Wreszcie możemy spędzić sobotę z ekstraklasą. Wreszcie mamy wymówkę, by uniknąć wędrówki po sklepach, uniknąć wypicia przepysznego piwa na wygodnym hamaku na działce, by uniknąć szybkiego wypadu na weekend do Paryża. Dziś sobotę każdy z nas może spędzić tylko we dwoje, z polską piłką ligową. Ale bez przesadnych szyderstw, dzień zapowiada się ciekawie, bo o ile Kielce nie przyciągają tak bardzo naszej uwagi (chociaż i tak skończy się na tym, że pierwszy mecz obejrzymy z wypiekami na twarzy), to późniejsze mecze Śląska z Legią i Cracovii z Jagą zapowiadają się pasjonująco. Jedziemy!
Na wejściu, jak przykazali klasycy kultury fizycznej, mocna rozgrzewka. Głównie bieganie, do tego może trochę walki w zwarciu. Korona Kielce – Sandecja Nowy Sącz. Jakkolwiek irytujące były wieczne wstawki „mecz przyjaźni tylko na trybunach”, tak tutaj wydaje się na miejscu o tym wspomnieć. Nie wyobrażamy sobie w sumie defensywy Sandecji przyjaźniącej się z kimkolwiek, nawet jeśli mecz zapowiadali wspólnie Maciej Korzym (zapraszając kibiców Korony) i Jacek Kiełb (zapraszając fanów gości).
Gospodarze w tabeli mają rywali na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko dobrze wycelują cios, to wskoczą do górnej połówki. Jednak na razie się samookaleczają wypuszczając prezesa Krzysztofa Zająca z gabinetu, co skutkuje udzielaniem wywiadów i mówieniem „o graczu bez przyszłości” – Nabilu Aankourze. Inna sprawa, że może lepiej wysyłać go do mediów i na inne spotkania jak najczęściej, bo przynajmniej mniej złego zrobi na miejscu, w klubie. Za to dziś Koronie wiele złego mogą zrobić Kolew i Dudzic, którzy strzelili ostatnio po dwa gole – jeden z Pogonią, drugi z Lechią i tym samym zapewniali Sandecji po trzy punkty. To mecz z gatunku tych, o których dużo się nie mówi, a po prostu ogląda. Fajnie by było, gdyby z przyjemnością, a nie z wydłubywaniem sobie oczu już w pierwszej połowie.
*
Legia przerwę reprezentacyjną traktowała jako czas na katharsis. Wreszcie mogła odpocząć po okresie grania co trzy dni (rzecz jasna, odpoczywać od tego niemożebnie ciężkiego wysiłku będzie jeszcze długo) i zająć się treningami, a nie tylko jeżdżeniem w kolejne zakątki Polski czy Europy, do stref eurowpierdolu.
Jacek Magiera nie miał pod swoją pieczą kilku reprezentantów, a ci spisali się bardzo różnie. Armando Sadiku i Kasper Hamalainen zaliczyli ważne asysty, choć ten drugi wrócił z urazem, a w przypadku Pazdana, Jędrzejczyka czy Nagy’a trudno mówić o dobrze spędzonym ostatnim tygodniu. Tak czy tak większość piłkarzy skupiła się na treningach pod okiem Magiery i to powinno przynieść efekt. Jak wyglądał początek sezonu w wykonaniu Legii – wszyscy wiemy. Jednak jest coś, co Legii sprzyja – tabela. Mimo wtop, mistrzowie Polski mają w niej dobrą sytuację, bo jeśli wygrają ze Śląskiem, będą na pierwszym albo drugim miejscu.
Odpadnięcie z pucharów, odstawiając wątki finansów, prestiżu, rozwoju sportowego i tak dalej, a patrząc jedynie pod kątem ekstraklasy, można rozpatrywać na dwa sposoby. Z jednej strony – Legia skupi się na lidze i w niej powinna odskoczyć rywalom jak Adam Małysz konkurencji w swoich najlepszych latach. Przecież jaki to teraz problem dla organizmów, które w zeszłym sezonie poradziły sobie z grą co trzy dni i to z sukcesami – grą na wiosnę w pucharach, mimo Realu, Borussii i Sportingu w grupie Ligi Mistrzów i mistrzostwem Polski. Natomiast proste wydaje się to tylko na papierze. Meczów do rozegrania będzie znacznie mniej, a chętnych do gry nie ubyło. Magiera dopiero teraz będzie miał prawdziwy sprawdzian w roli trenera, bo im mniej minut ktoś dostanie, tym większa będzie frustracja. Oczywiście wszystko jest do wywalczenia na treningu i każdy może zapracować na skład, ale dobrze wiemy, że piłkarze obiektywnie, zwłaszcza na swoją przydatność w drużynie, raczej nie patrzą.
Magiera pierwszą okazję na pokazanie, że sobie z tym poradzi będzie miał dziś przeciwko Śląskowi. A we Wrocławiu czeka go sporo sentymentów, bo spotka się z Janem Urbanem, którego był asystentem. A ten z pewnością przygotował na Legię coś specjalnego, chociaż na razie Śląsk jest tak trudny do określenia, żeby nie powiedzieć „nijaki”, że Legia powinna sobie z nim poradzić.
Wieczorem też czeka nas hit, czyli Cracovia Michał Probierz kontra Jagiellonia. Że „Pasom” na razie nie idzie, to sprawa jasna. Pytanie tylko, co jest z tym zespołem nie tak? Bo że Probierz od razu nie zrobi z Cracovii drugiej Barcelony (co chciał uczynić Stawowy) i nie awansuje prędko do Ligi Mistrzów (tu znów pozdrowimy Stawowego) – było jasne. Ale OSTATNIE miejsce w tabeli? Skład bardzo solidny, ze świetnym środkiem pola i Krzysztofem Piątkiem w ataku, a rezultatem ich gry jest marne pięć punktów i tylko jedno zwycięstwo. Tak, można tłumaczyć, że w derbach byłby komplet, ale zagrzał się Pestka, że w pierwszych meczach prowadzono etap selekcji (Adamczyk na przykład jest już w Grudziądzu). Ale 5 punktów w 7 meczach to jest po prostu dramat i nawet niska średnia wieku oraz „perspektywiczność” poszczególnych piłkarzy nie tłumaczy Probierza.
Jesteśmy szalenie ciekawi, jak ten wygadany trener poradzi sobie z wyjściem z kryzysu. Z Jagiellonią będzie miał o tyle dobrze, że wie o niej wszystko. Oczywiście, to zespół od początku sezonu utrzymujący się w czubie, ale w przypadku tego szkoleniowca często kluczową rolę odgrywał jego pomysł na mecz. Ten z pewnością ma, teraz piłkarze muszą odwzorować go na murawie. Chociaż i tak to, co tygryski lubią najbardziej wydarzy się po meczu – dzisiejszą konferencję pomeczową po prostu trzeba będzie odpalić.
fot. FotoPyK