Reklama

Miałem odzyskać miejsce w składzie Sampdorii. Melduję wykonanie zadania

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2017, 07:54 • 11 min czytania 9 komentarzy

– Trener Nawałka powiedział, że muszę dać więcej argumentów w Sampdorii. Selekcjoner wymaga od obrońców regularnej gry, każdy musi być w rytmie. Dał do zrozumienia, że we mnie wierzy, ale ktoś musi iść na trybuny. Dostałem pozytywnego kopniaka, żeby teraz przyjechać z argumentami, dzięki którym nie powtórzy się sytuacja z września – mówi w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Bartosz Bereszyński.

Miałem odzyskać miejsce w składzie Sampdorii. Melduję wykonanie zadania

FAKT

W „Fakcie” mamy dwie strony poświęcone ligowemu klasykowi. Hamalainen talizmanem Legii.

Z nim na boisku mistrz Polski jeszcze nie przegrał z Lechem. – Liczę, że w niedzielę będzie powtórka – mówi Kasper Hamalainen (31 l.).

Fin szósty raz zagra przeciwko swojemu byłemu klubowi, w którym spędził trzy i pół roku, nim w styczniu 2016 trafił do Legii. W pięciu wcześniejszych spotkaniach zawsze wchodził z ławki rezerwowych, a Legia wygrywała te mecze.

Reklama

Darko Jevtić z kolei opowiada o tym, jak uniknął śmierci.

Kiedy był nastolatkiem, musiał przejść w krótkim czasie cztery operacje barku. Po jednej z nich wdało się zakażenie, zaatakowała bakteria. Lekarze odkryli to dopiero kilka miesięcy później.

– To był lewy bark, blisko serca. Wolę nie myśleć, co mogło się stać… – wzdryga się na samą myśl, że infekcja mogła doprowadzić do śmierci.

Dalsza gra w piłkę stała się wątpliwa.

– Były takie myśli, kiedy leżałem zupełnie bez sił na łóżku i przynosili mi podawać antybiotyk bezpośrednio do żyły, żeby szybko zadziałał. Żeby w ogóle zadziałał, bo to nie było pewne…

Artura Jędrzejczyka czeka operacja palca.

Reklama

„Jędza” milczy, nie może spać, ale gra i trenuje. Od trzech miesięcy wychodzi na boisko ze złamanym palcem i na silnych środkach przeciwbólowych.

W każdym meczu odnawia mu się kontuzja, gdy walczy z przeciwnikiem lub upada na lewą dłoń (z uszkodzonym palcem). W meczu z Jagą (0:1) złamał go ponownie. Trudno mówić o prezentowaniu najwyższej formy na boisku i pełnym skupieniu się na grze, gdy wciąż myśli się o urazie.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.01.59

GAZETA WYBORCZA

Rafał Stec pisze o zwolnieniu Carlo Ancelottiego. Zwolnieniu w Bayernie bezprecedensowym, bo w najwcześniejszym momencie sezonu od początku Bundesligi.

Cierpiała drużyna, cierpiał Robert Lewandowski. Najbardziej, odkąd kontrakt podpisał tam przed trzema laty polski piłkarz. Aż monachijczycy zwolnili trenera Carlo Ancelottiego

Bezpośrednią przyczyną dymisji była środowa klęska w Lidze Mistrzów, największa w fazie grupowej w XXI wieku. – Wciąż wszyscy jesteście z trenerem? – zapytał reporter Arjena Robbena po wyjazdowym 0:3 z Paris Saint-Germain. – Na to pytanie nie odpowiem, każde słowo może być jednym za dużo – odparł holenderski skrzydłowy.

Szokujący wieczór w Paryżu podsumował wiele tygodni gry nieprzekonującej. W najlepszym razie przeciętnej, w najgorszym razie beznadziejnej, ratowanej tylko indywidualną klasą gwiazd. Szefowie Bayernu musieli mieć zresztą istotne powody, by działać gwałtownie, ponieważ w europejskiej czołówce wyróżniają się umiarkowaniem, rozwagą, spokojem. Odkąd istnieje Bundesliga, nigdy nie zwolnili trenera na tak wczesnym etapie sezonu.

Rozmowa z Grzegorzem Mielcarskim zapowiada ligowy klasyk.

