Reklama

Najbardziej utytułowany legionista odchodzi. Rzeźniczak będzie grał w Azerbejdżanie

redakcja

Autor:redakcja

04 lipca 2017, 14:46 • 5 min czytania 29 komentarzy

Nawet gdy Jakub Rzeźniczak notował dołki w Legii, był krytykowany, a wręcz momentami wyśmiewany, trudno było sobie go wyobrazić w innej koszulce, tak wrósł w warszawską rzeczywistość. Okazuje się, że i tak dojrzałe drzewo można jeszcze przesadzić, bo najbardziej utytułowany piłkarz w historii klubu właśnie go opuszcza – obrońca od nowego sezonu będzie reprezentował barwy Karabachu Agdam.

Najbardziej utytułowany legionista odchodzi. Rzeźniczak będzie grał w Azerbejdżanie

Jeśli kogoś ten kierunek bawi, to albo urodził się wczoraj, albo spał w najlepsze od przeszło dekady. Azerska piłka nieustannie się rozwija, Karabach nie jest tutaj wyjątkiem, to przecież mistrz kraju, toteż Rzeźniczak powalczy o przepustkę do Ligi Mistrzów. On i koledzy nie są wcale na straconej pozycji: rok temu Azerowie grali w grupie Ligi Europy, nie wyszli z niej, ale dwukrotnie ograli PAOK Saloniki, a w eliminacjach ogolili IFK Goeteborg 3:0. Zresztą, w sezonach 15/16 i 14/15 też grali w grupie LE, dotychczas z niej nie wychodzą, ale są nieustannie w Europie od trzech lat. Który polski klub, poza Legią, może o sobie powiedzieć to samo?

Pisał Leszek Milewski:

Kibicami Karabachu Agdam są w większości rozsiani po kraju uchodźcy, a szacuje się, że w Azerbejdżanie jest ich 800.000. Klub organizował nawet specjalne autobusy, by te dowoziły fanów na stadion z najdalszych zakątków. Stolica azerskiej części Karabachu wymarła, z kolei ta Ormiańska, Stepanakert, wciąż istnieje, bo i to region kontrolowany przez Armenię.

Karabach Agdam obok Neftczi jest jedyną azerską drużyną, która nigdy nie spadła z ligi. Nawet w czasie wojny, wciąż grali. Choć legenda mówi, że piłkarze chcieli iść na front i walczyć za swoje miasto. Ale wtedy powiedziano im, że mają przynieść chwałę na boisku. Dać w ten sposób ludziom radość i nadzieję. Najwyraźniej moc wówczas wypowiedzianych słów nie wygasła, skoro wciąż grają pod tamtą bandęrą.

Reklama

miasto

Niezwykłe, że klub z nieistniejącego miasta właśnie coraz śmielej rozpycha się po europejskich salonach. Od 2008 i zatrudnienia w klubie Gurbana Gurbanowa, Karabach w regionie zaczęto nazywać „Barceloną Kaukazu”.

Sponsorowani przez firmę Azersun, jednego z lokalnych potentatów spożywczych, odważniej postawili na zagranicznych piłkarzy, szczególnie Brazylijczyków. Gurbanow chce grać ofensywnie, nie muruje nawet mierząc się z silnym rywalem, stawiając na efektywność, nawet kosztem efektowności. To miało im zapewniać triumfy w Europie, przy jednoczesnych porażkach w lidze, gdzie cały czas pozostawali siłą pomniejszą. W zeszłym roku jednak wygrali ligę po raz pierwszy od dwudziestu lat, a teraz także zmierzają po mistrza: minęło 14 kolejek, a Karabach już wypracował sobie siedem punktów przewagi nad Interem Baku i 11 nad Neftczi.

Krajową ligę mają zamiar zdominować na lata, tak jak zrobiło BATE na Białorusi, Basel w Szwajcarii. To ułatwi realizację celu, jakim jest Liga Mistrzów. I trzeba powiedzieć jasno: dostanie się do niej to realny plan patrząc na to z kim w ostatnich latach przyszło im rywalizować, a raczej kogo ogrywać. Pokonane Dnipro, Rosenborg, Wisła, a w jednym meczu nawet Brugia czy Salzburg. Remisy z Interem, Saint-Etienne czy Twente też wstydu nie przynoszą. Karabach znalazł się na mapie europejskiej piłki, przyjęto go do rodziny i wydaje się, że dopiero się rozpędza. Tegoroczne sukcesy dodadzą wyłącznie wiatru w skrzydła, a o przekręceniu tego zespołu w ostatnich sekundach starcia z mediolańczykami mówi przecież dziś cała Europa.

Całość TUTAJ.

Oczywiście, wciąż zawsze lepiej wygląda przeprowadzka do zachodniej ligi, ale pamiętamy, że Rzeźniczak ma już 30 lat – co na obrońcę nie jest wiekiem podeszłym, ci starzeją się piękniej – jednak trójka z przodu i brak doświadczenia w innej lidze niż polska czy w reprezentacji (bo czym jest te parę meczów) robi swoje. Pewnie też Wojskowi nie chcieli robić mu pod górkę, niech chłopak swoje zarobi i tak nie miałby zapewnionego miejsca w pierwszym składzie, przy obecnym składzie osobowym z dużą dozą prawdopodobieństwa czekała go ławka.

Reklama

Też pamiętajmy, że Rzeźniczak poprzedni sezon miał słaby. „Słaby” to i tak lepsze określenie niż na jakie się zapowiadało, bo minione rozgrywki obrońca zaczął kompromitująco i fatalnie. Pamiętamy jego popisy w starciu z Jagiellonią, Arką, Łęczną czy Bruk-Betem. Właściwie w każdym meczu Rzeźniczak popełniał błędy, najczęściej szkolne, których powstydziłby się junior i to taki mający już świadomość, że na piłce sobie życia nie ustawi. Potem było już jednak trochę lepiej, Kuba dostał szansę od władz Legii, ogarnął się i od października do grudnia zagrał wszystko od dechy do dechy, zarówno w ekstraklasie jak i Lidze Mistrzów. Nie zawodził, nosił opaskę kapitana, znów był solidnym obrońcą.

Wiosną jednak po raz kolejny przywitał się z ławką, a wcześniej z trybunami – doznał kontuzji, złamał dwie kości śródręcza. W tak zwanym międzyczasie do świetnej formy z Zagłębia wrócił Dąbrowski i dla Rzeźniczaka zabrakło miejsca, Magiera stawiał na duet Pazdana z Dąbrowskim właśnie. Trudno się trenerowi dziwić: Legia nie zawodziła, to i brak roszad da się spokojnie uzasadnić. Rzeźniczak uzbierał wiosną 92 minuty, a więc malutko.

Więcej – przynajmniej na razie – w koszulce Legii pograć okazji mieć nie będzie. Mimo że odchodzi po słabym sezonie, może się żegnać jednak z podniesionym czołem. Pięć mistrzostw Polski, sześć Pucharów Polski, jeden Superpuchar. 12 trofeów to kapitalny wynik, nie ma sensu roztrząsać kiedy dołożył się do nich więcej, kiedy mniej. Często był Legii potrzebny, zawsze był na miejscu.

Teraz Rzeźniczak pogra w piłkę gdzie indziej, ale wciąż na niezłym poziomie, swoje zarobi, pewnie też odpocznie od krytyki, która tutaj dość chętnie go spotykała. Nie będzie narzekał. Krok na wschód zawsze odbierany jest z nieufnością, lecz tym razem to krok w dobrym kierunku.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

29 komentarzy

Loading...