Reklama

Już po przerwie na kadrę, czyli nie ma wymówek. Czas na prawdziwy sprawdzian dla trenerów

redakcja

Autor:redakcja

09 września 2017, 12:58 • 5 min czytania 15 komentarzy

Wreszcie możemy spędzić sobotę z ekstraklasą. Wreszcie mamy wymówkę, by uniknąć wędrówki po sklepach, uniknąć wypicia przepysznego piwa na wygodnym hamaku na działce, by uniknąć szybkiego wypadu na weekend do Paryża. Dziś sobotę każdy z nas może spędzić tylko we dwoje, z polską piłką ligową. Ale bez przesadnych szyderstw, dzień zapowiada się ciekawie, bo o ile Kielce nie przyciągają tak bardzo naszej uwagi (chociaż i tak skończy się na tym, że pierwszy mecz obejrzymy z wypiekami na twarzy), to późniejsze mecze Śląska z Legią i Cracovii z Jagą zapowiadają się pasjonująco. Jedziemy!

Już po przerwie na kadrę, czyli nie ma wymówek. Czas na prawdziwy sprawdzian dla trenerów

Na wejściu, jak przykazali klasycy kultury fizycznej, mocna rozgrzewka. Głównie bieganie, do tego może trochę walki w zwarciu. Korona Kielce – Sandecja Nowy Sącz. Jakkolwiek irytujące były wieczne wstawki „mecz przyjaźni tylko na trybunach”, tak tutaj wydaje się na miejscu o tym wspomnieć. Nie wyobrażamy sobie w sumie defensywy Sandecji przyjaźniącej się z kimkolwiek, nawet jeśli mecz zapowiadali wspólnie Maciej Korzym (zapraszając kibiców Korony) i Jacek Kiełb (zapraszając fanów gości).

Gospodarze w tabeli mają rywali na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko dobrze wycelują cios, to wskoczą do górnej połówki. Jednak na razie się samookaleczają wypuszczając prezesa Krzysztofa Zająca z gabinetu, co skutkuje udzielaniem wywiadów i mówieniem „o graczu bez przyszłości” – Nabilu Aankourze. Inna sprawa, że może lepiej wysyłać go do mediów i na inne spotkania jak najczęściej, bo przynajmniej mniej złego zrobi na miejscu, w klubie. Za to dziś Koronie wiele złego mogą zrobić Kolew i Dudzic, którzy strzelili ostatnio po dwa gole – jeden z Pogonią, drugi z Lechią i tym samym zapewniali Sandecji po trzy punkty. To mecz z gatunku tych, o których dużo się nie mówi, a po prostu ogląda. Fajnie by było, gdyby z przyjemnością, a nie z wydłubywaniem sobie oczu już w pierwszej połowie.

Reklama

*

Legia przerwę reprezentacyjną traktowała jako czas na katharsis. Wreszcie mogła odpocząć po okresie grania co trzy dni (rzecz jasna, odpoczywać od tego niemożebnie ciężkiego wysiłku będzie jeszcze długo) i zająć się treningami, a nie tylko jeżdżeniem w kolejne zakątki Polski czy Europy, do stref eurowpierdolu.

Jacek Magiera nie miał pod swoją pieczą kilku reprezentantów, a ci spisali się bardzo różnie. Armando Sadiku i Kasper Hamalainen zaliczyli ważne asysty, choć ten drugi wrócił z urazem, a w przypadku Pazdana, Jędrzejczyka czy Nagy’a trudno mówić o dobrze spędzonym ostatnim tygodniu. Tak czy tak większość piłkarzy skupiła się na treningach pod okiem Magiery i to powinno przynieść efekt. Jak wyglądał początek sezonu w wykonaniu Legii – wszyscy wiemy. Jednak jest coś, co Legii sprzyja – tabela. Mimo wtop, mistrzowie Polski mają w niej dobrą sytuację, bo jeśli wygrają ze Śląskiem, będą na pierwszym albo drugim miejscu.

Odpadnięcie z pucharów, odstawiając wątki finansów, prestiżu, rozwoju sportowego i tak dalej, a patrząc jedynie pod kątem ekstraklasy, można rozpatrywać na dwa sposoby. Z jednej strony – Legia skupi się na lidze i w niej powinna odskoczyć rywalom jak Adam Małysz konkurencji w swoich najlepszych latach. Przecież jaki to teraz problem dla organizmów, które w zeszłym sezonie poradziły sobie z grą co trzy dni i to z sukcesami – grą na wiosnę w pucharach, mimo Realu, Borussii i Sportingu w grupie Ligi Mistrzów i mistrzostwem Polski. Natomiast proste wydaje się to tylko na papierze. Meczów do rozegrania będzie znacznie mniej, a chętnych do gry nie ubyło. Magiera dopiero teraz będzie miał prawdziwy sprawdzian w roli trenera, bo im mniej minut ktoś dostanie, tym większa będzie frustracja. Oczywiście wszystko jest do wywalczenia na treningu i każdy może zapracować na skład, ale dobrze wiemy, że piłkarze obiektywnie, zwłaszcza na swoją przydatność w drużynie, raczej nie patrzą.

Magiera pierwszą okazję na pokazanie, że sobie z tym poradzi będzie miał dziś przeciwko Śląskowi. A we Wrocławiu czeka go sporo sentymentów, bo spotka się z Janem Urbanem, którego był asystentem. A ten z pewnością przygotował na Legię coś specjalnego, chociaż na razie Śląsk jest tak trudny do określenia, żeby nie powiedzieć „nijaki”, że Legia powinna sobie z nim poradzić.

Wieczorem też czeka nas hit, czyli Cracovia Michał Probierz kontra Jagiellonia. Że „Pasom” na razie nie idzie, to sprawa jasna. Pytanie tylko, co jest z tym zespołem nie tak? Bo że Probierz od razu nie zrobi z Cracovii drugiej Barcelony (co chciał uczynić Stawowy) i nie awansuje prędko do Ligi Mistrzów (tu znów pozdrowimy Stawowego) – było jasne. Ale OSTATNIE miejsce w tabeli? Skład bardzo solidny, ze świetnym środkiem pola i Krzysztofem Piątkiem w ataku, a rezultatem ich gry jest marne pięć punktów i tylko jedno zwycięstwo. Tak, można tłumaczyć, że w derbach byłby komplet, ale zagrzał się Pestka, że w pierwszych meczach prowadzono etap selekcji (Adamczyk na przykład jest już w Grudziądzu). Ale 5 punktów w 7 meczach to jest po prostu dramat i nawet niska średnia wieku oraz „perspektywiczność” poszczególnych piłkarzy nie tłumaczy Probierza.

Reklama

Jesteśmy szalenie ciekawi, jak ten wygadany trener poradzi sobie z wyjściem z kryzysu. Z Jagiellonią będzie miał o tyle dobrze, że wie o niej wszystko. Oczywiście, to zespół od początku sezonu utrzymujący się w czubie, ale w przypadku tego szkoleniowca często kluczową rolę odgrywał jego pomysł na mecz. Ten z pewnością ma, teraz piłkarze muszą odwzorować go na murawie. Chociaż i tak to, co tygryski lubią najbardziej wydarzy się po meczu – dzisiejszą konferencję pomeczową po prostu trzeba będzie odpalić.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

15 komentarzy

Loading...