Reklama

Czy Argentyna jeszcze złapie oddech? I jak ciężko będzie o to w Quito?

redakcja

Autor:redakcja

07 października 2017, 12:55 • 4 min czytania 34 komentarzy

Zbaczali z trasy zdecydowanie zbyt wiele razy. Potykali się częściej, niż po tak zaprawionych wędrowcach można się było spodziewać. Miast przybliżać się do celu, wybierali ścieżki, które od niego oddalały. Argentyńczycy sprawili, że ostatni etap drogi, która prowadzi na mundial, powiedzie ich nie łagodnym podejściem, a potężną stromizną prosto przez górskie piekło Ekwadoru.

Czy Argentyna jeszcze złapie oddech? I jak ciężko będzie o to w Quito?

Teraz muszą stamtąd przytargać trzy punkty, bo tylko one dają stuprocentową gwarancję przynajmniej barażu. Z piekła, z którego niewielu wyszło bez rozlicznych poparzeń. Tylko pojedynczym śmiałkom udało się bowiem w Quito, mieście położonym 2850 m n.p.m., zaznać chwały na wysokościach. Od kiedy pierwszy i równocześnie ostatni raz udało się to Argentyńczykom w 2001 roku, trzy punkty ze stolicy Ekwadoru wywiozło tylko pięć drużyn. Albicelestes zaledwie raz wyszarpali pojedynczy punkcik, dwukrotnie wsiadając do samolotu po przegranej 0:2.

W dwóch z trzech poprzednich kampanii Quito pozostawało niezdobyte od początku do końca. Ani w drodze na mistrzostwa świata w Niemczech, ani na te ostatnie, w Brazylii, nikomu nie udało się pokonać przeciętnej przecież kadrowo reprezentacji w jej domu.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 11.45.07

Wysokość to bowiem ogromny atut Ekwadorczyków. Wróg, którego najpotężniejsze reprezentacje świata boją się znacznie bardziej niż któregoś z napastników występujących w koszulce La Tri. Temu, jak dużą przewagę gospodarze osiągają dzięki grze powyżej 2000 metrów ponad poziomem morza, poświęciliśmy zresztą swego czasu duży tekst, do którego odsyłamy TUTAJ (KLIK). Tu fragment:

Reklama

Zrzut ekranu 2016-04-29 o 14.21.47
źródło: praca zbiorowa pod redakcją M.J. Brosnan, „Impaired interval exercise responses in elite femalecyclists at moderate simulated altitude”

Już spieszymy z wyjaśnieniem. Wykres pochodzi z badań przeprowadzonych na grupie wyczynowych kolarzy, którzy mieli wykonać osiemnaście identycznych interwałów na wysokości 585 metrów nad poziomem morza oraz w terenie położonym wyżej o 1 515 metrów. Najpierw mieli wykonywać piętnastosekundowe sprinty z 45 sekundami przerwy, później z 30 sekundami i na koniec z 15 sekundami odpoczynku. Trójkąty pokazują, jaką energię wytworzyli na poziomie 2 100 metrów, a kółka – ponad półtora tysiąca metrów niżej.

Nie trzeba posiadać wybitnie analitycznego umysłu, by dostrzec, jak moc zmniejszała się, gdy w grę wchodziła wysokość. Osiągi względem „normalnej” wysokości spadały o 5-10%.

5-10%.

(…)

Zrzut ekranu 2016-04-29 o 14.35.19źródło: T. Williams, C. Walters – „The Effects of Altitude on Soccer Match Outcomes”

Reklama

Wykres pokazuje zależność pomiędzy wynikami osiąganymi przez trzy reprezentacje rozgrywające swoje domowe mecze w miastach położonych na wysokościach ponad 2 500 metrów n.p.m. O ile w przypadku reprezentacji Kolumbii ta różnica nie jest tak widoczna, o tyle uważane za słabsze Boliwia i Ekwador czerpią ze swojego położenia bardzo wymierne korzyści.

Inną ciekawostką z wspomnianego raportu jest fakt, że Ekwador grając w Quito zdobywa ponad 25% punktów więcej niż występując na „normalnych” wysokościach, natomiast w przypadku Boliwii i stadionu w La Paz – o aż 45%.

Średnio 25% punktów więcej zdobywanych tam, gdzie rywal poza przeciwnikiem musi się także mierzyć z problemami nieznanymi jego wytrenowanemu organizmowi podczas gry na znanej sobie wysokości. Że to nie mrzonka, że dane z badań Williamsa i Waltersa wciąż obowiązują, pokazują wyniki trwających eliminacji. Ekwador u siebie z rywalami „nizinnymi” (czyli poza Boliwią grającą swoje mecze w La Paz) 10 na 21 możliwych do zdobycia punktów (48%). Na wyjazdach z tymi samymi przeciwnikami (znów – wyłączając Boliwię i zremisowany 2:2 mecz w La Paz) ugrał 6 z 24 „oczek” (25%).

Ale też nie jest tak, że Ekwador nie jest w swoich górach niezwyciężony. W 2017 roku nie wygrał tutaj meczu o stawkę, w tych eliminacjach po raz pierwszy w XXI wieku może nie skończyć z większą liczbą zwycięstw niż porażek w tak przeklinanym przez piłkarzy pozostałych reprezentacji Quito. Dziś ten bilans wisi na włosku. W żadnych z eliminacji począwszy od mundialu w Korei i Japonii, Ekwadorczycy nie przegrali aż trzech spotkań w roli gospodarza. Sposób na nich znalazł zwycięzca eliminacji – Brazylia, a także wciąż liczące się w grze o bilety do Rosji reprezentacje Kolumbii i Peru.

Zrzut ekranu 2017-10-07 o 12.16.36

Tylko czy można powiedzieć, że Argentyńczycy to gwarancja sprawienia Ekwadorczykom kłopotów, skoro zdolni byli parę dni temu do bezbramkowego remisu na Bombonerze z Peru, gdy i tak pętla na ich szyi zaciśnięta była naprawdę mocno? Że będą w stanie wygrać w miejscu, w którym oprócz rywala widzialnego, trzeba się też mierzyć z tym niewidzialnym, atakującym od wewnątrz? Że dokonają tego, co nie udało się od szesnastu lat, gdy w ataku biegał Hernan Crespo, a pomocą dowodził „Cholo” Simeone?

Ostatni mecz Argentyńczyków na tej wysokości? Koniec marca, La Paz. Rywalem Boliwia, która nawet u siebie w tym okresie nie zachwycała – przed meczem z Argentyńczykami wygrała tylko dwa z siedmiu spotkań na swoim terenie. Wynik z osłabioną wówczas brakiem Messiego reprezentacją? 2:0. Zwycięstwo przedłużające do ponad 12 lat serię bez zwycięstwa w Boliwii.

Nie brzmi dostatecznie przerażająco? No to podsumujmy wycieczki do obu górzystych państw. W XXI wieku Argentyna wygrywała eliminacyjne wyprawy dwa razy – w 2001 roku z Ekwadorem i w 2005 z Boliwią.

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

34 komentarzy

Loading...