Reklama

Ostatnie pięć wejściówek na wystawny bal. Jedna dla Rzeźniczaka i spółki?

redakcja

Autor:redakcja

23 sierpnia 2017, 10:01 • 3 min czytania 24 komentarzy

Jeszcze kilka tygodni temu mieliśmy trochę inne plany na ten poranek. Zamierzaliśmy podgrzewać atmosferę przed ostatnią przeszkodą Legii w drodze do Ligi Mistrzów, ewentualnie – w zależności od terminarza – rozliczać ekipę Jacka Magiery z tego, jak swoje zadanie wykonała wczoraj. No i dupa, polegać na legionistach to jak wierzyć w opowiastki Janusza Wójcika. Naiwność. Skoro warszawianie nie zrobili zbyt wiele, byśmy mogli się wykazać, nie pozostaje nam nic innego, jak przyjrzeć się tym, których od piłkarskiego raju dzieli ledwie jeden krok. 

Ostatnie pięć wejściówek na wystawny bal. Jedna dla Rzeźniczaka i spółki?

Jest w tym gronie „nasz” człowiek, więc będzie za kogo trzymać kciuki, bo choć Polacy w elicie trochę spowszednieli (i dobrze!), to jeszcze jeden z pewnością nie zaszkodzi. Mecz Kopenhagi z Karabachem nie byłby aż tak emocjonujący z naszej perspektywy, gdyby nie obecność w składzie tych drugich Jakuba Rzeźniczaka. Mamy tu więc ciekawą historię na poziomie indywidualnym, no i klubowym. Pierwsza część jest oczywista – gdy były kapitan Legii odchodził z drużyny, raczej nie traktowaliśmy tego w kategoriach awansu sportowego. Azerbejdżan? Znamy kilkanaście ciekawszych kierunków dla gościa z tyloma tytułami w CV. Jednak dziś wszystko wskazuje na to, że Karabach będzie w stanie zapewnić więcej piłkarskich przygód niż przykładowa 2. Bundesliga.

Trudno było to zakładać w momencie podpisania przez Rzeźniczaka kontraktu. Karabach – co oczywiste – nigdy w Lidze Mistrzów nie grał. Ba! Nigdy nawet nie był w korytarzu, nigdy głośno nie zapukał do tych drzwi. Dotychczasowe starania o awans kończyły się na trzeciej rundzie eliminacji, gdzie przeszkodami nie do przejście okazywały się ekipy Salzburga, Celtiku i Viktorii Pilzno. Co innego Liga Europy – w niej azerska drużyna gra regularnie od trzech sezonów, zanotowała przy tym kilka ciekawych rezultatów (remisy z Interem czy Monaco, wygrana z Anderlechtem).

Ale teraz to będzie tylko nagroda pocieszenia. Tu można napisać historię złotą czcionką.

Zadania jest i łatwe, i trudne. Przed rewanżem z Duńczykami na ich obiekcie Karabach ma skromną, jednobramkową zaliczkę. Czyli jest w lepszej sytuacji niż przed drugim meczem poprzedniej rundy, bo wtedy do Tyraspolu na mecz z Sheriffem trzeba było jechać po bezbramkowym remisie. W dodatku w formie drużyna Gurbana Gurbanova jest wyśmienitej. Siedem meczów w tym sezonie, sześć zwycięstw i jeden, wspominany przed chwilą remis. Bilans bramkowy 13-2. Przez przypadek mignęła nam gdzieś bramka tej drużyny z ostatniej kolejki – cóż, panowie trochę grają.

Reklama

Trudne, bo Kopenhaga to nie są leszcze. To drużyna z doświadczeniem w Lidze Mistrzów. W poprzednim sezonie była nawet bliska wyjścia z grupy, dzielnie walczyła z Leicester City i FC Porto, a Club Brugge zdeklasowała. Skończyło się na Lidze Europy na wiosnę, przejściu Łudogorca i wyrównanym, choć przegranym dwumeczu z Ajaksem. Jasne, dziś to trochę inna drużyna. Ludwig Augustinsson poszedł za 4,5 miliona euro do Werderu Brema, Andreas Cornelius za bańkę mniej do Atalanty Bergamo, świetnego obrońcę Zankę za niecałe trzy wyciągnęło Huddersfield. Jeszcze zimą klub opuścił Thomas Delaney, który również trafił do Werderu. Ale Kopenhaga także wydaje. Rok temu zakupiono piłkarzy za blisko 9 milionów euro. Przed tym sezonem trzech zawodników kupiono za 5 baniek. Wszystko pod kolejny awans do elity, odpadnięcie z Azerami byłoby ciosem pod żebro.

Pozostałe mecze też powinny mieć w sobie coś z ulicznej rozróby. Young Boys ze Szwajcarii ma jednobramkową stratę do CSKA Moskwa i w perspektywie rewanż w Rosji. W pierwszym meczu Steauy ze Sportingiem zabrakło goli, wszystko rozstrzygnie się na boisku w Rumunii. Slavia Praga przerżnęła spotkanie na Cyprze z APOEL-em, u siebie musi podkręcić tempo. No i truskawka na torcie – starcie Liverpoolu z Hoffenheim na Anfield. Faworyt jest jeden – The Reds, którzy w Niemczech strzelili dwa gole (z pomocą Nordtveita), a stracili tylko jednego (z pomocą Kramaricia, który zmarnował karnego). Liga Mistrzów jeszcze nie dla Juliana Nagelsmanna? Szkoda, ale ponowna obecność w niej Jurgena Kloppa to też gratka. To taki dwumecz, że będzie dobrze niezależnie od tego, kto wygra.

Najnowsze

Komentarze

24 komentarzy

Loading...