Nie zapytam, kto z rywali jest dziś mocniejszy, ale raczej – kto ma mniejsze kłopoty?
Mimo wszystko mniejsze kłopoty ma Lech. Legia szuka nowej tożsamości. Skończył się lament po stracie Odjidji-Ofoe, trzeba wymyślić zespół na nowo. Znaleźć kogoś, kto będzie robił różnicę w grze ofensywnej. W Legii nikogo takiego nie dostrzegam. Mistrz Polski stał się drużyną przewidywalną, jakich w Polsce wiele. Dlatego w każdym meczu ma kłopoty. Pokazuje to bilans – cztery porażki i remis w 10 kolejkach ekstraklasy. Krzysztof Mączyński to raczej organizator gry niż lider ofensywy. Cristian Pasquato? Przyglądam się Włochowi od tygodni i wciąż nie wiem, co to za piłkarz. Legii daje niewiele. Albo wciąż szuka formy w nowym miejscu, albo po prostu przerasta go zadanie.

Dwa tygodnie temu Legia zmieniła trenera. I co?
I nic. Jacek Magiera czekał, aż zespół odpali. Nie odpalił. Przyszedł Romeo Jozak i w grze Legii nic się nie zmieniło. Nie zgłaszam jednak pretensji do nowego szkoleniowca, bo miał za mało czasu.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.06.05

SUPER EXPRESS

Robert Gumny rządzi na boisku, a jego ojciec na trybunach.

Podczas meczów Lecha na stadionie jest zawsze przynajmniej dwóch Gumnych. Wśród najwierniejszych fanów jest Jacek – tata, wśród najlepszych piłkarzy Robert – syn. W ojcu ma najwierniejszego, ale też najbardziej wymagającego kibica. – Jak coś zepsuje, tak samo go zwyzywam jak Trałkę czy Gytkjaera – śmieje się Jacek Gumny.

Zanim Robert zaczął grać w piłkę, tak jak starszy brat próbował sił w hokeju na trawie. W trzeciej klasie podstawówki ojciec zaprowadził go na „próbny” miesiąc treningów do Lecha. Innego wyjścia nie było, bo tata Roberta jest zagorzałem fanem dopingującym Kolejorza na każdym meczu, u siebie i na wyjeździe. – U mnie w domu Lech był od zawsze, na mecze zabierali mnie tata i wujek. Ja brałem na Bułgarską Roberta, Lechem był zaszczepiony od urodzenia – opowiada Jacek Gumny.

„SE” apeluje do Milika: wróć jak Ronaldo!

Po raz pierwszy Ronaldo zerwał więzadła mając 23 lata, a więc w wieku Arka. Zdarzyło się to 21 listopada 1999 r, w ligowym meczu Inter – Lecce. Rehabilitacja trwała niecałe pięć miesięcy, „El Fenomeno” wrócił na murawę 12 kwietnia 2000 r. i zaledwie po 7 min od wejścia na boisko zerwał więzadła w tym samym, prawym, kolanie!

Wielu wieszczyło wówczas jego koniec, kolejna rehabilitacja trwała aż rok, ale potem autor 62 goli dla reprezentacji Brazylii wrócił w wielkim stylu. W 2002 r. poprowadził Brazylię do mistrzostwa świata na boiskach Korei i Japonii, i został królem strzelców z ośmioma bramkami! W finale, w którym Brazylia pokonała 2:0 Niemcy, zdobył obie bramki i został wybrany w tamtym roku na najlepszego piłkarza świata.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.07.14

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.12.44

Na pierwszych dwóch stronach mamy wywiad z Bartoszem Bereszyńskim, który mówi, że Adam Nawałka postawił mu warunek sine qua non, by mógł znów grać w kadrze. Ma grać w klubie. Spełnił go.

We wrześniu, w meczach z Danią i Kazachstanem, siedział pan na trybunach. Bolało?
Bolało. Nie jest to łatwe, bo chciałem pomóc zespołowi. W Kopenhadze nam nie poszło, a w pierwszej połowie urazu doznał Łukasz Piszczek. Ciężko się siedziało na trybunach, ale na zgrupowanie przyjechałem jako rezerwowy Sampdorii i na więcej nie mogłem liczyć. Teraz sytuacja się zmieniła, dałem argumenty selekcjonerowi, by poprawić swoją sytuację, ale najważniejsza jest drużyna. Moim celem nie jest tylko przyjazd na zgrupowanie i udział w treningach. Chcę być jak najbliżej murawy. 

Czy trener rozmawiał z panem, nim oznajmił, że tym razem idzie pan na trybuny?
Tak. Powiedział, że muszę dać więcej argumentów w Sampdorii. Selekcjoner wymaga od obrońców regularnej gry, każdy musi być w rytmie. Dał do zrozumienia, że we mnie wierzy, ale ktoś musi iść na trybuny. Dostałem pozytywnego kopniaka, żeby teraz przyjechać z argumentami, dzięki którym nie powtórzy się sytuacja z września.

