Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

06 lipca 2017, 13:20 • 5 min czytania 62 komentarzy

Rozmawiałem w tym tygodniu z byłym piłkarzem, którego łączono swego czasu z wielkimi klubami, który był pracowity i ułożony, ale którego kariera została zarżnięta przez brak planu. Rzucano nim raz tu, raz tam, a on zawsze pokornie słuchał agenta. Zapytałem go, czy czuł się wtedy jak towar.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

„Każdy piłkarz jest towarem. Każdy piłkarz musi tę prawdę zrozumieć, a potem zrozumieć jej konsekwencje, jeśli nie chce zapędzić się w kozi róg”.

Piłkarze notorycznie próbują pudrować rzeczywistość, tak jak kibice notorycznie zapominają, że rozmawiamy o biznesie tylko ciekawszym od handlu długopisami, bo na pewno nie romantyczniejszym.

W tym okienku doskonale widzimy, jak piękne deklaracje zawodników są tylko batem, który kręci się na własny tyłek. Jest znacznie większe prawdopodobieństwo, że całowanie herbu ugryzie cię pewnego dnia w dupę, niż w czymkolwiek pomoże.

Wojtek Pawłowski latem 2012 otwarcie deprecjonował Ekstraklasę, by trzy lata później po odpaleniu z Bytovii Bytów przez pół roku siedzieć na bezrobociu. Krzysztof Mączyński w Lidze+Extra podczas „Pomidora” stwierdził, że nie pójdzie do Legii, a dzisiaj pozuje w legijnej koszulce. Oberwie mu się z obu stron, bo wiślacy mają go za skończonego hipokrytę, a legioniści podejdą do niego z większą rezerwą, bo przecież jeszcze niedawno, w gruncie rzeczy, publicznie wzgardzał ich barwami.

Reklama

Piłkarze oczywiście mają swoje klubowe sympatie, oczywiście są kibicami, oczywiście mogą kochać te lub inne barwy. Ale dziecinadą jest wiara w to, że te uczucia w krytycznym momencie będą znaczyć więcej niż dobry kontrakt i lepsze perspektywy.

Wierzę Vadisowi, że troszkę się w Legii zakochał. Nie oznacza to jednak w żaden sposób, że teraz wybierze Legię nad grę za większe pieniądze w mocniejszej lidze, że – mówiąc wprost – przełoży Legię nad swoje życie. Oznacza to, że mu się podobało, że ma stąd dobre wspomnienia, świetnie się tu czuł i poleci Warszawę kumplom.  To zdecydowanie aż tyle, nie tylko tyle.

Piłkarz musi wycisnąć swoje pięć minut jak cytrynę. Przed czterdziestką człowiek powinien mieć już ustabilizowane życie. Piłkarz wtedy wciska reset, czeka go trzęsienie ziemi. To czekająca na horyzoncie potencjalna trauma, która może zburzyć cały układany latami ład. Takich, co zarobią tyle, że będą mogli do końca życia bimbać, nie ma wbrew pozorom wielu. Nawet ci zresztą z nudów mogą zwariować, źle zainwestować, względnie zniszczyć może ich inflacja stylu życia, bo moment, w którym przestaje wpływać na konto gruba kasa, rzadko idzie w parze z momentem, w którym z łatwością schodzisz kilka pięter w dół jeśli chodzi o wydatki.

Stworzenie sobie jak najlepszych warunków pod miękkie lądowanie jest celem nadrzędnym. Mączyński w tym roku dobił do trzydziestki. To etatowy kadrowicz ćwierćfinalisty Mistrzostw Europy, a nigdy nie miał tzw. kontraktu życia. W szatni reprezentacji Polski, gdyby porównać portfele, jestem pewien, że z góry mogą patrzeć na niego niektóre dzieciaki. Jestem pewien, że Mączyński ma szczere uczucia wobec Wisły, natomiast fatalnie to wszystko rozegrał. Jego przykład powinien uczyć piłkarzy, że prehistorią są czasy, gdy o wartości zawodnika decydowała wyłącznie umiejętność dobrego kopania piłki. Każdy wywiad ma swoją przeliczalną na złotówki wartość – pokaże się jako równy chłop, który da się lubić i ma poukładane w głowie, to na tym zyska, wcale nie w metaforycznym sensie. Każde niefortunne słowo natomiast będzie wracało jak skrzyżowanie bumerangu z brzytwą.

