Reklama

Taki Super Piątek, to mógłby trwać i do niedzieli! Cracovia wydziera Górnikowi punkt z gardła!

redakcja

Autor:redakcja

18 sierpnia 2017, 23:19 • 4 min czytania 81 komentarzy

Głowa latająca od lewej do prawej jeszcze w sobotni poranek. Serce bijące jakieś trzy razy szybciej niż w normie. Pozycja stojąca z szeroko otwartymi oczami wpatrzonymi w telewizor i niebezpiecznie nisko opuszczoną szczęką. To tylko kilka objawów, które mogą świadczyć, że macie do czynienia z jednym z tych szczęściarzy, którzy piątkowy wieczór złożyli w ofierze ekstraklasie. Bo ta oddała w dwójnasób, jeśli nie trójnasób.

Taki Super Piątek, to mógłby trwać i do niedzieli! Cracovia wydziera Górnikowi punkt z gardła!

Możecie wierzyć nam na słowo – gdyby skróty z tego spotkania wkleić do programu Match Of The Day na BBC, nikt w całej Wielkiej Brytanii nie połapałby się, że ogląda ligę na co dzień nieprzystającą w jakikolwiek sposób do Premier League. Emocje? Na poziomie fazy pucharowej Champions League i to zdecydowanie w stylu tych z tegorocznego dwumeczu Manchester City – Monaco. Rzadko rozpływamy się w takich zachwytach nad ekstraklasą, znacie nas – zwykle jesteśmy pierwsi do tonowania hurraoptymistycznych głosów. Ale tu po prostu się nie da.

Jakby podświadomie wypieramy z pamięci to, jak fatalny mecz – dzięki czemu spotkanie tak naprawdę na dobre się rozkręciło – rozegrał Piotr Malarczyk. Jak odpuścił krycie Koja przy golu na 1:1, jak zostawił jednemu Wolsztyńskiemu hektary wolnej przestrzeni do dobitki na 2:1, wreszcie jak stracił piłkę na rzecz drugiego Wolsztyńskiego, by przypadkiem nie dać sobie zarzucić, że faworyzuje swoimi błędami jednego z braci. Kasujemy z głów to, jak łatwo Górnik oddał dwubramkowe prowadzenie, faulując w swoim polu karnym w sytuacjach, w których powstrzymanie rywala wbrew przepisom – nawet jeśli pierwsza jedenastka była lekko dyskusyjna – nie wydawało się wcale jedynym rozwiązaniem.

Zdecydowanie bardziej wolimy pamiętać piłki Rafała Kurzawy, które siały ogromne spustoszenie w szeregach Cracovii. To, jak dość nijaki Górnik podniósł się po kolejnej jego mierzonej w punkt wrzutce z rzutu rożnego. Swoją drogą widać jak na dłoni, że ten akurat stały fragment jest jednym z koników Marcina Brosza, mającego na dzisiejszy mecz przynajmniej dwa zabójcze dla Pasów warianty. Pierwszy, niewykorzystany, gdy Kurzawa zagrał na szesnasty metr do nieobstawionego Żurkowskiego. Drugi – zamieniony na gola – gdy po raz drugi skrzydłowy zagrał piłkę tuż przed nos Sandomierskiego. Piłkę, której nie wybił jednak ani Covilo, ani (co udało mu się za pierwszym razem) bramkarz Pasów, ani będący już w momencie strzału Koja pozostawionym daleko w tyle Malarczyk.

Dużo chętniej pozostawimy w głowie to, jak bezwzględnym, wyzutym z emocji egzekutorem okazał się Piątek. Który podszedł do dwóch karnych w samej końcówce i który mimo pierwszej próby zakończonej sukcesem mimo prześlizgnięcia się po rękach Loski, w drugim uderzeniu postanowił zmieścić piłkę tuż pod poprzeczką, by niczego już nie pozostawiać przypadkowi.

Reklama

Walka o każdą piłkę Wolsztyńskich (obu), tak jakby uratowanie jej przed wyjściem za linię boczną miało dać punkty zabrzanom. Świetne otwierające podanie Rafała do jego imiennika Kurzawy, który w 87. minucie utrzymał Cracovię w grze trafiając w nogi Sandomierskiego. Kolejne, wręcz natarczywe próby Zenjova, który dziś sprawiał wrażenie, jakby po boisku biegał razem z bratem bliźniakiem, bo był zawsze tam, gdzie pojawiała się okazja do strzału czy dośrodkowania. Jeszcze jeden bardzo dobry mecz Żurkowskiego, którego nie psuje nawet ten spowodowany karny na 2:3, co do którego zdania ekspertów w telewizji i na Twitterze wciąż są podzielone. Przepiękna asysta Szczepaniaka przy trafieniu na 1:0, po wygraniu arcyważnej przebitki w środku pola. Garść świetnych interwencji Loski (ta po rykoszecie po strzale Zenjova – chapeau bas), sporo znakomitych parad Sandomierskiego. I bramki, których dostaliśmy w pakiecie aż sześć… Pozytywnymi akcentami z tego spotkania można by obdzielić kilka meczów, ba – co bardziej paździerzowe kolejki w ośmiu spotkaniach nie dają nam łącznie takich emocji, jakie zapewnił ten jeden.

Dlatego może to i dobrze, że Super Piątek w Krakowie, który długo będzie ciężko przebić, zakończył się remisem. Bo strata kompletu punktów mogłaby nam zniechęcić jednych czy drugich do tak widowiskowej gry. Momentami wręcz przerażająco frywolnej dla kibiców zainteresowanych ekip. A tak? Tak liczymy na to, że w kolejnych meczach i jedni, i drudzy pójdą za ciosem. Bo lepszej reklamy niż takie widowiska ekstraklasa zwyczajnie nie może sobie życzyć.

[event_results 348733]

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

81 komentarzy

Loading...