Powie pan na powitanie: „trenerze, melduję wykonanie zadania”?
Coś w tym stylu. Sampdoria to moje życie codzienne, reprezentacja jest raz na jakiś czas. Najważniejsze, by być szczęśliwym w życiu codziennym, wtedy od święta człowiek czuje się wyjątkowo. Wreszcie gram i na zgrupowanie przyjadę z podniesioną głową. Ale uszanuję każdą decyzję trenera. Co mogłem, wykonałem.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.12.51

Darko Jevtić wyznaje w rozmowie z „PS”, że nie zawsze przykładał się do treningów.

Widać, że chce pan być optymalny przygotowany do gry przeciwko Legii. Bo z szatni wyszedł ponad godzinę po kolegach.
Mam się chwalić? OK, faktycznie lubię popracować dłużej z fizjoterapeutami, poprzerzucać ciężary na siłowni. Ale jeszcze 2-3 lata temu nie robiłem tego aż tak długo. Potem jednak widziałem, że mi to pomaga. A piłkarz ma robić to, co dla niego najlepsze. Choć jak masz 18 lat i jest wszystko dobrze, to zupełnie inaczej myślisz. Z wiekiem przychodzi dopiero refleksja. Czy jestem bardziej podatny na kontuzje niż inni zawodnicy? Mam teraz 24 lata i wiem, ile problemów już miałem. To jednak nie kwestia genów, tylko np. tego, że dłużej trzymam piłkę przy nodze. Przez to jestem narażony na problemy.

(…)

Bark nie odzywa się już?
Nie, to już poza mną. Choć oczywiście muszę pracować.

Te wszystkie ćwiczenia lekarze zalecili?
Tak, ale nikt tak nie będzie patrzył na człowieka, jak on sam na siebie. Dużo zmieniło się w mojej głowie od momentu, kiedy miałem np. 16 lat. Szczerze? Wtedy jechałem właściwie tylko na talencie, na nim bazowałem podczas gry. Koledzy szli np. na siłownię, a ja ją omijałem szerokim łukiem. Dopiero kontuzje otworzyły mi oczy. Z perspektywy czasu dobrze, że te gorsze przyszły tak wcześnie, bo zrozumiałem, że muszę się za siebie wziąć. Klapka w mózgu przestawiła się i wiedziałem, że tylko ciężka praca pozwoli mi na grę np. po trzydziestce. Oczywiście kontuzje mogą się zdarzyć, ale jestem wystarczająco mocny, żeby sobie z tym poradzić. Teraz po 5,5 tygodnia od urazu wróciłem do treningów. Potem była jeszcze chwilowa przerwa, bo zebrał się płyn, ale teraz jestem już gotowy.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.13.03

Mateusz Wieteska już nie zalicza baboli. Zastąpiły je gole.

Choć przy Łazienkowskiej powtarzali, że widzą w nim talent, to nie dostał poważnej szansy. Zazwyczaj był to jeden mecz i powrót do rezerw. Nie pomogła specyfika Legii, gdzie trudno o cierpliwość potrzebną przy wprowadzaniu młodzieży, gdy cel jest jeden – mistrzostwo. To utrudnia wejście nastolatkom, zwłaszcza na tak odpowiedzialnej pozycji jak środek obrony. Efekt musi być tu i teraz, błędów się nie wybacza. A te wciąż przytrafiały się Wietesce. Zimowe zgrupowanie Legii, sparing z Arminią Bielefeld. Mistrzowie Polski przegrywają 1:2, obie bramki tracą z jego winy. Najpierw się poślizgnął, później źle wyprowadził piłkę. Na spotkaniu z Jackiem Magierą dowiedział się, że najlepszym rozwiązaniem będzie wypożyczenie. – Wyjaśniał, że potrzebuję gry, a nie dostanę jej w Legii. Zaproponował trzy kluby, gdzie miał znajomych: Chrobry, GKS Tychy i Sandecję Nowy Sącz – mówi piłkarz.

Trener głogowian Ireneusz Mamrot z radością odebrał telefon ze stolicy z pytaniem, czy interesuje go wypożyczenie Wieteski. Był tylko jeden problem. – Mieliśmy już zamkniętą kadrę i budżet nie pozwalał zatrudnić nowego zawodnika. Kiedy w Legii zaproponowali, że pokryją jego pensję, szybko się porozumieliśmy – wspomina Mamrot.

Ze Manuel z Wisły liczy na to, że gra w Krakowie pozwoli mu wrócić do FC Porto.

