008 awansować także na mundial w RPA. Wobec nie najgorszego losowania grup eliminacji mistrzostw świata można było mieć nadzieję, że ten sam szkoleniowiec, który wcześniej przechytrzył Belgów, Finów i Serbów, tym razem na rozkład umiejętnie weźmie Słowaków, Słoweńców i Czechów.

Praska stypa

Skończyło się tak, że Polska w sześciozespołowej grupie potrafiła wyprzedzić tylko amatorów z San Marino. Tak, że Beenhakker nie dotrwał na stanowisku nawet do końca kwalifikacji, na ostatnie dwa mecze ustępując na nim miejsca Stefanowi Majewskiemu. „Doktor” brał kadrę przed ostatnimi dwoma meczami, w teorii – wciąż z matematycznymi szansami, by do Afryki pojechać niekoniecznie na wakacje. Równo osiem lat temu kadra przerżnęła jednak ostatki szans w Pradze.

Patrzymy jednak na skład, jaki posłał wtedy w meczu z Czechami do boju Stefan Majewski i nie sposób nie zacząć zachodzić w głowę. Czy naprawdę kiedyś pokładaliśmy nadzieję na to, że mundial stanie przed nami otworem, w pierwszej jedenastce reprezentacji mając takich wirtuozów sztuki futbolowej jak Piotr Polczak? Czy naprawdę środek pola w starciu z Rosickym miał dla nas wygrać Maciej Iwański?

A zaraz po tejże refleksji przychodzi chwila błogiego spokoju, gdy uświadamiamy sobie, że już nie musimy się zastanawiać, czy jakkolwiek losy meczu odwróci wchodzący w końcówce Dawid Janczyk (tak, zagrał wtedy  wchodząc na boisku kilka minut po wejściu na plac gry… Roberta Lewandowskiego), tylko ewentualnie zastanawiać się, czy lepiej będzie jak w środku pomocy zagra pomocnik Sampdorii, czy może jednak sprawdzony już w bojach i ograny na poziomie ćwierćfinału mistrzostw Europy zawodnik Legii.

Koniec końców (a to ci niespodzianka!) przegraliśmy 0:2. Polczak nie zatrzymał Czechów z królem strzelców Euro 2004 Milanem Barosem i dziś zawodnikiem Piasta Michalem Papadopulosem w ataku, choć gola nie strzelił akurat ani jeden, ani drugi, a… inny nasz dobry znajomy. Tomas Necid.

Reklama

Tak o meczu pisaliśmy podsumowując jedną z pierwszych relacji LIVE w historii Weszło:

Polacy zagrali tak, jak przed meczem odśpiewano nasz hymn. Czyli beznadziejnie. I przegrali z Czechami, mimo że ci grali co najwyżej na pół gwizdka (w zasadzie, byli krok od położenia się na boisku). Zgodnie z przewidywaniami, motywem przewodnim było kultowe „Nic się nie stało”. Zgodnie z tym hasłem Stefan Majewski stwierdził, że w zasadzie to było w miarę w porządku. W środę czeka nas pierwszy od dawna mecz nie o wszystko. Konkretnie o nic. Niewykluczone, że właśnie w meczu o nic nagle – nie wiedzieć czemu – wygramy i potem będziemy się tym zwycięstwem pompować.

PS. Nie, meczu o nic – jak pewnie pamiętacie – też nie wygraliśmy. Gancarczyk zapakował swojaka i polegliśmy 0:1 ze Słowacją.

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...