Mączyński, gdyby nie udawał utopijnej miłości do Białej Gwiazdy, nie byłby dziś postrzegany w ten sposób, także przez kibiców Wisły. Zrozumieliby. Tak zrobił z siebie chorągiewkę, a wrażenie potęguje fakt, że pozował na skałę.

Mam szczerze dość piłkarzy całujących herb, zapewniających o miłości do klubu A i nienawiści do klubu B.

Reklama

Myślę, że inni też. Myślę, że za pięć minut na nikim nie będzie robił wrażenia Nicki Bille mówiący, że wstaje rano i nienawidzi Legii, bo wszyscy zdawać  sobie będą sprawę, że jakby Nicki Bille nauczył się grać w piłkę, a potem jakimś zrządzeniem losu dostał z Legii astronomiczną ofertę, to by ją przyjął i opowiadał o fascynacji Jackiem Kacprzakiem.

Nie mam złudzeń, ta branża to wielki biznes, więc piłkarze, którzy te złudzenia próbują napędzać, nakręcać, wciskają mi kit. Ja o tym doskonale wiem. Dlatego wolę tych, którzy powiedzą wprost:

Tak, jestem najemnikiem.

Nie powiem, że zagram dla was pięćset meczów i nie powiem, że odrzucę dla was zajebistą ofertę z Chin.

Nie powiem tak dlatego, bo nie mam was za debili.

Szanuję was, bo inaczej bym tu nie przyszedł.

Póki nasze interesy będą wspólne, ciągniemy to wszystko we wspólnym kierunku.

W tym czasie możemy napisać razem fajną historię.

Świetnie ujął to Piotr Świerczewski:

Pamiętam też słynnego pana Gienia, który do dzisiaj pracuje, a zajmował się wszystkim: ładował węgiel do pieca, prał ubrania, przygotowywał sprzęt na mecz, kosił trawę, malował linie. Teraz pewnie za każdą z tych funkcji stałby jeden człowiek, a pan Gieniu zajmował się wszystkim. I wielki szacunek, bo tacy jak on oddają serce dla klubu. My? My jesteśmy najemnikami. Dzisiaj w Poznaniu, jutro w Grodzisku, potem w Kielcach. Gramy za pieniądze.

Nie ma pan w sobie piłkarskiego romantyzmu.

Mam, utożsamiam się z Lechem, GKS-em i Bastią, ale piłkarz nie jest romantykiem. Gra za pieniądze. Jeśli dzisiaj piłkarz Legii dostanie propozycję z Lecha za super pieniądze, to tam pójdzie. W drugą stronę to samo, co pokazał Hamalainen. Kochał Lecha przed chwilą, teraz już nie, bo teraz kocha Legię. Ja myślę, że on nie kochał ani Lecha, ani nie kocha Legii, tylko kocha swoją żonę i swoje dzieci, a piłka to jego zawód, który stara się wykonywać najlepiej jak potrafi. I wychodzi mu to myślę całkiem nieźle.

Rozumiem specyfikę twojego zawodu piłkarzu, więc nie rób ze mnie wała. Możesz poczuć miętę do klubu, to naturalne, ale nie rób z tego tematu pod piosenkę Zenka Martyniuka.

Jak Nikolić odchodził do MLS, pojawiły się łzy i łamiący się głos, a potem słowa, że chciałby kiedyś do Warszawy wrócić. I to wszystko było szczere. Naturalne. Nikt z nikogo nie robił idioty, tylko wszystko na zasadzie: „Przeżyłem tu przygodę lepszą, niż myślałem, że przeżyję. Dzięki, może jeszcze się spotkamy, jeśli to się będzie opłacać obu stronom”.

To maksymalny romantyzm, kibicu, na jaki powinieneś liczyć. To romantyzm jaki mieści się w granicach zdrowego rozsądku. Deklarowanie czegoś więcej, wymaganie czegoś więcej, jest budowaniem zamku na piasku mące.

Leszek Milewski

Napisz autorowi o swojej fascynacji Jackiem Kacprzakiem

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

62 komentarzy

Loading...