Wejścia Ze Manuela do ligi nie ułatwia też bariera komunikacyjna. Piłkarz mówi tylko po portugalsku, przez co trudno mu się dogadać w szatni. Nawet z Hiszpanami. – Gdy mówią bardzo szybko, nie rozumiem ich. Dlatego bardzo ważne jest dla mnie to, że asystentem trenera jest Portugalczyk Goncalo Feio, który bardzo mi pomaga. On jest jedynym, z którym mogę rozmawiać naturalnie, szybko i bez problemów. Zdarza się, że bariera językowa stanowi jednak problem. Kiedy na treningu chcę zapytać o jakąś rzecz związaną z ćwiczeniem, a Goncalo jest daleko, wtedy jest trochę trudniej. Tak samo w trakcie meczów, kiedy inny zawodnik chce mi coś przekazać, albo ja chcę skorygować jakiegoś kolegę, jest ciężko – tłumaczy piłkarz. – Próbuję się uczyć pojedynczych słów, jak „podanie”, „strzał”, „dośrodkowanie”, ale polski to bardzo trudny język. Na razie po polsku potrafię powiedzieć: „dzień dobry” – przyznaje. Ze Manuel liczy jednak, że przezwycięży trudności fizyczne i komunikacyjne, a pobyt w Wiśle pozwoli mu wrócić do Porto. – Mam tam jeszcze ważny kontrakt. Wierzę, że wrócę do Porto, by walczyć o miejsce w składzie. Ten klub nie ma teraz tak dobrej sytuacji finansowej, jak kiedyś. Tego lata zakontraktował tylko jednego zawodnika, a pozostałe wzmocnienia stanowili ci, którzy wrócili z wypożyczeń. To dowód na to, że robiąc postęp w innym klubie, można później otrzymać szansę w Porto. W klubie z takimi strukturami każdy wypożyczony zawodnik jest obserwowany. Tak samo jest ze mną. Jeśli rozegram w Polsce dobry sezon, dostanę szansę – mówi.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.13.19

Piotr Wiśniewski porozmawiał z Adamem Owenem o jego pracy w Lechii Gdańsk i godzeniu jej z reprezentacją Walii.

Bycie pierwszym trenerem to dla pana nowość.
Przede wszystkim to nowe wyzwanie. Nie przewiduję większych zmian w drużynie. Jedyne co się zmieni to obciążenia treningowe. Nie zamierzam wywalać wszystkiego do góry nogami. Pracujemy jak teraz, tylko na wyższych obrotach. Chcę zwiększyć intensywność treningów. Tego ode mnie oczekiwano, gdy przychodziłem do Lechii. Moje zadania polegały na indywidualnej pracy z piłkarzem. Teraz zyskam nowe możliwości. Nigdy nie miałem takiej odpowiedzialności. Do tej pory moje obowiązki sprowadzały się do podpowiadania trenerom, analizowania postępów piłkarzy. Byłem trochę z boku. Naturalnym krokiem był awans na pierwszego trenera. Progres jest.

Od teraz skupi się pan wyłącznie na pracy z Lechią?
Nie do końca. Nadal będę pracował w reprezentacji Walii. Mam zobowiązanie wobec kadry, to nie będą długie wyjazdy. Federacja nie robi mi żadnych przeszkód. Dla mnie łączenie dwóch funkcji też nie jest problemem.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.44.17

W „Chwili z…” Izy Koprowiak Romeo Jozak.

Nazwał pan siebie fanatykiem. Fanatyzm jest niezdrowy.
Kiedyś byłem jeszcze większym fanatykiem niż dziś. Nieco przystopowałem. Kiedy niektórzy ludzie mówią, że muszą żyć szybciej, ja sobie powtarzam: „Zwolnij, by się nie rozbić o ścianę”. Gdy jedziesz za szybko, możesz wypaść z zakrętu. Trzeba jechać szybko, ale mądrze.

Powiedział pan kiedyś: „Moje nazwisko otwiera wiele drzwi na świecie i zamyka w Chorwacji”. Proszę rozwinąć.
Mówi się, że czasem najtrudniej jest być docenionym na własnym podwórku. Nie dotyczy to tylko Chorwacji, podobnie jest w wielu krajach. Nie do końca jest tak w moim przypadku, bo wciąż mam tam wielu wpływowych znajomych i wiele otwartych drzwi, ale na świecie mam jeszcze więcej możliwości. 

W ubiegłym tygodniu trener Dinama Zagrzeb Mario Cvitanović został pobity przed swoim mieszkaniem, wcześniej Mamicia postrzelono w nogę. To niebezpieczne miasto?
Wiem, że takie rzeczy miały miejsce. Ja nie odszedłem z Dinama, bo się bałem. Wiedziałem, że skoro dochodzi do takich incydentów, nie będę w stanie już nic więcej zrobić w klubie. Sam nie miałem przykrych zdarzeń, ale to prawda, sytuacja jest napięta, a czasem nawet niebezpieczna.

Zrzut ekranu 2017-09-29 o 07.13.33

Najnowsze

Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
0
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Komentarze

9 komentarzy

Loading...